Kicking asphalt 2020
Kurde pomyliłem dni... zawody są w niedzielę... 🙁
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Jak w niedzielę? Są w sobotę 🙂
Kurcze, kiedy są te zawody? Bo ja planuję jechać jutro 😀 Odbędą się chociaż? 🙂
PS: o kurcze pieczone, faktycznie są w niedzielę 😀 Nie wiem dlaczego, ale miałem w głowie 10.10. No to bym się z jutro rana wybrał na wycieczkę 🙂 W niedzielę, to tak nietypowo, to dlatego pewnie... Hmmm... w niedzielę? to moje szanse są 10/90 w takim razie.
Organizatorzy mogli to zrobić jutro. Zresztą zawody zaniedbane organizacyjnie, jedna strona z zapisami i tyle. Żadnych aktualizacji, a idź Pan z taką organizacją.
Poza tym, na jutro zapowiadają piękną pogodę, a w niedzielę może już się zepsuć, więc kolejny strzał w kolano organizatorów. Jeśli tak, to jutro jadę na Pogorię robić maraton 🙂
Pt 9 paź 20
Przez kilka poprzednich miesięcy wszyscy sobie nawzajem zadawali pytanie: „- Czy znasz osobiście kogoś, kto zachorował na koronę?” I wszyscy kręcili głowami. Po czasie okazało się, że znajomy współpracował ze śląską hutą w które zmarł z tego powodu młody człowiek. I to było tyle.
A teraz… Pętla się zacieśnia. Ciągle jeszcze uciekamy, ale już dwie osoby z którymi blisko – choć nie cały czas – współpracuję złapały i czują się nieciekawie. Jest ciężko, ale ciągle nie szpitalowo. W pewnym momencie na pewno to złapiemy.
Chociaż… kto może wiedzieć czy już nie jesteśmy po? Albo w trakcie? Od półtora miesiąca chodzą po ludziach dziwne takie… Ale po zeszłotygodniowym maratonie w Gorlicach z osiągniętym fajnym czasem i jednocześnie poczuciem, że się opierniczałem trudno mi podejrzewać siebie o obniżenie formy. To chyba tylko ta astma.
Czas pokaże.
W niedzielę Jasło. Byłem przekonany, że w sobotę i cieszyła mnie dobra prognoza pogody.
Niestety. Ostatni wyścig sezonu nie będzie po suchym. Bo tym razem zrobili w niedzielę, jakby przeczuwając, że będzie wtedy idealnie mokro.
Jakoś nie cieszy mnie ściganie się po mokrym. Więcej w tym uważania, niż dzikiej radochy z ciśnięcia. A takie miałem plany na agresywną jazdę…
Nic to. Jakie będą, takie będą, ale będą. O!
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Prognoza się dosyć poważnie poprawia, choć jeszcze nie osiąga wilgotności charakterystycznej dla pustyni Atacama 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Mamy sezon grypowy, każdego roku o tej porze ludzie chorują. Trzeba o tym pamiętać i przede wszystkim wyłączyć radio, TV oraz inne znane portale i media. Oni non stop o tym mówią, za dużo, zdecydowanie.
Jutro Polka w Paryżu może przejść do historii polskiego sportu. To są rzeczy pozytywne i należy się tym zająć. Sprawami pozytywnymi trzeba się zainteresować, bo inaczej zwariujemy.
Po mokrym nie lubię jeździć i nie zamierzam. Nie ma to większego sensu dla mnie, bo większość czasu to myśli o tym, czy nie zaliczę gleby. Zależy też jak mokre, bo mokre i mokre sobie nie są równe.
Pn 12 paź 20
No i po Jaśle. Niestety po wodzie i to takiej, że było jak po lodzie.
Przyjechaliśmy wystarczająco wcześnie, żeby ogarnąć porządnie rozgrzewkę, ale tak waliło żabami z zenitu, że nikomu, poza najbardziej hardkorową młodzieżą z Sanoka, nie chciało się robić nawet porządnej rozgrzewki. Stoimy, czekamy, pytamy się ociekającego wilgocią orga – w tej roli jak zawsze Damian Ciborowski – czy będą jakieś przesunięcia czasu startu. „- Delikatne.” – dowiadujemy się. Nie czekają na pewno na zmianę pogody.
Dwadzieścia minut do godziny startu. Już powinniśmy być rozgrzani, ale tylko powoli idziemy przez gęsty deszcz do auta. No, może krople się robią trochę mniejsze, ale jakościowo deszcz ciągle stoi bardzo dobrze. Ma duży potencjał nasączający.
Pięć minut do startu. Jedziemy na rekonesans. Ślisko jak diabli! Miałem nadzieję, że G13 będą coś lepiej ogarniały mokrą trasę, chociażby ze względu na bardziej płaski profil, ale nie da się zauważyć takiego efektu. Ślisko jak na lodzie. Zakręty na paluszkach. Pod górę ledwo, ledwo bo każde mocniejsze odepchnięcie od razu zrywa przyczepność. Jedno co można, to krótkie i szybkie kroki i wyciskanie ile się da z underpusha, bo jadąc na jednej nodze jest ona obciążona całym ciężarem ciała i najlepiej się trzyma asfaltu.
Czuć niesamowitą różnicę przyczepności między różnymi miejscami na drodze. Nowy asfalt na torze rolkarskim na prostej prawie jak na suchym, ale już wiraż lekko znosił – może to też kwestia większej prędkości. Pod górę na prostej cienko, ale dopiero po zakręcie pod górę dramat! Czy to okoliczne drzewa? Tam było najwięcej liści, więc całkiem możliwe. Po pierwszym kółku już nikt nie zwracał uwagę na kałuże. Jechało się momentami po osie w wodzie. Ostatnia prosta przed metą – po prawej stronie inny rodzaj asfaltu, po lewej inny. Różnica przyczepności: diametralna! Trzeba się było po prostu nauczyć tej trasy. Z kółka na kółko czasy były lepsze. Ale możliwe też, że zaczynało leciutko przesychać, przynajmniej woda spływała z drogi, bo w momencie jak wystartowaliśmy deszcz właściwie ustał. Przynajmniej na głowę i plecy woda nie leciała.
Na starcie oczywiście larwy rolkarzy wcisnęły się w każdą możliwą szczelinę i potem ciężko było ruszyć ręką, czy nogą, żeby kogoś nie potrącić. A całe plany agresywnej jazdy ze mnie wyparowały jak okazało się, ze walka jest o zachowanie pozycji wertykalnej, a nie o osiągnięcie dużej prędkości. Tak to było czuć jeszcze przed startem, kiedy elegancko lało.
Więc strzał z prawdziwego pistoletu startowego (!!!) i ŁOGIŃ! Ale taki zalany wodą… Niektórzy jednak poszli całkiem nieźle. Sprawdziłem potem – zwycięzca jechał na Atomach Boom F1. Parę innych osób, np. Heniu czy Magda Czusz, na deszczówkach. Chyba im się spisywały, bo zwycięzca nas zdublował. Ale tylko on, z Alanem i Bartkiem Chojnackim. Na szczęście aż tak bardzo się nie wlekliśmy, żeby wszyscy nas zdublowali.
Najpierw jechałem solo, ale gdzieś zacząłem się bardziej ślizgać i doszli mnie Jurek z Kaśką. Też się ślizgali, ale jakoś tak bardziej spójnie i jechało. No to cóż, dołączyłem się. A razem ze mną jakaś mikra dziewczynka w kostiumie z Sanoka. Na oko lat dziewięć. Ale jak ona jechała! Wszystko proste, żadne tam uciekanie kostek i kolan. Bez stresu robiła krótką przekładankę na końcu stadionu, gdzie ja czułem, że próba skończy się od razu przyziemieniem! Co to znaczy, za dzieciaka ogarnąć technikę!
Prędkość nadawana przez Kaśkę była akurat ok do ogarnięcia. Na bardziej śliskim zaczynali od razu odjeżdżać, więc musiałem zmienić sposób jazdy i w takich miejscach drobiłem krótkim, a szybkim krokiem. Prędkość zupełnie tego nie pokazywała, ale tętno zdecydowanie było wczoraj wyższe niż na maratonie. Gdzie tylko było można próbowałem wychodzić na zewnętrzną krawędź i dociskać, ale jednak strach, bo jak w tym ruchu się koło uślizgnie, to lecisz i nie ma dyskusji.
Wielokrotnie po fajnym napędzeniu się zewnętrzną krawędzią czułem, że wziąłbym całe towarzystwo wyprzedził, bo jadą trochę zbyt wolno, ale wtedy zawsze młoda się wryła i blokowała, a zjazd na bok zawsze oznaczał jakąś dodatkową kałużę, albo liście. Najbliżej byłem pod koniec prostej na stadionie, już zrównałem się z prowadzącą Kaśką, ale zorientowałem, że przecież nie przejadę łuku przekładanką, więc stracę prędkość i będą na mnie wpadać. Sam siebie zapytałem, czy warto jest ryzykować upadek w sytuacji, gdy nawet o złote gacie już nie walczymy i otrzymałem zdecydowaną odpowiedź, że nie warto.
Więc odpuściłem. Przed samą metą też straciłem kilka sekund i jakieś dzieciaki, które wiozły się nam na plecach też wyprzedziły. Ale udało się dobrze przeskoczyć próg i wyhamować na krótkiej prostej zaścielonej mokrymi liśćmi.
Trasa była wolniejsza i dłuższa o pół kilometra od starej. Na równie mokrej trasie w 2016, gdzie minutę stałem pod latarnią próbując rozciągnąć skurcz łydki miałem czas tylko o półtora minuty gorszy. Moje umiejętności teraz, a cztery lata temu to niebo i ziemia i spodziewałem się dużo większej różnicy. Ale jednak luźna jazda z wyłączoną agresją i minimalizacją ryzyka nie sprzyja uzyskiwaniu wyników. Taka prawda. Koledzy i koleżanki z klubu jednak pojechali znakomicie i ładnie powymiatali podium.
To by zatem było na tyle jeśli chodzi o ściganie się w 2020. Coś było i to dobrze. A teraz, z niejakim poczuciem ulgi, można odpuścić rywalizację i zacząć znowu pracę u podstaw.
Ciekawe jak będzie na pierwszych zajęciach na parkiecie. Pewnie jak zwykle zagłada i śmierć w oczach. Oby jak najwięcej z tego wynieść.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Joey akurat wstrzelił się z odcinkiem Skating Tips, który troszkę może wyjasnić, czemu niektórzy sobie radzą lepiej, a inni gorzej na śliskim.
Podstawy 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Przeszkoda nie byla woda sama w sobie tylko zapewne brud na wpsomnianych odcinkach, ktory w polaczeniu z woda sprawil ze bylo mega slisko...
Wysłany przez: @tomcatwziąłbym całe towarzystwo wyprzedził,
No wlasnie tak sie dziwilem ze nie wystrzeliles. Zakret byl bezpieczny, stadion nie byl sliski, przynajmniej dla nas.
Trasa jednak jest mocno wolniejsza od starej, gdzie nawet ja ocieralem sie o zlamanie bariery 20 min, tu to juz chyba tyl;ko elita by miala na to szsnse.
Nie zależało mi więc nie chciałem ryzykować. Jakbym był pewny, że przejadę łuk przekładanką, to bym myknął.
Jak przestaje zależeć, to już nic się nie da zrobić.
Na suchym pojechaliby o połowę szybciej, no, może prawie. Wojtek spokojnie by 18 minut tu złamał po suchemu.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wojtek sprint do mety miał 42,5 km/h.
W tych warunkach... 🙂
Kurczę, przeżywam jak mrówka okres 😆
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Z okazji Jasła porządne mycie i szorowanie.
No i przygotowałem taki filmik pod krótkim tytułem "Czy Twoje łożysko to potrafi?"
😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatTo by zatem było na tyle jeśli chodzi o ściganie się w 2020. Coś było i to dobrze. A teraz, z niejakim poczuciem ulgi, można odpuścić rywalizację i zacząć znowu pracę u podstaw.
Gratulacje i oby przyszły sezon był równie udany.
Wysłany przez: @qbajakGratulacje i oby przyszły sezon był równie udany.
Oby był 🙂
Progresu tak czy inaczej i gratulacje przelamania 1:40. Trochę poczekales za to z jakim efektem 🙂
Wysłany przez: @qbajakWysłany przez: @tomcatNo i przygotowałem taki filmik pod krótkim tytułem "Czy Twoje łożysko to potrafi?"
Z ciekawości co to za hybrydki?
Maple.
Już dosyć zjechane, kupione jako używane, ale i tak lepiej działa niż większość nowych stalowych. Może Bonesy działały niewiele gorzej.
To jest chyba najlepiej zachowujące się łożysko, może jeszcze drugie takie bym znalazł.
BTW. Na filmie było już po smarowaniu kroplą prolube. Przed smarowaniem kręciło się lepiej. 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @szyszkownikWysłany przez: @qbajakGratulacje i oby przyszły sezon był równie udany.
Oby był 🙂
Progresu tak czy inaczej i gratulacje przelamania 1:40. Trochę poczekales za to z jakim efektem 🙂
Trzeba iść za ciosem. 😉
Pojedżę jeszcze trochę dłuższych z Sebu, trochę szybszych z moimi wariatami z Klubu i powinno się udać roznieść 1:30 w pył! 😆
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatZ okazji Jasła porządne mycie i szorowanie.
No i przygotowałem taki filmik pod krótkim tytułem "Czy Twoje łożysko to potrafi?"
😉
Ale się kręcą, tak kręcących się łożysk jeszcze moje oczy nie widziały 🙂
Gratuluje wszystkim uczestnikom Jasła 🙂
Pt 16 paź 20
Deszczowa niedziela w Jaśle przeciągnęła się na cały bieżący tydzień. Krótkie przerwy deszczu w ciągu dnia nie dają dużej ulgi. A ruszać się trzeba.
Z początkiem tygodnia odpaliłem więc pierwszy nagrany trening z Jankiem Szymańskim. A kolejnego dnia rano zrobiłem dryland. Efektem były solidne zakwasy w mięśniach brzucha i nogach, które minęły dopiero w piątek rano. A w piątek rano już wiedzieliśmy wszyscy o lockdownie v 2.0, który się ma zacząć jutro, więc jak tylko poczułem, że nogi nie bolą, zobaczyłem, że deszcz chwilowo nie pada, a jeszcze jak popatrzyłem w pełne nadziei oczy mojej suni, to wciągnąłem ortaliona na grzbiet, zapiąłem słuchawki i poszedłem z nią pobiegać.
Ja zawsze pierwszy kilometr z nią wygląda trochę jak na kreskówkach, gdzie pies ciągnie, a gość za nim nie nadąża na napiętej smyczy. Ogromny ruch samochodów oraz ogólna śliskość asfaltu i pobocza nie ułatwiały sprawy. Ale po pierwszym postoju na trawce już było tylko lepiej. Już trochę bardziej jest ogarnięta i idzie się z nią dogadać przy pomocy sygnalizacji smyczą.
Zamknięcie „siłowni” zapewne oznacza odwołanie wszystkich zajęć sportowych w zamkniętych pomieszczeniach. Więc coś mi się wydaje, że lipa z treningami na Kolnej. Bardzo, bardzo duża lipa.
Zostaje robić to co wiosną: przysiady, brzuchy, hantelki, trenażer, slideboard. Tym razem chyba już szarpnę się na sztangę, żeby wciągać ciut większe obciążenia niż do 20 kg. Kurczę, czekałem i czekałem, ale już chciałem rozpocząć współprace z trenerem, już, już i … lipa. Nie jest dobrze. Było nie czekać, ale nie chciałem tam iść kaszlący po wysiłku.
Tyle przynajmniej, że leki działają i astma się zaczyna uspokajać. W obecnym czasie ludzie dosyć nerwowo reagują, jak ktoś przy nich kaszle. Nigdy nie było to społecznie akceptowalną normą, bo wszyscy mamy być piękni i zdrowi, ale teraz powoduje to wyjątkowy ostracyzm. Zrozumiały. Nikogo nie interesuje etiologia problemu.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Jak chcesz się pozbyć kolejki do kasy, to wystarczy, że zakaszlesz i wszyscy uciekają 🙂
Dezynfekcja, dezynsekcja i deratyzacja
Przejeździwszy całe gorące lato w customach na bosaka lub co najwyżej w footiesach, co w końcu zostało całkowicie zarzucone, zacząłem ja oraz inne osobniki rodzaju ludzkiego, odczuwać niejaki dyskomfort związany z czymś co można opisać wyłącznie jako symfonia zapachów. I to taki bardziej mocny, epicki Wagner niż delikatny Mozart. Taka bardziej Pieśń o Nibelungach, niż Eine kleine Nachtmusik...
Pot jak pot, ale resztki naskórka zostawiane na mikrofibrze wyściółki musiały bardzo zasmakować drobnymustrojom...
W momencie, kiedy moje Córki zaczęły protestować po zajęciu miejsca na przednim fotelu auta, gdy rolki były przypięte do plecaka leżącego w bagażniku, wiedziałem, że muszę zacząć działać... I chociaż można było pomyśleć o zamianie kombi na sedana, który ma dużo bardziej oddzielony przedział załadunkowy od kabiny pasażerskiej, to jednak stwierdziłem, że zduszę problem u źródła.
Póki da się do niego, nomen omen, podejść. Tak lub inaczej...
Od dawna planowałem sprawdzić jak działają kąpiele w wodzie z tabletkami do uzdatniania wody i to takich z nanosrebrem. Wiele źródeł potwierdza, że taki zabieg powoduje wybicie i pleśni i grzybów i innych bakterii i buty znowu da się używać. No ok, zamówiłem na allegro, ale przyjdą jak przyjdą, a buty musiałem już trzymać w garażu. Trzeba coś było zrobić szybko.
W zeszłej jesieni nabyłem kilka sztuk suszarek z założeniem używania do suszenia butów narciarskich podczas wyjazdu w Alpy. Sześć dni pocenia się po kilka godzin w każdym bucie zrobi jeziorko jak nic się z tym nie zrobi.
To były dokładnie te suszarki:
Ich szczególną cechą jest posiadanie guzika, który podrażniony zaczyna wydzielać ozon. I tenże niebywale agresywny gaz ma odkażać wnętrze buta. No to siup: wygrzebać suszarki na strychu, odpalić i ... kurczę, nie działa. Jedna para się spaliła. Dobra, mamy drugą, czy działa? Działa! No to guzik w dłoń i jedziemy z tym ozonem.
Ozonowanie trwa pięć minut, po czym się wyłącza. Zastanawiało mnie cały czas jak to działa z praktycznego punktu widzenia i nie widzę innej możliwości jak generowanie małych wyładowań wewnątrz suszarki, co powinno wytwarzać mikroskopijne ilości ozonu. Nie ma co liczyć, że jeden zabieg wystarczy. Trzeba go ponowić. I jeszcze. I jeszcze. I jeszcze.
Pomimo puszczania suszarek wielokrotnie przez cały weekend efektu nie zauważyłem. Niestety. Więc zostawiłem buty w garażu i zająłem się swoimi sprawami.
Po kilku dniach, podchodząc do rolek i biorąc do ręki, przypinając do plecaka i pakując plecak do bagażnika, nagle zorientowałem się, że buty przestały zabijać. Nowością nie pachną, ale da się przeżyć. O! 🙂
Potem były Gorlice i załoga białego szerszenia nie narzekała na warunki sanitarno-epidemiczne. I Jasło też. A po Jaśle pojawiła się okazja do potraktowania butów tabletkami do uzdatniania wody.
Efekt: no w sumie nie widać różnicy. Ozon zrobił swoje. Buty nowością nie pachną, ale nie zabijają. No mooooże jest trochę lepiej po tej kąpieli i wysuszeniu. Suszenie, po wstępnym ocieknięciu, oczywiście robiłem znowu tymi suszarkami.
Możliwe, że sytuacja się nie powtórzy. Customy są już na tyle rozbite, że mogę zakładać najcieńsze stopki.
Pranie skarpetek to dosyć rutynowe działanie. W przeciwieństwie do walki z wyściółką butów karbonowych.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ostatni post: Pomocy Najnowszy użytkownik: valentinagoggin Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte