Kicking asphalt 2020
Inauguracja wątku na 2020.
Poprzednie wątki:
Kicking asphalt - lata 2016 i 2017
narolkach.pl/forum/27-maratony-/35876-kicking-asphalt
Kicking asphalt 2018
narolkach.pl/forum/27-maratony-/36831-kicking-asphalt-2018
Kicking asphalt 2019
https://narolkach.pl/forum/27-maratony-/37374-kicking-asphalt-2019
Śro 1 sty 20
Jakaś taka niespecjalnie siarczysta zabawa w Sylwestra, więc rano byłem już w miarę dobrej formie. Nie chcąc przebimbać całego dnia postanowiłem zrobić zwiad drożności nowej trasy wałami, czyli Kolna-bulwary pod Zamkiem. Albo dokąd się da.
No to siup. Ubranie dosyć cienkie, ale druga warstwa termiczna, a trzecia z windstopperem od przodu, więc dałem radę. Jak wyruszyłem jechało się super, po prostu super! Znakomicie! I underpushe elegancko wchodziły. Utrzymywane cały czas 25 km/h praktycznie bez wysiłku. Co mnie niepokoiło, to brak wiatru, a wydawało mi się, że był. Czyli domniemywać należy, że jadę z wiatrem. No dobra, nieważne. Patrzymy na trasę. Pierwsze 4 km klasyczne i bez zmian, a potem ten nowy betonowy łącznik. Trochę im wyszedł wąski, stromy i ciut pokręcony. I miejscami jakby ziemia na brzeg narzucona. Ale za to betonik gładziutki! Dzień niby powinien być spokojny, a ani w jedną, ani w drugą stronę nie miałem na tym łączniku swobodnego, samotnego przejazdu. Trzeba było brać poprawki na innych, więc odrobinkę hamowania miało miejsce.
A potem najprzyjemniejszy fragment, praktycznie przeze mnie nie jeżdżony – raz chyba był tam nightskating. A fajny ten odcinek, szeroki, gładki i pofalowany. Szkoda, że tyle gałęzi leżało, ale nie wszędzie, więc dało się jechać. Potem dojazd do obszaru zabudowanego na wysokości Salwatora i o ile na początku jeszcze było ok jeśli chodzi o nawierzchnię, to na bulwarach to już jest nędza. Albo i nędza z bidą. Ale jechać się da, więc doturlałem się pod Forum. No i patrzę, za forum jest szykana techniczna: trzeba przejechać przez mostek na Wildze. No, ja ten mostek akurat dobrze znam z nightskatingów: środkiem kostka zaokrąglona, a bokami połamane płyty chodnikowe. Dać się da, ale bez przyjemności. No to w tył zwrot i wracamy. Wyszło do tego miejsca ciut ponad 10 km. Wystarczy.
No, a z powrotem wiaterek w ryjek. O ile coś zasłaniało to dało się jechać, ale na ostatnim odcinku, gdzie jedzie się wyniesionymi wałami – te ostatnie 4 km – no, to tam dawało ostro. Rozłożyło mnie klasycznie: nic nie działało oprócz brutalnej siły, a jej użycie to pół kilometra i stop, odpoczynek. Tych odpoczynków na ostatnich dwóch kilometrach było faktycznie ze 4. Jak tak wieje, to niepotrzebny spadochron oporowy. I tak nie da się złożyć tak, żeby nie czuć wiatru. Zresztą w niskim złożeniu jest dużo trudniej pchać mocno. Nie potrafię jeszcze tego dobrze zrobić. A underpushe na niskiej prędkości nie działają. Musi być dobrze powyżej 20 km/h.
Jednak jakoś udało się dojechać do parkingu. (Ktoś wie czemu ten parking pod Ośrodkiem Sportów taki ogrodzony? Może to jeszcze po imprezie Sylwestrowej? Oby nie chcieli go całkiem ogrodzić, bo słabo.)
Po powrocie do domu Pies przywitał mnie pełnymi nadziei oczami. Więc zmieniłem koszulki i wziąłem ją na małą pętlę truchtem przez pola. Ten wiatr z Kolnej było czuć też u mnie w polach i przeszkadzał nawet w biegu.
Ostatecznie dzień zamykam 20 km na rolkach i 4 km biegu. Wystarczy, teraz trzeba odpocząć przed dniem pracy. Ewentualnie jeszcze się porozciągam.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ja zaloze swoj watek jak dojdzie sprzęt 🙂
To najlepszy pomysl, zeby oddzielac bo jak sie zbierze kilka tysiecy komentarzy, to przerąbane w razie usunięcia przypadkowego 🙂
No i wygodniej jest się odnaleźć.
Będziesz tak kazdego dnia zdawal relacje przez caly rok ? :laugh: Dobry pamietnik, na stare lata będziesz mógł powspominać
Już wspominam czytając wątki od roku 2016. Dzisiaj sobie odświeżyłem koniec 2017 i początek 2018 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
To dobrego tego 2020, by potem były dobre wspomnienia 🙂
Dziękuję i wzajemnie 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Czw 2 sty 20
Trochę zmęczony po wczorajszej wycieczce i z nastawieniem żeby być w formie na sobotni trening odpuszczam dzisiaj ćwiczenia nóg. Także rozciąganie. Ciasne miejsca pod kolanami oraz przywodziciele ud są po wczorajszym dosyć tkliwe. Zapewne robią się przy tej okazji mikrourazy i nie ma co przeginać, trzeba znaleźć odpowiednie tempo nie grożące kontuzjami. Rozciąganie to nawet nie ultramaraton, tylko coś dłuższego. To są lata na dojście do spektakularnych wyników typu full splity. Póki co mam mniejsze oczekiwania.
Warto zaznaczyć, że odczuwane zmęczenie nie jest niczym nienormalnym, ani alarmującym. Dwa lata temu to było normalne uczucie „bycia w treningu” i tak się czułem właściwie cały czas. Znakomicie robi na wydolność, ale wymaga daleko posuniętej adaptacji do wysiłku i dozowania rodzajów i objętości obciążeń, żeby się nie zajechać. Wtedy uważałem, że mam tą adaptację, teraz nie jestem pewien, czy tak było. Chyba mimo wszystko, mimo wrażenia, że mi służy, było tego za dużo. Na dziś dzień to jest za dużo. Tyle, że jestem starszy i niemądre jest uważanie, że to na mnie nie wpływa.
Ale core i trochę pompek można zrobić. Nie zaszkodzą.
Edit: weszły dwa kółka i nie wiem czy i tak nie przesadziłem. Najpierw seria pompek, potem w leżeniu tyłem napisać złączonymi nogami w powietrzu imię i nazwisko, a potem trzy razy po 30 sekund planka przodem. Kurczaki, nie mogę się zmusić do planków bokiem, wiadomo czemu... Niby takie ćwiczenia nie męczą tak bardzo, bo po wszystkim nie spływa się potem, ale czy ja wiem czy nie męczą? Planki są ciężkie za każdym razem, chociaż 30 sekund przodem to żaden problem.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
BARDZO ciekawe. I dobrze tłumaczy ograniczone sukcesy w rozciąganiu tylnej taśmy.
Postaram się bardziej przykładać do mobilizacji i wzmacniania pośladkowych i spróbuję statyczne rozciąganie zastąpić tym aktywnym.
Podczas jazdy na rolkach potrafię już uruchamiać pośladkowe, ale nie czuję tam mocy. Czuję raczej zwiększoną płynność, gdyż ruch jest bardziej klasyczny.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
So 4 sty 20
Czwartkowe ćwiczenia poczułem, ale lekko. Jakieś tam lekkie zakwasy na wysokości żeber, nic wielkiego. Całą sobotę można powiedzieć przebimbałem, to jest nie poszedłem biegać, ani jeździć, ani nic. Czaiłem się na wieczór i trening w Kłaju. Normalnie jakbym wiedział…
Pogoda po południu się zepsuła, jazda autostradą w deszczu bardzo się dłużyła. Przyjechałem tuż przed 18, ale i tak jeszcze prawie nikogo nie było. Powoli zaczęli się zjeżdżać tuż po godzinie rozpoczęcia.
No i standardowo: bieganko, potem grzanie poszczególnych partii ciała, potem unihokej. Mieliśmy grać do 18:50, ale potem z tego zrobiło się „do ostatniego gola”. No i nikt nie mógł strzelić. Kurczę już wysiadałem, a ciągle trzeba było biegać. W końcu gol wpadł w wielkim zamieszaniu gdzieś 19.10. Mogliśmy więc ubrać rolki i zabrać się za robotę. Najpierw krótkie rozjeżdżenie w lewo, potem zmiana kierunku i w prawo. A potem zbiórka w kącie. Paweł zrobił chytrą minę i powiedział: „- A, zaskoczę Was. Jedźcie za mną, będę Wam podawał poszczególne ćwiczenia”. No i lu! Zaczęliśmy jeździć.
Przez zeszłotygodniowe święta i narty przepadł mi i trening w Kłaju i mój własny dryland. Chyba przez to na początku zostałem zaskoczony paleniem mięśni ud. Ale powoli, powoli się rozjeździłem. Nisko, ale naprawdę nisko na prostych, wyprostowanie na łukach. Kluczem do przetrwania jest zdążyć rozluźnić obie nogi podczas łuku. Jak się tego nie zrobi to kilka kółek i jesteś „martwym mięsem”. I jest na to wytłumaczenie medyczne: zaciśnięte mięśnie nie pozwalają na swobodne krążenie krwi. Trzeba pozwolić „zużytej” krwi na odpłynięcie. Nieważne.
Starałem się przykładać. Schodzić tak nisko jak się dało. Nawet fajnie to wychodziło. Paweł słowem nie powiedział, że musi być nisko. Pod koniec nawet rzucił, że „bardzo dobrze”. Jak zobaczyłem tą chytrą minę to tak mi coś powiedziało, że tym razem czeka na jedna seria bolesnych ćwiczeń w nogi. Zamiast dzielić je na dwie, trzy serie rozdzielone odpoczynkiem – wszystkie na raz. Jednym cięgiem. No i faktycznie.
Po dwudziestu, okazało się, minutach, dostaliśmy pozwolenie na odpoczynek. Pierwszy raz wszystkie ćwiczenia zrobiliśmy w jednej serii. Dwadzieścia minut w niskiej pozycji z dwu-trzysekundowym odpoczynkiem na łukach, podczas których trzeba było i tak naparzać przekładanką, żeby nabrać prędkości na przejazd prostej. Nie sądziłem że jestem w stanie to zrobić. A okazało się właściwie to nawet dosyć łatwe. Trochę tak jak ze 150 burpee z poprzedniej zimy: najpierw kilka 50-tek, potem setka, a potem 150 w spokojnym tempie i ładnie weszło i bez wielkiego problemu.
Jak siedzieliśmy Paweł poinformował nas, że celem jest jeżdżenie DWÓCH serii po 20 minut w niskiej pozycji. Aha. Miodzio. Ale to jeszcze nie dzisiaj, tak? Nie dzisiaj. Dzisiaj zrobimy jeszcze drugą serię, ale spokojnie, tylko jeszcze 10 minut. „- Zróbmy 15!” – krzyknął jakiś napaleniec, ale Paweł stwierdził, że dzisiaj 15 nie da rady – tylko 10.
Jeszcze. Tylko. Dziesięć.
No i bzium, jeździmy. Jest trudniej, ale da się. Zdecydowanie trudniej jest zejść w dół przy jeżdżeniu na jednej nodze. Podskoki w niskiej jeździe na jednej nodze już w ogóle nie wychodzą. W końcu jest, już, koniec! W sumie to nawet 11 minut.
Mało czasu zostało do końca treningu, więc pojeździliśmy trochę niskich łuków. Jakoś tak tym razem udawało mi się schodzić bardzo nisko. W sumie nie wiem czemu akurat dzisiaj. Te ćwiczenia?
Podczas jeżdżenia w prawo starałem się robić przekładankę. Tak jak ją zapamiętałem jako rozłożenie na ruchy opracowane na ostatniej wycieczce na lodowisko Origo. Nie było to lekkie, ale wychodziło. Wreszcie. To znaczy, to dopiero początek.
Lewy but drze piętę. Oczywiście wina jest moja, bo podnoszę piętę przy pchaniu. Ponieważ but mocno przylega, to ten ruch to darcie skóry. Przecież to się nie zaczęło teraz, na pewno robiłem to już wcześniej. Co pokazuje jak słabo przylegały Bolty. Tam kompletnie nie miałem problemu w tym miejscu.
Ale co do lewej nogi i pchania poczułem dzisiaj na czym polega efektywne i nieefektywne pchanie: nie można po prostu byle jak pchać w bok nogą na odwal się. Trzeba utrzymywać stopą kółka w osi łydki. Jak się dopuści, że kółka „uciekną” z osi, to traci się efektywny nacisk. Odepchnięcie jest zmarnowane.
Podsumowując: strasznie dostałem w tyłek. Jutro jak jutro, ale w poniedziałek pewnie poczuję.
Żeby tak jeszcze złapać co trzeba, żeby przejechać zakręt w lewo na lewej, a w prawo na prawej…
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Lewy but drze piętę. Oczywiście wina jest moja, bo podnoszę piętę przy pchaniu. Ponieważ but mocno przylega, to ten ruch to darcie skóry.
Nie kumam. Podnosisz piętę w momencie zaparcia się przy ruchu napędzającym? O to chodziło?
Jeśli tak to nie masz też problemu z nierównomiernie startymi kółkami? Przednie powinny być wtedy mocniej ciachane (chyba).
Może to Ci pomoże. Albo te, co ja mam 1mm, Choć te skarpetowe całkiem ciekawe. Na pewno nie będzie otarć i masz ekstremalne dopasowanie.
https://der-rollenshop.sportkanzler.de/eZeefit-FULL-FOOT-Booties
Jak się tego nie zrobi to kilka kółek i jesteś „martwym mięsem”. I jest na to wytłumaczenie medyczne: zaciśnięte mięśnie nie pozwalają na swobodne krążenie krwi.
Ładne, zaadaptuje do OCR 😉
Żeby tak jeszcze złapać co trzeba, żeby przejechać zakręt w lewo na lewej, a w prawo na prawej…
Tzw. "szkolna jazda" w ł. fig. 🙂 Trudniejsze do zrobienia w zgietej pozycji i na dlugiej rolce. Pozycja czworokata barki-biodra - klucz. Nie wiem jak ucza na tych treningach, generalnie rzadko bardoz na rolkach spotykalem sie z tym podejsciem zeby wlasnie na to zwracac uwage.
Chłopaki, dzięki za zainteresowanie.
Ale 1mm neopren podrze się już przy wkładaniu, a nawet jak nie, to przy zdejmowaniu już na bank.
A grubszy nawet bym nie próbował. Póki co. Może kiedyś but się rozczłapie.
Nastepnym razem po prostu zakleję to miejsce. No i teraz dokucza, bo mam tam strupka po zdarciu skóry sprzed dwóch tygodni. Może jak sobie strupek pójdzie to nie będzie problemu?
Poza tym to jest problem mam nadzieję chwilowy. Wychodzi tylko przy jeździe dwuoporowej w prawo. A łuki w prawo, jak wiadomo, są wynalazkiem szatana. Po tym jak poczułem wreszcie różnicę i kontrolę nad kątem pchania w łuku jest szansa, że problem będzie malał i zniknie. Przy jeździe na prostej tego problemu nie ma. Tzn. póki co - nie jest powiedziane, że na 35 km wyścigu, na oparach, nie będę psuł odepchnięcia gorszą nogą... Ale na razie to wychodzi tylko na łukach w prawo i tylko przy jeździe dwuoporowej, gdy koniecznie chciałbym pchać mocno, ale mi nie wychodzi, bo kąt jest zły, energia ucieka w wygięcie nogi i but się wykrzywia trąc o stopę.
Jakieś tam łuki w prawo na prawej i w lewo na lewej na łyżwach jeżdżę. Na rolkach niestety nie. Nie licząc pijaka, ale cross rolle są krótkie, nie można tego samego ruchu przełożyć na przejechanie całego łuku na prędkości. Albo znowu robię te łuczki w pijaku jakoś dziwnie kompensując. Oczywiście, że sekretem jest pozycja w zakręcie - Paweł nam to dziesiątki razy pokazuje. Ale to trzeba poczuć. Przynajmniej ja tak mam. Każdą ewolucję muszę wykonać dobrze przynajmniej raz i potem zapamiętuję składowe sukcesu.
Oprócz rozkminy prawidłowego pchania lewą wczoraj złapałem się na tym, że na zmęczeniu jazda na jednej nodze w niskiej pozycji przestała być straszna. Nie obawiałem się prędkości, wręcz napędzałem się mocniej na łukach, aby szybciej przejechać prostą, żeby krócej bolały napięte mięśnie. W sumie ciekawe doznanie. Może kiedyś przestanę się bać podskoków na jednej nodze z tej pozycji.
No i nieustannie pod wrażeniem jestem, że dało się przez cały ten czas wytrzymać w mniej lub bardziej, ale w niskiej pozycji. Plecy dzisiaj, oj, czuję, ale nic poważnego. Nie ma igły, jest zwykłe zmęczenie, jak po maratonie. Tak samo nogi. Nie ma igieł w kolanach.
Wygląda, że plan naprawczy póki co działa. B)
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Nie licząc pijaka, ale cross rolle są krótkie, nie można tego samego ruchu przełożyć na przejechanie całego łuku na prędkości. Albo znowu robię te łuczki w pijaku jakoś dziwnie kompensując.
Pijak to jest taki wstepniak do tego. Jakby co to mozemy sie kiedys przejsc na lyzwy 🙂
Ja po wczoraj tez plecy czuje 🙂
Chętnie! 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
bywasz na Cracovii?
Bo inaczej to zostaja tylko blonia albo Daisy.
Bywać to nie bywam. Raz byłem przez ostatnie lata. Albo może dwa razy.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Może zaproponuj termin i miejsce. Spróbuję się dostosować.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Może zaproponuj termin i miejsce. Spróbuję się dostosować.
Albo może tak: umówiłem się z koleżanką jutro na 10 - chyba do Daisy. Wezmę też dzieciaki, więc będzie większe towarzystwo, a jak większe to zawsze ciekawiej 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Za duzy spontan, jutro rano idziemy na rolki na Kolna. Za tydzien w niedziele jakos tak ok poludnia by moglo byc. Blonia sa ok 🙂 Tam chyba lepiej rano bo potem sie zageszcza.
Za duzy spontan, jutro rano idziemy na rolki na Kolna. Za tydzien w niedziele jakos tak ok poludnia by moglo byc. Blonia sa ok 🙂 Tam chyba lepiej rano bo potem sie zageszcza.
Uuu. Wtedy mam uroczysty obiad dla rodziny z okazji jubileuszu mojej starszej. Nie da rady. 🙁
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ostatni post: Zawody rolkowe 2025 Najnowszy użytkownik: florinegillingh Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte