29 Warszawski Triatlon Zimowy
Obiecana relacja z zawodów:
Przed startem.
Na miejsce przyjeżdżam mocno spóźniony, zamiast planowanych 30 minut przed zamknięciem biura zawodów, pojawiam się tam na niecałe 10 minut przed. Wszystko poprzedzone 25 minutowym rowerowym rajdem przez miasto (niecałe 7km) – stąd w biurze zawodów jestem już nieco zmęczony i ale też na potężnym kopie adrenalinowym. Na szczęście bardzo szybko udaje się odebrać numer i wyciszyć samego siebie – w końcu do startu pozostało aż 35 minut…
Start – Bieg (4km).
Jednak robienie wszystkiego „w locie” ma swoje minusy. Na 3 minuty przed rozpoczęciem biegu zadaje sobie sprawę, że na linii startu pojawiłem się w kasku… Za późno, żeby odnieść go do strefy zmian, stąd jestem jedynym biegnącym w „hełmie” 😉
Warunki od samego początku ciężkie. Biegamy na „błoniach” Toru Łyżwiarskiego Stegny. Z jednej strony temperatura plusowa, z drugiej całość pokryta zadeptanym i rozjeżdżonym błoto-śniegiem (przed startami indywidualnymi przetoczyły się tamtędy zawody drużynowe).
Komfortowy asfalt kończy się po jakiś 70-100 metrach, potem już tylko śnieg i błoto, kałuże i lód i tak prawie do końca 2km pętli. Piszę prawie do przy końcu okrążenia uczestnicy dostają w gratisie 250-300 równego asfaltu.
Ponadto, zgodnie ze swoją zasadą, że na wyścigach ustawiam się przy końcu, na początku jest mi ciężko przebić się przez tych, którzy postanowili biec jednak trochę wolniej. Na szczęście nie ma ich wielu ;). Po pierwszy km orientuję się, że coś jest nie tak bo bardzo szybko opadam z sił – patrzę na zegarek od razu wiem co – tempo 5:14 min/km – dla mnie zabójcze więc trzeba zwolnić. Pierwszą pętlę kończę w pierwszej połowie 11 minuty (co pokazuje, że nie do końca zwolnić mi się udało 😉 ).
Kolejna pętla już bez niespodzianek. 4km mijam w 24 minucie i lecę do strefy zmian…
Łyżwy (2km)
W końcu substytut czegoś co uwielbiam (czy ja już pisałem, że nie lubię biegać? 😉 ). Jednak przed wejściem na lód jedna niemiła niespodzianka – bardzo ciężko założyć hokejówki na mokrą skarpetę – efekt: walczę z łyżwami ponad 4 minuty, w końcu się udaje. Człowiek wjeżdża na taflę i już wie, że tu może co nieco nadrobić. „Mistrzowie” już dawno pojechali razem z czołówką biegaczy, stąd na lodzie a) udaje mi się wyprzedzać masę osób, b) nie zauważam żebym był wyprzedzany.
W euforii na 4 okrążeniu nie umiem się doliczyć czy teraz będzie piąte, czy jednak 4. Według rachunków wychodzi, że 5 ale pod koniec GPS pokazuje mi przebyte 1,71km – pętla ma 400m – stąd myśl że głupio by było dostać dyskwalifikację, za łyżwy i robię 6 dodatkowe kółko. Razem z dodatkowym kółkiem na lodzie spędzam nieco ponad 7 minut…
[Analiza data-sportu.pl pokazuje, że dzięki lodowisku ze 114 pozycji wychodzę na 107]
Znów (już ostatnia) strefa zmian, sięgnięte łyżwy niemiłosiernie parują. Nie mam jednak czasu zachwycać się efektem, bo trzeba biec po rower.
Rower (10km)
Wskakuję na jednoślad pożyczony od żony i wracam na dobrze już znaną z biegania pętlę. Znów łatwo nie jest. Cienkie opony, mnóstwo zawijasów i śnigo-lodo-błoto szybko pokazują, że nie da się zrobić zakrętów na hamulcu (bardzo zarzuca tylną oponą), stąd koniecznie jest zwolnienie przed każdą nawrotką o 180 stopni – a takich w pętli jest ok 10. Potem rozpędzanie się i zabawa z nawrotką na nowo, okazuje się, że szarpane tempo strasznie męczy.
Dodatkowo przez pierwsze 2-3 pętle nie mogę jechać najlepszym „szlakiem” bo co chwile trzeba puścić kogoś szybszego (lewa wolna), kto walczy o wyniki i jest te parę pętli przede mną…
Na szczęście ruch na trasie kończy się w mojej 4 pętli, gdzie mogę już sobie pomykać jak mi się podoba. Wszystko ma odzwierciedlenie w wynikach. Pomimo zmęczenia każdą kolejną pętlę rowerową robię coraz szybciej. Tempa poszczególnych rowerowych „obiegów” to 5:35 min/km, 5:21, 5:11, 5:05, 5,03.
Meta:
Finiszuję w czasie 01:20:44 na 106 pozycji (27 w klasyfikacji M30) spośród 115 uczestników, którzy ukończyli zawody. Na 9 minut 16 sekund przed zamknięciem trasy (oficjalny limit czasowy 90min). Bardzo zadowolony z siebie co widać na oficjalnym zdjęciu finiszowym. Było super!
Brawo!
Bieganie po śliskim to jest zupełnie inna konkurencja.
Dużo większa mobilizacja, dużo większe spięcie.
Co do łyżew, to dużo byś zyskał na zmianie skarpet na suche.
Albo wręcz wciągnąć worek foliowy na mokrą skarpetę i dopiero stopę do buta.
No i nie sznurować do samej góry - mniej czasu potrzeba i łatwiej się jest wychylić do przodu.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
qbajak gratuluję. Z Lubina (dolnośląskie 420 km) brała udział nasza trenerka z Akademii Sportowego rozwoju Natalii Czerwonki. Zajęła 2 miejsce w kategorii K40.
Zastanawia mnie jeszcze jedno - 29ty triatlon zimowy. 29 edycji i tak malo wiadomo o tych zawodach?
Brawo!
Dzięki,
brawo i gratulacje :))
dzięki,
qbajak gratuluję
... i jeszcze raz dzięki 😀
Bieganie po śliskim to jest zupełnie inna konkurencja.
Dużo większa mobilizacja, dużo większe spięcie.
Dodam, że po śliskim kiedy w koło zimno i mokro... No i w bieganiu jakoś sobie poradziłem. Dla mnie większym zaskoczeniem był chyba rower.
Dotąd jednoślad to dla mnie była rekreacja, z prostą kalkulacją:
- mocno wieje - nie ma przyjemności z jazdy - nie jeżdżę
- pada - nie ma przyjemności z jazdy - nie jeżdżę
- leży śnieg - nie ma przyjemności z jazdy - nie jeżdżę... 😉
Jednocześnie, z powyższych powodów prawie całkowicie olałem rowerowe przygotowania. (W sumie ten jeden przejazd to bardziej było sprawdzanie stanu technicznego pojazdu niż jakikolwiek "trening") No przecież kto by nie dał rady na rowerze? Jak się okazało, dla mnie było to pierwsze spotkanie z błoto-śniegiem na jednośladzie i uważam, że jakbym miał coś poprawić w przyszłym roku, to właśnie tę część zawodów.
Co do łyżew, to dużo byś zyskał na zmianie skarpet na suche.
Możliwe. Ja natomiast wpadłem na to, że w tej części, można by było zaoszczędzić zabierając szerokie fitnessówki na klamry, dokładnie takie jak miałem przed hokejówkami. Patent na worki foliowe wart rozważenia.
Poza tym, jak obejrzałem kilka relacji/wywiadów odnośnie tego Triatlonu to w większości pada, że łyżwy są tu najtrudniejszą konkurencją. Osobiście uważam zupełnie na odwrót i wydaje mi się, że łyżwy to właśnie najfajniejsza cześć triatlonu, szkoda tyko, że taka krótka...
Ponadto, zdałem sobie sprawę, że Warszawski Triatlon Zimowy to chyba jedyne zawody gdzie na łyżwach może się pościgać człowiek "ulicy". Niby są jakieś międzyklubowe zmagania np w Tomaszowie Lubelskim, ale nigdy nie czułem się adresatem takich imprez. O innych niestety nie słyszałem (choć trzeba przyznać, że aktywnie też nie szukałem).
Zastanawia mnie jeszcze jedno - 29ty triatlon zimowy. 29 edycji i tak malo wiadomo o tych zawodach?
Nie do końca czuję się adresatem tego pytania :), jednak mam wrażenie, że w tym wypadku jest trochę inaczej. WTZ organizowany jest przy wsparciu miasta, w programie "Aktywna Warszawa". Wydaje mi się, że lokalnie jest dość dobrze rozreklamowany. Wzmianki na pewno pojawiały się w lokalnych mediach (TV, gazety). Pytanie, jak z promocją poza miastem/regionem - bo tu na prawdę trudno mi się wypowiedzieć.
"Targetowanie" pokazuje też frekwencja w zawodach indywidualnych - 50% to ludzie z Warszawy. Jakby podliczyć okolice to pewnie wyjdzie około 75%. Cała reszta to pewnie marketing szeptany.
Dla mnie zaskoczeniem było spotkanie paru osób ze "świata" rolkowego. Pomijam ludzi z Legia Warszawa Masters (bo oni to akurat blisko mieli 😉 ), ale udało mi się przyuważyć Pana Juliana Ziółkowskiego (organizator Pucharu Kaszub). Na listach startowych był też Bartek Chojnacki, no i w trakcie zawodów mignęło parę osób, które kojarzę właśnie z uczestnictwa w zawodach rolkowych.
Zajęła 2 miejsce w kategorii K40.
Moje gratulacje. Podziwiam wynik 😀
Ostatni post: Pomocy Najnowszy użytkownik: valentinagoggin Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte