[Przyklejony] Sezon 2020 - rolki I nie tylko
Pije ok kilku dni jak smok wawelski 🙂
Myślę że trzeba pić kilka łyków i często. Wtedy się wchłonie zamiast przelecieć bez zatrzymania.
Poszukam, może coś znajdę aptecznego.
Haha... ALE kombinacje. Człowiek chyba tak już ma, że niby na luzie, a oblicza
Edit:
Kupiłem kilka saszetek proszku izotonicznego. Dodam to do butelek z wodą. Do tego SHOT K-Mag. Kupiłem 2, bo jeden na test:) nie wiem czy to jest mniej więcej to o czym pisałeś. Jest magnez potas i coś tam. 100ml dobra dawka energii. Strzelę sobie w połowie takiego, może mnie kopnie 🙂
Wysłany przez: @andreeeKupiłem kilka saszetek proszku izotonicznego. Dodam to do butelek z wodą. Do tego SHOT K-Mag. Kupiłem 2, bo jeden na test:) nie wiem czy to jest mniej więcej to o czym pisałeś. Jest magnez potas i coś tam. 100mli dobra dawka energii. Strzelę sobie w połowie takiego, może mnie kopnie
Andreee ale Ty kombinujesz. Zostaw tę chemię. Szyszkownik ma razcje - jak chcesz coś stosować to musi być przetestowane. Ja dodam od siebie, że warto przetestować to też "przy obciążeniu", a nie w warunach kanapowych.
Obciązenie teraz sobie odpuść - bo lepiej żebyś miał nogi wypoczęte, jeśli zależy Ci na wynikach...
Nogi odpoczywają już od poniedziałku 🙂
Spokojnie, chemia się nie faszeruję 🙂 mam jedynie zwykła wodę mineralną, izotonik na trasę i to wszystko. Proszek i ten shot sprawdzę dzisiaj albo jutro jak na mnie działa. Jeśli będzie ok to wezmę w razie czego do torby. Ostatnio przetestowslem ten sam izotonik który kupiłem teraz i czułem się bardzo dobrze. Normalnie pije tylko wodę. Jednak na maraton biorę butelkę 0.7L Oshee - dokładnie ten sam który piłem podczas ostatniego treningu i ten sam batonik.
2 banany i 1 awokado to też same witaminki.
Jednak trzeba być przygotowanym i wolę mieć coś w zapasie niż później na miejscu płakać i się złościć.
Najwyżej przywiozę do domu ze sobą nadmiar.
Zresztą co będzie to będzie. Ma być zabawa i relaks i tak to traktuje.
Ten tydzień to u mnie bardzo dobre samopoczucie i małe zmęczenie. Właściwie to od poniedziałku mam sporo energii i ochoty do aktywności. Jestem mile zaskoczony że akurat w tym czasie przyszła taka niespodzianka.
Zresztą, to będzie mój chyba 10 albo 11 maraton w ostatnich 2 miesiącach więc bez większego stresu do tego podchodzę
zjem śniadanko wyruszę w trasę, zjem coś na miejscu, założę roleczki i startujemy. A później? Zdejme roleczki, przebiorę się i wracam do domu.
Zastanawiam się dlaczego tak mało uczestników. Ludzie nie sa gkodni zawodow czy co? Z Polski kilkanascie osob, co robi w tym czasie światowa czołówka?
Cieszę sie na ten maraton bardzo. Zwłaszcza że to zagraniczny. Każdy start czegoś uczy. Każdy kolejny to już sprawdzone metody itp. Na początku są eksperymenty i zbieranie doświadczenia. Jak nie sprawdzisz to się nie przekonasz, jak nie przestestujesz to nigdy się nie dowiesz czy było warto 😉
Gościu z którym jadę w Katowicach miał 1h35 minut, więc wie o co w tej zabawie chodzi.
Zdam na pewno dokładna relacje, jak wyglądają te zawody od strony organizacyjnej etc. Może za rok się komuś przyda.
To jest jakiś puchar - 4 zawody w tym jeden został anulowany. Coś pewnie jak Polski puchar Kaszub czy jak to się tam nazywało.
Myślę że będzie super zabawa
A propos zawodów w Polsce, to marzy mi się raz taka trasa bez robienia kółek, po prostu, jedziesz i jedziesz przed siebie. Chyba na Mazurach jest taka wlasnie trasa. Moze za rok sie uda. To tez moze byc ciekawe doswiadczenie.
Bez dublowania w pięknym otoczeniu przyrody.
Wysłany przez: @andreeeA propos zawodów w Polsce, to marzy mi się raz taka trasa bez robienia kółek, po prostu, jedziesz i jedziesz przed siebie.
Na Mazurach w sumie 2 pętle, jeszcze tylko chyba Skawina jest wahadłowa, no ale to 9 km. Jedyna taka trasa aktualnie. Wysowa padła, Osiecznia Padła, Modzurów padł. Reszta krecenie kolek dookola "bloku" 🙁
A o niskiej frekwencji pisalem nie raz. Szkoda ze to jest tendencja nie tylko u nas.
Bede czekac na relacje bardzo 🙂
Wysłany przez: @andreeeA propos zawodów w Polsce, to marzy mi się raz taka trasa bez robienia kółek, po prostu, jedziesz i jedziesz przed siebie. Chyba na Mazurach jest taka wlasnie trasa. Moze za rok sie uda. To tez moze byc ciekawe doswiadczenie.
Bez dublowania w pięknym otoczeniu przyrody.
Jest minus takiej jazdy przed siebie... nie widzi się tych, którzy jeżdżą tak, ze dech zapiera z zachwytu :)... a jak są kółka to jednak przez te kilka sekund można się pozachwycać... No ale to z mojego punktu widzenia, czyli obstawiania tyłów.
Ja dlatego lubię Sierpniowy - bo tak można się napatrzeć na innych. Ale np w takim Berlinie odpadł stres z powodu liczenia okrążeń.
Andree, powodzenia. I nie ukrywam, że zazdroszczę.
Wysłany przez: @szyszkownikNa Mazurach w sumie 2 pętle,
Nie wiem czy to jeszcze aktualne. Jak gadałem ostatnio z Romano, to mówił coś o 5km - więc wychodzi w te i nazad 4 razy, nie 2. Dam jeszcze znać jak się upewnię na 100%.
Wysłany przez: @andreeeJest 🙂 Wszystkie 3 wyznaczone cele spełnione. Życiówka poprawiona. Warunki maratonu ciężkie.
Zdam relacje na spokojnie jutro 😉
Brawo i gratulacje!
Czekamy 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
@andreee
Gratulacje! Jakby zrobili kategorie wiekowe z podziałem na narodowość to miałbyś podium :D... A tak gratuluje 6 miejsca w M30.
No i widzę, że Seba z Jabry pozamiatał konkurencje. Ładnie się musieli urwać z Kamilem z Czech, skoro wypracowali 3 minuty przewagi nad konkurencją. Jakby nie było to przy ich prędkościach to jest ponad 1km przewagi!
Dzięki 🙂
Trenczyn 2020
Miałem jechać sam, ale pojawiła się okazja jechać z jednym z uczestników - Jerzym Morgallą. Umówiłem się z nim w Rybniku (było mu po drodze)
W piątek późnym popołudniem pojechałem do Rybnika, przy okazji odwiedziłem starych znajomych.
Nadchodzi noc, nie da się zasnąć. Zawsze mam problemy ze snem w nowym miejscu, nawet jeśli jestem zmęczony. No i zaczęło się, czas leci szybko. Położyłem się spać na 8h przed budzikiem. Nie dość, że nowe miejsce, to za oknem prawie do białego rana krzyki, imprezy i muzyka (przy samym rynku. Zamykam okno cisza, robi się duszno jak w saunie. Otwieram okno super i chłodno, ale straszny hałas. I tak całą noc... Ostatnią godzinę to już praktycznie nie spałem. Jeśli tak zliczyć, to może 3h tej nocy spałem, na pewno nie więcej. Wstaję, jem normalne śniadanie, bez kombinacji. Staram się zjeść więcej, bo obiadu nie będzie.
Jedziemy! Przez Cieszyn. Pierwszy raz jestem w tych regionach Słowacji. Krajobrazy bardzo przyjemne. Jedziemy bez pośpiechu - wyjechaliśmy o 9 rano z Rybnika.
Chciałem się zdrzemnąć podczas jazdy, ale nie dało rady. zmęczenia właściwie nie odczuwam większego, może to przez euforię zawodami.
Jesteśmy na miejscu nieco po godzinie 13. I co? UPAŁ, słońce i skwar.
Wychodzę z auta i "o kurczę, ale piecze"
Na początku zaparkowaliśmy na peryferiach miasteczka maratońskiego. Ale było miejsce w miasteczku i się przeprowadziliśmy bliżej.
Bardzo dobra lokalizacja, sporo miejsca. Połowa auta w cieniu, druga polowa w słońcu.
Idę po pakiet. Płacę 20 euro. staram się mówić po polsku, ale odpowiadają po angielsku. Myślałem, że Słowacy polski rozumieją 🙂
W pakiecie - UWAGA - MEDAL, numer startowy, opaska na czoło i 4 agrafki. Skromnie, bardzo skromnie.
Spacerowanie od auta do punktu rozrywkowego bardzo nasłonecznione. Ani jednej chmurki, niebo niebieskie, słońce jak nad Morzem Czerwonym. Mamy przecież 3 godziny do startu, co ja będę robił przez tyle czasu? Jurek poznał mnie z pewną rodziną. Marek Zgrzywa przyjechał z rodzicami. Marek 17 lat, zajął chyba 5 miejsce, z czasem 1h19m. wielki talent. Rodzice też jeżdżą na rolkach, mama szybko, tata rekreacyjnie, ale w Trenczynie odpoczywali. Poprosiłem tatę Marka, żeby przy okazji zrobił mi zdjęcia, jak już będzie na trasie robić swojemu synowi.
Rozmawialiśmy na pełnym słońcu. po jakimś czasie poczułem, że mnie zaczyna grzać w kark. Poleciałem do stoiska z napojami i kupiłem zimną wodę oraz puszkę coli, puszka lodowata i dobrze chłodziła - po to ją kupiłem.
No dobra, zbliża się godzina 15. Powoli zaczynam lekką rozgrzewkę, tak jak zaplanowałem, wokado i kilka bananów zjedzonych i jest OK. Wszystko zgodnie z planem. Nie czułem, że spałem tylko 3 godziny, czuję się wypoczęty.
Zerkam na asfalt...Asfalt…. hmm... Jak by to opisać. Wyglądał na bardzo kiepski. Nie robiłem żadnej jazdy próbnej. Taki mam plan i tego się trzymam. Staram się jak najmniej przebywać na słońcu. Generalnie nie lubię łazić po słońcu, wolę cień.
Jurek robi rundę wstępną, przyjeżdża i mówi, że będzie przechlapane - ale on to wiedział, bo był tam 2 lata temu i warunki były identyczne (poza wiatrem) Mówi, że nie lubi tam jeździć właśnie ze względu na warunki. A Jurek to na zawody sobie jeździ i do Niemiec, i do Austrii, do Szwajcarii, Słowacji, Czech itp... W Berlinie ma nawet pakiet na 3 zawody wykupiony zawsze. Wiosną, w sierpniu i na wrzesień.
Widzę, że będzie bardzo ciężko. Staram się jak najwięcej przebywać w cieniu. Przebieram się, zakładam rolki i o 16:15 jestem już gotowy. Robię lekki rozruch. Jurek chce mnie wywlec na rozpoznanie trasy, daję się namówić połowicznie. Jedziemy i mówię, że WYSTARCZY, WRACAM. On zdziwiony, że wracam. Ale ja nie zamierzam zwiedzać trasy, bo zwiedzę ją aż 15 razy za chwilę, a każda minuta jest na wagę złota.
Jurek wraca razem ze mną.
Izotonik jest, batonik jest, mam też ochraniacze na kolana. 10 minut do startu. Nie ustawiam się na starcie, schodzę do cienia. Nie zależy mi na super pozycji startowej. 5 minut do startu i już muszę raczej się ustawić. No to się ustawiam, tak w środkowo-końcowej grupie. Sporo osób przede mną, ale i też ktoś za mną. Nie jestem ostatni ?
Te 5 minut trwają w nieskończoność, zerkam na zegarek i sekundy jakby płyneły wolniej i wolniej. Grzeje mnie i zniecierpliwiony czekam aż starter wystrzeli, no ile można czekać?
START! Zegarek uruchomiony i jedziemy. Asfalt, tarka, bardzo nierówny i chropowaty, na całej Pogorii nie ma takiego kiepskiego asfaltu. Ale to już wiedziałem na małej rundce przed startem, bo przecież trochę się przejechałem. Wystarczająco by być zaskoczonym negatywnie.
Teraz tak: Nie dość, że skwar, asfalt, to jeszcze wiatr i to taki dosyć mocny na 50 albo i 60% trasy. Prosta przed i za metą, tam wiało najbardziej i był bardzo kiepski asfalt.
Pierwsza dyszka zaskakująco fajnie, najlepszy czas w życiu, zmęczenie małe. "Przestraszyłem się" ewentualnego czasu na mecie, bo tak szybko to nie jeździłem.
Trzymam się kulturalnej jazdy lewym pasem. Przed wjazdem na metę (meta to zarazem rozpoczęcie nowego odkażenia oczywiście) było rondo. Pierwszy zjazd z ronda, później chyba niecałe 200m kiepskiego asfaltu w silnym wietrze i meta. No i 15 kółek oczywiście.
Ci najszybsi zawsze dziwnie mnie wyprzedzali właśnie przed tym rondem przed metą. Rondo dosyć wąskie, mało tam było miejsca.
To musiało się źle zakończyć i się zakończyło , o czym napiszę później...
Jadąc obserwuję sobie rywali. Patrzę jaki mają sprzęt, jaką mają technikę, podziwiam pole z kukurydzą i publiczność ? Jak zwykle skupiam się na wszystkim zamiast na tym na czym powinienem.
Staram się doczepiać do solistów lub małych grupek i jedzie się super, ale tak jakoś kurczę trochę za wolno, nie czuję większego zmęczenia w pluchach, tylko nogi robią się powoli ciężkie i nie szaleję, bo wiem, że do pokonania jest 42km. Jadę swoim tempem. Jazda właściwie niczym się nie rożni od Pogorii. No poza asfaltem i upałem. Pod wiatr to akurat jeździłem często, więc jestem przyzwyczajony.
Dogoniłem jakiegoś Słowaka, staram się z nim zmieniać i jechać w parze. Kiedy ja prowadzę, tak jakby Słowak miał problem z dotrzymaniem mi kroku. Uciałem sobie z nim pogawędkę. Był z Trenczyna i rano jechał maraton na rowerze górskim... Oglądam się i staram zachęcić kolegę, prostuję się i odpoczywam. Robię tak kilka razy i widocznie go to motywuje. Jedziemy razem... Wyprzedza mnie Jurek z jakimś kolesiem. Jurek mówi DAWAJ. Ja sobie myślę - niech jadą, oni są dla mnie PRO.. Ale tak patrzę, że jadą nawet nie tak szybko. Mówię do Słowaka za plecami - Jedziesz ze mną? Ten mi odpowiada, że nie da rady. No to akurat przed tym rondem przed metą łapię Jurka i jego kompana. Przejeżdżam kolejny raz przez linię pomiaru czasu i tak jadę z nimi z 2km. Zdaję sobie sprawę, że może i mam siły, ale jest trochę ciężko, chyba pozwolę im odjechać. Tak też zrobiłem. Moja krótka szyna nie jest w stanie nadążyć odepchnięciami, kiedy się z nimi zsynchronizowałem. Widać różnicę w sprzęcie. Jurek ma szynę 3x125 i buta Luigino.
Po 20km jem batonika. Łapię zaraz za linią pomiaru czasu i mety butelkę z wodą. Panie podające butalki jakoś tak niezręcznie je podają, że trzeba uważać. Woda nie dość, że gazowana to jeszcze gorąca! Nie da się tego pić. Wyrzucam butelkę. Następna jest już zimna. Polewam kark wodą i tylko do tego mi ta woda służy. Do picia mam jeszcze izotonika. Kiedy izotonik się kończy, piję wodę. Ale nie pije jej bardzo dużo. Łącznie na trasie z izotonikiem wypiłem może 1.5L?
Co chwilę wylewam wodę z butelki na kark, na plecy, czuję orzeźwienie. Wszystko schnie momentalnie, a wraz z tym bardziej przygrzewa mnie słonce, o czym nie pomyślałem .
Jest około 1h19m. Zbliżam się do tego ronda przed metą. Widzę finiszujący peleton. To ci, którzy dojechali za dwójka, która im odjechała. Peleton walczy o 3 miejsce. Jest tam ten 17 letni Marek. Widzę go. Przepuszczam ich, bo przecież nie będę im przeszkadzał w finiszu. Wjeżdżają na rondo i BUM, dwóch leży. Widziałem, jak lecieli na asfalt. Szybko się pozbierali. kiedy się podnosili ja sobie ich obserwowałem i odprowadziłem wzrokiem całą sytuację. Byłem wtedy obserwatorem zajścia i ewentualnym świadkiem na rozprawie sądowej 😀 ? Nie dziwię się, że sie wyłożyli. Rondo wąskie, ostry pierwszy zjazd po kiepskim asfalcie.
Asfal był taki, że bałem się, że mi szyna odleci albo koła. Były takie momenty, że wibracje sięgały zenitu. Na tym drugim rondzie to była katastrofa, Nawet bez odepchnięć nie dało się tam normalnie jechać. Łącznie wyliczyłem, że na 2.9km było może 0.5km takiego asfaltu jak na Pogorii. pięknego i gładkiego nie było nawet 1%. Telepało jak nie wiem co. Był taki fragment, że z lewej strony asfalt byłó w miarę OK, a z prawej z wibracjami. Raz z ciekawości zjechałem na prawo i uciekałem z niego, gdzie pieprz rośnie, tak wibrowało ?
Jadę, jadę, czasem bardzo samotny. Jeśli kogoś dojeżdżam, to jest byt wolny i nie ma sensu z nim jechać. Czasem łapię się tych, którzy mnie wyprzedzają, ale oni są w większości dużo szybsi.
Łapię taką jedną (później okazało się, że to Polska) Jadę z nią i zmieniam ją, teraz ja jestem pierwszy. Ona już słaba, staram się czekać na nią i ją zachęcić. Sytuacja podobna jak ze Słowakiem. Jestem zmuszony ją zostawić i jechać po swojemu.
Pojawia się Słowaczka w różowych długich skarpetach i błękitnym wdzianku. Dogoniłem ją i jadę za nią. No ta to już konkretnie ciśnie i sprzęt też ma konkretny. Ale tak jakby z każdym odepchnięciem brakowało już jej sił. Jadę z nią chyba 2 kółka i zostają mi już 2 koła do mety. Podejmuję decyzję, że pomimo jej dobrej jazdy muszę ją wyprzedzić i się urwać, bo mam rezerwy. Ona stara się mnie gonić, ja odjeżdżam na jakieś 40 metrów. Okazało się, że to było jej ostatnie okrazenie, a mi zostało jeszcze jedno. No to cisnę SOLO ostatnie kilka km. Wyrzucam wodę po 41km i jadę już bez picia. Lekkie skurcze zaczynają się pojawiać na 1km przed metą. Wiem, że muszę przyśpieszyć, ale nie mogę jechać na maksa, bo mnie skręci po drodze. Dopiero ostatnie 400 metrów jadę już "prawie" maksymalnie, tyle ile mogę jechać z zachowaniem rezerwy skurczowej. Jestem na mecie na styk ze skurczem uniemożliwiającym mi dalszą jazdę. Tak to obliczyłem, że na styk dojechałem. Jest rekord na 42km i jest rekord maratonu. Jestem zadowolony. 1h46m50s na 42km i 1h48m36s całość 42.7km BRUTTO. Na starcie straciłem pewnie kilka sekund.
Ostatnia prosta to już jazda pod wiatr, nie miałem tam dobrej prędkości, było przyzwoicie, ale nie rewelacyjnie.
.
Dodatkowo pewnie ta nawierzchnia, te wibracje też sie przyczyniły do zmęczenia nóg
Po przekroczeniu mety zatrzymuję zegarek, siadam na pobocze na minutkę, oddaję czip i jadę do samochodu.
Pojawia się zaraz na mecie lekki ścisk w żołądku, który ustępuje po minucie.
Kondycyjnie wcale nie wjechałem na metę na maksymalnym wypompowaniu. Miałem sporo rezerwy, ale nogi nie pozwalały mi na więcej. Oszczędzałem nogi i tylko o nogi się bałem. Starałem się dawać im odpocząć. Przy tych wibracjach trochę dostały w kość.
Przebieram się, zmęczenie znacznie mniejsze niż w Katowicach. Czuję się normalnie.
Jurek trochę niezadowolony z rezultatu. Poznałem Janusza Roja i Wojciecha Gądka z Silesii Skating.
Maraton w Trenczynie wygrał Polak. Czterech Polaków w pierwszej szóstce. Jest dobrze
Wracamy do Polski. Głodny nie jestem, piję, bo muszę. Jestem już na miejscu, czuję się cały spieczony słońcem i tak naprawdę to jest największy i chyba jedyny dyskomfort całego dnia. Nie czuję się bardziej zmęczony niż po Pogorii. Nieźle musiało mnie przygrzać na tej Słowacji.
Idę spać i znów kiepski sen. Łącznie w te dwie noce spałem może 7-8 godzin.
Niedziela.
Wstaję przed 9 rano, zero obolałych nóg, brak bólu w plecach. Aha, no właśnie.. Podczas maratonu, nie miałem ani razu problemów z plecami. Prostowałem się jedynie by sobie lekko odpocząć lub dać znać innym, że na nich czekam i żeby się pospieszyli.
Cieszę się, że z plecami wszystko OK.
Po przeanalizowaniu kilka przemyśleń.
Choć zegarek pokazuje spore zmęczenie, to tak na dobrą sprawę cały maraton jechałem z rezerwą i ani razu nie dałem z siebie 100% w płucach. No poza finiszem, bo tam starałem się jechać na maksa, ale mnie blokowały mnie nogi.
Kompletnie nie czuję większego zmęczenia następnego dnia, zero zakwasów, zero problemów z plecami. Jedynie niewyspanie i spieczona skóra powodują dyskomfort.
Na przyszłość już przykładam się do startu, przesuwam się do przodu i staram się już na starcie dobrze wyskoczyć. Nie jadę na rezerwie już. Staram się wysilić nawet ponad moje siły i próbować się zmęczyć.
Nie może być tak, że podczas całego maratonu ani razu nie dostałem wiekszej zadyszki. To na Pogorii mam ją regularnie, kiedy robię jakieś sprinty.
Cały maraton przejechany na dziwnej rezerwie. Swoim rytmem.
Z bardzo duzą kontrolą i z wytycznymi.
Zadowolony jestem też z tego, że ostatnie kółko zrobiłem na 30 którymś miejscu. Wyszło na to, że z każdym kilometrem powoli przesuwałem się do przodu, nie traciłem ani grama z tego, co miałem, a jedynie poprawiałem. To znaczy, że bardzo dobrze rozłożyłem siły.
To, co trenowałem, to zastosowałem. Nie zaryzykowałem, a czuję, że spokojnie można było tam uzyskać dużo lepszy czas.
Jednak wszystkie cele, jakie sobie postawiłem, spełnione zostały. Rekord pobity, czego chcieć więcej?
Następne zawody już będą nieco bardziej agresywne. Czuje, że są pokłady energii, które trzeba pobudzić.
Muszę też poważnie wzmocnić nogi. Nogi mnie zawsze blokują.
Nie zamierzam też na siłę kogoś motywować na trasie i czekać na kogoś. Myślałem, że trochę się z nimi powiozę. Niestety, jedynie traciłem na tym czas. Poza Słowaczką, bo ona dosyć konkretnie jechała. Cieszę się, że jej odjechałem. Mylę, że skoro ona skończyła o jedno koło szybciej i na ostatnim kółku nie była w stanie mnie dogonić, to spokojnie mogłem skończyć razem z nią o 6-7 minut szybciej i mieć czas 1h41 jak ona. Bo ewidentnie większość traciło siły, kiedy ja miałem stałe tempo lub nawet zwyżkowe.
Nie planuję Trenczyna za rok, bo jest wiele innych zawodów, które chciałbym zaliczyć. Ale za parę lat chciałbym znów tam pojechać i porównać.
Na plus można zaliczyć, że wszystkie nierówności większe asfaltu były oznaczone kredą.
Na minus, stan nawierzchni i skromny pakiet startowy. Reszta organizacji OK.
Minusem zawodów był też wiatr oraz słońce. dla mnie bardziej słońce niż wiatr. Bo tam, gdzie był wiatr, to było ciężko, ale trochę chłodniej. Choć słońce wtedy też piekło w twarz.
Jednak końcowe odczucie jest takie, że jestem zadowolony. W takim momencie zaliczyłem maraton i to jeszcze międzynarodowy. To też sprawia mi satysfakcję. Bo wiadomo jak obecnie jest z zawodami.
Czuję lekki niedosyt, ale tylko lekki, bo wiem, że następnym razem zmienię taktykę i mam nadzieję, że sprzęt też.
Jeden i jedyny problem z samopoczuciem dziś, to tylko ta opalenizna, która po kilku dniach przecież zejdzie i będzie po staremu ?
Medal jest i to jest najlepsze.
Czuję się naprawdę bardzo dobrze fizycznie. Po Pogorii wiele razy czułem się bardziej zmęczony.
Zobaczymy jak będzie jutro...
Wiadomo, źe czuję w kościach ten maraton i to jest oczywiste. Jednak nic poza tym, nie ma jakiegoś wiekszego wypompowania. Raczej tak normalnie, nawet zaskakująco za bardzo normalnie. Tutaj zostaje niedosyt, który będzie można wyeliminować następnym razem przecież.
Będę powoli szukał rolek itd.. Podoba mi się jazda szybka, sprawia wiele frajdy.
Pytałem Jurka, jak by porównał trudnością te zawody do innych i odpowiedział, że było ciężko. Podobno były 32 stopnie. No i ZERO jazdy w cieniu.
Podobne opinie mieli zawodnicy z Silesia Skating w swojej relacji https://www.facebook.com/silesiaskating/posts/3689981851035062
Organizatorzy mogliby coś z trasą zrobić i ją jakoś polepszyć. Bo serio jest dosyć kiepska.
Pisałem tę relację trochę niewyspany i może być trochę chaotyczna ?. Może jak mi się jeszcze coś przypomni, to dopowiem. Chciałem jeszcze dzisiaj to napisać, żeby nie przekładać.
Kto jeszcze w Trenczynie nie był, to polecam. Naprawdę ciekawe doświadczenie. Musi taka osobą lubić robienie 15 okrążeń i raczej ze słońcem. Ale slońce to loteria i jest przecież wszędzie. W Katowicach też było.
Tylko kurcze, w Katowicach tak mnie nie spiekło 😀
Ps: czekam na zdjęcia, które mi zrobił ten gościu z Gdańska, ojciec tego młodzieńca, który zajął 5 miejsce. Jak mi prześle, to wrzucę.
Tutaj jest moment kiedy zaliczają glebę na finiszu. Ja sobie jadę i się przyglądam 🙂 No tak ze 20 metrów przede mną wyrypali orła
https://www.facebook.com/pavol.dzurak/videos/10220116499160349
W długich spodniach nie było mi gorąco, nie przeszkadzało mi to kompletnie
Warunki lekkie nie były, ale tak bywa, to jest loteria. Najważniejsze, że jest zadowolenie i optymizm. A doświadczenie zebrane tylko zaprocentuje w przyszłości.
Drugi maraton za mną!
Wysłany przez: @andreeeMiałem jechać sam, ale pojawiła się okazja jechać z jednym z uczestników - Jerzym Morgallą.
Pan Jerzy wymiata. Zawsze jak złapałem pociąg z nim to był ogień i zawsze prędzej czy później odpadałem. Chyba tylko raz udało mi się go objechać - na małych zawodach w Grodzisku Mazowieckim w 2019 - ale tam lało i było mega mokro.
No i jeszcze raz gratulacje!
Gratulacje!!!
Mam nieodparte wrażenie, że Ty na tych zawodach to jednak na pół gwizdka jeździsz. I że każde następne to będzie lepszy czas. Czego oczywiście bardzo życzę.
Andrzej, gratulacje!
Miałem Ci podsyłać zdjęcia, ale w końcu widzę sam je ogarnąłeś pewnie szybciej niż ja 🙂
Parę uwag po lekturze mi się nasunęło:
1. Dobór kółek - jest niesamowita różnica w odczuwanych wibracjach w zależności od twardości urethanu i doboru core'a. Przejechany Gdański zmusił mnie do takich rozważań. Jak będę musiał jechać zawody na przemysłowym asfalcie to tylko 85A i na pewno nie pełny core. 86A czy F1 to już za dużo.
Pomyśl teraz, że jechałeś na rolkach z shock-absorberem. Co czuli Ci w carbonkach? Powiem Ci: mrowienie aż odcina krążenie w stopach! 🙂 😆 No i na pewno bardzo duże koła na coś takiego pomagają, powinny pomagać. 125 ma większy ciężar i powinno więcej wibracji wziąć na klatę. Ale to na czuja, bo przecież bardzo mało jeździłem na 125.
2. Ubiór - na takie warunki tylko skin-suit. Nawet nie wiesz ile siły musiałeś wlożyć w opór spowodowany furkoczącymi luźnymi ciuchami. Tego się nie czuje i tego się nie poczuje. Różnica jest mierzalna w prędkości jazdy pod wiatr.
Dodatkowo kwestia oddawania ciepła. Koniecznie gołe nogi. One najmocniej pracują i najwięcej ciepła wytwarzają. Jak się bierze zimny prysznic po treningu, to nie jest przypadek, że uda są najbardziej czerwone.
Na górę zawsze się zastanawiam między leciuteńką koszulką z długim (ochrona przed UV), a kamizelką bez rękawów (np. taką jaką miałem na sobie w Kato w zeszłym roku). Kamizelka to lepsze chłodzenie, ale trzeba się posmarować filtrem bo będzie piekło. Lekka obcisła koszulka rowerowa - np. Santic ma taki model - też bardzo dobrze mi służy. Ale już nie czuje się wiatru na skórze.
3. Picie i skurcze. Moim zdaniem regularnie dostajesz skurcze ze względu na zaburzenie stężenia elektrolitów. Za mało pijesz. Jedna butelka izo na taki czas?
Wczoraj po południu zrobiłem sobie 70 km trasę rowerową po górkach Jury. Zajęło mi to prawie dokładnie 3 godziny. Miałem ze sobą dwa bidony 660 ml każdy. I to jest niesamowite jak się odwodniłem! W nocy łeb mnie tak nap*dalał, że musiałem aż wziąć ibuprom. Wrażenie potężnego kaca. Od wczoraj ciągnę wodę jak gąbka i nie czuję, żeby cokolwiek się zmieniało. Weź poprawkę na to, że jak już czujesz pragnienie, to jest za późno, już zrąbałeś. Pije się (i je) zanim się jest spragnionym i głodnym. To o jedzeniu na długich trasach to na sobie się przekonałem, pierwsze podejście do Gran Fondo (100+ km) było na trzech batonikach i ledwo doczłapałem. Wczoraj też miałem trzy batony, ale lepsze (raw bary zamiast jakichś ochłapowych crunchy na glukozowo-fruktozowym) i nie celowałem w setkę.
No i na wyścigi jednak żele, bo gryzienie i połykanie jak się jest zadyszanym to proszenie się o problemy i resuscytację.
4. Skurcze i kompresja. Jest taka teoria, ja jej nie potwierdziłem, że za część problemów z mięśniami odpowiadają ich wibrację wzbudzane przez kontakt z ziemią. Kiedyś Żona kupiła mi opaski na łydki Compress Sportu. Potęga! Ledwo się da to ubrać. Ale nigdy nie miałem aż takich problemów ze skurczami, więc może dlatego nie czułem większej różnicy. W każdym razie mógłbyś ten trop też sprawdzić. Są opaski na łydki i są opaski na uda. I muszą naprawdę kompresować, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie.
5. Technika i buty.
Znalazłem na insta takiego gostka z Krakowa, który całkiem fajnie jeździ na wysokim, twardym bucie. Sam popatrz: https://www.instagram.com/p/CCvk7SUpx95/
Widać na początku, jak wykorzystuje zewnętrzne krawędzie dla poprawy ślizgu. Double push to nie jest, ale na pewno bardzo pomaga. Gość śmiga, a ani pozycja, ani głębokość kopnięcia nie są wystarczające.
Na pewno tarka w Trenczynie nie pomagała technicznej jeździe. Plus zmęczenie. Plus temperatura. Ale jedyne co pomoże to jazda szybciej, żeby szybciej skończyć męczarnie! 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Aha i ta kraksa - to Wojtek z Kraka nie do końca ogarnął przeskoczenie Słowaka, który się przed nim wywrócił. To są miody jazdy w pociągach. Niestety.
Podarty kostium, otarte udo, ale tak naprawdę się wykręcił sianem. Gdyby go nie próbował przeskoczyć i po prostu walnął na wprost przewalając się przez niego to byłoby dużo gorzej, po poszedłby twarzą w asfalt.
Skakanie rulez! Zastanawiam się nad jakimiś lekcjami freeride u speców krakowskich 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Dzięki 🙂
Wysłany przez: @qbajakWysłany przez: @andreeeMiałem jechać sam, ale pojawiła się okazja jechać z jednym z uczestników - Jerzym Morgallą.
Pan Jerzy wymiata. Zawsze jak złapałem pociąg z nim to był ogień i zawsze prędzej czy później odpadałem. Chyba tylko raz udało mi się go objechać - na małych zawodach w Grodzisku Mazowieckim w 2019 - ale tam lało i było mega mokro.
No i jeszcze raz gratulacje!
On to już pól Europy zwiedził na zawodach. Opowiadał mi po drodze o tym.
Joanna, też tak myślę. Zwlaszcza na starcie trzeba się jednak przesunać do przodu na przyszlość 🙂
Tomek. Wszystko, co napisałeś to prawda i zgadzam się. Ze strojem, kołami 100% tak jak powinno być to opisaleś.
Jesli chodzi o skurcze. Rok temu o tej porze łapały mnie po 30km. W ostatnim czasie nie łapały mnie wcale. Do 42km od 2 miesięcy ZERO. Trochę wzmacniałem nogi od lipca do marca. Regularnie trenowałem tę partię. Może to dlatego.
Wydaje mi się, że w porównaniu do zeszłego roku, to przesunąłem barierę z 32km do 42km jesli chodzi o skurcze. Na Pogorii zawsze robię 42 i myślę, że te 700m też miało znaczenie. Ale większe tak jak napisałeś - wibracje.
Tak czy inaczej, ostatnie kilkaset metrów to już jazda bez odpoczynku, wtedy skurcze przychodzą duzo szybciej, łapią wtedy, kiedy się spinam na finisz. Ale na Pogorii nie łapały, a finisz miałem czasem mocniejszy. Zatem może temperatura, wibracje itp. Generalnie ze skurczami już większego problemu nie mam i pojawiły się na 42km w sobotę.
Jeśli chodzi o picie. To też zupełnie inne podejście niż kiedyś. Na tydzień przed startem zadbałem o ten szczegół. Regularnie uzupełniałem płyny cały tydzień, tak by być dobrze nawodnionym. W dniu zawodów, rano wiadomo, coś się pije. Na drogę wziąłem sobie 1.5L Wody OSHEE, niby jakaś dla sportowców. Niby lepsza od zwykłej. I od 9 do 14 wypiłem to. później 1L zwykłej wody. Na start 0.7L izotonika, bo drugą butelkę zostawiłem sobie po zakończeniu, żeby uzupelnić niedobory. Podczas maratonu izotonik pity regularnie, nigdy wtedy, kiedy chciało mi się pić. Do takiej sytuacji nawet nie dopuszczałem. Regularnie po 5 łyków i zakończyłem go w okolicy 25km. Później już woda i nie liczyłem ile jej wypiłem, może 1L może trochę więcej. Nie liczyłem.
Po zawodach od razu po wtargnięciu na metę nie chciało mi się nawet pić, zrobiłem kilka łyków i do auta. Tam też coś wypiłem i w czasie 4 godzinnej jazdy autem wypiłem 1 izotonik i jedną wodę - lącznie 1.5L Piłem piłem i wszystko wchłaniałem.
Generalnie w sobotę wypiłem lącznie 8-9 litrów płynów łącznie ze sniadaniem i po powrocie. Wg mnie tutaj wszystko bylo Ok.
Natomiast mogłem trochę być może więcej tej wody wypić, być może 1.5 -1.7L na maraton to trochę mało. Ale jakoś nie czułem się ani odwodniony, ani nic. To że piłem starannie przed maratonem, na tydzień przed, to też pewnie wpłynelo na w miarę lepsze nawodnienie.
Jeśli chodzi o sprzęt, to powoli będę się rozglądać. Kostium, kask no i jakieś roleczki. Czuję, że to już jest ten mment. Na tym, co mam już nic nie zrobię więcej poza poprawą czasu. Pqatrząc na tych wszystkich ludzi patrzyłem z zazdrością i czas jednak kupić rolki do jazdy szybkiej i zabrać się poważnie za tę zabawę, bo jest fajna i przyjemna. Zastanawiam się nad 4x100 i jednak dosyć wygodnym butem.
widzialem zdjęcie jednego z uczestników maratonu i jego stopy. Była w stanie kiepskim. Nie moim celem jest zakładać buty, które mi zniszczą stopy, bo jestem tylko amatorem.
Na przyszły rok już powinienem coś pokombiować.
A propos tego gościa z krakowa, to muszę nastepnym razem siebie nagrać i porównać. Bo odnoszę wrażenie, że jeździ tam podobnie do mnie. Ale to żeby stwierdzić muszę zobaczyć samego siebie, bo z wlasnej perspektyw, to można sobie widzieć siebie zupelnie inaczej niż to widać na filmie. Z ciekawości sprawdzę.
Porównując do zeszlego roku, to widzę spory progres. Ale to dopiero początek. W innym bucie, zabawa zacznie się od nowa.
Dzisiaj, dwa dni po maratonie, kolejny dzień bez zakwasów w plecach. Dziwne to jest, ale czuję tylko minimalne zmęczenie w dolnej części pleców. Natomiast pojawily sie rano lekkie zakwasy w udach i łydkach. Ale są przyjemne i OK. Bo to tylko potwierdza, że wysiłek był i swoje przepracowałem. Gdyby nic nie było czuć, to bym się zaczął martwić, dlaczego.
Może jutro pojawią się większe zakwasy.
W czwartek mam osteopatę. Na razie wszystko OK. Im więcej się ruszam, tym mniej problemów.
Aha! w piątek przetestowałem tę buteleczkę małą z magnezem na moc podczas wysilku. Posmakowała i fajnie weszła w organizm. Przed samym maratonem też ją wypiłem. Było tam sporo magnezu, potasu i witamin. Myslę, że na nastepny raz będzie to stały produkt przed lub w trakcie startu. Czułem, że raczej coś tam działało.
Batoniki też muszę zamienić na żele itp... Na dluższą metę jest praktyczniejsze. Muszę sie zainteresować tym tematem. Bo ten moj był lepszy niz w Katowicach, ale jednak trzeba gryźć. No i czlowiek upaćkany w czekoladzie i musi się przecierać po zjedzeniu 🙂
@Andreee - oglądnij takie coś jak Powerslide Final.
Nowy model, entry level. Z tego powodu nie karbon, tylko wzmacniany szkłem plastik - coś jak R2, ale shell typowy jak but do szybkiej. Mocowanie trinity.
Kolega ma - molto zadowolony.
Pascal ostatnio zamieścił recenzję którą można streścić do kilku słów "nie wiedziałem, że na takim tanim sprzęcie można fajnie jeździć". 🙂
https://youtu.be/Cbq6kDTFJdY
Pomierz, a może Ci podejdzie. To tak pod kątem wygodnych...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Dzięki, przypatrzę się. Choć nie ukrywam, ze jak już zainwestuje, to chcę mieć lepsze koła i resztę.
Mam kilka fotek.
Na ostatniej, dyskutuję sobie ze Słowakiem. Akurat ten fragment trasy był nawet przyjemny i go polubiłem. też ładne widoki były na pobliskie pola uprawne 😀
Jak widać na ostatnim zdjęciu, nawet na maratonie, można się trochę rozerwać 🙂
Ja to sobie na luzie, bez spinania się to traktuję.
Wysłany przez: @tomcatMocowanie trinity.
Kolega ma - molto zadowolony.
Jest późno i mam mały "mind-f***": Tomcat proponuje komuś trinity. 72 tysiące prób z przestawianiem własnej szyny, a dla kogoś innego trinity, które jest bardzo skąpe w kwestiach regulacji ;). Tomek nie obraź się, ale bardzo bardzo mnie zaskoczyłeś :P.
Ostatni post: Pomocy Najnowszy użytkownik: trudibroome5268 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte