Kicking asphalt 2020
Ja raz, dawno temu w konkursie radiowym wygrałem 5 płyt 🙂 od tamtego czasu nie wygrałem niczego 🙂
Gratuluję
Nd 24 maj 20
Sobotni ranek był pierwszym, a być może pierwszym z wielu, gdy spotkało się paru kumpli z Kraka pojeździć po wałach na Kolnej. Tym razem wziąłem kamerkę i patyk, żeby nakręcić coś kamerką z patyka. Np. jak jedziemy, albo coś równie odkrywczego. Mieliśmy być o ósmej, więc przyjechałem za dziesięć – nie lubię być spóźniony. Chłopaki zaczęli się zjeżdżać pięć po, a ostatni byli dziesięć po. I wszyscy narzekali na barbarzyńsko wczesną porę. No ja nie wiem… Sebu pewnie się teraz turla po podłodze ze śmiechu. Ósma niby wczesna pora? Wtedy pora już zjeżdżać do domu!
Będę utrzymywał, że to przez zabawę kamerką, którą włączałem, poprawiałem jak wystartowaliśmy na wschód no i pociąg mi odjechał na pięć metrów, a tym dzikom się od kopa włączyło takie jechanie, że sam, pod ten wiatr, już po kilku krokach wiedziałem, że nie dogonię. No to zacząłem jechać swoje, co kilka chwil sprawdzając jak daleko odjechali. Spokojnie, w miarę technicznie, chociaż jakoś nie bardzo tym razem prawy but chciał trzymać (takie te uczucia są przypadkowe, zależą od dnia, tego jak się stopa w bucie ułoży), chociaż tym razem było boso, więc czucie powinno być najlepsze. No i jechało się pod ten wiatr jakieś 20 km/h starając się wychodzić na krawędź i dociskać, bo na zejście w dół rwa nie pozwalała – wiatr, czy nie wiatr - nieistotne. Dojechałem do komina – chłopaków nie ma. Dojechałem do końca Widłakowej – chłopaków nie ma. Dojechałem do Salwatora – chłopaków nie ma. Ślad już ostygł. Tam już się robi gorszy asfalt, warunki miejskie, więc zawróciłem. Potem dowiedziałem się, że dojechali pod Wawel i tam odpoczywali na trawie ciężko dysząc, bo Wojtkowi K. i Krzyśkowi L. włączyło się turbo. Paweł się utrzymał, ale mówił później, że to są świry! Pewnie znowu wyprzedzali kogoś „na gazetę”.
Wracałem sobie spokojniutko, tym razem z wiatrem w plecy. Gdzieś na wysokości tego nowego, betonowego łącznika ze zjazdem zorientowałem się, że ktoś za mną jedzie. Za łącznikiem poczekałem chwilę – Wojtek S. No to resztę trasy pokonaliśmy razem. Przy okazji pokręciłem najpierw jego od tyłu, potem on mnie, potem jeszcze ja jego. To było najszybsze pięć kilometrów w tym roku. Bardzo duża satysfakcja. O ile w momencie jak chłopaki mi odjechali to miałem myśli typu „co ja tutaj robię”, to w tym momencie jak okazało się, że nie tylko nadążam za Wojtkiem, ale mam jeszcze duży zapas i mogę go ciągnąć tak, że to on zagęszcza ruchy to jakby chmury się rozstąpiły i słońce zaczęło przygrzewać. Chociaż oczywiście był to efekt większej pracy na przedzie. Ale nastrój lepszy. Chociaż plecy i tyłek robiły co mogły, żeby lekko nie było.
Po powrocie miska ryżu z pomidorową i odpalamy Streamera – pierwszy raz na zewnątrz w tym roku. No to pogoda powiedziała „sprawdzam” i zaczęło kropić jak tylko wyjechałem. W efekcie zamiast na petlę 40 km pojechałem na 20 km, ale z podjazdem na Gacki. Cóż… mięśniowo na pewno rower jest trudniejszy, bardziej wymagający co do siły nóg niż rolki. Core mniej pracuje na rowerze, ale nogi to jest zupełnie inna historia. Z tego wszystkiego po powrocie wykupiłem jednak subskrypcję Stravy, bo wkurzyło mnie, że nie mogę porównywać swoich osiągnięć. W darmowej teraz tylko Ci napiszą, że to twój nowy PR. Zdegradowali funkcjonalnie Stravę do poziomu Endomondo. No, ale cóż, Strava to ciągle startup i ciągle niedochodowy. Więc podjąłem bohaterską decyzje o włączeniu się w finansowanie firmy licząc, że zostanie z nami na lata i będzie coraz lepsza. No, zobaczymy.
Niedzielo – zaskocz mnie! Ale nie deszczem, tak pozytywnie, proszę.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
@tomcat
Faktycznie, dla mnie zdecydowanie za późno, o ósmej rano tu już lubię mieć za sobą przejechane 21 km tj. połówkę standardowego dystansu 🙂 Podczas naszego sobotniego, zespołowego wypadu na Wiślaną Trasę Rowerową na odcinku Grabie - Ispina (23 km w jedną stronę) jakoś wiatru za bardzo nie odczuwałem, być może dlatego, iż radowałem się w końcu jazdą za Kasi i Jerzego plecami, ale będąc na przodzie też było ok 🙂
Mały edit z wczoraj. 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=8QtA_WJX7zI
(jeszcze się przetwarza, więc jakość jest elementarna, będzie później full HD)
W okolicach 00:20 widać jakby momentami underpushe zaczynały wchodzić. 🙂
Co do "niedzielo, zaskocz mnie" to dawno tak nie zmokłem jak dzisiaj na zajęciach tresury. Nie chciałem, żeby to był deszcz, więc była ulewa! Thumb up, pogodo!
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatMały edit z wczoraj. ?
Opis filmu "Takino pierwszy raz widzą Kolną." - hahahahaha - Zacząłeś personalizować swoje buty. Ja widzę tylko jedną drogę - niestety nie znam żadnego psychiatry w KRK żeby polecić ;).
Jest moc i pod wrazeniem postepów 🙂 Zapusc sobie teraz te filmy co jeszcze ja Ci krecilem i porownaj 🙂 Ja kolejnych już nie oferuje bo juz Cie nie dogonie 😉 Chyba ze na skuterze pojade 🙂
Fajnie zmontowane, nakrecone, muza 🙂 Potencjal jutuberski tez widze 🙂
Wysłany przez: @qbajakWysłany przez: @tomcatMały edit z wczoraj. ?
Opis filmu "Takino pierwszy raz widzą Kolną." - hahahahaha - Zacząłeś personalizować swoje buty. Ja widzę tylko jedną drogę - niestety nie znam żadnego psychiatry w KRK żeby polecić ;).
Spokojnie. Już i tak ze mną nie śpią 🙂
Jak mnie gryzą po piętach, to nie zasługują... 🙁
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @szyszkownikJest moc i pod wrazeniem postepów 🙂 Zapusc sobie teraz te filmy co jeszcze ja Ci krecilem i porownaj 🙂 Ja kolejnych już nie oferuje bo juz Cie nie dogonie 😉 Chyba ze na skuterze pojade 🙂
Fajnie zmontowane, nakrecone, muza 🙂 Potencjal jutuberski tez widze 🙂
Właśnie wczoraj odszukałem filmy z lata 2018. Boże jak sztywno. Core nie działał, odepchnięcie tylko z wyprostu kolana. I to było już po dwóch latach ćwiczeń z Robertem. Ale treningi z Pawłem dopiero się miały zacząć zimą tego roku.
Patrząc na powolność efektów jestem wyjątkowo nieutalentowany. Ale chrzanić to. Jak nie ma talentu, to pracą też da się dojść do wyników, a pracy się nigdy nie bałem.
Teraz by mi się chciało zrobić jeszcze jeden taki autopromocyjny filmik, ale jak już wyleczę tyłek i będzie się dało zejść nisko. Jak jest dobry dzień (warunek konieczny), to dopiero jest czucie i moc... 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Mega progres 🙂 Ja bym za jakis czas zmontowal wlasnie taki z tego zo masz, tak zeby sobie powspominac 🙂 Milo patrzec i gratulacje 🙂 Przyjdzie taki moment ze pyknie - sprzet, technika, tylek, wydolnosc, dzien i co tam jeszcze potrzeba 🙂
Wt 26 maj 20
Kolejny wtorkowy poranek bez drylandu. A było to tak…
Nie będąc zadowolony z efektów igłowania oraz masażu nastawionego na rozluźnienie mięśnia gruszkowatego i załagodzenie nerwu kulszowego poszedłem na fejsbukowe forum biegackie biegaczy z Krakowa i zapytałem, czy ktoś może chwalebnie wyleczył pseudo rwę kulszową i gdzie to było. Oprócz przezabawnych odpowiedzi w stylu: „to lekarz pewnie będzie wiedział” trafiła się koleżanka, która temat znała, przecierpiała i wyleczyła w Wieliczce w gabinecie „Bałucki i Głowa”. No to się umówiłem. No to wyznaczyli mi termin na poniedziałek wieczór. No to pojechałem. A co.
Dojazd ok, centrum Wieliczki, tuż obok jest spory jak na warunki tej metropolii parking, popołudniami niepłatny. Fajnie. Na miejscu wchodzę: ciasno, ale schludnie. Trzeba czekać. Czekam z 20 minut. No niefajnie. Ale w końcu mordowanie poprzednika się skończyło, a otrzymywał istotne ciosy fala uderzeniową, co potrafię rozpoznać i przez ścianę. Tak mi Achillesa Piotrek Socha do pionu stawiał. No, wchodzimy.
Na dzień dobry ankieta personalna i o Covid. Potem wywiad, długi, długi, dluuuugi wywiad. Chyba z pół godziny. Wypytywanie o wszystkie urazy, choroby przewlekłe, blizny, kontuzje, dotychczasowe prowadzone leczenie, ogólny stan zdrowia włączając w to satysfakcję z przyjmowania posiłków. No wszystko. Zastanawiałem się, czy w ogóle starczy czasu na jakieś zabiegi, bo najpierw opóźnione, potem pół godziny wywiad, to co: 5 minut i do domu? Ale niepotrzebnie się tym przejmowałem, bo wylazłem od nich dwie godziny od wejścia i zostałem obsłużony kompleksowo, wręcz osteopatycznie.
Mam problem z lewą nogą? To zacznijmy od prawego barku. Potem mięsień prosty brzucha, który wykazywał niebagatelne napięcie i zdecydowanie przyciągnął uwagę, a zwłaszcza jego brzegi. Może to było po wykonanych dzień wcześniej interwałach full-body z nagrania z Sebem. Nie bierze jeńców. W każdym razie rozluźnienie i następnie terapia powięziowa. To tu to tam.
Aha! Rozpoczeliśmy od testu na nerw kulszowy. Oblałem. Noga poszła wyprostowana do takiego kąta, że gdybym faktycznie miał podrażniony nerw, to musieliby sufit gipsować. Więc to nawet nie jest pseudo rwa kulszowa, tylko pseudo pseudo rwa kulszowa. Udaje objawy pseudo rwy kulszowej, która udaje objawy rwy kulszowej... Ja Cię! Zamotane jak kłębek włóczki! Jak to u mnie.
Ale skąd objawy? No i w przeciwieństwie do poprzedników zaczął kombinować skąd w ogóle bierze mi się spięcie mięśni i promieniowanie na nogę i okolice. No i wyszło mu, że skoro rentgen jest w miarę ok, to może z narządów wewnętrznych, które są unerwione na tym samym poziomie kręgosłupa. I problemy z narządami wewnętrznymi mogą się przenosić bo separacja sygnałów w sieci nerwowej nie jest u ludzi idealna. No i wysyła mnie do lekarzy, żeby to skonsultować. W tym do dietetyka na weryfikację diety, to jest weryfikację czego nie powinienem być może zjadać, bo to może być praprzyczyna. Kto wie? Tam jeszcze nie szukałem. Aktualna dieta trzymana ilościowo bardzo mi poprawiła kondycję i samopoczucie, ale jakościowo jem to co poprzednio. To co to będzie: vege rege?!
Oprócz terapii powięziowej były jeszcze praktyki chiropraktyczne, czepił mi się do odcinka piersiowego – z którym akurat problemów nie zgłaszałem, ale coś tam znalazł. Trzeszczało. Odblokowywał oczywiście staw krzyżowo-biodrowy, ale nic nie chrupnęło. Mocno przyczepił się do miejsca złamania z 2014 – to jak rozumiem w ramach terapii powięziowej, bo coś tam się zabliźniło i mogło chwycić powięź. Tak samo Achilles.
Na koniec dostałem przykaz: nawodnić się i szybko iść spać – zregenerować. Przez dwa dni absolutny brak obciążeń. Od czwartku zgodnie z samopoczuciem można powoli wracać do normalnego trybu. Czyli wypadnie mi: dryland, abs i core z rodzinką oraz XI trening z Jankiem. Trudno. Dryland mogę zrobić np. w weekend. Janek nagrywa treningi, też da się zrobić później. A rodzinkę przypilnuję, żeby ładnie robiła brzuszki. Po tygodniu kontrola i sprawdzenie jak poszło. Mam zapamiętywać odczucia z dwóch dni regeneracji po terapii powięziowej. Czy coś się zmienia, jak coś się zmienia. A zmieniać się może z godziny na godzinę… No, zobaczymy.
Cieszy, że pojawiły się nowe opcje, świeże spojrzenie. Bo dotychczasowe nie rokowały.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @makoKonkretnie,
Ile wyniósł koszt wizyty?
Konkretnie dużej różnicy do wielkiego miasta nie ma, ale mała jest bo tylko 120 zł.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Śr 27 maj 20
Miałem zapisywać wrażenia, to zapisuję.
Noc po zabiegu bardzo niespokojna. Miałem się wyspać, a nic takiego nie było możliwe. Czułem się jakiś taki rozgorączkowany. Wrażenie, że w ogóle nie spałem było złudne, bo momentami leżąc w ciemności przypominałem sobie, że właśnie mi się coś śniło. Jednak rano nie czułem zmęczenia, nie wstawało się ciężko, więc było spanko. Ale kompletnie nie przystające do konceptu „wypocząć do syta”.
Podczas wczorajszego dnia się powoli, jeden za drugim, jak wyłaniające z pienistej kipieli, ujawniały wszystkie punkty, które fizjo podrażnił w ramach terapii powięziowej. Jednocześnie faktycznie miałem wrażenie że „coś się dzieje”. Zmieniały się odczucia w różnych miejscach ciała. Pomimo tego, że parę punktów na ciele zrobiło się tkliwe, całościowo czułem się dobrze, choć taki lekko jakby zmęczony – o czym fizjo ostrzegał. Nawet można podobno czuć jakby gorączkę. Za to podczas normalnych ruchów chodzenia, wstawania, siadania nie było czuć ograniczeń. Noga ciągnęła jakby mniej i tylko momentami. Ćwiczyć oczywiście nie ćwiczyłem. Odpuściłem i dryland i brzuchy wieczór. Ela z Paulą zrobiły serię ćwiczeń z Felixem plus 20 sekund planka. Muszę z Paulą popracować nad pozycją, bo strasznie wyokrągla plecy.
Kolejna noc dużo lepsza, choć z wczesnego pójścia spać wyniknęło bardzo wczesne przebudzenie. Ale nie ma problemu, wykorzystałem dodatkowe godziny życia na zapoznanie z późnym dorobkiem Jean-Michel Jarre’a. Wychowany na Oxygene, Exuinoxe, Zoolook, Magnetic Fields, Rendez-Vous czy Waiting for Cousteau z trudem przyjmuję do wiadomości, że pojawiły się kawałki Oxygene 7-13, a kompletnie nie trawię rzeczy w stylu Electronica. Nie moja bajka, ale obawiam się, że również nie jego.
Kontrola ruchomości pozwoliła na stwierdzenie, że co prawda bolące punkty mają się znakomicie, ale w zasadzie poza nimi nie ma problemów. Tyłkonoga? Nawet ośmieliłem się na delikatną sesję jogi (trzeba się delikatnie rozruszać i porozciągać) po której zrobiłem nieśmiały skłon. I cóż, jest. Skłon był delikatny, więc pociągnęło nerwem delikatnie wzdłuż nogi. Ale poprawa jest znaczna. Nie ma porównania do tego jak czułem się po igłowaniu. Nie chciałbym zapeszyć, tfu, tfu, na kota urok! Ale tak jak po igłowaniu czułem się gorzej, tak po terapii powięziowej czuję się lepiej, a jeszcze jestem w okresie regeneracji, więc ciągle jest potencjał, żeby było jeszcze lepiej. Chociaż właśnie to pisząc poczułem prąd przebiegający tyłem nogi. Bo siedzę. Nikt nie mówił, że wszystko ustąpi od kopa po jednym zabiegu. Ale mam dobre przeczucia co do efektów.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Cz 28 maj 20
Od dzisiaj są dozwolone ćwiczenia, czyli teoretycznie proces regeneracji po terapii powięziowej powinien być zakończony. Faktycznie bolesne miejsca gdzie zostały wywołane sztucznie stany zapalne są dużo mniej odczuwalne, jak się ich nie drażni to można zapomnieć, że coś było w temacie.
Wrażenia? Tyłek coś delikatnie narzeka przy siedzeniu, tak samo tył uda. Przy napięciu, naciągnięciu, skłonach obydwa miejsca delikatnie się odzywają. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że wycofał się stan ostry i zapewne jestem z powrotem na przewlekłym. Stany przewlekłe są najgorsze, bo nigdy nie wiadomo jak długo musi trwać leczenie, żeby wszystko wyprostować, ale przynajmniej wiadomo już jak leczyć. Jestem już umówiony na wizytę kontrolną i od razu się umówię na kolejny tydzień. Może uda się temat dogłębnie wyprostować.
Dzisiaj dwudziestominutowa sesja mobilności z ćwiczeniami od Bodyweight Warrior. W sumie trzeba się w końcu odważyć i nazwać sprawy po imieniu: to jest joga. Wszystkie pozycje w których się rozciągamy to są asany z jogi. I bardzo dobrze.
Przez te kilka ostatnich miesięcy widzę na własne dwa oczy i czuję bliżej nieokreśloną ilością mięśni i ścięgien całego ciała skuteczność rozciągania wielostawowego. Oczywiście, że to jest trudne. Niektóre pozycje wymagają zwinności i rozciągnięcia, żeby chociażby sobie pyska nie rozwalić o podłogę. Poza tym w ostatnim czasie wyłączyłem wszystkie ciągnięcia tylnego pasma lewej nogi i nie mam na razie odwagi ciągnąć mocno. Od tego się przecież zaczęło – ile? – miesiąc temu, czy więcej? Chyba półtora. Mógłbym znaleźć na blogu, ale co za różnica? Będę musiał znaleźć złoty środek, bo rozciągać się trzeba, luzować napięte mięśnie trzeba, ale jednocześnie nie chcę ryzykować, że znowu mnie połamie. Najfajniej by było, gdyby się okazało, że po terapii cała ta historia się cofnie i będę miał lewą połowę ciała tak zdrową jak prawa.
W końcu nikt nie mówi, że to niemożliwe. A co będzie, to się okaże.
Dzisiaj zrobię z dziewczynami abs + core. Delikatny. Rano sesja rozciągania była już robiona z głowy, bez puszczania YT. Do standardowego zestawu dołożyłem dodatkowo pierwsze nieśmiałe próby pozycji wielbłąda. Tego typu rozciąganie i mobilizacje są mi potrzebne na zaokrąglone od ciągłego siedzenia przed monitorem plecy i ciągle niewyrównane napięcie w okolicy bioder.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Nie 31 maj 20
Dzisiaj powinien być wielki dzień. Jakieś święto jak nie narodowe, to chociaż municypalne. Albo Dni Wsi. Odpust i fiesta. Bo po 185 dniach diety zszedłem wreszcie poniżej 90 kg, gdy wydawało się, że utknąłem na 91-92 bo tak to wyglądało przez ostatnie trzy miesiące (91-92-91-92-90,5-93-91-92…). No i co? No i nic. Wyglądam trochę lepiej i czuję się trochę lepiej, ale to też dzięki temu, że nie przebąblowałem tego półrocza, tylko sporo zainwestowałem w bycie sprawnym i silnym. Niejakie sukcesy dają się zaobserwować. A gdzie indziej regres.
Regres? Cóż, wycofały się sukcesy terapii powięziowej. W czwartek było genialnie, w piątek zaczęło wracać, w sobotę było już wszystko po staremu. Co to znaczy? Na chłopski rozum, to znaczy, że oryginalna przyczyna ciągle nakręca sprężynkę. Albo to, albo te nieśmiałe rozciąganie zaostrzyło problem. Będę musiał wyeliminować tę przyczynę i w przyszłym tygodniu totalnie odpuścić wszystkie ćwiczenia i rozciąganie. Tyle co się poprzeciągam rano, żeby sztywność z mięśni odeszła. Przez tydzień szlag nie trafi wszystkich moich zdobyczy, a pomoże ustalić z czym się tak naprawdę mierzymy: czy problem jest endo-, czy egzogenny. Czyli: czy faktycznie czeka mnie Tour de Lekarze wszystkich specjalności wewnętrznych, czy sam sobie to robię źle dobranymi ćwiczeniami. A może to po prostu samo siedzenie? Ale próbowałem pracować na stojąco - to trudne, nie mogę się skupić. Może trzeba będzie wrócić do tematu.
Wczoraj rano byliśmy umówieni z chłopakami z Kraka (jakby jakaś dziewczyna przyszła, to przecież nie przegonimy, ale jakoś się nie odzywają) na Kolnej, ale Rafał M. przewidział deszcz i faktycznie. Siódma rano patrzę za okno, a tutaj taka ulewa, że żabka leniwie sobie płynie w powietrzu na wysokości okna. Słowo daję, puściła mi oko! Być może byłem wtedy jeszcze nie za bardzo rozczmuchany i coś mi się przyśniło…
W każdym razie ze spotkania nic nie wyszło, parę osób pojeździło na zmianę w deszczu i po mokrym. Akurat teraz jeździć po mokrym mi się po prostu nie chce. Potem od razu jest wymiana czy serwis łożysk, wszystko trzeba czyścić. Nie chce mi się. Poczekam na suche. Już niedługo. A, że przywróciła mi się pełna gama dolegliwości tyłkonogowych, to zdecydowanie nie byłem nakręcony na jazdę.
Możnaby się zastanowić skąd ten nagły wzrost skuteczności diety, ale ja to wiem: to był pierwszy tydzień jak moja Żona jest na diecie sirtu. To po prostu jest czyste wspieranie. Dla niej teraz jest ten trudny, pierwszy okres. No to ją wspieram. Łatwiej jest odmówić sobie drobnych przekąsek czy napojów dosładzanych, czy wreszcie jakiegoś drinkowania (bo cokolwiek, np. stresujący dzień w pracy). A swoją drogą sprawdziłem wreszcie kaloryczność lubianego przeze mnie napoju z czarnej porzeczki. Okazuje się, że dosładzany cukrem i w szklance 200 kcal. Ma-sa-kra! Tutaj sobie, prawda, Panie Dziejku, wyliczam kromki chleba, a potem siup! w kilka sekund kolejne dwie, które przepadają w czeluści bez ewidencji i wzrostu uczucia sytości. No więc nie. Jak już to soki. Połowa tego mniej. I tak sporo, ale jakieś słabości trzeba mieć. No i wliczać do bilansu.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Może jednak Olsztyn... Zainteresowalbym sie tez kontekstem psychosomatycznym, Kasia ma 2-3 ksiazki gdzie bole pleców itp. sa rozpatrywane tez pod takim katem.
A wielki dzien to mega konsekwentne przepracowanie ostatnich miesiecy. Gratulacje 🙂 I tak jak cos ostatnio pisales - ze idzie Ci powoli. Moze i powoli ale ile sie po drodze NAUCZYSZ 🙂 I super wartosc jaka za tym idzie to wlasnie to ze mozesz to potem bardzo skutecznie puscic dalej innym 🙂 Bo jak cos łątwo i szybko przyjdzie to potem trudno jest tego uczyc innych.
Wysłany przez: @tomcatNie 31 maj 20
ale ja to wiem: to był pierwszy tydzień jak moja Żona jest na diecie sirtu.
Tomcat, na tej diecie to m.in soki z tego co czytam - macie wyciskarkę? Od jakiegoś czasu szukam, żeby zamienić swoją sokowirówkę, co jednak bardzo dużo odpadów generuję bardzo mokrych. Może macie coś fajnego co możesz polecić. Wybór w sklepach jest tak duży, że już kilka podejść robiłam i stanęło na niczym.
Wysłany przez: @joannapWysłany przez: @tomcatNie 31 maj 20
ale ja to wiem: to był pierwszy tydzień jak moja Żona jest na diecie sirtu.
Tomcat, na tej diecie to m.in soki z tego co czytam - macie wyciskarkę? Od jakiegoś czasu szukam, żeby zamienić swoją sokowirówkę, co jednak bardzo dużo odpadów generuję bardzo mokrych. Może macie coś fajnego co możesz polecić. Wybór w sklepach jest tak duży, że już kilka podejść robiłam i stanęło na niczym.
Miksujemy. Koktajle są pełne pociętych roślin.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @joannapże macie coś fajnego co możesz polecić.
Oscar DA-1200. Pozioma, jednoślimakowa. W gratisie była jakaś książka z przepisami, ale i tak najczęściej wchodzi pomarańcz+jabłko+"resztki" ;). Mamy już chyba niecałe 2 lata. Polecam. Przez to, że jest pozioma, ma bardzo mało sitek, a to sitko najciężej umyć...
Co prawda jeszcze nie miałem okazji sam bezpośrednio obsługiwać, ale póki co spisuje się dobrze. https://www.empik.com/sokowirowka-tefal-zc255b-0-8-l-200-w,p1130860344,agd-p
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: alexandriasampl Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte