Kicking Asphalt 2022
Wysłany przez: @qbajakzmień pracę.
Rękami i nogami sie podpisuje*... Pisales o wartosciach i że Ty i rodzina jestescie na pierwszym miejscu. Jezeli harujesz 12-16h na dobe to co tak naprawde jest wartoscia? Realizowaną, nie deklarowaną. To oczywiscie sobie prywatnie, nie na forum.
Klasyk, wiec pewnie znasz: pielegniarka, ktora przez lata pracowala w hospicjum spisala rzeczy ktorych umieracjacy ludzie zalowali przed smiercia:
Żałuję, że nie żyłem tak jak chciałem, tylko tak, jak oczekiwali tego inni.
Żałuję, że tak dużo pracowałem.
Żałuję, że nie miałem odwagi okazywać swoich uczuć
Żałuję, że straciłem kontakt ze swoimi przyjaciółmi.
Żałuję, że nie pozwoliłem sobie być szczęśliwym.
W ostatnich latach zrobiles naprawde mega duzo jezeli chodzi o podejscie, takze tak trzymaj i powodzenia dalej 🙂
* umysl dziala tak ze bedziesz racjonalizowal pozostanie przy obecnej za wszelka cene 😉 Pytanie zasadnicze czy potrzebujesz do zmiany inspiracji (rozmowa, ksiazka, film, psychologia, rodzina) czy desperacji (rak, depresja, wypadek, kalectwo, nalog). Lepszy ojciec, ktory moze (choc niekoniecznie) troche mniej zarabia czy martwy/ciezko chory ze stresu i przepracowania?
Wiecie, aż takie jazdy są raz na 5-10 lat. Większość projektów da się opędzić w normalnych godzinach. Tak jest i tak sobie to tłumaczę. No i ten moment na który się przygotowywaliśmy już minął, więc teraz powinno być lżej.
Ale i tak się rozglądam.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Jasne, ale to czego w ciągu ostatnich miesięcy doświadczałem, a w największej intensywności w ciągu ostatnich dwóch to wychodziło poza skalę.
Zmęczyło na pewno. Ale widzę też, że urosłem dzięki trudnościom.
Sporo też się dowiedziałem o sobie, bo w ciągu całego tego czasu prowadziłem obserwację i uczęszczałem na psychoterapię.
Dużo też dowiedziałem się o terapii. Zaczynam powoli łapać o co w niej chodzi.
I zastanawiam się też, czy trafiłem na "swojego" terapeutę, czy nie powinienem zmienić. Z drugiej strony myśli o zaprzestaniu czy zmianie są klasycznym objawem początku terapii. Czasami jednak trzeba zmienić, co widzieliśmy po pierwszych dwóch terapeutach naszego najmłodszego, gdzie pierwszy się poddał, a drugi okazał świrem z jakimiś cholernymi problemami uzależnieniowymi...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatczy trafiłem na "swojego" terapeutę
To jest bardzo na dwoje... Bo moze nie pasowac dlatego ze zbliza sie do jakis mocno niewygodnych dla Ciebie rzeczy, albo po prostu nie macie "chemii", albo jedno i drugie 😉 Odroznienie jednego od drugiego wg mnie jest potrzebne. Czasem moze tez byc tak ze dany nurt Ci nie odpowiada. Jak ktos jest np. mega emocjonalny to racjonalna terapia zachowania pojdzie mu raczej tak se 🙂
Jeżeli praca pochłania Twoje życie prywatne, a przy tym źle wpływa na zdrowie nie tylko psychiczne, ale także fizyczne, to należy taką pracę rzucić i poszukać czegoś innego.
Wiem że łatwo napisać, poszukać czegoś innego, mając czasem kredyty itp itd... Ale wtedy należy zadać sobie pytanie, czy to wszystko ma sens i czy nie da się czegoś zmienić. może nie z dnia na dzień, ale chociaż spróbować nawet za jakiś czas.
Nie żyje się dla pracy, ale pracuje dla życia. Znam pracoholików, znam też takich, którzy MUSZĄ pracować bardzo dużo, choć nie są pracoholikami.
Ja wychodzę z jednego założenia - pracę zawsze można znaleźć inna. Zresztą jakoś nie wyobrażam sobie siebie robiącego całe życie jedno i to samo, np wstawać całe życie o 5 rano i całe życie wsiadać o 6 rano do autobusu nr 7..
Najpierw sprawdź czy w obecnej pracy nie da się czegoś zmienić. A jeśli się nie da to uciekaj póki jeszcze są możliwości, a takie na pewno są w tym co robisz.
To moja druga praca. Pracuję tutaj 25 lat.
🙂
Niewyobrażalne?
Praca jest ciekawa, zmienna, stosunkowo często zmienia się środowisko, a jednocześnie zestaw nabytych umiejętności przydaje się za każdym razem.
Do tego nie płacą źle, chociaż lata, kiedy płacili bajkowo dawno już minęły.
Zawsze narzekałem na narzut czasu podróży. Teraz pracujemy prawie 100% zdalnie i to jest naprawdę duża ulga. Temat z ostatnich miesięcy wisiał nad głową jak miecz Damoklesa od końca zimy. Przez tyle miesięcy myśleć i spodziewać się niefajności... nie polecam. Ale akurat tak się trafił kontrakt. No i teraz jesteśmy w okresie podejmowania decyzji. Uda się, albo się nie uda. Na pewno nie będzie fajnie jak się nie uda. Najwięksi w world corpo zwrócili oczęta na ten projekt. Jeśli za ciężką pracę przez długie miesiące jeszcze oberwę, to będzie już dużo za dużo.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @andreeeJeżeli praca pochłania Twoje życie prywatne, a przy tym źle wpływa na zdrowie nie tylko psychiczne, ale także fizyczne, to...
...pytanie co jest tak naprawde tu ważne? 🙂
Wysłany przez: @tomcatPraca jest ciekawa, zmienna, stosunkowo często zmienia się środowisko, a jednocześnie zestaw nabytych umiejętności przydaje się za każdym razem.
A lubisz te prace, daje Ci satysfakcje czy spelnienie?
Wysłany przez: @tomcati spodziewać się niefajności...
To juz jest przekonanie, a nawet kilka: "spodziewać", "niefajności" 😉 Paradoksalnie fajnoscia moze sie okazac koniec pracy tam, tylko to najczesciej docenia sie po jakims czasie, w momencie zmiany/odejscia/zwolnienia to czesto bardzo trudne. Osobiscie nie znam osoby, ktora by z czasem nie byla zadowolona z tego ze zakonczyla prace w danym miejscu. Z jedna z nich mieszkam pod jednym dachem 🙂 Meczyla sie 20 lat; jak to zrozumiala po 10ciu, to jeszcze drugie tyle racjonalizowala sobie zeby nic nie zmienic... W koncu odeszla i do dzis uwaza to za jedna z wazniejszych decyzji w zyciu, aktualnie Kasia idzie dalej i podejmuje coraz wiecej krokow do tego aby finalnie zrezygnowac z czegos czego po prostu nie lubi robic. Chocby to mialo byc na rok przed emerytura to WARTO.
Powodzenia ogromnie w dojsciu do wniosków i dzialan ktore dla Ciebie beda po prostu wszelakorozumianie zdrowe 🙂
Wirusy w daleko zaawansowanym odwrocie, oskrzela praktycznie czyste, pierwszy od dwóch tygodni trening wrzucony na Stravę.
Krótki, bo dwudziestominutowy i nie tak intensywny jak zwykłe dwudziestominutówki, bo brakowało siły pod koniec.
Ale wreszcie mam wrażenie, że wracam do żywych.
Nękające trudności w pracy spowodowały za to, że jestem odporniejszy. Dziecko wkręciło się w temat, który normalnie by mnie przeraził i sparaliżował. Okazało się, że podszedłem do niego totalnie zadaniowo. Owszem, lekko posrany, ale skupiony na rozwiązaniu.
Ekspozycja i habituacja.
Sesja terapeutyczna wydawała się być dużo sensowniejsza niż do tej pory. Nie wiem co się zmieniło. To znaczy wiem, że ja, ale nie wiem który komponent jest istotny.
Główne przesłanie: nie zakładać intencji tego co ktoś robi, tylko (kurde) zapytać. Bo może odpowie.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wczoraj powrót na Zwifta.
Ponieważ po grypie i zapaleniu oskrzeli nierozsądne byłoby zamykać się w mojej chłodnej norce na nieogrzewanym strychu (całe ciepło bierze przez ściany z ogrzewanej części), przeniosłem sprzęta do bawialni.
Dodatkowy plus to mocniejszy sygnał wifi, bo router jest trzy metry dalej.
Zastanowiłem się nad wyborem treningu i padło na trzy kwadranse z interwałami.
Myślę sobie: dam radę mimo osłabienia po chorobie, bo każdy interwał trwa krótko.
I tylko to mnie uratowało...
Poprzednie treningi na Zwifcie były moimi pierwszymi, Zwift mnie nie znał i były żałośnie słabe, typu interwały po 160-180 W.
Dla ustalenia uwagi: moje FTP po ostatnim sezonie wynosi około 260 W. FTP czyli moc, jaką jestem w stanie mniej więcej generować przez godzinę, a potem paść na pysk.
Więc na 180 W to ja jestem w stanie odpoczywać. No, ale ok, robiłem interwały na 180 W i odpoczywałem na 120 W.
A wczoraj Zwiftowi coś się przestawiło (pewnie to było to ściganie z Papim jak zaczynało mnie dopiero łamać, przez chwilę było ostro!) i zapodał interwały po 490W.
Czterysta dziewięćdziesiąt watów!
Łoj.
No i okazało się, że Zwift nie czyta z trenażera po czujniku prędkości i kadencji więcej niż 400W. To wszystko jest i tak moc wyliczana, bo nie ma bezpośredniego podłączenia do miernika mocy w trenażerze, który zazwyczaj pokazuje zupełnie inne wartości niż Zwift.
Więc nawet jak dochodziłem do 400W na Zwifcie i potem zaczynałem kręcić na maksa, czyli dorzucałem jeszcze co najmniej kilkadziesiąt watów, to Zwift cały czas widział to jako 400, podczas gdy na moim wyświetlaczu w trenażerze potrafiło się pokazać do 500W.
Z drugiej strony, jeśli przykładałem się do techniki pedałowania i elegancko kręciłem "na okrągło" pracując także na ciągnięciu pedałów w górę, to Zwift cały czas pokazywał 400W, a u mnie na trenażerze wyświetlało np. 360.
Jedyna metoda na to zwierzę to "smart trenażer", za circa 2,5-3,5 kPLN. Wtedy sam trenażer kontaktuje się ze Zwiftem, przekazuje precyzyjny pomiar i Zwift jest w stanie sterować oporem, czyli symulować podjazdy.
Ale nie sądzę. Po prostu nie sądzę.
Nawet jak wywalę tę kasę, to nie zrobi mnie ani sekundę szybszym, ani pół wata mocniejszym.
To wszystko jest w głowie i nogach. Trzeba cisnąć i to mądrze.
Po chorobie czuję osłabienie motywacji i słabość ogólną. Odpoczynek się liczy maksymalnie. Ale też bodźcowanie treningiem i mądre jedzenie.
Sernik: tak, ale jeden dziennie. Kawałek, nie blacha. 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Święta, święta i +5 kg.
Dramat nie?
Tak to już jest, że jeśli jest się mniej więcej na deficycie, to nagłe dołożenie do pieca powoduje masywny przyrost wagi. Ale to mniej więcej jest woda.
Niestety zawsze zejście w dół jest mniej przyjemne niż wejście w górę.
Cóż, po prostu wracamy do procedury: 2500 kcal w czterech-pięciu posiłkach, 150 g białka, 100 g tłuszczu, 250 g węgli. Regularne aktywności, ok 400-500 kcal codziennie i za dwa tygodnie będę w lepszej formie niż byłem.
Co akurat nie jest trudne, bo jakieś świństwo mi się przydarzyło i nawet nie wiem czy grypa, czy covid, czy rsv. Rozbujało mi astmę, więc od razu zapalenie oskrzeli, a i zatoki się dołączyły.
Przez to badziewie przegapiłem atak pięknej zimy, bo akurat wtedy zdecydowanie nie czułem się na jakieś wielkie narty, czy nawet małe łyżwy.
To teraz trzeba nadrobić, jeśli się da.
W Boże Narodzenie odpaliłem tradycyjny bieg po okolicy. Przetruchtane pięć i pół kilometra. Z kilkoma odcinkami przemaszerowanymi, gdy czułem spinanie się mięśni i chciałem je rozluźnić. Generalnie procedura Galloway'a jest znana ze skuteczności i bardzo poprawia samopoczucie po biegu. Nawet jeśli dystans nie sprawia Ci kłopotu zrób przerwę w marszu, kilkaset metrów zmiany wzorca ruchowego spowoduje przywrócenie, albo chociaż poprawę tonusu mięśniowego i po wszystkim nie będzie bolało, albo będzie bolało mniej.
Zależało mi na dobrym samopoczuciu po biegu, bo niedługo później pojechaliśmy odpalić sezon narciarski na Śnieżnicy. Nie pamiętam wcześniej, abyśmy z dzieciakami uderzali na narty po ciemku, a pomysł okazał się być przedni. Pusto, a góra wyratrakowana (od 15 do 17 ratrakują) i można się bawić. Chociaż niby roztopy.
Pierwszy zjazd w sezonie - taki sobie, niepewny. Drugi trochę lepszy. Trzeci ok, a potem zaczęła się zabawa.
Niby bez formy, po chorobie, a byłem w stanie bez większego stresu cisnąć jak na mnie naprawdę szybko. Trasa pod wyciągiem była w lepszym stanie i dało się pocisnąć. Wreszcie szwagierka musiała uznać, ze jeżdżę co najmniej tak szybko jak ona, albo szybciej, a to już naprawdę spore osiągnięcie.
Natomiast dzieciaki... Dzieciaki są nie do ścignięcia!
Chrześniak bawi się w ten sposób, że startuje jako ostatni i jak wjeżdżamy na jakąś ściankę, gdzie instynkt samozachowawczy zacieśnia skrety, to on wtedy leci na krechę, nabiera prędkości i dzięki niej na wypłaszczeniu mija Cię z dużą różnicą prędkości, bo on nie zwolnił... 🙂
I potem mówi, że dobrze, dobrze, ale starość, nie radość i musisz sobie wujek kupić czerwone narty i kask, to może Ci to cos pomoże. 🙂
Jest mega wytrenowany i super lekki. Nie ma stresu, że go nogi na muldach nie utrzymają. Ale takie poczucie własnej wartości dla dwunastolatka jest nie do przecenienia.
Moje dzieciaki też poginały, ale szybciej się zmęczyły. Starsza bez upadku, ale młodsza zaliczyła podwójną gwiazdę i naciągnęła sobie mięśnie w szyi. Dzięki Bogu nic poważniejszego się nie stało, ale obserwowałem ją z niepokojem.
Tym niemniej wyjazd uznaliśmy za udany. A ja stwierdziłem, że pora zastąpić moje wysłużone allroundy jakimiś rasowymi gigantkami. No i czekam teraz na Fischery RC4 Worldcup G1. Dwa centymetry krótsze niż moje dotychczasowe i z dużo węższą talią (68 vs 74 mm). My i tak jeździmy tylko po przygotowanych trasach, więc nie powinno robić różnicy. Jeszcze się wahałem nad Salomonami S-Max Bold 80 mm, ale uznałem, ze na pewno bedą wymagały większej siły do prowadzenia, więc będą gorzej się nadawały jako całodzienne narty. Owszem pojechałyby po wszystkim, ale priorytetem jest lekkość prowadzenia. To zostańmy przy RC4.
A wczoraj pierwsze w sezonie łyżwy. Origo okazało się być totalnie puste. Może cztery osoby były w piku. Plus ja. Można było robić co się chciało. Łuki szybkie, łuki techniczne, łuki wąskie, przodem, tyłem, bokiem... Wygląda, że od kopa wychodziło mi to co wypracowałem do końca poprzedniego sezonu, więc można na tym dalej budować. Było ok. Młodsza nastawia się na piątek, ale chce się trochę podleczyć (dzieciaki tez oberwały tym wirusem i on u nich tak się bardziej tli męcząc niż daje ostre objawy) i poczekać, aż szyja przestanie boleć.
Na koniec Zwift. Wymyśliłem sobie jazdę grupową, taką na godzinę trzydzieści. Ale okazało się, że jadą na 80 watów. Po krótkiej rozgrzewce stwierdziłem, że to nudne i pojechałem do przodu. Zrobiłem założone 40 km ze średnią 182 waty. To już rozumiem.
Pokręciłbym jeszcze, ale zaczęło mi biodro łapać i stwierdziłem, że to nie jest tego warte. Trzeba wrócić do regularnego rozciągania i mobilizacji mięśni. Przede wszystkim zginacze biodra i rotatory zewnątrzne. Jak u wszystkich pośladkowy średni.
Młodsza też to ma. Możemy robić razem.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Nowy w stajni
Jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć RC4! 🙂
Żona i starsza ujeżdżają slalomki, a młodsza i ja gigantki.
No, ja moje muszę dopiero ujeździć.
Nie mogę się doczekać.
Kto by powiedział, że MNIE będzie tak kręcić prędkość... Jak człowiek się potrafi zmienić. A wszystko przez te rolki. 🙂
Po wczorajszym fikaniu z klubem: nogi w miarę, ale core do kitu. Tutaj mam sporo do poprawy. A potrzebne zawsze i wszędzie!
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Brałbym RC4 WC GS 175, tylko bez taliowania. Przynajmniej na tym etapie marzeń się zatrzymałem. Kijki pod pachę i lecim. W pozycji rolkarskiej, albo niższej :D.
Zapowiadała się ładna zima, ale u nas, znaczy w Karkonoszach, wszystko spłynęło zanim odwróciłem w tamtą stronę głowę.
@pieta
Bez taliowania to do skoków 🙂
No nic. Śnieg sobie poszedł. Z objechaniem nowych nart trzeba czekać do następnego, bo nie podoba mi się idea łapania kamieni na nowe narty...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Jakieś podsumowanie by się przydało.
Przestałem jakoś bardzo liczyć. Mam to co nagrało się na Stravę. I tyle.
Jest taka możliwość, że to objaw leczenia: spada presją na kontrolowanie każdego aspektu życia.
Zanim cyferki... ten rok niestety przechorowany. Wiosna ustawiła wszystko. Jakieś tam małe poprawy były, ale co do zasady rekord maratonu z '21 pozostał do pobicia. Jednocześnie jestem przekonany, że już teraz jestem gotowy na <1.25 tylko musi pyknąć. Pytanie co zrobić, aby wychodziło za każdym razem bez czekania na dobre wiatry?
Na dziś odpowiedź: technika, core i wytrzymałość. Siła jest potrzebna o tyle, aby utrzymywać pozycje przy angażowaniu mniejszego procentu siły maksymalnej. No i konsekwencja i dyscyplina: robić. Mniej ważne bicie rekordów, ważniejsza stabilność wysiłków.
Co bym chciał?
Więcej luzu w jeździe.
Utrzymywać się w szybkich pociągach beż trzymania się pazurami.
Swobody przekraczania 40 km/h na płaskim, odwagi wychodzenia na zewnętrzną krawędź.
Lepszego zdrowia jednak przede wszystkim. Żeby oddychanie było oczywistością, a nie wysiłkiem.
No to tera cyferki...
Zaznaczyć należy, że wyszło 710 km mniej niż rok wcześniej.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
-
Kicking Asphalt 2k23
3 tygodnie temu
-
Zawody rolkowe 2024
2 miesiące temu
-
Zawody rolkowe 2023
6 miesięcy temu
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: alexandriasampl Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte