Kicking asphalt 2019
A jakies regeneration day/s planujesz?
PS. Szczeniak nauczył się szczekać.
Tip psiarzy: naucz delikwenta komendy "siad". Źle sie szczeka z d..pą na ziemi 😉
A jakies regeneration day/s planujesz?
Co rozumiesz przez regeneration day?
Bo dla mnie to po prostu dzień bez ćwiczeń. Nie mogę sobie pozwolić na dwie drzemki, godzinę w jacuzzi, masaż tajski i tym podobne fajności.
PS. Szczeniak nauczył się szczekać.
Tip psiarzy: naucz delikwenta komendy "siad". Źle sie szczeka z d..pą na ziemi 😉
Cugu nie ma? :silly:
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Co rozumiesz przez regeneration day?
Plan minimum - nie cwiczyc intensywnie, spac ile potrzeba, zjesc zdrowo, cokolwiek porolowac kluczowe miesnie 🙂
Wyzwanie - wytrwac w powyzszych 😉
Moim zdaniem od totalnego "regeneration day" lepiej sprawdza się "Active rest"
regeneration day - totalny relaks, leżenie i nic nie robienie
active rest - bardzo delikatna aktywność sportowa. Delikatny rower, tempo spacerowe, bez obciązenia / lekki basen. Przepompuje to trochę świeżej krwi przez zmęczone mięso i wspomoże regeneracje. Tylko trzeba pamiętać - DELIKATNIE... wiem jak jest gdy włącza się "ja nie dam rady ??" i jest ciśnienie.
No, jak do tej pory hołdowałem zasadzie "active rest", ale coś się chyba robię niemłodszy i zaczynam zauważać różnicę między mięsem zmęczonym, a mięsem rwącym się do działania.
To drugie to jak ze dwa-trzy dni nic się nie robiło. Tzn. daje się czuć już po dwóch, a po trzech potrzeba ruchu jest dojmująca.
Może to ma sens.
Z drugiej strony - do kitu z tymi zawodami. Nie mogę robić tego na co mam ochotę. :angry:
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Kazdy ma to inaczej. Ja w 2-3 dni nie zrobie pelnej regeneracji. Active rest - tak samo, kazdy ma swoje zalozenia. U mnie to bylo robienie moze 10% tego co zwykle. Na pewno malo prawdopodobna jest skutecznosc na zawodach jesli sie czlowiek przed nimi zajezdza, w jakikolwiek sposob.
Ja active rest przed powaznymi wyzwaniami zaczynam na 3 tygodnie przed... 🙂
O masakra ile botów zalogowanych... :sick:
No dobra, do rzeczy.
Po pracy pojechałem dzisiaj na Błonia, ale pogoda piękna, słońce, sucho, słońce, ciepło, słońce... no to wszyscy mieli podobny pomysł.
Więc nie dało się pojechać swoim tempem. Co chwila było wymijanie.
A czasami wymijanie z ostrym szukaniem jak się zmieścić.
Więc wyniki nie mogą być reprezentatywne.
Pojechałem trzy kółka, tj. pół kółka na rozgrzewkę, dwa kółka "robocze" i pół kółka na schłodzenie.
Było mi mało i to jest dobry znak.
Tempo tych kółek roboczych było stosunkowo słabe ze względu na ciągłe przerwy w odpychaniu się, a jednak i tak były one szybsze niż to co do tej pory sam jeździłem.
Kółka wyszły po 9:04 i 8:58.
Przyjmuję to za dobrą monetę.
Co fajnie wyszło - dosyć szybko wszedłem na zewnętrzną krawędź, chociaż (to z kolei niefajnie) czułem onieśmielenie przed naprawdę mocnym i dalekim pchaniem underpusha co może być pokłosiem szlifu z soboty. Może mi to będzie przeszkadzać, a może nie. Nie mam pojęcia.
Fajnie też, że choć na początku lewa stopa cierpnęła po dowiązaniu, ale potem nie wiedzieć kiedy się to rozeszło. Oby tak dalej.
W dzień zawodów pasowałoby zrobić sobie kilka krótkich sprintów, żeby mieć na świeżo uczucie, które jest przy pchaniu underpusha. W sumie to nawet u mnie we wsi znajdę ze 200 metrów asfaltu.
Ale jak nie zrobię to i tak szlag nie trafi.
A propos... dzisiaj do pracy wrócił kolega po krótkiej rekonwalescencji. Po zawale. Trochę starszy, ale ani trochę nie zapuszczony. Trzeba kurczę dbać o siebie.
Kiedyś usłyszałem takie podsumowanie tematu, że (akurat to chodziło o biegaczy) uprawiający regularnie sporty wytrzymałościowe są wyraźnie do przodu jeśli chodzi o oszczędzanie serducha. I dowód przeprowadzono matematyczny.
Jeśli normalny dorosły ma serce bijące 70 razy na minutę, to znaczy, że w ciągu doby musi przepompować krew 100800 razy.
Jeśli zaawansowany biegacz ma serce bijące 150 razy na minutę przez godzinę, a przez 23 godziny 50 razy na minutę, to w ciągu doby musi przepompować krew 78000 razy.
Czyli 22800 razy mniej na dobę.
Co daje 22% zmniejszenia wysiłku.
Czyli po przeżytych 5 latach serce biegacza postarzeje się o 4?
Nie do końca, ale jakoś o to właśnie chodzi. 🙂
Jakie macie spoczynkowe? 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Jakie macie spoczynkowe? 🙂
Sie pytasz, sę test zrobiłem ;). Zwłaszcza, że dawno nie sprawdzałem. Wyszło 56u/min. Wydaje mi się, że kiedyś miałem 54 ale nie głowy nie dam. Sportowcy niby schodzą do 50 - czyli jestem w połowie drogi :P. Nie wiem czemu ale zawsze bawi mnie taka myśl o samym sobie. Ja - sportowiec 😀 :silly: :woohoo:, nawet jeśli połowicznie :woohoo:
ale ani trochę nie zapuszczony.
Się czepnę, ale w końcu jaki 😉 Bo mnie mi z kontekstu mi wynika ze jest ok 😉
I dowód przeprowadzono matematyczny.
Przeczytałem dowód 2 razy i stwierdzam, że to nawet nie brzytwa Oklahoma, ale wręcz piła mechaniczna ;). Jakoś do mnie nie przemawia. Jakby nie było uważam, że przegięcia w każdą stronę dla normalnego człowieka jest złe...
Było mi mało i to jest dobry znak.
Tak trzymaj i wytrzymaj do niedzieli 🙂
Co do samej niedzieli to jak chcesz "przepalenie" miesni to zasuwaj na trase na jakies 30 min przed startem i tam zrob kilka szybszych odcinkow 🙂 Swoja droga z McGilla - jesli zrobi sie minute deski/desek to wzmocniona stabilizacja utrzymuje sie jeszcze ok 20 min po tym fakcie 🙂
Ja Wszystkim Wam zazdroszczę wszelkich aktywności. Ja najpierw miałem zabieg korekty przegrody nosowej, który po tygodniu zaczął się trochę mazać, więc miesiąc w plecy. Na koniec L4 poparzyłem stopę wrzątkiem, teraz to już nawet z domu nie wychodzę 🙁 Brzydko to wygląda i boli przy stawianiu kroków. W sumie to moją aktywnością jest skakanie na lewej nodze 🙂 Takie pocieszenie.
Dodatkowo 4 różne antybiotyki, każdy kolejny o większym kalibrze :/
Ja Wszystkim Wam zazdroszczę wszelkich aktywności. Ja najpierw miałem zabieg korekty przegrody nosowej, który po tygodniu zaczął się trochę mazać, więc miesiąc w plecy. Na koniec L4 poparzyłem stopę wrzątkiem, teraz to już nawet z domu nie wychodzę 🙁 Brzydko to wygląda i boli przy stawianiu kroków. W sumie to moją aktywnością jest skakanie na lewej nodze 🙂 Takie pocieszenie.
Dodatkowo 4 różne antybiotyki, każdy kolejny o większym kalibrze :/
Trzymaj się i nie pękaj! 🙂 Niedługo wszystko będzie ok i będziesz śmigał jak stary! 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
A właśnie...
Przy okazji CM złapał mnie na Expo manager z Runtastica.
Printują całkiem zacnie odzież sportową. Grafika rozumiem musiałaby być nasza, chociaż pewnie by chętnie za dodatkową opłatą przygotowali oni też.
Jeśli dobrze kojarzę, to wstępne ceny przy zamówieniu 10 sztuk wychodziły tak:
- t-shirt 110 zł (coolmax, są szwy od środka).
- bluza z kapturem i full zipper 170 zł - kangurek taniej, bo bez zamka
- bandanka 30-40 zł.
Jakoś bardzo tanio to to nie jest, ale tyle takie rzeczy kosztują.
Ktoś byłby zainteresowany?
Grafikę zakładam Szanowny Sz. by mógł ogarnąć 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ja przy 2 szt. koszulek fullprint placilem 120 zl sztuka. Z czego moj byl projekt. Jak oni robia grafike to jest drozej i to jest pierwsza opcja, druga jest taka ze jak adaptuja nasza grafike do szablomu to wychodzilo tez sporo wiecej.
I rzeczywiscie zrobienie grafiki to jedno - wstawienie tego w wykrojniki to jest troche pracy - jednoczesnie z mojej strony mysle, ze sie dogadamy jakby co 🙂
A właśnie...
Przy okazji CM złapał mnie na Expo manager z Runtastica.
Printują całkiem zacnie odzież sportową. Grafika rozumiem musiałaby być nasza, chociaż pewnie by chętnie za dodatkową opłatą przygotowali oni też.Jeśli dobrze kojarzę, to wstępne ceny przy zamówieniu 10 sztuk wychodziły tak:
- t-shirt 110 zł (coolmax, są szwy od środka).
- bluza z kapturem i full zipper 170 zł - kangurek taniej, bo bez zamka
- bandanka 30-40 zł.Jakoś bardzo tanio to to nie jest, ale tyle takie rzeczy kosztują.
Ktoś byłby zainteresowany?
Grafikę zakładam Szanowny Sz. by mógł ogarnąć 🙂
Zawody odwołują to chociaż ubranka sobie zafundujemy
Jeśli dobrze kojarzę, to wstępne ceny przy zamówieniu 10 sztuk wychodziły tak:
- t-shirt 110 zł (coolmax, są szwy od środka).
- bluza z kapturem i full zipper 170 zł - kangurek taniej, bo bez zamka
- bandanka 30-40 zł.Jakoś bardzo tanio to to nie jest, ale tyle takie rzeczy kosztują.
Ktoś byłby zainteresowany?
Wstępne zainteresowanie mogę wyrazić 🙂 - ostareczne po wizualizacji... :side:
Ja Wszystkim Wam zazdroszczę wszelkich aktywności. Ja najpierw miałem zabieg korekty przegrody nosowej, który po tygodniu zaczął się trochę mazać, więc miesiąc w plecy. Na koniec L4 poparzyłem stopę wrzątkiem, teraz to już nawet z domu nie wychodzę 🙁 Brzydko to wygląda i boli przy stawianiu kroków. W sumie to moją aktywnością jest skakanie na lewej nodze 🙂 Takie pocieszenie.
Dodatkowo 4 różne antybiotyki, każdy kolejny o większym kalibrze :/Trzymaj się i nie pękaj! 🙂 Niedługo wszystko będzie ok i będziesz śmigał jak stary! 🙂
Na takie "przypadłości", to lekturka. Np. Szwejk, "Paragraf 22", "Znaczy Kapitan", ... 🙂 .
Forum wróciło z niebytu i pasowałoby coś napisać, ale tyle się działo...
To może o Gorlicach, bo to były moje pierwsze i ciągle są w miarę świeże.
Pogoda była piękna! Słoneczko i lekki wiater. Na miejscu się okazało, że tego wiatru jest więcej niż się wydawało, ale ciągle nie było tragedii.
Trasa bardzo prosta i łatwa wyłączywszy przejazd przez drugą nitkę torów, gdzie oczywiście się działo i były upadki. Niejedne.
To może od mniej przyjemnych rzeczy: to były pierwsze zawody odkąd jeżdżę, że zdarzył się na nich poważniejszy wypadek. W maratonie wystartowała dziewczyna, która jechała bardzo wolno, ewidentnie początkująca i albo zapomniała, albo nikt jej nie powiedział, że ma się trzymać prawej strony. Zwłaszcza jak pociągi wyprzedzają. No i nadjechał szybki pociąg, pierwszy po ucieczce i ją literalnie rozjechał. :huh: Część wzięła ją z lewej, część z prawej, a jeden z kolegów nie zdążył zareagować (nagle przed tobą wszyscy się "rozstępują" na prawo i lewo i co robisz?!) i potrącił ją na tyle mocno, że musiała ją zabrać do szpitala karetka i to w te pędy. 🙁
Oprócz tego upadki na torach - w jednym przypadku dziewczyna upadła tak nieszczęśliwie, iż pomimo że nawet miała ochraniacze na nadgarstki, ale rozcięła palec i musiała pojechać na szycie.
Koleżeństwo poprzywoziło z półmaratonu i maratonu naprawdę dobre wyniki. Warunki były spoko. Najmocniejszy wiatr w twarz wiał akurat na odcinku, gdzie było lekko w dół, więc trochę to kompensowało, ale przy jeździe solo nie bardzo - w pociągu na pewno dało radę. Więc pociągi pomykały jak wściekłe!
Jaki piękny finisz zaliczył Paweł z Bartkiem! Naprawdę warto było tam stać i patrzeć na nich. Tzn. z patrzenia to zostało tylko mgliste wspomnienie, bo tempo było za szybkie - nie wiem ile wtedy popylali na finiszu. Z sześć dych?! Mniej niż pięć to na pewno nie! No i będąc tam na żywo z pięciu metrów nie wiedziałem kto wygrał. Na szczęście był fotofinisz i było widać, że Paweł wygrał o długość rolki bo zrobił "jastrzębia" 😉 Zachęcam do poszukania na profilu PZWS na facebooku. Albo też Paweł udostępniał. Wspaniałe! Cieszę się, że możemy takie momenty oglądać u siebie, na żywo, a nie tylko na filmikach Eltona czy Felixa z Geisingen czy innego Gross-Gerau.
O mnie coś - bardzo źle taktycznie pojechałem. Dałem wszystkim odjechać na początku (nie potrafię na to póki co znaleźć lekarstwa, trzeba więcej jeździć i tyle), a potem zebrał się za mną pociąg trochę wolniej jadących, którym się urwałem, bo tempo utrzymywali ewidentnie żałosne. Tutaj warto zaznaczyć, że w tym pociągu była Dorota z Silesia Skating. Ta uwaga jest istotna jeśli chodzi o późniejsze losy biegu. No i pojechali swoim tempem, a ja "pomknąłem" swoim. Pierwsze okrążenie - jestem zadowolony: średnia ponad 27 km/h. Wiatr trochę przeszkadza, ale dajemy radę. No i tak to szło, tylko z okrążenia na okrążenie robiło się coraz trudniej. No i kryzys przyszedł po 4 kołach, czyli około 14-15 km. Wszystko przejechane solo na maksa. Zagłada. Nawet nogi nie bolą, ale plecy i ogólnie zmęczenie. Za duże tętno, za długo bez wypoczynku. Brak siły. Zaczęło się podjeżdżanie o kilometr, pół kilometra z odpoczynkiem poprzez toczenie z rękami na kolanach.
Zaczęły się straty. Zaczęli mnie dochodzić.
Najpierw doszedł mnie starszy kolega łyżwiarz (znam nazwisko, ale teraz wyleciało z głowy, EDIT: Janek Kopyt) pilotując młodą łyżwiarkę. Przez mniej więcej półtora kółka współpracowaliśmy. Potem był moment, że wyprzedzał nas długi pociąg i na ten czas przestałem się odpychać i za daleko mi odjechali, żeby ich ponownie dojść. No i znowu zaczęła się orka.
W międzyczasie dogoniłem Roberta i Janka z naszego klubu. Janek wcześniej pojechał kryterium kolarskie (dokładnie godzinę wcześniej skończył) więc mógł być bez sił. A Robert jeszcze w tym roku nie był na rolkach... Więc miał bardzo ciężko. Ale dojechał. Pierwszy raz było to kilka minut po mnie. Niestety to nie moja zasługa. 😉
Potem doszedł mnie Bartek Grzędziński pilotujący - tutaj uwaga: Dorotę. Tak, tę samą, którą zostawiłem na początku. No i trochę współpracowaliśmy. Zachęcił mnie do złapania się, na co w pierwszej chwili odpowiedziałem, że już nie dam rady, ale widząc, że naprawdę nie odjeżdżają mi jakoś szybko, jednak się spiąłem i dogoniłem ich. Więc dało radę prawie do końca pojechać razem. To już nawet nie musi chodzić o chowanie się w slipstreamie tylko o to, że możesz się dostosować do jakiegoś narzucanego tempa i prędkości i łatwiej jest przezwyciężyć ból.
Dorota przyjechała na metę kilka sekund przede mną.
Byłem kompletnie wyczerpany.
Ostatecznie czas powyżej 56 minut, na pełne 22 kilometry. To nie był precyzyjnie dystans półmaratonu. 20 km zrobiłem w 50 minut.
Podsumowanie: technika jest do przodu, ale jeszcze nie potrafię jej utrzymać na zmęczeniu. Brak mi wytrzymałości, żeby cały czas utrzymywać jedno tempo. Pewnie za bardzo się spinam, faza odpoczynku nie jest pełnym odpoczynkiem.
Nieprędko będę w stanie utrzymać się w szybkich pociągach. Pewnie jeszcze nie w tym roku. Gdybym utrzymał tempo z pierwszego okrążenia to skończyłbym w okolicach 49 minut, co uznałbym za wielce zadowalające na ten moment.
Ale nie ma co gdybać. Trzeba robić dalej swoje.
Z zawodów na które mam szansę pojechać przed wakacjami został Otwock. Ostrava jest w niepasującym terminie.
A potem tylko Gdańsk, Grójec, Berlin. Z czego Gdańsk prawie na pewno nie, Grójec być może tak.
Chyba się nie uda wystartować w Berlinie z D...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Podsumowanie: technika jest do przodu, ale jeszcze nie potrafię jej utrzymać na zmęczeniu. Brak mi wytrzymałości, żeby cały czas utrzymywać jedno tempo. Pewnie za bardzo się spinam, faza odpoczynku nie jest pełnym odpoczynkiem.
Tomcat graty. Jakby nie było, technika techniką a strategia też się liczy. Uciec od grupy i walczyć samemu to duże wyzwanie i bardzo męczy. U mnie dokłądnie ten sam punkt do poprawy. Fajnie sie ucieka, fajnie się goni, ale jak człowiek zostanie sam... :/.
Z drugiej gonić kogoś i się spompować tak że za chwilę nie ma siły też nie bardzo...
Z zawodów na które mam szansę pojechać przed wakacjami został Otwock. Ostrava jest w niepasującym terminie.
U mnie plan jest zaliczyć oba i skończyć na gościnnym występie w Wehjerowie... Otwock trochę psuje szyki, bo miał być w maju, ale najwyżej po nim i przed Wejherowem zrobię sobie na prawdę luźny tydzień...
A potem tylko Gdańsk, Grójec, Berlin. Z czego Gdańsk prawie na pewno nie, Grójec być może tak.
Berlin odpada
Grójec obowiązkowo jestem
Gdańsk... hmmm...
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: sophiaconnibere Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte