[Przyklejony] Sezon 2020 - rolki I nie tylko
To ja - jako zwolennik komfortu - sie tu odezwe 🙂 Pytanie czy "wejscie w niskiego buta" (na nie wyczynowym poziomie) musi oznaczac buty twarde jak ze stali do ubrania, ktorych trzeba zaprzegać inne osoby 😉 Kolejne czy "miekkie" niskie da sie jeszcze kupic? Z mojego researchu sprzed 2-3 lat - nie znalazlem. Wiec - jak nie styknie - chyba jednak zostaje formowanie... :/
Odlewy to uwazam ze warte ceny w przypadkach szczegolnych - duuuzy rozmiar itp.
@Andreee
Odlewy bedą kosztowac koło 1kEUR. Gorsza sprawa gdzie je zrobić. Prawdopodobnie trzeba się kopnąć do Bielefeld, do siedziby Powerslide. Albo na jakichś zawodach.
Kurde, gdyby wtedy w Berlinie robili odlewy, to miałbym te buty bez cła przynajmniej... A McCargo to ta sama liga co Takino.
Co do kostek... Bóg przebacza, karbon nigdy! 👿
Jeśli w niskim bucie przy jeździe bez wyginania nogi kostka opiera Ci się o cholewkę to jesteś zgubiony. But ma się trzymać na śródstopiu i to śródstopie steruje wszystkim. Cholewka chroni Cię przed jakimiś szalonymi skręceniami. Normalnie ma tam nie być nacisku. Może być lekki kontakt. Jak jest stały nacisk - przepadłeś. A wiesz sam ile miesięcy takie rzeczy się leczą...
Rzecz w tym, że na niskiego buta trzeba być gotowym. Z drugiej strony, jak nie spróbujesz to nie wiesz czy jesteś. I koło się zamyka...
Coś Powerslide machnęło dzisiaj posta o nowym bucie entry level, którego cena ma pozwalać każdemu na spróbowanie czy to dla niego, bo zgadzają się, że normalne buty do szybkiej onieśmielają ceną.
https://bladeville.pl/powerslide-final-110-trinity-4x110mm-czarne.html
Podobno są ciut luźniej dopasowane niż Pulsy.
Jeszcze mają One
https://bladeville.pl/powerslide-one-czarne-boot-only-powystawowe.html
Ale te nie są marketowane jako luźniejsze.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @szyszkownikTo ja - jako zwolennik komfortu - sie tu odezwe 🙂 Pytanie czy "wejscie w niskiego buta" (na nie wyczynowym poziomie) musi oznaczac buty twarde jak ze stali do ubrania, ktorych trzeba zaprzegać inne osoby 😉 Kolejne czy "miekkie" niskie da sie jeszcze kupic? Z mojego researchu sprzed 2-3 lat - nie znalazlem. Wiec - jak nie styknie - chyba jednak zostaje formowanie... :/
Jak zrobisz formowanie a'la Krzysiek Pilch, czyli cały but do pieca i na nogę, to masz duzą szansę, że wyeliminujesz wszystkie punkty nacisku od razu. Kosztem trzymania, bo śródstopie Ci się też poszerzy.
Been there, done that. Musiałem do Luigino używać wkładek po czymś takim. Błąd jak cholera!
Całym sercem popieram ideę likwidowania punktów nacisku.
Miękkie buty to będą jakieś fitnesy. Jak dla Ciebie przymierzyłbym Rollerblade E2. To są te ze zdejmowanym cuffem. Niestety nie mają możliwości formowania na ciepło.
A może dorosłeś już na wejście z powrotem w wysokiego buta? Skoro się liczy tylko komfort?... Tak swoją drogą to widziałem co Scott Arlidge potrafił zrobić w Gdańsku na wysokich, praktycznie fittnesowych World Cup. Naprawdę da się jeździć w wysokich butach i to jak szatan! 😆
No ewentualnie sprawdź jeszcze ten nowy model "Final". Niby że luźniej dopasowane. Może Ci akurat podejdą. Tylko gdzie to mierzyć?
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wychodzę pod wieczór na rolki bo tak mi się zachciało pojeździć i co? zaczyna lekko kropić. Mam nadzieję, że przestanie. Ale nie, rozpadalo się i po 15 minutach zakończyłem jazde. Teraz nie pada. Idę około godziny 22 pobiegać 5km choć trochę mi się nie chce i pewnie będzie slaby czas. Muszę trochę sportu pouprawiać jeszcze dziś.
Street Inviders jak na lodowisku...
5km zrobione. Ale już od początku mi się nie chciało. Jednak u mnie nie ma czegoś takiego, że zejdę z trasy. Jak zaczynam, to kończę. Ciężko się biegało, wilgotność spora. Wziąłem mała buteleczkę wody i żałuję, bo źle mi się biegło trzymając ją w ręku. Czas nie taki zły 24 minuty i 34 sekundy.
Dzisiaj zaliczony maraton na Pogorii 4. Wczesniej niż zwykle, bo od godziny 15.
Czas 1 godzina 55 minut - rowno 1:55:00.
Czas chyba dobry, bo wialo niemilosiernie. Do tego stopnia, że podjazdy były jak wspinaczka w Alpach. Takiego wiatru tam jeszcze nie mialem podczas jazdy. Najgorsze, że wiało w każda stronę i praktycznie non stop i żadko kiedy w plecy.
teren z podjazdami i zjazdami. Wspiać się na taka górkę pod wiatr nie jest latwo. Nawet podczas zjazdu tak wiało, że musiałem się sporo nameczyć nawet podczas zjazdu. Momentami wiało w plecy -myslę że maksymalnie 25% trasy miałem wiatr w plecy, reszta pod wiatr.
Czas raczej OK. Zmęczony jakoś pod wieczór nie jestem - tydzień na 310 nie jeździłem - dziś nawet dyskomfortu ciasnego buta w palcach nie miałem.
Pod sam koniec, na ostatnich metrach, o maly wlos bym się nie wywalił. Jakiś kamień, czy nie wiem co i na jednej rolce podskakiwalem ratujac sie przed upadkiem. Na szczęście bylo pod górkę,no i pod wiatr, więc predkośc mala. Ostatnie kilometry jak na złość pod wiatr i nie dalo rady ponizej 1h55m
Na szczęscie było chlodniej, więc dobre i to.
Tak wiało, że na wyprostowanego badyla bym jechał maksymalnie 10km/h. Dzięki temu przećwiczyłem niską pozycję. Czasem baaardzo niską, bo inaczej się nie dało - mniejszy opór.
Teraz czekam na bezwietrzną pogodę i test ile dam radę wypruć maksymalnie.
Chmurzyło się i myślałem, że będzie padać. Na szczęście nie padało.
Sporo rowerzystów, dzieciaków etc... Wielu wariatów jadących na czołowe.
Zamówiłem sobie wczoraj kask. Ennui Elitte. Dlatego ten, bo jako jedyny jest zgrabny i nie odstaje jak wiadro jak inne 🙂 Kolor biały.
Pogoda paskudna, nie da się jeździć, bo jak przestanie padać, to nie chce szybko schnąć i znów zaczyna padać... Ma tak być jeszcze przez tydzień.
Kilka dni temu zrobiłem czyszczenie rolek - jednych i drugich. Trochę roboty było. są czyściutkie teraz.
Jedynie w Matterach obróciłem koła napisem do wewnątrz. Street Inviders wrzuciłem wszystkie razem, wymieszałem, umyłem w płynie i na oko zalożyłem. Nie stosuję żadnych schematów od dawna i wszystko jest OK. Patrze dokładnie jak wyglada i decyduję w które miejsce wkrece.
FRA nie oszczędzam, są całe poobijane. No i fajnie, nie przeszkadza mi to. Widać że coś przeżyły. Pierwszy model kiedy rysy sprawiają mi radość 😀
Zajadę je ile wlezie w 2020 i zobaczymy jak będą wyglądać pod koniec roku.
Niebieskie staram się szanować i zakładam tylko na niedzielę "do kościoła" 😀
Może cudem uda się pojeździć chociaż raz w tym tyg.
Udało się pojeździć, prawie godzinę. Zdejmuję rolki, wracam do domu i zaczyna padać. Miałem farta. spokojne wygłupy, trochę jazdy tyłem. To co tygryski lubią najbardziej 🙂
Teraz na kilka dni mam spokój i może padać 😀
Od ostatniego opisanego razu, nie robiłem maratonu. Zrobiłem dziś wieczorem. Rekord pobity 1h52m20s Ale była moc dzisiaj. Większość w niskiej pozycji, ani jednego skurczu (ostatnie 3 maratony podobnie bez)
Sporo ludzii przeszkadzaczy. Myślę że gdyby nie nawroty i zwalnianie do ZERA oraz ekwipunek typowo do jazdy miejskiej z plecakiem obladowanym, ciuchami, butelką z wodą w dloni, no to byłaby szansa na jeszcze lepszy czas. Pierwsze 10km praktycznie pod wiatr, później już bylo nautralnie.
ale mi się miło jeździło na wyczyszczonych kołkach. Super są te koła, szybkie. Ostatnie kilka km to już obliczanie, żeby dojechać do stoiska z napojami, więc znow trochę kombinowania i akurat przypadło nad plażą, gdzie teren trochę toporny.
Zmęczenie nie takie wielkie, radość jest. Po dłuższej przerwie odczuwam, że mam wiekszą moc.
Tak jak napisałem, gdyby nie przeszkadzacze i ekwipunek oraz niektore fragmenty, to 1h50m mozna by pomacać...
BUT wygodny ZERO dyskomfortu, otarć etc. Wszystko idealnie.
Jedna butelka mineralnej gazowanej 0.5L na połowę dystansu.
I teraz taka rozkminka. Czlowiek na zawodach jest ubrany, przygotowany, nawodniony, lekki i świeży i co? Osiaga gorszy czas niż na luzaka, prosto z domu wyciągnięty z zerowym przygotowaniem, Obładowany, ze słuchawkami w uszach i spoconą czapką. Chyba że mi forma podskoczyła. Ale jakoś nie odczuwam, bo ostatnio trochę zaniedbuję.
Chciałoby się teraz wystartować w zawodach i zweryfikować ile jestem w stanie ujechać.
Mam już swoją taktykę - cały czas jednakowe tempo. Myślę że poniżej pewnego rezultatu już nie zejdę, a może być tylko lepiej. I doszedłem do wniosku, że nie można dopuścić do nadmiernego zmęczenia w trakcie, zawsze trzeba mieć trochę zapasu, czasem wręcz jadę naprawdę na luzaka z niskim tętnem.
Aha, no i dzisiaj jechałem po przekładce kołek. Nie odczuwałem dyskomfortu żadnego. Te Matterki to już chyba ze mną zostaną i nie będę kombinował. Fajne kółeczka i wcale nie kosztują majątku jak inne BOOMY i inne wynalazki. Po co przepłacać ? 🙂
5 maratonów w tym roku zrobione, czekam na szósty. Ciekawe ile do końca roku dam radę zrobić. Srednio raz w tygodniu mogę sobie SPEED strzelić. Reszta to na 4x80 i mi starczy.
Krótka piłka: gdzie kończy się luz i swoboda, tam zaczyna się kaleczenie.
Zawsze, zawsze miałem dokładnie tak:
1. jak chcesz jechać szybciej niż aktualnie pozwala Ci technika, to zaczynasz jechać na siłę.
2. jak jedziesz na siłę, to zaczynają piec nogi
3. jak zaczynają piec nogi, to technika się sypie i trzeba jechać jeszcze bardziej na siłę.
4. przez co wszystkie mięśnie zaczynają piec i technika ostatecznie idzie w piach i jedyne co zostaje to jechać na siłę.
5. ...
6. znowu wszyscy odjechali i trzeba jeszcze jakoś doczłapać w ogonie.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Kask przyszedł, ale za ciasny jest. Na szerokość nie da się go normalnie zalożyć. Niby do 59cm ma, ale jest za ciasny. Na siłę nie będę zakladał, bo to mijałoby się z celem. Nie rozejdzie się z czasem, to nie buty.
Nie, jeśli wciśniesz na siłę, to po chwili rozboli Cię głowa.
Miałem kiedyś podobnie - mierzyłem kask w sklepie i było ok. Przyjechałem do domu, założyłem, też było ok. A po 15 minutach głowa rozbolała, bo coś uciskał.
I ja go mierzyłem, a kupować kaski online to totalna loteria. Chyba, że wiesz bo przymierzyłeś wczesniej dobrze.
No i dlatego chociaż mi się strasznie podobają Catlike, to następny będzie też Bontrager Starvos XL tyle, że najwyżej z MIPS.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
@tomcat
Zgadza sie. Ja swój zwracam definitywnie.
Wczoraj, drugi raz w tym tygodniu zrobiłem maraton. Nie za często? 😀
Ekwipunek, ubiór i reszta, bez zmian.
Było więcej slońca i trochę duchoty.
Po 30 kilometrze pomyślałem sobie, że może tak zaatakować barierę 1h50m? W glowie sobie przekalkulowałem, ze ostatnie 12km musiałbym jechać na bardzo SERIO i na mecie zadecydują sekundy - kilka sekund. Misja wydawala się być nierealna, bo nigdy nie postawilem sobie takiej poprzeczki.
No i co? 1:50:02 zabraklo zaledwie 2-3 sekund. Ostatni km najszybszy, totalny sprint. Na nieszczęście akurat po chodniku z kostki brukowej. Gdybym się zerwał z kilometr wcześniej, to może dałbym radę. Wiedziałem że bedzie ciężko i jesli cel osiagne, to rzutem na tasme, ze stratą lub przewagą mikroskopijną. No i kurcze, zabrakło mi do pelni szczęścia. Ale zrobić ostatni kilometr z najlepszym czasem, to pokazuje, że dobrze rozlożyłem siły.
REKORD życiowy zrobiony i chyba 5-6 maraton też zrobiony.
Po 30km tak jakby mnie zaczynały łapać skurcze, nie łapały, ale tak jakby sie zaczynało. Ostatecznie nic mnie nie złapało. Kolejny maraton bezskurczowy, bez totalnego wycieńczenia. Ba, nawet po nim jeszcze kilka km spacerowym tempem podjechałem do mety.
Zrobilem jeden mocny sprint (poza tym końcowym)tak w polowie dystansu i zdalem sobie sprawe jak taki sprint może zmęczyć mięsnie i zepsuć wszystko. Niby przez chwile prędkość jest zawrotna, ale przez kolejne kilometry ponoszę konsekwencje. Właściwie caly dystans z mala rezerwa zrobilem, na spokojnie, bez szarpnięć, poza tym jednym sprintem.
Nastepnym razem już będę atakował barierę 1h50m.
Na nawrotach dużo tracę. Tych nawrotow to tak okolo 5 chyba będzie. Czyli praktycznie wyhamowanie do ZERA i rozpęd.
Może jutro nawet spróbuje.
Spodobalo mi sie to 🙂
Ale co najciekawsze, to do tej pory jazda w niskiej pozycji była dla mnie niekomfortowa i szybko od niej uciekałem i jechalem po swojemu. Natomiast wczoraj zauważyłem, że jechanie po swojemu jest dla mnie niekomfortowe i uciekam do jazdy w nieskiej pozycji i tak jadę i jest mi OK. Obecnie około 3/4 trasy jadę w niskiej, a jakiś czas temu bylo odwrotnie. Niesamowicie to się odwróciło wczoraj. W niskiej odpoczywałem praktycznie. W plecach właściwie nic mi nie dolega.
A poza rolkami ostatnio sportu bardzo mało, o rozciąganiu w domu to nawet nie pamietam kiedy ostatnio bylo.
Od jutra planuję się wziąć za jakieś ćwiczenia pozarolkowe i hantelkowe. Matę kupiłem i korzystam sporadycznie.
Mam już przećwiczony schemat maratonu, mam swoje tempo, mam swoje zasady. mogę spokojnie wkomponować to w zawody i będę jechał swoje nie patrząc na innych. Mam swoj okreslony czas na każdych 10km i tego się trzymam, bez wzgledu czy mnie ktos wyprzedza, czy jedzie za mną.
Myślę że na obecną chwilę 1h50m jest na wyciągnięcie ręki na zawodach. Tylko muszę sie trzymać swojego planu i nie cwaniakować. Na 10km tak ze 26 minut bez problemu dam rade zrobić i to cztert dziesiątki w tym samym czasie, bo tak też robię. Każda dyszka wychodzi podobnie. Jadę cały czas jednakowo, całe 40km, a na końcu mogę przyśpieszyć.
Dodatkowo, co jest sporym plusem, na Pogorii 4 są podjazdy i przy okazji mozna poćwiczyć bardziej wytrzymalośc. Niektóre podjazdy są nawet całkiem calkiem. Już się przyzwyczaiłem do nich.
Co do niskiej pozycji - to w dużej mierze zależy od rozciągnięcia i braku deficytów. Po dotychczasowej terapii jestem o wiele bardziej elastyczny i mobilny niż bywałem w momencie, gdy się sam rozciągałem. Da się dzięki temu zejść do tak niskiej pozycji, która kiedyś była niedostepna, a zwykła obniżona stała się dużo łatwiejsza.
Więc może po prostu miałeś dobry dzień 🙂
Co do ustabilizowania się na 26 minutach na 10 kilometrów to brawo. Dalsze znaczące postępy to już byś musiał raczej zmienić wzorzec ruchu na bardziej speedowy. Nawet z kołczingiem to trwa. Albo mnie się tak wydaje, bo jestem mało zdolny 😆
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wczoraj upał, ubzdurało mi się, żeby znów zrobić maraton. Okolo godz. 15 zjadłem ostrego burgera i popiłem piwkiem zimnym...
Później szybko do fizjoterapeuty, bo z braku ruchu ostatnio strasznie boli mnie kark i szyja. Pomasował, nic nie pomógł jak zwykle no i zbieram się na Pogorię.
Ostatnie dni, chyba przez pogodę, bez energii, spore zmęczenie i brak świeżości.
Jestem na Pogorii, ludzi sporo, bo upał. Kiedy startowałem bylo
równo 30st i kiedy kończyłem też 30 ,no i non stop w słońcu, bo tam cienia to nie ma co szukać, chyba że na trójce, ale tam już nie jeżdżę. Zadalem sobie pytanie, po co ja w takich warunkach i z takim samopoczuciem chcę się porywać na taki wysilek. No coż, startuję.
Chcę pobić rekord i zejść poniżej 1h50.
Wytyczam sobie cel - każda "dyszka" w 26 minut. Po okolu 5km zaczynam się źle czuć w żołądku. Czuję burgera, piecze zgaga i z każdym km czuję się gorzej. Odnosilem wrażenie, że picie wody potęguje problem z żolądkiem (wypilem 1.5 litra mineralnej w czasie jazdy) Upał, słonce i do tego silny wiatr, akurat w tym miejscu, gdzie są największe podjazdy. W jedną stronę neutralnie bez wiatru, natomiast w drugą non stop pod wiatr i to chyba tak jeszcze na tym odcinku nie wiało.
Trzy pierwsze 'dyszki' idealnie co do sekundy 26 minut. Wręcz co do sekundy. Zaczyna się czwarta "dyszka" Upał, żolądek, wiatr i jeszcze wspinaczka pod górę... zjazdy praktycznie przez caly dystans były wolne, bez większych prędkości. Wszystko to przeciwko mnie, jedynie ambicja i wola walki po drugiej stronie. Bo jak to mam w zwyczaju, nigdy, ale przenigdy się nie poddaję i nawet wymiotując dojadę do mety - taki charakter.
Okazuje się, ze na czwartej "dyszce" gdzieś zgubiłem aż 2 minuty. Pamiętam, że właśnie wtedy wiało najbardziej.
ostatnie 2km na maksa. No i nie bylo szans na rekord - 1h51m. Gdyby nie te ostatnie 10km i zgubienie gdzieś po drodze tych 2 minut, to byłoby rewelacyjnie.
Jednak jak sobie popatrze na warunki, na to jak się czulem to ten czas jest też bardzo dobry. Ale nie pobilem rekordu i jakoś czulem niesmak.
Tak xle się jeszcze na rolkach nie czułem. to nie pierwszy raz kiedy po zjedzeniu wlasnie tego burgera xle się czuję. Kiedyś mialem podobnie podczas biegania.
Aha.. no i przed startem wypilem jeszcze Red Bulla... nie żebym wirzyel w jego moc, ale tak jakoś zachcialo mi się. Ostatnio znow piję colę - po 12 miesiącach no i źle się odżywiam. Po maratonie podjechalem jeszcze kupić zimną colę i 3km na spokojnie zrobilem. Do końca dnia czulem się niedobrze.
Czas niby dobry, patrzac na warunki, ale czuję niedosyt!
Dzisiaj leje deszcz, mialem szczescie.
Do okolo 32km mialem najlepszy czas w życiu, tak szybko jeszcze maratonu nie jechałem, po 30km miałem 1h18m - równo 26 minut na 10km no i później coś się stało...
I teraz tak. Jeśli w takich warunkach miałem taki wynik, to znaczy, że jest dobrze, bo już gorszych warunków sobie nie wyobrażam. Czyli w najgorszym wypadku na jakimś maratonie będzie 1 godzinka i 51 minut 😀
A jelsi odejmę nawroty i zwalnianie do ZERA, ekwipunek z plecakami i resztą gratów, to mam powody do zadowolenia.
Nastepnym razem zrobie test generalny. Będę czekal na dzień bezwietrzny, chłodny i bez tłumów oraz ze zdrowym żołądkiem.
Chociaż na Pogorii 4 to zawsze wieje i tu mogę się nie doczekać.
Do tego ostatnio sobie zrobiłem 5km biegu, często jeżdżę na FRA i poprawiam jazdę. Ostatnio zaczynam bawić się w jakieś tam slidy. Jazdę tyłem już raczej opanowałem. I jeden i drugi zestaw sprawia mi przyjemność, ale chyba większą jednak 80mm
Obie pary rolek bardzo wygodne, w FR1 po maratonie nie mam ani jednego otarcia, dosłownie ZERO problemów.
Muszę poprawić technikę żeby odepchnięcia były wydajniejsze na 3x110, bo tutaj to totalna amatorszczyzna i na pałę jadę 😀
Próbuję ten double push, może się uda. Tam chyba chodzi o to, że nadaje się predkości tym drugim odepchnięciem na zewnętrznej - jesli dobrze kombinuję. Bo tak mi wychodzi podczas jazdy. Z tym, że nie ma tam na tyle energii żeby sie odbić i wystrzelić. Musze to przetestować i porównać do zwykłej jazdy. Zreszta krótką mam szynę więc z czym do ludzi. Szyna długości 248mm czy ile ona tam ma (może 247?) i robienie maratonu to trochę śmiech na sali. W tym roku już nie będe kombinował, jeżdżę na tym co mam i nie planuję żadnych zmian. Jestem zadowolony.
@andreee
Weź Ty poczekaj na Katowice, Mazury albo CM i tam sobie zrobisz tą życiówkę na spokojnie. No chyba, że masz cel, żeby to jednak osiągnąć w pojedynkę.
No i słuchaj organizmu. Bo ze zgagą i ogólnym złym samopoczuciem rzucać się na życiówkę: najlepszy sposób, żeby się bez sensu frustrować.
@qbajak
Nie jest pewne czy te zawody się odbędą i nie jest pewne czy będę w stanie wziąć w nich udział - wszystko wskazuje na to, że mogę nie zdażyć. Jesli w sierpniu będą jakieś zawody to pojadę. Od września rożnie może bywać.
Oczywiście, nie jestem szaleńcem, jeśli faktycznie działoby się żle, to bym postawił na zdrowie, a nie wynik. Jednak jak do tej pory takiej sytuacji nie bylo. Z tym wymiotowaniem to trochę odfrunąłem i mogłoby się wydawać, że jest inaczej.
To bicie rekordów u mnie działa motywująco. Na początku jechałem to sobie bez parcia na wynik. Ale teraz, będąc już na trasie, dociera do mnie pytanie - a po co jechać byle jechać, można pobić rekord 🙂
Na szczęście dzięki temu te czasy udaje mi się poprawiać i patrząc na dotychczasowe działanie, przyniosło to pozytywne skutki. Tutaj raczej kwestia podejścia do sprawy u mnie leży pod względem diety i zdrowego trybu życia.
U mnie, jazda w trudnych warunkach atmosferycznych działa motywująco. Im trudniej tym lepszy rezultat to przyniesie w postaci wydolności etc..
Poza tym, ja znam swoj organizm, znam swoje mozliwości i zawsze mam to pod kontrolą. Zawsze też zachowuję rezerwę, nawet podczas finiszu na ostatnim kilometrze. Z opisu to może wyglądać dramatycznie, ale w rzeczywistości jest bardziej optymistycznie.
Ja teraz jak już biorę ze sobą niebieskie FR1 to od razu idę zrobić maraton, nie biorę nawet pod uwagę 20 czy 30km jak dawniej. Szczerze mówiąc po takim maratonie jestem bardziej zrelaksowany niż w zeszlym roku po 32km które robilem. A porownujac to do Katowic 2019 to jest przepaść. Teraz praktycznie nastepnego dnia nie czuje zadnego zmęczenia, zakwasów itp. Tutaj zauważyłem spory progres - szybka regeneracja. Wczoraj jedynie zawalilem objadając się niezdrowym burgerem i to wyszlo w trakcie.
Tak czy inaczej już sie nie mogę doczekac kolejnego maratonu 🙂
Bo na codzień to sobie jeżdżę na 80mm i kompletnie mnie nie interesuje czas. Ale jak już zakladam niebieskie, to sytuacja ulega zmianie.
Do tej pory sprawia mi to wielką frajdę i słowo MARATON nie robi na mnie większego wrazenia jak rok temu, kiedy przed Katowicami zastanawialem sie czy dojadę do mety.
To też może być fajnym eksperymentem nawet dla innych. Trening w postaci maratonu. Jak uda się zejść poniżej 1h50 to sobię będę już jechał bez parcia na rezultat. Jednak tę barierę muszę przebić, bo czułbym niedosyt. A jest to taki rezultat, którego na spokojnie zrobić się nie da, trzeba przygazować od czasu do czasu. Później wezmę się za technikę kosztem czasu.
Myslę że tutaj, to musiałby mnie zobaczyć jakis fachowiec i okreslić, co robię źle. Myslę nawet o jakimś instruktorze SPEED, żeby od razu wyeliminować blędy. Ale to w przyszłości.
Jest jeszcze jedna rzecz, która wciąga mnie w te maratony i jazdę na niebieskich - POGORIA 4. To miejsce działa na mnie bardzo pozytywnie. Ma w sobie pewien urok, dla mnie jest to miejsce idealne. Jadąc tą trasą ciągle się coś dzieje, ciągle są widoki, na jezioro, na łódki, jest na co popatrzeć. No i jest kogo wyprzedzać.
Boję się, że w innym miejscu może mi się już nie chcieć kręcić tych 42km. Jak dla mnie Pogoria to miejsce wręcz wymarzone do jazdy długodystansowej, przyciąga mnie swoim urokiem. Jadąc tam człowiek się relaksuje, odrywa mysli od rolek, skupia się na paralotniach, na skoszonej trawie, na wszystkim tylko nie na mysleniu o rolkach, co daje dużo podczas prawie 2 godzin jazdy do przodu.
Zakładając rolki czlowiek już się cieszy, że za chwilę będzie na trasie.
Nigdy jazda na niebieskich nie była obowiązkiem, zawsze to radośc i czekanie nawet kilka dni na ten moment.
Nie wyobrażam sobie by iść odwalić trening z przymusu, bez czerpania radości z jazdy.
Jak do tej pory każde wyjście na rolki to u mnie radość, jeszcze nigdy nie mialem na nogach rolek, żeby "odwalić robotę"
Sa takie dni, że mi się nie chce i w te dni nie jeżdżę. Najgorzej jest kiedy jest ochota i moc i pada deszcz 🙂
Wracając do zawodów bardzo chciałbym, by w sierpniu odbyly się choć jedne zawody - pojadę nawet na drugi koniec Polski 🙂
Wysłany przez: @andreeeWracając do zawodów bardzo chciałbym, by w sierpniu odbyly się choć jedne zawody - pojadę nawet na drugi koniec Polski ?
W sierpniu to jest szansa już tylko na Katowice. Niestety nie dla mnie bo ja będę na nieistniejących zawodach w Zamościu...
Poza tym wygląda na to, że maraton na Mazurach 12.IX dojdzie do skutku - bo się na FB znowu z reklamowaniem uaktywnili - no chyba, że wprowadzą nowe restrykcje.
Skawiny dla mnie odpadają ze względu na stosunek dystansu do drogi jaką trzeba przebyć, żeby do Skawiny się dostać. Warszawskiego Rolkowiska to raczej nie odpuszczę, mimo, że to 2km do przejechania rozbite na cały dzień. Ale wezmę też nartki i będzie 4km 😛
Rodzinne Grodziskie pewnie też zaliczę. No i pytanie co z CM. Tu zagwozdka podwójna - czy będzie? A jeśli tak to jak będzie z COVID - bo wtedy rozważę ciapąg.
Mo i stało się 🙂 Był cel i został spełniony. 1h49m8s
Najśmieszniejsze jest to, że przegapiłem metę i wyłączyłem pomiar 92 metrów później 😀 No zagapiłem się, taki byłem podekscytowany. A później jeszcze 3km dodatkowe.
Dodatkowe 90 metrów w czasie 14 sekund
Wiedziałem, że to musi nastapić dzisiaj! Wyszło idealnie, każde 10km w czasie średnim 26 minut i ostatnie 2km w identycznym tempie. druga dyszka była nawet w 25m30s o pół minuty szybciej.
Ludzi bardzo dużo, często musiałeem hamować, dzisiaj chyba nawet rekordowo dużo na trasie. Wiatr maleńki, nie przeszkadzał za bardzo. Temperatura też OK.
Aniu jednego skurczu i dyskomfortu stopy. Jedynie nogi trochę zmęczone czasem były. No ale ostatni maraton zrobiłem w piątek więc to normalne. Delikatnie plecy dokuczały, ale tylko delikatnie - bardziej niż ostatnio. To też chyba z krótkiej regeneracji. Wczoraj i w niedzielę jeździłem na 80mm więc praktycznie jeżdżę prawie każdego dnia.
Ale mi się fajnie jechało. Niby jestem zmęczony, ale dużo mniej niż po Katowicach.
Cel osiągnięty i to nawet o minutę lepiej. Na razie tak jak pisałem, zostaję przy tym celu, nie zabieram się za inne czasy.
Jest zadowolenie i myslę, że są rezerwy, bo nie jechałem ani sekundy na maksa. Myslę, że na zawodach ostatnie 2km bym jechał na bezdechu, byle wyszarpać.
Czwarty maraton zrobiony w lipcu i ósmy licząc od 1 czerwca. 1.5 miesiąca i 8 maratonów, nie jest źle. Pierwszy był w czasie 1h57m czyli jest progres o 8 minut.
Ps: wiele razy samochód na odcinku gdzie trzeba trochę między domkami przejechać, zajechał mi trochę drogę. kilka razy przeszkody na drodze też mnie wytrącały z rytmu. Niby nic wielkiego, ale jedli jadę z dobrą prędkością i swoim tempem i nagle muszę hamować i rozpędzać się na nowo, to kosztuje to sporo sił no i czasu. Niektórzy ludzie to jakby mózgu nie posiadali, pchają się, idą cała drogą. Rowerzyści też niebezpieczni, wyprzedzają i idą na czołowe wytrącając mnie przy tym z rytmu, bo muszę się prostować i zwalniać. Marzy mi się taki przejazd gdzie nikt mi nie będzie zajeżdżał drogi.
Gratulacje 🙂 Mozna by powiedziec ze przy takiej ilosci przeszkod ze sie "nie liczy" 😉 Na "czysto" pewnie jeszcze 3-4 minuty by urwal 🙂
Ostatni post: Pomocy Najnowszy użytkownik: trudibroome5268 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte