Kicking asphalt 2019
Jerzy 🙂 wcieło mi druga część Twojego komentarza. Zamiast "cutuj" dałem "edytuj" :woohoo:
A tak mi się spodobała pierwsza część komentarza, że chciałem zareagować...
Czyli nie tylko mnie to nudzi. Zwyczajnie nie widzę w tym sensu.
Jazda na NS - tylko towarzysko.
No i poznawczo. Można zapoznać się z takimi objawami życia na Ziemi, że byś nie przypuszczał.
Wczoraj zobaczyłem sposób hamowania, o którym się filozofom nawet nie śniło! :ohmy:
Zjazd z Pawiej do tunelu pod dworcem. Stromo nie jest, ale jest to zjazd. Patrzę Ci ja, a przede mną, przy krawędzi zjeżdża kobieta robiąc pięknego osiołka i jednocześnie próbując dociskać hamulec. Osiołek był imponujący, żeby lepiej wyszedł przekosiła nawet kolana do środka. Nogę z hamulcem bardziej. No i skutecznie hamowała - to jej trzeba przyznać. Ale że używała za hamulec bok rolki (Bok! Rolki! Wewnętrzny!) to może mieć niezły ich przerób...
Ona chociaż miała kask i komplet ochraniaczy. A jeżdżą też kompletnie nieogarniający, w za dużych rolkach, którzy prawie trą bokiem rolki przy jeździe na wprost - i śladu kasku lub ochraniaczy.
Co zrobić? Statystyka mówi, że w dużej próbce muszą się takie jednostki też pojawić.
Ale to normalnie nakazowo do instruktora bym wysyłał!
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ktoś się wybiera dzisiaj na krakowski nightskating? 🙂
Trasa przyjemnie ciekawa 😉
Kiedyś dotrę, z naciskiem na kiedyś. 😉
Ktoś się wybiera dzisiaj na krakowski nightskating? 🙂
Trasa przyjemnie ciekawa 😉Kiedyś dotrę, z naciskiem na kiedyś. 😉
To informuj, bo może już nie będę jeździł w YT. Z naciskiem na może 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ponad doba od kraksy. Ujawniają się wszystkie naciągnięte mięśnie - w tym przypadku prawy kaptur i prawe coś pod żebrami.
Nie wiem czy dam rady się wspiąć na rower. Może spróbuję, ale nie mam przekonania. Jeszcze ta kość ogonowa. Na łokieć załozyłem granuflex, więc jest praktycznie bezobslugowy. Oby nie zaropiał. Ściąganie granuflexu przyklejonego na otwartą ranę może być niezapomniane... Jego powinno się ściągnąć już po odtworzeniu skóry.
Tak czy inaczej w środę zaczynam wakacje, które będą też wakacjami od roweru. I od rolek. A ze względu na stłuczenie kolana także od biegania. Zostało chodzenie i pływanie.
Trzeba się pogodzić z tym, że nie będę już w czołówce rankingu.
Po powrocie zacznę od nowa kręcić, ale zaległości będą praktycznie nie do nadrobienia 🙂
Było fajnie.
Damian - będę trzymał za Ciebie kciuki!
Szerokości i nie daj się przepustom w rowach!
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Sebu, chyba będę.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Jakoś dało radę.
Żona przytrzymała alu-karbonowego rumaka, a dzieciaki drabinkę i jakoś dosiadłem.
Ale jak już siedziałem to nie ryzykowałem ponownego wchodzenia i zrobiłem bardzo przyjemne 67 km po okolicy łącząc elementy trasy 50 km i 30 km.
Pogoda cudowna... Ciepło, ale pod chmurkami. Czasami z wiatrem, czasami bez. I wytrzymało, choć straszyło na tyle, że upchałem sobie pelerynkę do kieszeni koszulki...
Połączyłem trasy do Jerzmanowic przez Rudawę z trasą przez Będkowice.
No i wychodzi kondycję mam na tyle dobrą, że nie robi to na mnie większego wrażenia. 🙂
O to chodziło.
Najbardziej oczywiście przeszkadzały potłuczone cztery litery, które pobolewały przy próbie mocniejszego przyciśnięcia. Szczęśliwie kaptur się nie odzywał, tudzież mięśnie korpusu.
Zobaczymy jak będzie jutro na rolkach...
A, tak. 🙂 Znowu number 9 w Akademii Rozwoju 🙂
Chwilo - trwaj. :laugh: :laugh:
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Sebu - bardzo Cię przepraszam, że aż tak bardzo nie ogarnąłem sytuacji na zakręcie, gdzie się spotkaliśmy. Wielkie dzięki, za to, że się zmieściłeś, chociaż mało miejsca zostawiłem.
Jakbym wtedy się wyłożył, to przy tych wszystkich bólach i sztywności z nich wynikającej chyba bym się połamał mimo ochraniaczy.
Generalnie - powinienem był sobie dać spokój dzisiaj z jeżdżeniem. Stłuczona kość ogonowa dawała czadu - próba napięcia, żeby mocniej kopnąć skutkowała bólem. Do tego jeszcze źle zawiązałem buty, które nie trzymały, a mimo to cisnęły jak cholera.
Skończyłem na czterech kółkach. Dwa pierwsze były "może jednak się rozruszam", a żeby przejechać dwa ostatnie musiałem znajdować różne metody nakłonienia siebie do przedłużenia męczarni:
- "no przecież nie zejdziesz z jednocyfrowym wynikiem przejechanych kilometrów"
- "o jaka fajna dziewczyna jedzie, chodź, dogonimy ją".
- "nie, no przecież nie skończę na 13 km bo to jeszcze większego pecha przyniesie"
Ciekawe, że poprawne technicznie kopanie w bok było mniej bolesne. To trochę tak, jakby elektrowstrząsami uczyć techniki jazdy. Kopiesz w tył: BZZZZT. Kopiesz bardziej w bok: bzzt. Gdyby jeszcze nie problem z butami, to może bym to przeżył, ale zapowiadało się, że mi dodatkowo zmasakrują palce. Co mi się nie uśmiechało.
Więc zgodnie z hasłem "Live to ride another day" zszedłem ze ścieżek i próbując się w tych nietrzymających butach nie zabić na krzywych chodnikach w Cichym Kąciku poturlałem się do auta.
Muszę się zregenerować po tych kraksach. Mam nadzieję, że po wakacjach wrócę w dobrej formie i z nowym zapałem. 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Dlaczego sie zmuszasz? Ja jeśli nie mam ochoty na sport, to nie robię 🙂 właściwie to o rolkach teraz piszę.
Niby sport to zdrowie, a czasem może bardzo zaszkodzić 🙂 rób sobie takie głodówki rolkowe, przerwy... wtedy na sam widok rolek będziesz się uśmiechał i nie będziesz mógł się doczekać. Jazda wtedy to jest czysta przyjemność 🙂
Uważaj na zdrowie, to najważniejsze. Nic się nie stanie jak przez kilka dni będziesz odpoczywał od sportu - leżenie i byczenie się :))
Odpuszczanie nie leży w mojej naturze, tudzież nie jestem fanem byczenia się.
Godzina, dwie i idę sobie znaleźć jakieś zajęcie, bo mnie nosi.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Nic się takiego nie stało, to ja przepraszam, źle oceniłem sytuacje. Może dlatego, że potraktowałem Cię inaczej, niż każdego innego użytkownika Błoń 🙂 Mam nadzieję, że chwilowy kontakt nie spowodował dodatkowych dolegliwości.
Spróbowałem wrócić do szybszej jazdy, i nawet pozytywnie się zaskoczyłem, że tak od razu to się udało 🙂 Czas półmaratonu 47 min 51 sek.
To zapewne też efekt "odstawienia" na pewien czas jazdy, tzn. jeździłem, nawet dłuższe dystanse, ale do ultra trenowałem jednak nieco wolniejszą jazdę.
To prawda, że poprawna technika nie szkodzi 🙂 W Wejherowie uwieranie w palce po 110 km brało się zapewne z mniej kontrolowanego odstawiania stopy, co oczywiście wynikało z ogólnego zmęczenia. Jak się pilnowałem, było ok.
Czasem warto odpuscic. Zregenerowac sie/wyleczyc i potem moc sie cieszyc sportem dalej przez lata. Albo nie odpuscic, zajechac sie i potem nie moc robic tego co sie chce, bo jest kilka miesiecy fizjo albo cos w tym guscie. Sztuka wyboru. A jeszcze trudniejsze umiec ocenic kiedy warto odpuscic, a kiedy jednak nie 😉
Czasem warto odpuscic. Zregenerowac sie/wyleczyc i potem moc sie cieszyc sportem dalej przez lata. Albo nie odpuscic, zajechac sie i potem nie moc robic tego co sie chce, bo jest kilka miesiecy fizjo albo cos w tym guscie. Sztuka wyboru. A jeszcze trudniejsze umiec ocenic kiedy warto odpuscic, a kiedy jednak nie 😉
Teraz nie warto cisnąć. Więc odpuszczam z pełną świadomością i bez poczucia straty 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Będę wkrótce często na Pogorii - trenować 🙂
Ktoś chciałby wpaść? Z Krakowa nie jest tak daleko A trasy naprawdę dobre. Tomcat wpadnij, muszę złapać formę, ostatnio kiepska.
Korzystając z chwili wolnego czasu zrobiłem grubszy serwis rolek, włącznie z re-formowaniem lewego buta, który po kilku miesiącach ewidentnie wrócił do fabrycznej długości. A w każdym razie skrócił się zauważalnie.
Który raz już lądują w piecu? Zaczyna być to już rutynowe.
A potem samo rozciąganie. To precyzyjna robota, wymagająca cierpliwości i skupienia.
W każdym razie czegoś wymagająca. Np. braku skrupułów.
Gdyby tak tylko istniały Bolty długie na 302 szerokości tych 295....
Czekaj... teraz już istnieją 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ja znikam na zasłużone wakacje, ale zwerbowałem kolejnych dwóch roweroświrów w moje miejsce, którzy powinni z lekkością udźwignąć przebiegi 🙂
A przynajmniej takie jest założenie :laugh:
Damian: gratuluję miejsca! 🙂
Jak wrócę to spróbuję gonić, ale pewnie bym musiał jeździć po 100 codziennie, żeby mieć szansę :laugh:
Trzeba przyznać, że się znowu wkręciłem. Te 67 km z soboty to było z czystej tęsknoty za szumem opon, wiatrem smagającym twarz, szumem falujących zbóż, walką z podjazdem i samym sobą.
Efekty dla siły i wytrzymałości obserwowane na rolkach są tez niezaprzeczalne. I wszyscy o tym wiedzą. Nie da się tyle jeździć na rolkach, bo każdego połamie, co na rowerze. A mechanizmy zasilania w energię najlepiej się trenuje na bardzo długich treningach.
Jeszcze tylko trzeba mieć na nie czas...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ja znikam na zasłużone wakacje, ale zwerbowałem kolejnych dwóch roweroświrów w moje miejsce, którzy powinni z lekkością udźwignąć przebiegi 🙂
A przynajmniej takie jest założenie :laugh:
Super. Im więcej tym lepiej 🙂
Damian: gratuluję miejsca! 🙂
Jak wrócę to spróbuję gonić, ale pewnie bym musiał jeździć po 100 codziennie, żeby mieć szansę :laugh:
Dzięki chociaż już nieaktualne. 3 dni jelitówki zrobiły swoje :unsure: Z miejsca 11 spadek na 18 wśród wspierających. A mam od jutra tylko 6 dni gonienia, ponieważ również uciekam na wakacje bez możliwości nabijania km. To kręcenie kilometrów delikatnie zaczęło uzależniać. Wczoraj mnie nosiło, ale zaryzykowałem tylko kilka km i to blisko domu :whistle:
Tomek, wypoczywaj i wracaj z wyleczonymi przeciążeniami z nowymi pokładami energii. Pozdrawiam
To kręcenie kilometrów delikatnie zaczęło uzależniać.
hyhy... B) Kreccie krećcie 🙂
I powrotu z wakazji z siła 🙂
Nie zauważyłem wpisów o kraksie. Mam nadzieję, że już wszystko w porządku i fizycznie nie ma śladu. 😉
Nie zauważyłem wpisów o kraksie. Mam nadzieję, że już wszystko w porządku i fizycznie nie ma śladu. 😉
Dziękuję za pamięć. Niestety to było porządnie przywalone. Mam na myśli obydwa razy.
Po pierwszym ciągle jeszcze są resztki stłuczenia - nie za bardzo mam ochotę klękać na to kolano, a akurat jest ono kolanem pierwszego wyboru jak chodzi o klękanie.
Po drugim co prawda skóra już odrosła, ale znowu stłuczenie jeszcze o sobie daje znać - nie tak jak kiedyś, kiedy kość ogonowa potrafiła boleć na okrągło i "czy się stoi, czy się leży", ale ciągle jeszcze potrafi o sobie przypomnieć, np. jak na plaży się przewalałem "na wieloryba" z jednego boku na drugi. 🙂
Jednak igła w stłuczonym kolanie wydatnie się zmniejszyła, aż do prawie zaniknięcia. Niedużo i będzie z nią spokój. Mam nadzieję.
No więc szczęśliwie wróciłem z wakacji. 🙂
Nie za bardzo wyleniuchowany do obrzydzenia, co to to nie, jeszcze bym poleniuchował. No, ale moja to wina, bo nie leniuchowalem przez cały czas tylko znajdowałem sobie zajęcia różne 🙂
Fajną rzeczą na wyspach obszaru Morza Śródziemnego jest ich statystycznie ponadprzeciętna górzystość. Jakoś tak przez ostatnie kilka lat ciągle trafiają się obszary z dużą ilością łażenia pod górę. No i nie najbliżej do sklepu czy plaży. Więc łażenie i łażenie. A każdorazowo powrót z centrum miasteczka to był kilometr ostrego drapania, z końcówką tak stromą, że aż się swąd spalonego sprzęgła przypominał (dwa razy wyjeżdżałem, z tego raz musiałem zatrzymać się na najstromszym i ponownie ruszyć; uch, jaki smród!... całe szczęście, że przy zwrocie samochodu nie badają stopnia zeszklenia tarczy sprzęgła 🙂 ) Pierwszy tydzień zejścia i podejścia były męczące i igła w kolanie przeszkadzała. W drugim tygodniu już tego się nie zauważało, chyba że było to w środku dnia, przy 35 stopniach i bez cienia. To wtedy chłodnica wybijała na górze.... Cokolwiek było w lodówce, piwo, wino czy woda - było tankowane do oporu.
Sardynia słynie z pięknych, żwirkowych plaż. W większości są one niedostępne lądem, trzeba się wybrać na boat trip. Mogę jedynie polecić. Np. przepiękna Cala dei Gabbiani, cała w marmurowym, białym żwirku.
Rybek od zagwizdania, wystarczy głowę zamoczyć, żeby obserwować je z każdej strony. Ba! Nawet śmiesznie mały kormoran się znalazł. Kompletnie bez strachu do ludzi; podpłynąłem na jakieś 3 metry do niego jak siedział susząc pióra na większym głazie.
Obłędne. Zdjęcia tego nie oddają, a filmu z GoPro nie wrzucę bo za duży. 🙂 Warto było tak daleko się tłuc. Moja do tej pory personal best tj. laguna Balos z płn-zach Krety zwiesiła głowę i poszła opłakiwać utracony prymat miejsc najpiekniejszych. 😉
Ku wielkiemu mojemu zdziwieniu, bo jakoś specjalnie z jedzeniem sobie nie krzywdowałem m.in. wciągając ogromne ilości chleba z pomidorami na oliwie z octem balsamicznym przepijając w sporych ilościach pysznym czerwonym frizzante lub znakomitym lokalnym niefiltrowanym Poretti (Moretti to przy tym syf, jedna literka, a taka różnica 😉 ), po powrocie waga powiedziała: "- Minus 2,5 kg." :blink: No, nic w tym roku nie zadziałało tak dobrze! Jedno co faktycznie miało miejsce z ograniczania się, to nie chodziłem na pizzę na lunch. Pozostali dorośli brali wszystkie dzieciaki na pizzę i lody, a ja miałem wtedy cały kocyk pod parasolem dla siebie. B) Miód! :woohoo: No i to pewnie było to...
Zaczynając wypoczynek starałem się pamiętać o ćwiczeniach, m.in. robiłem przysiady z gumą na kolanach, czy robiłem długie spacery (prawie ocierając się o udar cieplny), a im dłużej trwał relaks tym głębiej za skórę mi wchodził i motywacja odpływała jak świadomość podczas leniwej drzemki na plaży podczas upału :laugh: W zasadzie jedyne co to było te tuptanie pod górę i z góry. No, ale czasami w ciągu dnia i trzy razy trzeba było to zrobić. Cztery chyba nie... a, może z raz się trafiły cztery takie wycieczki tam, a siam w ciągu jednego dnia.
W każdym razie z czasem się zaprzyjaźniliśmy z tym podejściem. 🙂
No, ale wszystko dobre co się dobrze kończy. Hm, nie to chciałem napisać.
Raczej: wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. O, tak, teraz dobrze.
Więc dzisiaj: dzień pralki i mała 38 km. trasa na rowerze, żeby odkurzyć nogi i zacząć wracanie do formy 🙂 Subiektywnie niby słabo, ale wpadł rekordzik na kilku podjazdach, a także mój rekord prędkości na płaskim, który od dzisiaj wynosi 53 km/h. Całkiem, całkiem jak na pana w średnim wieku (z brzuszkiem) :laugh: .
Aktualnie #64 w organizacji Zjawa :blink: Ależ świat poszedł do przodu jak się wylegiwałem! Teraz rekordzista ma najechane 2,5 kkm, a ja ciągle mniej niż 600... :whistle:
Szyszkownik - umawialiśmy się na ten weekend - może być jakoś tak niedziela rano? W sobotę chętnie bym spróbował łapania przelatującego lotem koszącym Sebu na Błoniach... 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ostatni post: Pomocy Najnowszy użytkownik: valentinagoggin Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte