Kicking asphalt 2019
Ja akurat mam swoje. Kupiłem je zanim tak naprawdę zacząłem jeździć 🙂 Akurat była mocno bezśnieżna zima i znaczne obniżki cen. Koszt wypożyczenia zestawu (narty, buty, kije) to zazwyczaj tak ok. 30 zł za dobę. Choć są też na godziny. Jak również była opcja wypożyczyć za darmo - ale w nadchodzącym sezonie to się już raczej zmieni. A jechać trzeba tam gdzie śnieg jest 🙂 Oczywiście jest kilka tras, w tym górskie, gdzie są zakładane ślady, co znacznie ułatwia 🙂 Coraz więcej miejscowości dostrzega narciarzy biegowych, wyznacza trasy i zakłada ślady.
Ja osobiście najczęściej pojawiam się na trasie wokół Mogielicy - najwyższego szczytu Beskidu Wyspowego. W miarę blisko, wysokość ok. 900 n.p.m. daje większa gwarancję pokrywy śnieżnej, no i trening na wysokości jest 😀 Górski charakter ma ma też w sporej części trasa biegowa z Obidowej na Turbacz w Gorcach. Taka ciekawostka. W Klikuszowej, miejscowość przy Zakopiance, jeszcze przed Nowym Targiem, właśnie w pobliżu Obidowej, jest teraz budowane Centrum Narciarstwa Biegowego. W zimie będą oczywiście trasy narciarskie, ale poza tym sezonem trasy będą dostępne dla nartorolkarzy - pętle o długości niespełna 2 km, szerokie od 6 do 9 metrów. Ciekawe czy będzie można z tego skorzystać rolkowo.
Z tego co kojarzę to są narty inne do klasyka i inne do łyżwy.
I inne są też kije.
Ty masz do klasyka? Narty z łuską i kije prawie takie wysokie jak Ty?
A jak to jest z butami, bo chyba jest kilka standardów wiązań?
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
7 listopada 2019
Czwartek. A jak czwartek, nigdzie nie jadę i mam wolny ranek to dryland z wąsaczami z Austin Texas.
Jako rozgrzewkę zrobiłem ćwiczenia na core od fizjo. Dołożyłem od siebie serię na górę mięśni brzucha, bo tamte to tylko lędźwie i sam dół i włączyłem videło.
Nie wiem czy to dzięki rozgrzewce, ale tym razem pierwsza seria tj. przysiady w pozycji poszły jakoś tak przyjemniej. Ale nie chwalmy dnia… potem się zaczęło. Łoj jak bujało! Wszystkie przysiady na jednej i stabilizacje po skoku na jednej takie jakieś niestabilne. Aż włączyło mi się myślenie, wpadłem w melancholię i zacząłem się zastanawiać po co mi to wszystko? Po co, skoro tyle lat ćwiczę i ciągle nic. To pewnie przez to, że tak późno zacząłem. I tak dalej. Pół energii, można powiedzieć, poświęcałem na ćwiczenia, a drugie pół na odganianie czarnych myśli. Żeby zająć czymś umysł koncentrowałem się na precyzyjnym wykonywaniu ćwiczeń. Pilnowałem równoległości stóp, ułożenia barków względem bioder, tego, żeby biodro wychodziło w bok, a nie kolano, żeby bark był nad kolanem. No wszystkiego. No i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, kiedy doszliśmy do ósmego ćwiczenia – skater jump – nagle, po pierwszych kilku skokach, zacząłem czuć stabilność. W jedną i drugą stronę.
To bardzo przyjemne uczucie. I znakomite remedium na melancholię, bo mimo że za oknem pada, to jednak wykonywane ćwiczenia najwyraźniej jednak mimo wszystko przynoszą rezultaty. Nie mogę oczekiwać niczego więcej. Jest dobrze.
Robimy swoje.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Z tego co kojarzę to są narty inne do klasyka i inne do łyżwy.
I inne są też kije.
Ty masz do klasyka? Narty z łuską i kije prawie takie wysokie jak Ty?
A jak to jest z butami, bo chyba jest kilka standardów wiązań?
Tak, dobrze kojarzysz. Narty do klasyka są przede wszystkim dłuższe od tych do łyżwy. Oczywiście różnic jest więcej. Kije odwrotnie, te do łyżwy będą dłuższe od tych do klasyka. Kije do klasyka zazwyczaj sięgają tak do ramion.
Są też narty na jazdę poza trasami - śladowe czy back country. Nieco szersze od typowych biegówek, a nawet z metalowymi krawędziami.
Ja mam do klasyka, z łuską w środkowej części.
Generalnie przeważają dwa systemy wiązań butów - podstawowa zasada, to żeby narty mieć w tym samym systemie co but.
7 listopada 2019
Czwartek. A jak czwartek, nigdzie nie jadę i mam wolny ranek to dryland z wąsaczami z Austin Texas.Jako rozgrzewkę zrobiłem ćwiczenia na core od fizjo. Dołożyłem od siebie serię na górę mięśni brzucha, bo tamte to tylko lędźwie i sam dół i włączyłem videło.
Jeśli możesz podrzuć te zestawy ćwiczeń, to zimą też się pomęczę.
Bardzo proszę 🙂
https://youtu.be/mAeXdEhpHM4?list=PLRniXs2GN8Zvi_QKTtVUE50rxbIPn_Eta
Moja uwaga: wykonywać te ćwiczenia na dokładność, a nie na tempo. I tak się zmęczysz, a chodzi o zmianę / wzmacnianie wzorców ruchowych. Więc trzeba zwracać uwagę na:
- równoległość stóp - nigdy czubki szerzej niż pięty,
- kolana nie mogą "wpadać" do środka - to najgorsze co może być, psuje cały ruch - powinno być wrażenie stania na zewnętrznych krawędziach stóp i przenoszenia sily zewnetrzna czescia uda.
- przy przenoszeniach w bok trzeba zwracać uwagę, żeby barki nie "majtały" się względem bioder. Mają być w jednej linii. Jeśli trzeba - zmniejsz rozkrok, przy za dużym przekoszenia się wymuszają.
- stabilność jest wtedy gdy pępek-kolano-czubek buta jest w jednej linii. Tutaj uwaga na mobilność stawu skokowego - prawidłowa pozycja wymaga dosyć dużego wychylenia goleni nad stopę z czym niektórzy mają problem. Np. ja mam.
- staramy się to robić w tak niskiej pozycji jak się da. Kiedy pozycja jest niska? Jesli jesteś w stanie dotknąć klatką kolana to jest za nisko. Chyba lepiej jest dotykać brzuchem uda. W każdym przypadku ręką ziemi.
Ćwiczenia na lędźwia to tak naprawdę ćwiczenia na dolne mięśnie brzucha wykonywane z trzymaniem "pępka wciśniętego w ziemię" leżąc na plecach. Czyli w napięciu mięśni dna miednicy i poprzecznego brzucha.
Można pojechać tymi z tego filmu:
https://youtu.be/3p8EBPVZ2Iw?list=PLRniXs2GN8Zvi_QKTtVUE50rxbIPn_Eta
1. 9:00 - ale ja je póki co robię jednonożnie w pozycji z tego ćwiczenia: 7:50.
2. 2:38
3. 5:50
Cały film jest bardzo wartościowy, ale zrobienie tego zestawu w tempie tego gościa to jest niezła zajezdnia. Ja wytrzymuję jedną serię i odpadam, a on z uśmiechem mówi, że teraz drugie i trzecie powtórzenie...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
8 listopada 2019
Dzisiaj tylko mały obwodzik na brzuch, nogi i parę pompek, ale wyłącznie na wąsko ustawionych rękach, bo te na szeroko mi nie służą – kontuzja grzbietu się zaczęła odnawiać. Więcej nie dałem rady, bo jakoś noc się słabo przespała i nie było mocy ani na wejściu, ani na wyjściu.
Jedno mi się przypomniało… aktualnie podczas biegów, kiedy nogi robią swoje, a głowa ma wolne często zdarza mi się myśleć także o rolkach, np. o tym jak coś robię, a jak powinienem robić. Złapałem się na tym, że myśląc o przejechaniu maratonu nagle założyłem ręce na plecy.
Ręce.
Na plecy.
Podczas biegu.
Jestem uwarunkowany.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ręce.
Na plecy.
Podczas biegu.Jestem uwarunkowany.
To sie nazywa zakrecenie 🙂
a ja sobie robie takie: 10 burpeesow-schody-10 wyskoków z przysiadu-schody-10 burpeesow-schody, gdzie schody to lece na dol i z powrotem (3 pietro). Fajnie daje kondycyjnie, zapisuje czasy, super sprawa. Aktualna wersja ze wzgledu na reke zmodyfikowana i to nowe mam dopiero 4 razy to zrobione.
Ręce.
Na plecy.
Podczas biegu.Jestem uwarunkowany.
Ale to chyba tylko założyłeś te ręce i od razu się zorientowałeś? Gdzieś chyba po "Mili Kusocińskiego" pisałem, że mi ręce w bieganiu wysiadają (cierpną/mrowią). Teraz wiem, że to od złego "trzymania" i braku rozgrzewki górnej partii ciała. Dlatego sobie nie wyobrażam biegać z rękami na plecach, no chyba że w ramach rozgrzewki ;).
Tak, dobrze kojarzysz. Narty do klasyka są przede wszystkim dłuższe od tych do łyżwy. Oczywiście różnic jest więcej. Kije odwrotnie, te do łyżwy będą dłuższe od tych do klasyka. Kije do klasyka zazwyczaj sięgają tak do ramion.
Panowie, jakie narty. Tylko nartoroooooooooolki 😀
Oczywiście, że się zorientowałem. I śmiechłem. 😉
Jeśli ręce Ci przy bieganiu mrowią to przyglądnąłbym się odcinkowi szyjnemu kręgosłupa.
Generalnie: mają być zgięte około 90 stopni i łokcie wąsko. Za dużo ugięte źle. Za mało też źle.
Ale najgorzej jest jak łokcie są szeroko.
Ja tak mam 😉
Kiedyś sporo uwagi poświęciłem pracy rąk. Nawet kupiłem sobie półkilowe ciężarki na rzep, do zakładania na nadgarstki, żeby lepiej czuć co się z nimi dzieje i żeby zmuszać je do bardziej naturalnego ruchu.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
10 listopad 19
Albo ja jestem coraz starszy, albo te treningi się robią coraz cięższe. Pewnie jedno i drugie. Ale tak złachany to chyba jeszcze nie byłem. A przynajmniej nie chcę pamiętać. Czasami po maratonach zdarzało mi się budzić w nocy z powodu bólu mięśni, ale jeszcze nigdy po treningach. Albo, być może, nie chcę o tym pamiętać.
Bardzo ładnie poszło mi do przodu jeżdżenie na jednej nodze. Wczoraj byłem w stanie bez żadnego ociągania wejść rolką na linię i przejechać ją całą. Na jedną i drugą nogę. Jeszcze tydzień temu mną rzucało, a tym razem normalnie król stabilności. Czyżby ten dryland? Na pewno nie zaszkodził. A przydała się dodatkowa stabilność bo Paweł wrzucił nam wariację do tego: podskoki w jeździe na jednej nodze. Wszyscy do tego trochę podchodzili trochę jak pies do jeża, ale w sumie nie było to jakoś traumatyczne przeżycie. Mięśniowo bardzo obciążające. Tak. W sumie trudno jest z niskiej pozycji na jednej nodze wyskoczyć, tak żeby to było jakoś tak wysoko i pamiętając o tym, żeby nie utracić opcji wylądowania z powrotem na kresce i kontynuacji jazdy. Paweł oczywiście pokazał, że można na pół metra w górę, ale z nim tak już jest.
Akurat to ćwiczenie ma głęboki walor użytkowy. Później w jeździe ulicznej, jak się zorientujesz, że właśnie pociąg wjechał na studzienkę ściekową będzie można ją przeskoczyć/przelecieć w odciążeniu przy minimalnym podskoku nie wychodząc z tempa. To akurat działa bardzo dobrze.
Czasami robię sobie na swoich treningach napędzanie samymi underpushami. No to akurat wczoraj mieliśmy to zaprezentowane, ale w wersji Pro: wychylenia ze trzy razy większe niż to co robiłem do tej pory. Na tyle słabo mi to szło, że treser wziął mnie do kąta i wytłumaczył, że sekret tkwi w niskiej pozycji, bo wtedy jesteśmy bardziej stabilni i można więcej. Pewnie do zrobienia, ale dużo ćwiczeń potem upłynie... Sama niska pozycja nastręcza mi problemów ze względu na ograniczenia mobilności w kostkach i biodrach. Ale w drugim sezonie takich treningów zejście do niej staje się bardziej… oczywiste. Chociaż wcale nie łatwiejsze mięśniowo to jednak ciało jakoś chętniej przyjmuje tę pozycję i chętniej utrzymuje. Problemem staje się nie sama pozycja, tylko ćwiczenia, które w tej pozycji mamy wykonywać.
Oczywiście łuki na wewnętrznej nodze ciągle są dla mnie za ciężkie, ale przynajmniej już znalazłem co mnie blokuje: za mały kąt wejścia na zewnętrzną krawędź. Kostka w momentach stresowych nie za bardzo chce słuchać. Tym razem mieliśmy też przejeżdżać łuk na prawej nodze, ale uwaga! po przełożeniu. Czyli przekładamy, lewa noga zostaje przełożona z tyłu/z boku, a my jedziemy na prawej. Tutaj już kostka nie powinna mnie blokować, bo przecież jedziemy na prawej, a łuk w lewo, więc ok, że się łamie do środka. A jednak trudne. Trudne bardzo.
Co do reszty to w miarę norma. Jazdy w niskiej pozycji w grupie, aczkolwiek co chwila z tej grupy ktoś odpada i jedzie potem sam (ja niestety ciągle pierwszy). Trening zakończony trzema kilkuminutowymi interwałami niskiej jazdy bez odrywania nóg, czyli bez fazy odpoczynku. Pierwsza to jeszcze jakoś weszła, ale druga i trzecia to była masakra. Przynajmniej dla mnie. Chociaż Paweł mijając mnie komentował: „- Pompuj, pompuj, ja też tak mam.” No ok, może, tylko, że on to ma prowadząc pociąg z dobrą prędkością, a ja się staram ledwie powłóczyć rolkami i nie zabić o własne nogi.
Zaczyna się powoli sezon imprez rodzinnych. Mam nadzieję, że nie będę musiał pauzować na treningach, bo czuję wyraźnie jaka by to była strata. Nie wiem jaki efekt byłby przejeżdżonego dobrze całego sezonu zimowego vs przejeżdżonego z dziurami, ale taka orka jaka chociażby była wczoraj, powtarzana co tydzień (plus własne ćwiczenia) ma prawo dać kopa.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Niedawno też mnie budziły w nocy bóle mięśni. Wstawałem z bananem na twarzy, że mi mięśnie na nogach rosną, rozciągałem się i spokojnie szedłem dalej spać.
Zazdroszczę takich treningów na sali. Jestem zagubiony po tym niby końcu sezonu.
12 listopad 19
Dzisiaj tylko delikatna sesja z ćwiczeniami zaleconymi przez fizjoterapeutę. Wszystko boli po wczorajszej Niepodległej. Nogi to było do przewidzenia, ale także plecy są „chwycone”. Podczas podbiegu chyba trzy, albo i cztery razy rozluźniałem ręce i plecy, ale takie porządne trzy kilometry cięgiem tylko pod górę to potrafi dać w skórę.
A było to tak…
Wiadomo było od początku, że nie ma się co napinać na wynik, bo tego z 2016 nie ma najmniejszych szans pobić. To był mój biegowo najlepszy rok ever. I te 55:01 zapewne zostanie już moim rekordem trasy na zawsze. Więc tym razem podszedłem do tematu na całkowitym luziku. Wiedziałem, że jestem przygotowany na przebiegnięcie trasy swoim normalnym tempem, ale na pewno bez szaleństw i fajerwerków. Byłem też w pełni świadomy, że jeszcze nie zdarzyły mi się zawody, na których by krew nie zagrała i nie rzuciłbym wszystkiego co dostępne. No i jeszcze nogi nie przestały mnie boleć po sobotnim treningu w Kłaju – czwórki było czuć bardzo dobrze przy każdym napięciu. Liczyłem jednak na inny charakter wysiłku.
Pogoda bardzo fajna: sucho i jakieś 5-6 stopni. Praktycznie bez wiatru. Ponieważ poprzednia doba to był jeden wielki opad można było się spodziewać błota na odcinku przełajowym. Więc zamiast asfaltowych bucików wziąłem Fuji Attack. Bardziej terenowych butów i tak nie mam. To bym musiał wziąć górskie trapery. Więc Fuji. Dodatkowo to model GTX, więc nawet jak się wpadnie do kałuży nogi są suche i ciepłe. Na górze bluza z długim z drapanym polarkiem od środka, na to techniczny tee z krótkim. Na tyłku rybaczki, żeby jednak kolana były dogrzane. Z dodatków modowych jeszcze kaszkiecik, komin na szyje i rękawiczki. I w drogę!
Nie przypominam sobie, żebyśmy w 2016 śpiewali hymn przed startem. Tym razem śpiewany był. Chociaż prowadzący straszył czterema zwrotkami, to jednak odpuścił po pierwszej i refrenie.
No i poszli! Limit 500 osób został wyczerpany, więc jak zwykle było ciasno. Start jest z normalnej wewnętrznej drogi wiejskiej szerokiej może na cztery metry. Więc ciasno! Ciasno! Czołówka jak to później po czasach netto-brutto było widać zawinęła start w trzy sekundy, a ja sobie spokojnie z tyłu stanąłem i po mniej więcej 30 sekundach przebiegłem przez matę. Czas start!
Zaczyna się po asfalcie, najpierw płaskim, a potem w dół. I w dół. I w dół. Zbieg w dół przerywany jest tylko bardziej stromymi odcinkami zbiegu w dół. No, ja to bym tam nie chciał musieć w zimie autem podjeżdżać! Pamiętając jak trzy lata temu jakaś laska mnie podcięła na tym stromym odcinku leciałem sobie wolniutko w tłumie starając trzymać jak najdalej od wszystkich z każdej strony. Jak na zbiegu jest tempo 5:30 do 5:15 wiedz, że coś się dzieje, bo powinno być dużo, dużo szybciej.
Potem z ulgą dotarliśmy do dna Doliny Prądnika i zaczęła się najbardziej malownicza część wycieczki. O tej porze roku tam jest po prostu pięknie! Chyba się na mnie wkurzała część wyprzedzanych zawodników, bo włączyłem sobie mój normalny luźny krok w wersji wyścigowej, czyli luźno, bez napinki, ale wyciągamy nogi, a przy tym zamiast sapać i wywracać oczami oglądałem sobie widoczki oddychając głęboko, a miarowo. Ze dwa razy dobiegałem do ruchomej bariery, gdzie np. cztery laski sobie biegną całą szerokością. To wtedy zza pleców rzucałem im: „- Dzyń, dzyń!”, zawsze się przynajmniej jedna odwraca, robi mimochodem trochę miejsca, w które się można rzucić i już wyprzedzone, można lecieć dalej. Na tym odcinku złapał się mnie na oko mój rówieśnik w żółtej kurteczce. Będziemy biegli blisko siebie już do końca.
Żółta kurteczka pomógł mi na początku podbiegu, bo zacząłem dosyć nieśmiało, nie wiedząc na co mnie stać. Starałem się zatem biec delikatnie, tak żeby mi tylko nie odjechał. No i razem co chwilę powoli kogoś wyprzedzaliśmy.
Niesamowity był gość pchający po tej nierównej, drobnej kostce podbiegu wózek biegowy z niepełnosprawnym małym chłopcem. Gratulowaliśmy mu wyczynu i okazało się, że nawet nie tata, ale wujek. Nieźle. Trochę wyżej dogoniłem też żołnierza, który jako jedyny z mundurowych leciał w opinaczach. Z tego co mówił to nie był jego pomysł. Pewnie przegrał zakład… reszta w normalnych butach biegowych.
Od połowy podbiegu stwierdziłem, że jest dobrze, można przyspieszyć. Włączyłem dwójkę, przestałem siedzieć na ogonie żółtej kurteczce, zacząłem prowadzić. Biegło się znakomicie. Co to jednak znaczy mieć zawsze pod górkę! Czasami się zżymam, że nie mam koło domu dłuższego kawałka płaskiego, ale jak już się zdarzy bieg po górkach, to czuję się jak u siebie.
Ale wszystko co dobre musi się skończyć i tak też skończył się podbieg. I zaczęły trawska. Mokre, śliskie, grząskie, paskudne, wykręcające kostki i próbujące wywrócić. Podobno i tak było ekstra, bo w poprzednich latach były takie bagna, że ludzie tłumnie nurkowali w kałużach. Tym razem jedną taką tylko obchodziłem boczkiem. Ale nie było fajnie. Trzeba było skrócić krok i bardzo uważać. Po zmęczeniu podbiegiem wchodziło to bardzo średnio. Aż żółta kurteczka mnie dogonił, chociaż na końcu podbiegu go już w ogóle nie widziałem, gdzieś tam za zakrętem musiał zostać. Ale to też się kiedyś skończyło i wróciliśmy do asfaltu na sam koniec. Nie było już czym wyprzedzić żółtej kurteczki, biegliśmy razem, on z przodu i tylko sobie spokojnie wyprzedzaliśmy nielicznych dających się wyprzedzić. Tętno utrzymywałem w górnych rejestrach, więc nie za bardzo uśmiechał mi się ostry finisz, ale takie tzw. dobre 200 metrów do mety jednak odpaliłem, w przelocie rzuciłem jeszcze żółtej kurteczce dowcip, że keniole już odsypiają to piwo co wypili na mecie i rura. Przez moment zastanawiałem się, czy nie trzeba będzie prosić o wiadro, bo flakami szarpnęło raz czy drugi. Od dawna tego nie czułem. Nie żebym tęsknił...
Czas finalnie 1:03:13. Ponad osiem minut spóźnienia. Nie ma się co dziwić. I tak uważam, że dobrze się przygotowałem. Byłem w stanie utrzymać znośne tempo na całym dystansie, nie kusiło mnie przejście do marszu. Biegałem dystanse do 12 km i te 11 było tak akurat. Oczywiście nie ma siły, żeby na własnych treningach biegać tempem wyścigu. To jest moja słabość – kiepsko mi idzie zmuszanie się do wywracającej flaki harówki, jeśli jestem na treningu sam. Pobiegać w tlenie jak dżentelmen: oł, jea! To tak, chętnie.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Czas finalnie 1:03:13. Ponad osiem minut spóźnienia. Nie ma się co dziwić. I tak uważam, że dobrze się przygotowałem. Byłem w stanie utrzymać znośne tempo na całym dystansie, nie kusiło mnie przejście do marszu. Biegałem dystanse do 12 km i te 11 było tak akurat. Oczywiście nie ma siły, żeby na własnych treningach biegać tempem wyścigu. To jest moja słabość – kiepsko mi idzie zmuszanie się do wywracającej flaki harówki, jeśli jestem na treningu sam. Pobiegać w tlenie jak dżentelmen: oł, jea! To tak, chętnie.
Graty! Czas dobry nie ma co narzekać. Fajnie że podjąłeś rękawicę i pobiegłeś. A co do jednoosobowej harówki - bieganie w tlenie ma to do siebie, ze kolejnego dnia znowu sobie pobiegasz... A jakbyś cisnał na maxa, to kolejnego dnia już niekoniecznie...
bieganie w tlenie ma to do siebie, ze kolejnego dnia znowu sobie pobiegasz... A jakbyś cisnał na maxa, to kolejnego dnia już niekoniecznie...
Dzięki!
To są dwa różne treningi. W tlenie biega się "na ilość", a w beztlenie "na jakość".
Zawsze miałem problem z jakościowymi. Jak miałem taki zrobić to "płakałem całą drogę". Ale robiłem.
Oczywiście, że nie robi się dzień po dniu takich samych treningów, ale tutaj już wchodzi głębsza znajomość metod treningowych i rozpisywanie mikro- i makrocykli.
Najwiekszy problem czy to z gotowymi planami treningowymi dostępnymi w internetach, czy też "pisanych pod Ciebie" przez "trenerów biegania", którzy "prowadzą" jednocześnie 50 i więcej "zawodników" to bezduszny fakt ustalenia obciążeń pod dwudziestolatków.
A potem wrzuca się takiego czterdziestolatka na te obciążenia i zdziwienie, że nie nadąża się regenerować... i co chwila mu coś strzela. I szeleści, np. w kolanach.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Najwiekszy problem czy to z gotowymi planami treningowymi dostępnymi w internetach, czy też "pisanych pod Ciebie" przez "trenerów biegania", którzy "prowadzą" jednocześnie 50 i więcej "zawodników" to bezduszny fakt ustalenia obciążeń pod dwudziestolatków.
A potem wrzuca się takiego czterdziestolatka na te obciążenia i zdziwienie, że nie nadąża się regenerować... i co chwila mu coś strzela. I szeleści, np. w kolanach.
Cos kiedys pisalem o indywidualnym podejsciu 😉
To są dwa różne treningi. W tlenie biega się "na ilość", a w beztlenie "na jakość".
Zawsze miałem problem z jakościowymi. Jak miałem taki zrobić to "płakałem całą drogę". Ale robiłem.
Ale to przecież bezsensu. Ja raz płakałem (dosłownie) przy 200km na rolkach i wtedy też stwierdziłem, że to nie dla mnie. Aktywność fizyczna ma być fajna, ma sprawiać frajdę, w chwili kiedy mam zacząć się zmuszać do czegoś to raczej przestaję to robić.
Stąd biegi tylko jako uzupełnienie. Frajdę sprawia mi samo bicie swoich rekordów, ale z biegu jako biegu nie czerpię już takiej przyjemności. Biegam, bo to najbardziej dostępne zawody. Jak się człowiek uprze to można "gdzieś" co tydzień. No i jak sam gdzieś napisałeś (parafrazując) "nie da się poprawiać wyników w rolkach, trenując tylko rolki". Coś w tym jest.
Piszę te słowa po przerzuceniu tony ekogroszku (no dobra 4x250kg - bo najpierw na wózek, potem do auta, potem pod dom i na końcu do piwnicy - jakby nie było dalej tona =) ). Miałem dzisiaj w planie "ćwiczyć". Na ale zapomniałem o tym p*** węglu. A teraz szkoda mi kręgosłupa. Bo jak 3x250kg mogę się kontrolować. Tak w piwnicy chodzę zgięty w pół. Trza dać mięśniom odpocząć... Czyli nie robię (bo już zrobiłem)... Może jutro ;).
Edit: 250kg = 10x25kg... Żeby nie było, że 1/4 tony podnoszę na raz 😛
Bez sensu jak bez sensu.
To jest ta "odłożona w czasie nagroda".
Nie ciśniesz po to żeby to lubić, bo mało kto lubi czuć metaliczny smak krwi w ustach po interwałach czy drewno w zakwaszonych na beton mięśniach po progach, ale po to, żeby później skorzystać z nabytych umiejętności.
Dlatego tak mało ludzi chce biegać krótkie i średnie dystanse. Bo to jest orka. A długie da się w dużej mierze biegać w tlenie. A do biegania w tlenie przygotowuje Cię bieganie w tlenie. Więc ludzie szurają butami długie godziny i mają progres, wolny, ale do pewnego momentu jest.
Ale potem taka formuła się wyczerpuje i jeśli się jest głodnym dalszego progresu trzeba sięgnąć po bardziej zaawansowane narzędzia. Ja miałem z tego wielką frajdę.
Środa 13 listopada 19
Kurcze nie piątek 13, a jednak jakby tak...
Rankiem delikatne 5,5 km. Wolniutenko. Despacito. 😉 Recovery run.
Niestety nie rozciągnąłem się w ogóle, bo zakwasy po poniedziałku straszne.
A wysiadając pod pracą z samochodu jakoś źle stanąłem, napiął mi się mięsień czworogłowy, zabolało. Nie wiem czy coś tam pykło. Chyba ociupeńkę tak.
Na początku bolało strasznie, teraz już się stabilizuje.
Mam nadzieję, że mnie nie wyłączy ta kontuzja z sobotnich treningów... 🙁
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Nie ciśniesz po to żeby to lubić, bo mało kto lubi czuć metaliczny smak krwi w ustach po interwałach czy drewno w zakwaszonych na beton mięśniach po progach, ale po to, żeby później skorzystać z nabytych umiejętności.
Serio? Chcialbys w ten sposob uprawiac sport? Ok, mozna, zawsze. Kwestia za jaka cene. Zdrowia, wiecznych kontuzji, relacji, frustracji z braku osiagniecia przeszacowanego wyniku, czego jeszcze? Czytajac Twoje posty od zawsze mialem wrazenie ze to jest za duzo obciazen, ale przykladam do siebie. Dla mnie by bylo. Wiec tyle nie robie, a mam wolny zawod i nie mam dzieci. W pelnej formie nie przypominam sobie zebys byl na przestrzeni ostatnich 3 sezonow. Wyniki, pomimo ogromu pracy i inwestycji w sprzet, w zasadzie nie ruszyly z miejsca. Co chwile coś Ci dolega i boli. Mnie by dalo do myslenia.
Z innej strony kwestia "jak bardzo czegos chce"? Pytanie czego tak naprawde. W kazdym treningu, nawet amatorskim sa rzeczy, ktorych nie chce sie robic. Samodyscyplina i samokontrola - robie to czego mi sie nie chce i nie robie tego czego chce 😉
Gdybym Cie nie znal to czytajac te posty mialbym wrazenie ze chodzi o pelnoetatowego zawodnika. Takze szczegolnie - zdrowia i powodzenia 🙂
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: sophiaconnibere Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte