Kicking Asphalt 2022
zejście Wysoko nisko i nie patrzcie, że tu jest stok i przejście przez linię spadku stoku ( tutaj nie do końca mamy do czynienia ze skrętnym ruchem stóp ponieważ tutaj już wykorzystujemy mocne taliowanie narty i carving). https://www.youtube.com/watch?v=BBC4QXkCYEE
krysiania WN -wysoko nisko to w sumie raczej skręt dostokowy i w tym filmie pokazuje to skręt pierwszy, ogólnie stosowany do zatrzymania lub jako końcowa faza do krystiani lub smigu N-W-N
Indiańskie lato i początek sezonu zimowego za pasem
Grójec zostawił mi niestety pamiątkę, bo się - znowu niestety - pochorowałem. I to na tyle, że rezerwując termin u lekarza zakładałem antybiotyk, zwolnienie i odpoczynek w wersji hard, czyli łóżkowanie. Ale jakoś powoli się to zaczęło rozmywać i w dwa tygodnie po Grójcu zrobiłem sobie pierwsze 10km solo, korzystając z dobrej i w miarę ciepłej pogody (nie groziło, teoretycznie, doziębienie). No i taka w zasadzie luźna jazda dosyć mnie zmęczyła.
No ale później była niedziela, w którą wszyscy żywi umawiali się to na zawody w Jaśle, to na krajobrazowy maraton na WTR, a najszybsi do Jankowic, na długie proste.
Oj jak kusiło.
No i odpuściwszy szybkość zjawiłem się na starcie przejazdu WTR. Liczyłem sobie, że to jest jakieś kilkanaście kilometrów i może będzie 30, no może 35, to jakoś ogarnę, najwyżej odpadnę i dojadę sam.
Sebu i Kasia prowadzili cały czas, ja sobie komfortowo ciągnąłem się za nimi. Pierwsze kilometry luzik. Drugie kilometry luzik. Na wszystkich zawirowaniach typu błoto, liście, gałęzie odpadałem lekko i musiałem potem docisnąć, żeby znowu być w drafcie. Ale nie chciałem ryzykować upadku. Miałem nadzieję, że koszt nie okaże się za wysoki.
Ale na jakichś tam 17 kilometrach zacząłem zauważać, że muszę bardziej dociskać, choć pociąg nie jechał szybciej. No i zaniepokoiły mnie cyfry, bo już jesteśmy na 17, a jeszcze trzeba wrócić. To zakładałem, miała być cyfra najwyższa. Niestety nie popatrzyłem, że startowaliśmy wcześniej niż... wcześniej. Z samego początku asfaltu na wałach. No i zegarek zatrzymał się na 22,5 km. Oj. Ostatnie dwa kilometry były już ciężkie. A ciągle było w drafcie...
Jako przekąskę wziąłem baton proteinowy, a trzeba było cukierniczkę. Wciągnąłem co miałem i w drogę.
Utrzymałem się jeszcze osiem kilometrów. Po przekroczeniu 30, jak Sebu wyszedł na prowadzenie i pocisnął pod wiatr nogi i plecy złożyły wniosek odrębny i pociąg powoli odjechał.
Zgon. Ale po kilku minutach odpoczynku dojechał rowerzysta, którego wyprzedziliśmy wcześniej. Złapałem się go i jeszcze pociągnąłem jakieś 6 km.
I wtedy już zgon na całego. Nie było już jak machać nogami. A z matematyki wychodziło mi jeszcze prawie 10 km.
To już było czysto wycierpiane, przejechane bardziej uporem niż siłą mięśni. No, ale z drugiej strony jaką miałem alternatywę? Autko stało na końcu ścieżki.
Zegarek na końcu zameldował 47km, czyli 12 więcej niż przewidywałem w wersji pesymistycznej. Jakbym dobrze policzył, to bym to sobie odpuścił.
Po wszystkim duże zmęczenie, nawrót objawów choroby, fatalna noc, po której wstałem jakby bardziej zmęczony niż jak się kładłem.
Trzeba odpocząć. I to szybko...
W ten czwartek pierwszy trening ogólnorozwojowy i symulacyjny.
A w sobotę pierwszy trening halowy.
Musze obserwować swoje zdrowie, czy będzie na tyle ok, żebym poszedł na treningi. Serce chce, ale najwyraźniej nie zawsze sercu trzeba pozwalać!
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Po prostu Kasia i Sebu w pole Cię wywieźli! Nie ma że kogoś boli, trening musi być dokończony, dopóki kółka asfalt żrą.
Dobrego i skutecznego odpoczynku 🙂 bez zadnych dodatkow wymagajacych kuracji 🙂 I dzieki za towarzystwo dla Kasi 🙂
Druga słaba noc, ale już zamiast "epicko słabo" zegarek podsumował jako zwykłe, normatywne "słabo". Czyli nie jest ok, ale nie jest tak nie ok, jak było.
Samopoczucie na tyle dobre, że mając w pamięci zbliżającą się czwartkową wyrypę na treningu ogólno-symulacyjno-plyo i core zrobiłem przetarcie i zapuściłem standardową procedurę obwodową: 10*(1' simul/plyo + 10 pompek + 30" ABS/core), czyli 10*(1'+1').
Dało radę, ale z bólem.
Po piątym ćwiczeniu zszedłem do 5 pompek za każdym razem, żeby nie było za dużo po przerwie. No i też pozycja przy symulacjach nie była książkowa. D*pa była wysoko. Tak wysoko, że ptaki pozdrawiały w przelocie.
Na szaleństwa będzie czas jak zdrowie się wyrówna.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Obserwując trendy.
Na diagramie widzimy projekcję mojej "formy" obserwowanej przez Stravę.
Co tam widać?
1. Okolice stycznia 2021 - mały wzrost formy w wyniku próby przejechania 800 km na trenażerze. Zakończone zajechaniem. Bardzo ciężkie, a efekt między nami mówiąc mizerny.
2. Kwiecień 2021 wyraźne odbicie - rozpoczęcie sezonu zewnętrznego na rolkach.
3. Maj-czerwiec- lipiec 2021 - wyraźne dociśnięcie w wyniku startu w Koronowie i przygotowaniu do niego.
4. Lipiec 2021 - lokalny dołek spowodowany wypoczynkiem w Chorwacji i dużą ilością pływania.
5. Gigantyczny skok w wyniku mega docisnięcia przez sierpień 2021. Jakiś kosmos po prostu o ile się podniosło. Forma zrobione na mazurski.
6. Kraksa na mazurskim i spadek przez wrzesień.
7. Lokalne piki po Berlinie i Gorlicach.
8. Wziuuuuu zjazd formy podczas roztrenowania i treningów zimowych, pomimo chodzenia na siłkę i treningów sobotnich i czwartkowych. To co wskazane to jest forma cardio. A cardio spadało co bym nie robił.
9. Lekka górka na nartach w Austrii.
10. Spadek po kontuzji pleców po upadku na lodzie.
11. Powolny powrót do formy zatrzymany przez poczatek choroby.
12. Lekki zjazd po którym poczułem się na tyle dobrze, żeby...
13. Spory pik wynikający z Cracovia Maraton 22.
14. Dramatyczny zjazd wynikający z rozkręconej choroby, trzech antybiotyków, sterydów systemowych i Bóg Wie Co jeszcze...
15. Próby powrotu do formy. Widać jak było słabo jak zwykłe bujanie się na rolkach przez półtorej godziny strava podsumowała indeksem 100...
16. Kolejny spadek spowodowany sezonem deszczowym.
17. A potem znowu drapanie się pazurami pod górę i powolny powrót do formy. Po drodze Trenczyn, który dał duży impuls.
18. Przed Mazurskim forma o około 20% gorsza niż rok wcześniej. Dało się odczuć.
19. W ciągu września jeszcze dotrenowane i ostatecznie forma na Berlin taka jak rok temu (tylko rok temu na Berlin był spadek formy, a tutaj był ciągle wzrost).
20. Mały pik wynikający z Grójca.
21. I zjaaaaaaazd bo się pochorowałem.
22. Widać te 47 km na WTR jako mały pik, ale trend jest bardzo malejący.
No i w tym momencie jestem. Teraz nie jest pora na wysoką formę.
Plan:
- poniedzialek: rest i rozciąganie
- wtorek trzeba coś dźwignąć plus własne simul+plyo+core.
- sroda: rest + rozciąganie
- czwartki simul+plyo+core z KKSW
- piątek rozciąganie plus baza tlenowa na trenażerze (1-2h <130bpm)
- soboty role halowe z KKSW
- niedziela rozciąganie plus baza tlenowa na trenażerze (1-2h <130bpm)
Plan jest sporo uboższy niż w zeszłym roku. Ale tego zeszłorocznego nie byłem w stanie zrealizować. Ten ma szanse.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Na pocieszenie - forma nie może być ciągle wysoka. Spadek formy po sezonie musi być - ja mimo, że ciągle jeżdżę na rowerze też czuję zdecydowaną obniżkę.
Moja rada. Kupuj gravela i karnet na myjnię a zimowe treningi na rowerze będą się kojarzyć z frajdą a nie cierpieniem. I odporność wzrośnie - zimno hartuje 🙂
Ostatnie całe 3 zimy przejeździłem na rolkach, może bez 2-3 tygodni, także nie trzeba rowera. Pewnie szczyt formy przypadał mi zawsze na wiosnę, tak jak teraz.
Ale to bez sensu. To już wolę nie mieć formy, skoro potem mam być bez formy.
Fajnie mieć takie wykresy. Zawsze lepiej je mieć niż nie mieć.
Dobry jest!
A to mimo tego że pierwszy trening na sali to była lekutka koordynacyjka, a nie normalna orka.
Do której dojdziemy.
30 lat nie robiłem przewrotu w tyl...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatDobry jest!
A to mimo tego że pierwszy trening na sali to była lekutka koordynacyjka, a nie normalna orka.
Do której dojdziemy.
30 lat nie robiłem przewrotu w tyl...
coś masz nie tak ze zdrowiem, bo faktycznie wczoraj nawet się spocić nie można było... Badałeś ostatnio płuca?
Ja natomiast chyba się czymś strułem bo na treningu pierwsze przewroty i pady i zawroty głowy i mdłości. Po treningu pojechałem po Izkę do Futury i potem musiałem żołądkowi ulżyć, bo "choroba lokomocyjna" z dzieciństwa wróciła 😀 Sądzę jednak że kawę przedawkowałem bo chyba 7 filiżanek espresso wczoraj weszło do popołudnia, a zwyczajnie piję 6-8, ale za cały dzień. Do tej pory mnie po tych fikołkach muli 😀
Wysłany przez: @marek-bodziochkawę przedawkowałem
Ostatnio znajoma jak rano wypila za duzo kawy to potem caly dzien dochodzila do siebie 😉
@szyszkownik
To obczaj:
https://youtu.be/4StcKDohjLE
Chyba najlepszy ich odcinek 😃
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Marek, nie wyciągałbym pochopnych wniosków na podstawie tego zdjęcia. Dlaczego? Ponieważ zegarki Polara rozpatrują aktywność fizyczną w cyklach tygodniowych. Tomek w niedzielę zrobił 47 km, co - jak opisał - mocno go zmęczyło. Tym samym "nabił" zegarek na poziom mocnego progresu, który mógł się ocierać w ocenie zegarka o przemęczenie.
Dorzucił do tego później 12 km na rolkach, a następnie halę. Każdy z tych treningów dokładał aktywność do tych 47 km, które z "zegarka" spadną dopiero jutro (niedziela - niedziela). Gdyby dziś Tomek nie robił hali, to jutro zegarek mógłby mu rano pokazać nawet regres.
Tak to działa w Polarze i nie jest idealne. Często miałem tak, że kiedy spadały mi duże trasy rowerowe z zegarka, to z przemęczenia lądowałem w jeden poranek na regresie.
Niestety taki urok Polara.
@maksmichalczak
Całkiem słusznie.
Wczoraj, mimo przyzwoitego treningu halowego nie było przeciążenia.
Pojawiło się dopiero dzisiaj, po kolejnym półmaratonie. 😀
I generalnie jest spoko, tylko wczoraj jazda w naprawdę uczciwej niskiej pozycji skasowała mi czwórki, a dzisiaj sobie poprawiłem i trochę ciężko się chodzi 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
A w ogóle to co tam słychać na hali?
Można powiedzieć, że wiosną włączyłem pauzę i teraz dałem znowu play.
Wrażenie jest bezproblemowego wejścia w jazdę.
No dobrze: kilka-kilkanaście pierwszych łuków było "śliskich". Potem sobie przypomniałem o wkładaniu biodra do środka wirażu i już było ok.
Praca z Pawłem i Witkiem przez lato oddaje także teraz, bo jakoś tak mogę się bardziej napędzać odpychając. Wczoraj byłem w stanie dogonić pociąg Henia, co mi się wcześniej nigdy nie udało.
Owszem: uda palą. Mocno.
Owszem: ciągle nie przejeżdżam łuków tak jak Paweł chce. Ale coś mi mówi, ze jest lepiej niż było.
Prace w toku...
A dzisiaj nad kanałem łączańskim pobujałem się trochę swoim tempem, a jak juz rozgrzałem, to pogoniłem trochę rowerzystów. I nawet zarobiłem pochwałę jakiegoś kolarza, który mnie gonił, gonił i nie mógł dogonić dopóki nie zwolniłem przy moście, gdzie rodzina z małymi dzieciakami sobie zrobiła piknik... A potem ja mu siadłem na koło i doturlaliśmy się do końca.
Fajnie było.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Po ostatniej jeździe w niedzielę i po wejściu w trening halowy ostre zakwasy trzymały do środy. Nieźle.
Dołóżmy do tego ciągle nie do końca opanowaną astmę i cholernie dużo roboty wraz z siedzeniem do nocy i przygotowywaniem różnych prezentacji i nie ma się co dziwić, że w tygodniu NIC nie pojeździłem i nie poćwiczyłem siłowo, ani kondycyjnie.
Za to starałem się rozciągać, choć 10 minut. Owszem to za mało, najlepiej jest jak konkretną pozycję utrzymujemy tak do 2 minut, bo wtedy ma największą szansę nastąpić zmiana programu w mózgu, który mówi o tym jaki dany mięsień powinien być długi, ale krótkie rozciąganie, typu 12 sekund na sztukę też daje dobry impuls.
Podczas rozciągania najpierw jest lekkie poluzowanie, potem jak trzymamy - następuje skurczenie jako reakcja na bodziec i dopiero później rozluźnienie.
Nie ma też co przesadzać. W 2020 naderwałem sobie dwójki, bo rozciągałem nogi na chama taśmą parcianą.
Od tamtej pory już wiem: nic na siłę. Nie będziesz rozciągnięty jak baletnica, to nie będziesz. Kij z tym. Liczy się skuteczność.
A skuteczność na pewno nie jest wysoka wtedy kiedy masz:
a) mega poskracane i wrażliwe na każdy bodziec mięśnie ciągle grożące skurczem.
b) kontuzję przez rozciąganie.
Złoty środek trzeba znaleźć.
🙂
A i często lepiej działa rozciąganie pod obciążeniem. Jak robię niskie wypady na rozgrzewce pod rolki i to jeszcze z podskakiwaniem na nodze wykrocznej, to aż czuję jak mi się czwórki rozklejają w nodze zakrocznej... 🙂 Fajne uczucie.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Nie było tak źle...
Na treningu pojawiło się naprawdę sporo nowych osób, które spływały potem pod okiem Wojtka, a Paweł jak zwykle prowadził grupę zaawansowaną. No i w sumie był dosyć łaskawy, bo dziwnie często mogliśmy się prostować i robić kółka na luzaka. Nogi i tak paliły pod koniec każdej serii więc nie narzekałem. Ale mam w pamięci to co się działo w zeszłych latach i co na pewno będzie nas czekało tak gdzieś pewnie od grudnia. Czyli ewolucje cięgiem i seriami bez odpoczynku w środku. Daje w tyłek, ale na pewno też i rozwija. Bo kiedyś kiedyś nie dawaliśmy radę tak jeździć, a potem już tak.
Co do przejeżdżania łuku na wewnętrznej nodze to wyglądało dzisiaj, że było lepiej na nodze prawej, dla której łuki generalnie zawsze były trudniejsze. Ale jakoś tak lepiej się układam. No i dzięki temu zauważyłem, że jadąc łuk w lewo na lewej jestem za bardzo przesunięty do przodu i pewnie to utrudnia skręt rolki. Trzeba obciążać bardziej tylne koła, albo przynajmniej trzymać równo, a nie wszystko przewalać na przód. Może kiedyś wreszcie to ogarnę.
Albo to przejeżdżanie łuku w lewo na prawej gdy lewa jest przełożona. No kosmos. Ale Paweł powiedział, że przecież to jest normalna jazda na jednej nodze w obniżonej pozycji i wszystko działa tak samo jak na prostej. To jest trudniejsze, ale będę próbował dalej.
Na koniec pojeździliśmy trochę w pociągu no i miało być spokojnie, a było jak zawsze. Ale udało mi się nie odpaść, chociaż była walka. A walka była z dwóch powodów:
a) w pewnym momencie orientowałem się, że jest strasznie szybko, a łuk jest śliski i jakoś tak ciut zwalniałem mimowolnie,
b) zbliżaliśmy się do kogoś z grupy początkującej podczas przejeżdżania łuku i odpuszczałem krok, a to zawsze oznacza konieczność nadrabiania później.
Ale mi nie uciekli!
Paweł potem wziął mnie na bok i pochwalił, że widać spory progres, że już prawie się nie boję, ale mimo wszystko coś tam jeszcze zostało i trzeba nad tym pracować dalej. No się wie!
Pochwała ucieszyła mnie tak bardzo, że nagle odpaliłem rakiety i zrobiłem koło na pełnej kicie, z jakąś zupełnie nierozsądną prędkością. I dopiero na drugim kółku zorientowałem się co robię i zwolniłem.
Czyli: potrafię. Czyli jak zwykle: nie myśleć - robić! I będzie dobrze.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
To core or not to core. That is the question.
Od jakiegoś czasu zastanawiam się czy faktycznie to problemy z siłą i wytrzymałością mięśni brzucha i pleców, co rozumiałem jako "mięśnie core" mnie limitują.
Dzisiaj zrobiłem procedurę Felixa razy dwa. Zazwyczaj robię razy jeden i mam dosyć, a dzisiaj poleżałem pół minuty na macie i odpaliłem video drugi raz.
Oczywista oczywistością jest, że ćwiczenia wykonywałem mniej starannie. Ale co ważne to które elementy najbardziej były "w plecy" w drugiej serii.
Otóż nie prosty brzucha, ani skośne, ani pleców jeden czy drugi. Czy trzeci. To wszystko działało, chociaż z bólem.
Zginacze bioder za to wysiadły po całości! Nie byłem w stanie podnosić nóg.
Tak, te zginacze bioder, które ciągle mam wrażenie są zbyt napięte i ciągle rozciągam. Bez większego skutku.
Ale dlaczego one są zbyt napięte?
Dlaczego mózg uważa, że muszą być napięte?
Czy to na pewno tylko mała długość mięśni czyli skrócenie po 20 latach pracy przy biurku?
Biorąc pod uwagę, że mózg chroni poprzez ograniczanie mobilności obszary ciała, które są osłabione to puzzle zaczynają wchodzić na swoje miejsce: trzeba popracować nad zginaczami.
Nad ich wzmocnieniem.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
A ten znów ostro trenuje 😉
Ja ostatnio po górach w Wiśle rowerem jeździłem i kurcze jakie to przyjmne. Tym bardziej kiedy ostatni raz jeździłem na rowerze parę lat temu.
Chyba rolki się przydały bo podjazdy szły mi bardzo lekko, aż za lekko. Nie mam punktu odniesienia, bo po tylu latach rozbratu z rowerem ciężko cokolwiek porównać.
To może być dobry dodatek do rolek.
Teraz trzeba tylko znaleźć dobry rower z wygodnym siodełkiem, bo strasznie twardo było 😀
-
Kicking Asphalt 2k23
3 miesiące temu
-
Zawody rolkowe 2024
4 miesiące temu
-
Zawody rolkowe 2023
11 miesięcy temu
Ostatni post: rolkowe mamy z wózkami Najnowszy użytkownik: alejandrofreema Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte