Kicking Asphalt 2021
Sb 6 mar 21
To był dobry trening. Można to poznać po tym, że ledwo żyję. Przejściowo miałem jakieś takie dziwne pomysły, żeby wyskoczyć po treningu na lodowisko do Skawiny ponieważ „jedź póki jest”, a za chwilę nie będzie, tak jak zamknęli już lodowisko Daisy na Morelowej, ale samopoczucie po treningu wybiło te plany z głowy.
Dzisiaj zostało uświadomione mi co jest moim największym wrogiem. A jest nim nieodporność na ból. Wiem to od dawna, ale ciągle brak pomysłu co z tym zrobić. Jak nogi lub plecy płoną, to kończy się jazda.
No i co z tym zrobić?
Jakiś trening mentalny?
Powtarzać sobie co chwilę jak zakręceni bodybuilderzy zmuszający się do jeszcze jednego podniesienia: „- No pain! No pain!” Albo „- Pain is good! Pain is good!” Albo “- Show me your pain! Show me your pain!”
To może być ostatnia rzecz oddzielająca mnie od moich ambicji o utrzymaniu się w dobrym pociągu. Początek fajnie, fajnie, ale potem jak strzeli to będę mógł tylko patrzeć jak pociąg odjeżdża. Niby wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi, ale jakbym mniej był w stanie wytrzymać. A może to jest materiał dla fizjo? Może mi się znowu skleiły czwórki z taśmami? Sam tego nie rozkleję…
Obserwacja z dzisiaj: lewa stopa jest już na tyle mocna, że jestem w stanie praktycznie dowolnie ją obciążać nawet jak jest wykrzywiona i jedzie na zewnętrznej krawędzi. To bardzo, bardzo dobrze. Długo na to pracowałem. Inna obserwacja to, że jak jestem wykończony zapierniczanie dużo słabiej idzie. W czwartek nie mieliśmy tej półgodziny ćwiczeń w niskiej pozycji, którą mieliśmy dzisiaj. One są ciężkie do wytrzymania same w sobie, ale potem jeszcze mieliśmy pół godziny na łukach i było dużo trudniej i chyba sporo wolniej niż w czwartek, gdy cisnąłem je bez uprzedniego zmęczenia.
Tak czy inaczej progres jest. Brak pełnego zadowolenia z wydolności oznacza tylko tyle: to ciągle są prace w toku.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatNo i co z tym zrobić?
Jak mawial klasyk: "how bad do you want it" 🙂
Wysłany przez: @tomcat„- No pain! No pain!” Albo „- Pain is good! Pain is good!” Albo “- Show me your pain! Show me your pain!”
Ja lubie to: "pain is temporary, it may last an hour a day or even a year, but eventually it will subside, and sth else will take its place. If you quit hovever it will last forever" 🙂
Wysłany przez: @tomcatTak czy inaczej progres jest.
Gratulacje 🙂
Strasznie długie. Spróbuj sobie to powiedzieć jak jesteś na ostatnich rzęsach...
;P
Teraz rege i trening uzupełniający.
W międzyczasie spróbuję opanować "oddech ognia" i może coś jeszcze 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatSpróbuj sobie to powiedzieć jak jesteś na ostatnich rzęsach...
Zobacze za tydzien na zawodach, moze pomoze to dam znac 🙂
Wysłany przez: @tomcat"oddech ognia"
Jest taka papryka "dragon's breath" - jesz i masz 🙂
Wysłany przez: @tomcatna ostatnich rzęsach...
PS. mozg wysyla sygnal "na ostatnich rzesach" przy wykorzystaniu ok 40% mozliwosci organizmu 🙂
Wysłany przez: @szyszkownikWysłany przez: @tomcatSpróbuj sobie to powiedzieć jak jesteś na ostatnich rzęsach...
Zobacze za tydzien na zawodach, moze pomoze to dam znac 🙂
Wysłany przez: @tomcat"oddech ognia"
Jest taka papryka "dragon's breath" - jesz i masz 🙂
Wysłany przez: @tomcatna ostatnich rzęsach...
PS. mozg wysyla sygnal "na ostatnich rzesach" przy wykorzystaniu ok 40% mozliwosci organizmu 🙂
Myślę, że wiesz co to jest oddech ognia 😉
Dzięki za tą uwagę o 40%. Spróbuję w ten sposób przemówić sobie do rozumu, jak rozum będzie mówił, że pali, boli, zaraz wszyscy umrzemy!
Myślę, że czas przez który wytrzymuję jest dłuższy niż kiedyś, ale to ciągle nie dosyć.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatMyślę, że wiesz co to jest oddech ognia
No wlasnie nie 😉 Typowalbym ze cos z piciem pewnie 😉
Wysłany przez: @tomcatMyślę, że czas przez który wytrzymuję jest dłuższy niż kiedyś,
A masz jakis konkretny punkt odniesienia ile to bylo i kiedy to bylo "kiedys"? Bo jest taka tendencja zeby to sobie samemu falszowac i w konsekwencji zanizac progres.
No coś takiego! Pierwszy raz dochodzę do czegoś przed Tobą! 🙂
Zastanawiało mnie: czemu mi ostatnio znowu walnęły plecy, skoro cały Boży rok robiłem brzuch? No i pogadałem z dietetyczką, która jest też instruktorką fitness i nie wiem czy nie ma jeszcze innych aspiracji i podrzuciła bardzo sensowny materiał, który wyjaśnia temat.
Popularne jest stwierdzenie, że "jak Cię bolą plecy, to ćwicz brzuch". To stwierdzenie jest prawidziwe, ale wiekszość głoszących na tym poprzestaje i nie wie o co chodzi z ćwiczeniem brzucha. Jaki brzuch? No brzuszki, nie? Nożyce, świece, scyzoryki, spiecia, russian twists, dźwiganie kolan w zwisie, te sprawy.
Tylko, że tak naprawdę core to poprzeczny brzucha, który jest związany z całą tylną powięzią mięśniową. To poprzeczny musi być wzmocniony, a on ma w nosie ruchy wpływające na aktywację prostego lub skośnych mięśni brzucha. Natomiast co istotne i co można wykorzystać: jest antagonistą przepony.
Pojawiają się przebłyski?
Tak!
Nie brzuszki, tylko ćwiczenia oddechowe!
Wzmiankowany oddech ognia to najkrótsza droga do aktywacji i wzmocnienia mięśnia poprzecznego brzucha.
https://youtu.be/IvUXDlZQegM
Tu inne rzeczy na poprzeczny
https://youtu.be/jF03mp_2SP4
Już sprawdziłem: nie mam szansy utrzymać takiego tempa ziajania jak prezentujący ćwiczenie, ale i w swoim tempie po kilkudziesięciu sekundach, czuję napięcie i zmęczenie wszystkiego w okolicy brzucha. Więc ćwiczenie działa.
Zamierzam robić między minutę, a dwie minuty dziennie i zobaczymy co się zmieni.
Oprócz tego spróbuję bawić się w martwy tą "sztangą". Bardziej pod kątem techniki niż faktycznego obciążenia i może jak wreszcie będą otwarte siłownie to spróbuję wejść na ciężary.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatPierwszy raz dochodzę do czegoś przed Tobą!
Zawsze musi byc ten pierwszy raz 😉
Nie tyle "brzuch" co caly gorset miesniowy zawarty miedzy klatka piersiowa a miednica. "Brzuszki" to generalnie prehistoria, choc niestety ciagle bardzo popularna. Ma zagrac cala orkiestra, nie jeden miesien.
Martwy moze pomoc na wiele rzeczy 🙂 Ja nie robie bo nie umuiem.
Wt 9 mar 21
Ostatnie 2,5 doby pod znakiem dużego spadku samopoczucia. Ból głowy, drapanie w gardle, ogólne osłabienie. Ale wygląda, że się wybroniłem i dzisiaj rano już bez wahania wkroczyłem na wąską ścieżkę ku samodoskonaleniu próbując schodzić podczas drylandu tak nisko jak Sofia Prosfirnova. Czyli bardzo nisko. To oczywiście żart, bo nigdy w życiu nie będę w stanie osiągnąć takiej elastyczności i zakresów jak młoda dziewczyna ćwicząca od dziecka, ale hej! trzeba sobie wyznaczać jakieś cele i wzorce. Równie dobrze mógłbym tu wrzucić Viktora Thorupa, czy dowolnego z amerykańskich lub nawet polskich łyżwiarzy, ale Zośka fajniejsza i porusza się jakby wykonana z rtęci: płynnie i gładko, kompaktując ciało do wręcz śmiesznej wysokości.
Zaczynam rozumieć ten ruch i wygląda, że jego opanowanie zajmie mi dłuższą chwilę. Zapewne miesiące. Bo to nie chodzi tylko o koordynację, ale o faktyczne wzmocnienie mięśni bioder, nóg i pośladków w zakresie w jakim do tej pory nie pracowały. Tylko i aż tyle. Prawa noga jako zauważalnie silniejsza lepiej sobie daje radę, ale lewa ma kłopot. I samo nie przejdzie, trzeba będzie to powtarzać, powtarzać i powtarzać. O poza tym rozciągać się i ogólnie nie ustawać w staraniach.
No i trzeba przewalczyć temat spinania biodra. Jak mam zły dzień, to schylając się do sznurowania buta czuję ciasność w okolicy zginacza biodra. Rozciąganie niby działa, ale jakby nie do końca. Problem póki co ciągle nie rozwiązany. Choć mniejszy. Lecz znalazłem na youtube odcinek MoveU w którym rozprawiają się z przyczepem zginacza biodra przy pomocy końcówki kija od szczotki (sic!), uciskając go przez, khem, jelita. Trochę się obawiam tej procedury, ale na ten moment nie mam lepszego pomysłu. Oczywiście poza kontynuacją rozciągania. Może też wrócę na pare sesji do fizjo, który pomógł rozpocząć ten proces. Ciekawe, że sporo uwagi poświęcił wtedy rozmasowaniu krawędzi tarczy mięśnia prostego brzucha. To pewnie był skutek zbyt dużej ilości uwagi poświęcanej właśnie brzuchowi w nadziei, że rozwiąże to problem z plecami.
Wydawało się, że rozwiązało, ale temat wrócił. Więc teraz dokładamy oddech ognia i patrzymy co będzie.
Stay tuned…
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Byłem raz u Purczyńskiego. Fajne ma podejście, ale jak ze skutecznością to nie wiem. Trochę przez jego filmiki wpadłem w tarapaty, bo mówił o 80% przypadków, a ja byłem w tych 20%, więc chyba moja wina że dałem się podpuścić.
Oddech ćwiczyłem kilka miesięcy podczas spacerów, nie ten ognia, ale na to samo raczej. Najlepiej żeby te mięśnie same działały przy każdym oddechu, ale je można wypracować tylko w wieku niemowlęcym, chyba że rodzice biorą za rączki i uczą chodzić. Wtedy już ich sobie nie wyrobimy.
Brzuszki, nożyce itp. to mocne przeciążenia kręgosłupa. Jak się ma z nim problem, można sobie niezłe kuku zrobić.
Zazdroszczę tego niskiego schodzenia za Sofią Prosfirnovą, no i tych lekcji na sali.
Wysłany przez: @pietaByłem raz u Purczyńskiego. Fajne ma podejście, ale jak ze skutecznością to nie wiem. Trochę przez jego filmiki wpadłem w tarapaty, bo mówił o 80% przypadków, a ja byłem w tych 20%, więc chyba moja wina że dałem się podpuścić.
Oddech ćwiczyłem kilka miesięcy podczas spacerów, nie ten ognia, ale na to samo raczej. Najlepiej żeby te mięśnie same działały przy każdym oddechu, ale je można wypracować tylko w wieku niemowlęcym, chyba że rodzice biorą za rączki i uczą chodzić. Wtedy już ich sobie nie wyrobimy.
Brzuszki, nożyce itp. to mocne przeciążenia kręgosłupa. Jak się ma z nim problem, można sobie niezłe kuku zrobić.Zazdroszczę tego niskiego schodzenia za Sofią Prosfirnovą, no i tych lekcji na sali.
Tylko podczas dzieciństwa? Jak teraz ćwiczę ten konkretny oddech ognia, to pociągnąwszy serię między pół minutą, a minutą naprawdę czuję konkretne zmęczenie mięśni pracujących. Przecież to są normalne mięśnie, muszą odpowiadać na bodźce treningowe. Może to zająć długo, efekty mogą się nie utrzymywać przez długi czas po zaprzestaniu ćwiczeń, ale coś się musi zmienić.
Puczyński obiecuje nieświadomą poprawę postawy jak mięśnie będą gotowe.
Byłoby miło.
Z Sofią mogę jedynie schodzić nisko, bo chodzi z nią Viktor Thorup 😉
Jazda na hali jest nie do podrobienia. Inaczej nie sposób opanować takich umiejętności. Przede wszystkim dlatego, że nie mamy toru 🙁
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Pt 12 mar 21
Na trening jechałem wczoraj bez większych oczekiwań. Chciałem przede wszystkim wyczyścić głowę z natręctw długiego dnia spędzonego ze słuchawkami na uszach wsłuchując się w wielojęzyczny szwargot. Na miejscu okazało się, że jest nas nie tak bardzo dużo, ale wystarczy, żeby nie jeździć samemu.
Skupiłem się na ćwiczeniu łuków. Przejeżdżałem ile się dało na lewej nodze. Składałem się jak najniżej najpierw jadąc dwuoporowo, a potem przekładając i starając się, aby przełożenie było głębokie. Niesamowity jest ten rozdźwięk między odczuciem, że jadę bardzo nisko i technicznie, a faktycznym obrazem ruchu złapanym przez kamerę. To są wredne urządzenia. Wydaje się, że jest fajnie, nisko, ładnie, a potem patrzysz na klip z przejazdu i … noszkuuuu… jest jak zawsze. Cały czas czas do poprawy te same rzeczy: głębokość przełożenia, odkładanie prawej stopy równo i delikatnie a nie rypanie parkietu piętą, utrzymanie nachylenia pozwalającego przejechać łuk bez żadnych dodatkowych starań.
Każdy z tych elementów wygląda trochę lepiej jeśli jadę powoli z naciskiem na technikę oraz dramatycznie się pogarsza w momencie wejścia na prędkość. Dużo wody w Wiśle zanim zobaczę poprawę techniki podczas szybszych przejazdów.
W pewnym momencie tknęło mnie, żeby sprawdzić gdzie tak naprawdę jest granica przyczepności na łuku? Jak dalece mogę się nachylić zanim ją zerwę? Do tej pory nie udało mi się jeszcze do niej dojść, a to można łatwo poznać po tym, że wcześniej nie leżałem na łuku. No to udało mi się to nadrobić.
Nie ma się co bać upadków na sali, gdzie podłoże to gładka i stosunkowo amortyzująca wykładzina, a tyłek już na wejściu trzymany jest nisko. Skończyło się jakimś lekkim przysmażeniem skóry na łokciu, ale nawet nie została otwarta. No i powiększeniem otarć na butach. Muszę tam w końcu przykleić jakieś protektory…
Mam niejasne wrażenie, że temat był do uratowania, gdyby tylko utrzymać nacisk na kółka. W pewnym momencie poszły jednak za bardzo w bok i poślizgnęły na bokach, a jak zahaczyłem o podłogę bokiem prawego buta to już było po wszystkiemu. Podniosłem się na nogi raczej pokrzepiony na duchu, bo okazało się, że granica jest dalej niż mi się wydaje, a upadek bezproblemowy. Większe straty poniósł kolega, który jechał kilka metrów za mną, wolniej i dużo bliżej talerzyków wyznaczających łuk. Walnął do przodu, poprawił kolanami i lekko go przeturlało. To jest jeden z minusów trenowania w wiele osób w ograniczonej przestrzeni – jeśli się wywrócisz możesz spowodować wywrotkę innych. W tym przypadku po prostu się przestraszył, bo byliśmy oddaleni o kilka metrów.
Poza tym pojeździliśmy trochę w czterowagonowym pociągu ze zmianami. Tempo było na tyle spokojne, że mogłem kontrolować zakręty wchodząc przekładanką i wychodząc przekładanką, a w najostrzejszym momencie pojechać dwuporowo. Może się wydawać, że to jest marnowanie możliwości dodatkowego napędu, ale paradoksalnie strat może nie być jeśli pojedzie się lepszą, albo po prostu tylko ciaśniejszą trajektorią niż gdyby cisnąć z całej siły. Momentami wręcz dojeżdżałem w ten sposób do poprzedzających mnie kolegów. Właśnie dlatego, że jechałem bardziej optymalnym torem.
Po tym wszystkim pocisnąłem jeszcze sam i udało się chyba wreszcie – po tym całym wypadnięciu z zakrętu i reszcie poginania samemu i wspólnie – docisnąć do nachylenia 45 stopni. Owszem, wymaga to sporej prędkości i jest to takie zaklęte koło: nie pojedziesz szybko, to nie możesz się bardzo nachylić, a nie możesz pojechać szybko, jeśli się nie nachylisz.
Jeszcze tydzień, dwa i będziemy pewnie cisnąć na zewnątrz. Jeśli faktycznie mazurski coraz bliżej, to najwyższa ku temu pora. Jazda po prostej to zupełnie co innego niż to co ćwiczymy teraz.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Pn 15 mar 21
Weekend is done and dusted, czyli przeszedł już do historii. Nie zdarzyło się jednak nic takiego, co miałoby spędzać sen z powiek dzieci w szkole czytających o dokonaniach naszego pokolenia za lat kilkadziesiąt. Ot, parę wybuchów wulkanów, spływów piroklastycznych, jakieś niewielkie tsunami, trochę ziemia się tu i ówdzie potrzęsła. W Birmie tłumienie protestów. Nic specjalnego.
No i był jeszcze trening na Kolnej.
Trening jak trening. Rozgrzebka, szybki rozjazd, potem dwadzieścia pięć minut ćwiczeń techniki w niskiej pozycji, a potem łuki. Podczas rozgrzewki Paweł zwrócił moją uwagę, że kondycyjnie sporo odjechałem od średniej klubowej. Gdyby to sama siła i kondycja jechała, to miałbym zaklepane miejsce w pierwszym pociągu. Ale stety, czy niestety nie jest tak prosto. Potrzebna jest umiejętność wykorzystania siły i kondycji. I to jest to, co nazywamy techniką i dlatego tłuczemy ją w kółko i w kółko, aż do porzygu. A potem jeszcze trochę.
Dotarło wreszcie do mnie gdzie mam największe straty podczas jazdy na łuku: to ciągle zbyt małe pochylenie. Trzeba się wtedy „zapierać” nogami w zakręcie, żeby nie wylecieć i to skutkuje na dwa sposoby, jeden gorszy od drugiego. Po pierwsze jest hamowanie, bo koła zamiast toczyć się na wprost to trochę jednak ciągnie je w bok. Więc wolniej. A po drugie i chyba gorsze: nogi muszą być dużo, dużo bardziej napięte i to powoduje, że szybciej niż inni padam na pyszczek.
Nie ma więc innego rozwiązania, tylko trzeba opanować swobodne i luźne łapanie balansu w szybkich łukach. To już kilka miesięcy, gdy poczułem jak przełamanie oporu przed pochyleniem w prawo zadziałało praktycznie jak zwolnienie hamulca ręcznego (lekko tak! szybko tak! toczy się w dal!), ale prace są cały czas w toku. Już dużo zrobione, ale ciągle więcej zostaje do zrobienia.
Pozycja podczas jazdy dwuoporowej jest już prawie dobra. Prawie, bo ciągle nie mogę podnieść zewnętrznej nogi podczas przejazdu łuku. A to znaczy, że ciągle to nie to. Ale staram się już przekładać tę pozycję na przekładankę. Bardzo pomaga na stabilność i prędkość. I wszystko byłoby super, gdyby nie filmy z przejazdu na których okazuje się, że może ciut lepiej, ale jednak jeszcze nie.
Ale i tak jest fajnie. Jak dobrze pójdzie to do końca miesiąca cztery treningi się powinno udać upchnąć. Każdy się liczy. Na każdym może się zdarzyć jakiś drobniutki przełomik. A jak się ich dużo nazbiera, to może będzie przełom. Albo i Trzy Przełomy.
Niedzielę z kolei zakończyłem godziną na trenażerze rowerowym i wyszedł z tego najmocniejszy godzinny trening jak do tej pory. Średnia z godziny wyszła tuż pod 38 km/h, wliczając rozgrzewkę. A jak jesienią zaczynałem, to 32 było ciężkie. Pierwszy raz się zdarzyło, że podczas odpoczynku między szybszymi kawałkami watomierz pokazywał cyferki składające się na numer dwieście pięćdziesiąt. Kiedyś to była góra interwału, a teraz jest dół. Mnie tam imponuje.
Jest moc. Ale pierwsze dłuższe jazdy po prostej to i tak będzie umieranie. Zawsze jest…
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Taki mały eksperyment...
Zerknijcie proszę na https://kickingasphalt.pl/
Nie mogę obiecać, że poświęcę temu projektowi tyle ile mu się NALEŻY czasu.
Możliwe jednak, że kolejne odcinki bloga będę zamieszczał tamże, a tutaj tylko linki.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Gratulacje! Rzeklbym - NARESZCIE 😀
Jesli bedziesz inwestowal tyle czasu co w pisanie postów tutaj to ja jestem spokojny 🙂
Zeby to wygladalo jeszcze lepiej dałbym jakies "zdjecie w tle", moze rozwazyl pokombinowanie z kolorystyka. Ale to detale, tresc najwazniejsza a o tę sie nie boje 🙂
Jak mu pozwolicie 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Zapraszam na dwa nowe odcinki bloga 🙂
Bo się działo i surprise! 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
#nudasięnieuda
🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: alexandriasampl Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte