Kicking Asphalt 2021
Śr 6 sty 21
Trzech Króli to znaczy wolne. Super!
Muszę przyznać, że niedzielne 100k na rowerze zmęczyło mnie bardziej niż bym chciał się przed sobą przyznać. W poniedziałek tylko rozciąganie. We wtorek tylko obowiązkowa seria symulacji (parę uwag o niej później). Zero ochoty na ćwiczenie brzucha czy ramion, a przecież wiem, że niezbędna jest ciągłość treningu. Jednak trudne treningi potrafią mocno zryć beret. Zmęczenie nie jest tylko funkcją mięśni, ale także układu nerwowego. Duże wyzwania, długa walka z niewygodą czy bólem powodują zmęczenie psychiczne. I zwłaszcza jeśli jesteśmy amatorami w offsezonie to nie ma powodu odmawiać sobie odpoczynku. Po co się przetrenowywać? Po co ryzykować utratę radości z podejmowania kolejnych wyzwań? Więc luz.
Chociaż faktycznie ramiona i plecy to by się przydało już w poniedziałek zrobić. Dzisiaj było trochę trudno, czuć było zbyt duży odstęp od poprzedniego treningu. No, nieważne. Zrobione i następny raz trzeba w piątek. To i tak była tylko przystawka.
Głównym daniem miały być dwie godziny na trenażerku. Po zastanowieniu zamiast brać banana ze sobą wciągnąłem porcję serniczka przed. Każda okazja do zjedzenia serniczka jest dobra!
Dziesięć minut rozgrzewki i wchodzimy na intensywność. Celem miała być praca w dolnym zakresie tętna, między 120 a 130 uderzeń na minutę przez dwie godziny. Czysta wytrzymałość tlenowa. No i wszystko szło dobrze przez pierwsze pięćdziesiąt minut, chociaż wypoczęte nogi kręciły się mocniej niż planowałem. Ale to było, jak się później okazało nic…
Musiałem zrobić przerwę, bo pojawiła się moja Młodsza prosząc o pomoc przy naleśnikach. Trzeba było opanować ten żywioł. No i wykorzystując swoją obecność w kuchni zapuściłem sobie do bidona przedtreningówkę ALE Fruit Punch.
Po ponownym wpięciu się na rowerze i wciągnięciu na dzień dobry trzeciej części zawartości bidonu, nogi zakręciły się szybciej niż poprzednio. Niby powoli zaczynałem czuć się zmęczony, ale kompletnie nie przekładało się to na potrzebę spowolnienia jazdy. Pikawa rozkręciła się do wyższego zakresu i potem jeszcze do wyższego na chwilę. Licznik pokazywał prędkość już nie w okolicach 35, ale w okolicach 40-43 km/h. Co obserwowałem z niejakim zdziwieniem, bo poprzednio wycieczki w te rejestry skutkowały odcięciem po kilku minutach. A tu nic takiego…
Potem doczytałem dawkowanie i wyszło, że za każdym razem do tej pory ładowałem podwójną dawkę tych wszystkich stymulantów. Łoj...
Miały być dwie godziny, ale moje wierne, dwuletnie Suunto po godzinie pięćdziesiąt pięć zameldowało, że już nie może i wyłączyło ekran. Coś tam wcześniej napisało małymi literkami, ale nie dałem rady przeczytać. Więc założyłem, że się wyłączyło. A niesłusznie! Bo okazuje się weszło w tryb oszczędzania energii, czyli wszystko liczyło, ale nie pokazywało. Nie będąc tego świadomy zwlekłem się z trenażera i poszedłem podłączyć zegarek do prądu.
Dopiero po jakichś dwudziestu minutach ładowania nadusiłem przycisk i zegarek wyświetlił ekran sugerujący, że cały czas kontynuuje zliczanie danych treningowych. Zatrzymałem go, ale już było porobione. Przejechane 73 kilometry zamiast w faktycznym czasie 1:55 były rozmasowane na 2:22. A to zupełnie inna średnia. Zamiast rekordowej ponad 37 km/h jakieś marne 30. No nie! Wrrrrrr!... A każde dziecko wie, że jak czegoś nie ma na Stravie, to nie miało miejsca.
Normalnie Strava pozwala przyciąć treningi, które zapomniało się wyłączyć, ale to nie działa przy treningach we wnętrzach, bo ślad GPS nie pasuje do odległości naliczonej przez czujnik magnetyczny na kole. Więc nie udało się przetransferować zapisu i pierwszy raz wklepałem trening manualnie. Normalnie bym odpuścił, ale ten był przecież rekordowy. Co prawda przy takim tempie poprawy wyników za dwa tygodnie, no może miesiąc już będzie po rekordzie, ale póki co jest. Ciężko zapracowany.
No to co – ledwo parę dni temu cieszyłem się czasem 14:40 na dychę, a dzisiaj już zrobiło się z tego 14:20.
Ale czterdzieści kilometrów poniżej godziny?! No przepraszam, ale jak to?
Śpieszmy się cieszyć swoimi rekordami, tak szybko odchodzą…
Czy jednak tak znowu łatwo? Jaka jest różnica? Czy naprawdę teraz jestem silniejszy? Nie wiem. Wszystko jest subiektywne. Na pewno wcześniej nie byłem w stanie cały czas cisnąć, musiałem robić przerwy. Teraz nie muszę. Da się też powoli podnosić kadencję. Ale czy trenażer jest dobrze skalibrowany? Równie dobrze może nie być. Tak naprawdę przydałby się jakiś wyścig. Dopiero porównanie się z innymi pokazuje gdzie jesteśmy. I nie ma się co bać, że pokaże nam, że jesteśmy w czarnej … dziurze. Nawet lepiej się tego dowiedzieć. Wiadomo wtedy przynajmniej, że trzeba gonić. Gonić jest łatwiej niż uciekać.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @szyszkownikOsz, kurde, niezle... i ta srodkowa ma pasek i napędza tę przednią. Powodzenia ogromnie, bo dla mnie to niejest kwestia "czy/gdzie" tylko "kiedy?" 😀 A jak sie tego uczyc to tez na pewno jest 🙂 Oj, kibicuje i licze na filmik z jazdy 🙂
To jest jeszcze lepsze 🙂
https://youtu.be/ZuMPvfXDw1s
Mówią, że bardzo warto, bo jak ktoś ma ogarniety roller to potrafi pojechać po sznurku i jest bezpieczny w tłumie na wyścigu.
Ale lekko nie jest. Już próbowałem ze dwa lata temu. Miotało jakby szatan wstąpił... 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @qbajakWysłany przez: @tomcatPrzejechane 73 kilometry zamiast w faktycznym czasie 1:55
Się zgubiłem - to 73km w 1:55h to razem z tymi naleśnikami czy pauzowałeś?
Pauzowałem oczywiście. 😀
Naleśniki zajęły ze 20 minut 🙂
To precyzyjna robota. Bym rzekł koronkowa. Takie obracanie zbyt grubych i miękkich naleśników ze zbyt gęstego i jednocześnie miękkiego ciasta 😉
Córa mnie wezwała po posklejaniu trzech, więc także piesio miał używanie 😉 Ach, jak się oblizywała 🙂
To znaczy piesio, ona, to piesio. Piesio, to ona. 🙂
Natomiast całe szaleństwo zdarzyło się po ponownym przypięciu się do trenażera. Przed - 30 km. Po - ponad 40 km, a czas zbliżony. W tabelce rekordowe 40 km jest właśnie z tego kawałka jak wróciłem na trenażer.
Nogi mam dobre, ale obawiam się core i plecy zostały daleko z tyłu. Jakbym teraz chciał przejechać półmaraton w czasie jaki byłby dostępny dzięki mocnym nogom, to by mnie na cztery poskładało przez ból pleców.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Sb 9 sty 21
A jednak się kręci!
Po odwaleniu przez PZSW i Zarząd KKSW masy papierkowej roboty włodarze hali oddali ją w nasze ręce na całe półtorej godziny. A jeszcze jak się przebieraliśmy po wszystkim to do środka wbiegło z pięć dziesiątek kilkuletnich piłkarzy w niebieskich koszulkach. Więc wszystko po staremu: człowiek składa się z duszy, ciała i papierków, z czego najważniejsze są papierki.
Po tylu tygodniach przerwy jazda w niskiej pozycji bardzo szybko pokazała ząbki. Wgryzły się w sam środek czworogłowych. Bolało. Oj, bolało. Skating ABC da się jeździć, ale już szybkie łuki, gdy nogi są na granicy między resztkami kontroli, a otwartym buntem są mocno dyskusyjne. No to negocjowaliśmy.
Znajdźmy najpierw jakieś pozytywy: wydaje mi się, że parę razy osiągnąłem ultymatywne odepchnięcie. Jeśli jest ono z prawej nogi, to trzeba być odpowiednio nisko na lewej, a prawa musi kopać prosto w bok utrzymując jednocześnie kółka możliwie pionowo, żeby jechały, a nie uślizgiwały bokiem. Niby nic takiego, niby miliony takich już zrobiłem, ale jednak uczucie było zupełnie inne – tak jakbym nagle sięgnął głębiej i znalazł tam nieskończone pokłady napędu. Możliwe, że wszystkie te ćwiczenia są po to, żeby przejść przez te wszystkie kręgi piekieł i na dnie najgłębszego odnaleźć swoją prędkość.
Rozważam wytatuowanie sobie żółto-czerwonych buzujących płomieni na udach…
A co do reszty to nie bardzo… Paweł siedzi mi na karku i pilnuje, wymaga, widzi i wytyka wszystkie okazje, gdy próbuję zamarkować porządne wykonywanie ćwiczeń. Ale póki co ciągle nie jestem w stanie przejechać na jednej nodze łuku. Póki co szybki slalom ciągle jest w połowie tak szeroki – i to w najlepszym przypadku – jak powinien być i jak pokazuje trener i wykonują prymusi.
Paweł przemawia do mojego rozsądku, tłumaczy, że jestem znacznie silniejszy niż inni na tej sali, którzy dają radę wykonać tą figurę, nie ma mowy, żeby mnie noga nie utrzymała. Nie w sytuacji, gdy jestem w stanie na trenażerze przejechać 40 kilometrów w godzinę i tak dalej. W łuku utrzymuję dużo lepsze kąty, mam dużo lepszą pozycję. Technika jest blisko czołówki klubu. Ale ciągle nie daję rady odpuścić bezpieczeństwo, zaryzykować wyłożenie się na przecież najbezpieczniejszej dostępnej podłodze. Wszystko jest w głowie.
Nie wiem już co zrobić. Albo zacznę pić, albo jakoś wytłumaczę sobie, żeby dalej robić swoje. I może kiedyś, powoli, powoli...
Wolne i bolesne postępy, wolniejsze i boleśniejsze niż innych razem ze mną startujących – to historia mojego życia. Ale wiele razy potem się okazywało, że po włożeniu daleko większej pracy niż oni zachodziłem jednak dalej.
Oby to ta wersja się sprawdziła. Ale nie mam przekonania. Lekki dołeczek. Może to zmęczenie.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatPo odwaleniu przez PZSW i Zarząd KKSW masy papierkowej roboty włodarze hali oddali ją w nasze ręce na całe półtorej godziny.
Pogratulowal 🙂 Jak siechcesie to siedasie 🙂
Wysłany przez: @tomcatWolne i bolesne postępy, wolniejsze i boleśniejsze niż innych razem ze mną startujących – to historia mojego życia.
W okresie kryzysow stare przekonania będą wracac, czas trudny emocjonalnie jest dla nich paliwem - to kapitalna okazja zeby je zaobserowac, poddać analizie czy służą czy nie i zastanowić sie co dalej. Jakie korzyści płyną z powyzszego podejscia i sytuacji? 🙂
I ode mnie 🙂 Pierwsze - do kogo sie porownujesz, jaki staż maja ci ludzie, jakie warunki treningowe, tryb zycia i mozliwosci rodzinno/pracowe vs trening? Drugie - jaki zrobiles progres przez ostatnie 3 lata, 2 lata i przez ostatni rok 🙂 W stosunku do SIEBIE. Trzecie - rzeczywiscie historia calego zycia? 😉
To jeszcze co ja widze. Czytam bardzo regularnie kazdy wpis, za to komentuje tu ostatnio rzadziej.
- cała Twoja droga to jest dla mnie wow. Podejscie, konsekwencja, analiza, sprawdzanie, edukacja. I najcenniejsze - jak nie dziala - to dalsze poszukiwanie, korekta i dalej.
- zaczales dostrzegac pozytywy swojego treningu, jazdy i rezultatów 🙂
- jesli nad czyms sie dlugo pracuje i nie przychodzi ot tak to za tym idzie przepotężna wartosc - doswiadczenie, które Ty akurat umiesz bardzo dobrze przkazac dalej, przerabiasz wiekszosc mozliwych trudnosci i na wiekszosc z nich masz juz rozwiazania
- last but not least - swietnie sie to czyta i mogloby stanowic inspiracje dla wieeeelu ludzi. Pytanie czy gdzies jeszcze poza forum tego nie publikowac? Blog, fanpage, whatever...
@szyszkownik
Wielu ludziom się musiało chcieć. Dobrze jest mieć w swoim otoczeniu pozytywnych wariatów. 🙂 Ze wszech miar.
Co do wzmiankowanego problemu to rzecz jest bardzo konkretna. Jak to zrobić, żeby przejechać cały szybki luk w lewo na jednej, cały szybki łuk w lewo na prawej PO przełożeniu, z lewą nogą przełożoną i podniesioną do góry.
Dobra, zostawmy ten drugi bo to jest w dużej mierze kwestia rozciągnięcia i balansu, który będzie dopasowany do mobilności.
Mamy prostą rzecz: wchodzisz w łuk w lewo na jednej nodze i masz na niej jechać cały czas zataczając łuk, czyli 180 stopni. Na długiej szynie.
No i teraz tak.
Na łyżwach robię to na luzach. Od dawna. Ale łyżwy to jest zupełnie inna pieśń, bo tam jest krótka wyoblona szyna i ruch jest inny. Na rolkach ruch musi iść z przechylenia do środka. Na łyżwach ciut też, ale ciut, bo można rotować w kierunku skrętu i łyżwa się poddaje.
Długa szyna przyklejona do parkietu na długości 40 cm nie podda się ruchowi rotującemu. Trzeba ją skłonić do skrętu nachylając się do środka okręgu.
I teraz tak.
1. Pozycję mam poprawną. Potwierdzone przez Pawła. Ale może coś oszukuję. To możliwe.
2. Schodzę nisko. Tak nisko, że po kilku próbach zaczyna mi brakować siły w nodze, co nie pomaga. Ale zejście nisko ma dać lepszą stateczność.
3. Ustawiam kąty dobrze - tzn. chyba - ale jeśli przejeżdżam łuk podpierając się przednim kółkiem drugiej nogi to nie ma problemu. Teoretycznie tak samo powinno wyjść po podniesieniu tej cholernej tylnej nogi.
4. Nie mogę przejść jednego momentu - skłonienia rolki, żeby zaczęła skręcać i dzięki temu wygenerowana została siła odśrodkowa, która mnie utrzyma w nachyleniu. Zapewne potem by już poszło.
To jest kwestia przełamania jednej konkretnej rzeczy. Przełamania.
Widzę jak wykonują tą figurę koledzy jadący w kompletnie połamanej pozycji. Normalnie wszystko do chrzanu. Ale przejeżdżają, a ja w dobrej nie przejeżdżam.
To jest jakaś blokada mentalna.
Jedyne rozwiązanie jakie widzę, to poćwiczyć w spokoju samemu. Ale kurde akurat nie ma gdzie. Jedyna okazja teraz to te wspólne ćwiczenia...
No i podloże na sali idealne, bo jak się wyłożysz, to skóra może być najwyżej lekko przytarta, po tygodniu bez śladu. Na asfalcie tego się uczyć. Uch...
To problem mentalny. Kaszpirowskiego mi trzeba.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Co do bloga - mam nawet wykupioną domenę i hosting na wordpressie, ale od ponad pół roku nie jestem w stanie sie zmusić do opanowania tego ostatniego. Cały dzień w pracy przy komputerze. Jest rzyg jak pomyślę o kolejnym wyzwaniu...
Chyba potrzebuję znaleźć kogoś kto by mi z tym pomógł...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatWielu ludziom się musiało chcieć. Dobrze jest mieć w swoim otoczeniu pozytywnych wariatów. Ze wszech miar.
Otóż to 🙂
Wysłany przez: @tomcatCo do wzmiankowanego problemu to rzecz jest bardzo konkretna. Jak to zrobić, żeby przejechać cały szybki luk w lewo na jednej, cały szybki łuk w lewo na prawej PO przełożeniu, z lewą nogą przełożoną i podniesioną do góry.
Ja Ci nie odpowiem 😉 Za to za swoje 10 lat trenowania lyzwiarstwa przezylem kilku albo kilkunastu trenerów i trenerek, nie pamietam dokladnie, ale sporo. Kazdy mial inne podejsci i inna metodyke uczenia tego samego. Na jednych dzialalo, mniej, bardziej itp. 2x spotkalem osoby ktorych skutecznosc uczenia byla nadzwyczajna. Metodyka, do tego dobrana indywidualnie. Dzialalo w 9/10 przypadkow. SZYBKO. Sam sie na sobie kilka razy przekonalem. A najlepszy byl momen kiedy gosciu zrobil naprawde MIKROKOREKTE i w nastepnej próbe element wyszedl idealnie od strzalu... Wiec moze tedy poszukac, bo ja uwazam ze to nie jest kwestia niezdolnego ucznia tylko tego ze nauczyciel nie znalazl sposobu jak mu dana rzecz pokazac/wytlumaczyc.
Wysłany przez: @tomcatCo do bloga - mam nawet wykupioną domenę i hosting na wordpressie, ale od ponad pół roku nie jestem w stanie sie zmusić do opanowania tego ostatniego.
Chyba potrzebuję znaleźć kogoś kto by mi z tym pomógł..
Rozumiem doskonale - tez mnie mdli na sama mysl o konfiguracjach domen, przekierowan, serwerach DNS i innych takich... W kazdej rzeczy ktora kochamy robic/umiemy dobrze jest jakas czesc ktorej sie nie znosi/nie umie/nie ma predyspozycji. Ja to - jak tylko mam mozliwosc - zlecam. Jakby co to mam goscia ktory w naprawde dobrej cenie postawi Ci wordpresa. Obsluga i dodawanie potem wpisów jest juz naprawde proste.
Nawet Henio widząc jak się męczę podjechał do mnie i zaczął tłumaczyć, że mam do poprawy balans wzdłużny. To może być dobry trop, ale to nie wszystko.
Nie jest łatwo o dobrego tresera, który ogarnia takie niuanse kontroli niskiego buta. Będę musiał sobie z tym jakoś poradzić. Znaleźć progresje...
No i możliwe, że coś mam.
Akurat wczoraj, jak w mordkę jeża strzelił, Sonic zapuścił takie wideo poświęcone propagowanemu przez Eddyego Matzgera ćwiczeniu "Crazy Eight":
https://www.facebook.com/16303539/videos/10104456729180954/
Kiedyś wydawało mi się kosmicznie trudne. Teraz wydaje się rozsądną progresją do tego co jest mi potrzebne. Spróbuję najpierw na bananie, potem na 4x90, potem na niskim... Ciekawe czy mi to coś da.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
A o namiar na speca od wordpresa poproszę. 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
To juz sa niuanse techniczne. Podstawa - wszystko potrzeba ze by bylo poukladane w biodrach. Tu bedzie dysbalans, jakies przekoszenie itp - nie pojdzie. Pamietam to z lyzew... Potem przy probach na dlugich rolkach bez banana wychodzilo czy sie umialo czy nie, bo dluga szyna wymusza praktycznie idealna technike, do tego niska pozycja i brak mozliwosci uzywania rąk tez nie pomagaja. Zreszta na lodzie jak sie chcialo utrudnic cwiczenie to wlasnie padalo: "dajcie rece na plecy" 😉 Takze to co umiesz to umiesz juz naprawde sporo 🙂
Śr 13 sty 21
Wreszcie znowu poniżej 90 kg. Od razu się człowiek inaczej czuje. Tzn. nie to, że odczyt z wagi coś zmienił w moim światopoglądzie, ale potwierdził subiektywne odczucia. Głównie luzu w pasku.
Czego to wymagało? Teoretycznie tego samego co poprzednio, tylko precyzyjniej. W końcu w trakcie listopada, kiedy roztrwoniłem trzymiesięczną pracę, miałem ustawiony limit na 2800 kcal dziennie. Teraz sobie ustawiłem na 2750, a i tak efektywnie wyszedł 2800. Bo święta i takie tam po drodze. Ale tym razem jak widziałem, że wskazówka wkracza na czerwone pole to po prostu przestawałem jeść. A w listopadzie specjalnie się nie przejmowałem, bo zakładałem, niesłusznie, że mam jeszcze luz. Tym razem jak się okazywało, że o piętnastej skończył się limit, to do śniadania nie było już jedzenia. Tylko kilka dni takich było – na szczęście – i to były dni dojadania serniczków…
No i cóż – w 40 dni od ostatniego mierzenia spaliłem 23 tys. kcal, w trakcie 52 godzin treningu, podczas których przejechałem prawie 850 km. 23 tys. kcal to mniej więcej trzy kilo słoniny, ale nie sądzę, żeby aż o tyle zjechały mi wskaźniki.
Od początku roku przechomikowałem na trenażerze 293 kilometry. Co daje 22,5 kilometra dziennie. A zostało jeszcze 18 dni stycznia. Więc jeśli założyć utrzymanie intensywności to na koniec miesiąca będę miał ciut mniej niż 700 kilometrów. Raz tylko miałem więcej w jednym miesiącu – jak ciułaliśmy na grupie kilometry na odLOTTOwą jazdę dla Akademii Natalii Czerwonki. Ale wtedy to było podziwianie krajobrazów i ogólnie spory fun, a teraz to dręczenie chomika mając przed okiem zaśnieżoną taflę okna dachowego na strychu.
Czy widzę jakieś zmiany w tym moim kręceniu? Pojawiła się adaptacja do stałego obciążenia. Na zewnątrz zawsze się zdarzą jakieś zjazdy z górki, czy inne momenty, kiedy przestajesz kręcić nogami. Na chomiku nie ma przeproś. Nawet jak się poprawiasz na siodełku to możesz pedałować na stojąco. Momentami kolana pobolewają, co znaczy, że może być potrzebna przerwa na rege. Zobaczymy dzisiaj wieczór – to będą dwie doby przerwy. Czy to wystarczy? Zdrowie ważniejsze - jakby co.
Wczoraj był dzień odpoczynku od trenażera, ale nie od symulacji, pompek i core. Dzisiaj wieczór trenażer, ale kiedyś pasowałoby też opróżnić garaż i popróbować progresji łuków na zewnętrznej krawędzi. Nie samym sportem jednak człowiek żyje i ciężko tak zmieścić wszystkie swoje zachcianki w ciągu doby.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatDzisiaj wieczór trenażer, ale kiedyś pasowałoby też opróżnić garaż i popróbować progresji łuków na zewnętrznej krawędzi.
I to jest to!! 🙂 Mowie to przed chwilą złożywszy z podłogi linę, rury od gazu i jeszcze kilka zabawek do trenowania równowagi 🙂
Wysłany przez: @tomcatNie samym sportem jednak człowiek żyje i ciężko tak zmieścić wszystkie swoje zachcianki w ciągu doby.
Zachcianka czy tzw. czynnosc witalna? Ta druga daje radosc (odroznic od przyjemnosci 😉 ), wzmacnia, dodaje enrgii i jeszcze ma rozne takie tam neuropeptydy, ktore conajmniej korzystnie wplywaja na organizm 🙂 Delikwentowi lepiej, a i znacznie prawdopodobne ze wszytkim dookola niego rowniez 🙂
Cz 14 sty 21
Pokręcone. Głównie w lewo, ale też w prawo, żeby w głowie się nie przewróciło.
Nie mam wiadra mortalle, poza tym jeżdżąca na kółkach podpórka mogłaby się nie sprawdzić na tak małej powierzchni, więc pomyślawszy zastosowałem inne podejście. Zamiast podpierać się jeżdżącym wiadrem śmierci powieśmy u powały linę życia. Nawet działa.
Tym niemniej koło o średnicy 2 metrów totalnie wyklucza skręty na długiej szynie. Można robić przekładankę, ale nie pojedzie się na zewnętrznej. Za mała prędkość, za mały nacisk, za małe ugięcie kółek.
Natomiast całkiem przyzwoicie jest na 4x80. Nawet da się przejechać ponad pół obwodu na wewnętrznej nodze.
https://photos.app.goo.gl/mBjdVRvKe279xzzJ6
Na 4x90 nie pamiętałem spróbować. Od razu ruszyłem na długą szynę i zaliczyłem klapę.
Mechanika łuków na zewnętrznej to jest normalny krok do przekładanki, ale z maksymalnie opóźnionym przełożeniem prawej nogi. Co jest krytycznie ważne to dopchnięcie przełożonej nogi, aby prawa (po wewnętrznej) i lewa (po zewnętrznej) jechały przez chwilę równolegle.
Coś tak czuję, ze będe to powtarzał przez zimę. Ciekawe, czy na koniec wykonanie będzie mniej pozbawione gracji. 🙂
Idę na chomika. 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
@szyszkownik
Patent ze sznurkiem zamiast jeżdżącej podpórki jakby żywcem z Twojego podwórka wyjęty 😉
Charakterystyczne jak nisko zaczynałem, a jak wysoko kończyłem - normalne - skupiałem się na innych rzeczach niż utrzymanie niskiej pozycji. Np. nie zabić się o własne nogi 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
jak siechcesie to siedasie 😀
Tam kilka rzeczy wydaje mi sie mozna by bylo przemyslec:
- w momencie przekladania na jakiej czesci rolki (lewa noga) masz ciezar ciala? Ja stawiam na piętę;
- lina ustawia ciało i barki przekoszone wzgledem bioder i "od" kierunku/toru jazdy jakim tu jest to małe kółeczko;
- pusc line, a lewa reke daj bardziej za siebie - jesli jedziesz po kole to rece jakby chcialy obejmowac to kolo - jadac w lewo prawa jest z przodu. Level 1 - robisz z rekami jak w figurówce, level 2 - samymi barkami ciezarem ciala,
- w momencie przekladania palce stopy nogi przekladanej dobrze aby dążyły do wskazywania toru jazdy, a nie od; czyli w momencie przekladania noga leci w swego rodzaju rotacje wewnetrzna;
- głowa patrzy za kierunkiem jazdy, do srodka koła, nie na zewnatrz/przed siebie
- docelowo ciało nie łamie się w biodrach - efekt do ktorego dążysz to "motocykl skladajacy sie na zakrecie", aktualnie ciało od pasa w dół jest lekko "wyrzucane" na zewnatrz
Sprawdz te kilka tipów 🙂
Sb 16 sty 21
Kolejny trening w cieniu covida zaliczony i zamieciony. Jak było? No chyba przyjemniej niż ostatnio. Jednak regularność to podstawa. Trening w zeszłym tygodniu był pierwszy po długiej przerwie. Co z tego, że nie leżałem do góry brzuchem? Wykonywane przez nas ćwiczenia w niskiej pozycji podczas jazdy są nie do podrobienia.
Więc dzisiaj skupiliśmy się właśnie na ćwiczeniach w niskiej. I nie jedna seria wpadła. Po 20 minutach i krótkiej przerwie zrobiliśmy jeszcze drugą serię. Kolejne 30 minut. Łącznie 50 jazdy w niskiej pozycji. Nie było lekko, ale nie było tak ciężko jak tydzień temu. Nie było czuć wbitych w uda ostrych i szarpiących mięsień kłów bólu. Nogi bolały. I owszem, tak. Ale dało się to o wiele łatwiej tolerować. I o taką adaptację chodzi. Nie jest to jeszcze zbliżone do tego o co chodzi, bo w dalszym ciągu nie wybiorę jazdy w niskiej pozycji jeśli mogę wybrać choć trochę wyższą, ale dają się zauważyć postępy.
Także podczas jazdy – nie było tak dramatycznego odcięcia na łukach jak w zeszłym tygodniu. W końcu mnie wykosiło, ale było lepiej. Chociaż przecież Paweł przeciągnął nas pod kilem mocniej niż w zeszłym tygodniu. A byłem trochę niespokojny, bo po nakręceniu na trenażerze tegotygodniowych godzin i kilometrów o nogach mogłem powiedzieć wszystko, tylko nie to, że są świeże i energetyczne. Bardziej: zmęczone i unikające obciążenia.
Ostatnie 15 minut i my vs łuki. Zaczęło się fajnie i szybko, ale w trakcie jakoś tak nagle zacząłem się czuć mniej stabilny i zwykły lęk uniemożliwił mi jazdę z pełną prędkością. Ale to nie jest kwestia lęku, tylko uczucia stabilności, którego brak przy utrzymywaniu wysokiej prędkości skutkuje oczywistą niepewnością.
Zaczynam podejrzewać, że ciągle nie jestem ułożony idealnie w łuku i stąd pochodzą problemy z przejechaniem na jednej nodze. Faktycznie spróbuję ogarnąć temat na krótkiej szynie i spróbuję metodą figurową, bez podparcia, układając odpowiednio górę ciała, żeby ustawiła biodra. No i coś tak czuję, że trzeba po prostu bardziej się położyć w wirażu.
Po prostu.
Łatwizna.
Jakoś tak bardziej pozytywnie po treningu. Chociaż teoretycznie niby nie było nic ekstraordynaryjnie dobrego, to jednak ogólne odczucie jest na zielono. I tego się trzymajmy.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Pn 18 sty 21
Mam 14 dni na dobicie do 800 kilometrów nakręconych na chomiku. Przejechane 426. Wychodzi, że 26 codziennie lub 52 jeśli co drugi dzień. Sam nie wiem. Może by się tak porwać na ten czelendż? Nie jest znowu taki niewyobrażalnie odległy...
Coś trzeba mieć na oku, jakiś cel za którym można podążać. Tak jak mam teraz cel, żeby opanować przejechanie szybkiego, ciasnego łuku w jednonożnej niskiej pozycji z wyrównanymi trzema punktami (bark-kolano-przednie koło). Kombinuję, że jeśli będę w stanie to zrobić, to swoboda przejeżdżania łuków wzrośnie drastycznie i będę mógł wchodzić w zakręty zauważalnie szybciej i nie walcząc, żeby mnie nie wyrzuciło na zewnętrzną. Wtedy będę w stanie dogonić Pawła, o ile nie będzie się spinał. Oraz resztę aktualnie szybszych ode mnie klubowiczów.
Potrzebuję ćwiczeń – wszelkiego typu jednonożnych slalomów i oczywiście dużo, dużo łuków. Jako bonus do ćwiczeń już wykonanych przekładanka w prawo na prędkości zaczęła być dużo mniej przerażająca, ale o ile łuki w lewo odruchowo przejadę przekładając, to łuki w prawo wybiorę wersję dwuoporową. Przynajmniej na razie.
Podczas ostatniego treningu dostałem po głowie za ułożenie barków przy jeździe jednonożnej w niskiej pozycji. Problem polega na zbyt szybkim składaniu się do pozycji do jazdy na prostej po wyjściu z poprzedniego łuku. Niby jestem w stanie zrobić to szybko, sprawnie i przejechać potem całą prostą w stabilności, to jednak jak się popatrzy z boku to jestem pogięty jak spaghetti po ugotowaniu.
Dostałem przykaz powrotu do przedszkola i rozłożenia ruchu na fazy z kontrolą po każdej fazie: 1. Ustawiasz się w pozycji dwunożnej. Kontrola poprawności. Czy barki są wyrównane? Jak ok to 2. Przejście na jedną nogę z podparciem przednim kółkiem drugiej. Czy barki są wyrównane? Jak ok to 3. Podniesienie kółka nogi zakrocznej i utrzymanie pozycji z wyrównanymi barkami i jednocześnie utrzymanie jazdy po czerwonej linii ograniczającej boisko do footsalu. Jeśli znosi w którąś stronę to znaczy, że jednak nie udało się utrzymać pozycji. Do tej pory zazwyczaj pierwsze co się sypało to kostka i wtedy zaczyna się kombinowanie w kolanie, biodrze i barkach, żeby ciężar jednak był centralnie. Niby da się jechać pogięty we wszystkie strony, ale nie o to chodzi.
Samo jeżdżenie na jednej nodze nie jest specjalnie interesujące. Dopiero jeśli wszystko jest idealnie proste i ustawione to ćwiczenie zaczyna mieć duży sens.
Kolejna progresja ćwiczenia to delikatne podskoki, czyli jadąc na jednej nodze trzeba się delikatnie wybić i ponownie wylądować. Jeśli COKOLWIEK nie jest prosto, nie jest idealnie, to lądowanie musi się skończyć walką o życie. Jeśli po lądowaniu dalej jedziesz prosto i nigdzie nie znosi to jest super! Bardzo dobrze: dostatecznie. Jak pierwszy raz tego próbowałem zeszłej zimy w Kłaju to oczywiście wyłożyłem się jak długi, bo niska pozycja na tyle ogranicza mobilność, że opcje wyratowania się są mocno ograniczone. Różnica jest jednak taka, że teraz mam świadomość pozycji ciała. Czuję pozycję barków w stosunku do bioder. Osobiście uważam, że skating dryland przyłożył się do tego co najmniej tak samo jak treningi na kołach. Albo może bardziej.
Mam nadzieję, że wszystkie treningi tej zimy się odbędą, zdrowie dopisze i będzie można wejść w nowy sezon jak pług w zaspę świeżego puchu! Albo dzik w żołędzie.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: cedricfurneaux9 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte