Kicking Asphalt 2k23
Wysłany przez: @pietaAle co to jest motywacja wewnętrzna?
Najkrócej - reaktywność: robisz cos pod wplywem jakiegos czynnika zewnetrznego, gdybyś byl sam to bys sam z siebie tego nie robil. Stane na pudle to mnie docenia (opinia/ocena - czynnik zewnetrzny) i poczuje sie lepiej, w nastepnych zawodach nie stane - poczuje sie gorzej. Zazwyczaj w motywacji zewnetrznej wystepuje presja na wynik. Emocje - glownie stres, strach, napiecie, czasem lęk. W tym przypadku słaby jest też autorytet wewnętrzny - do utwierdzenia się w decyzji potrzeba akceptacji kogos z zewnatrz, najczesciej uznawanego za autorytet. Na chwile starcza, a potem pojawiaja sie watpliwosci - aaa, tak powiedzial bo wypadalo zeby mi nie bylo przykro.
proaktywnosc - robisz cos bo lubisz, sam z siebie, na bezludnej wyspie tez bys to robil bo Ci daje to nieco inne emocje: spelnienie, radosc i satysfakcje. Realizujesz i rozwijasz swoje silne strony. Wynik czy opinie innych nie sa powodem do zmiany nastroju: dumy czy dowalania sobie. Jest jakis zewnetrzny feedback? Wyciagasz co sie da, korygujesz i robisz swoje. Nie ma presji na rezultat, koncentracja skupia sie na procesie, progresie, zadaniu i dzialaniu. Wartość zorientowana jest na to co do wyniku prowadzi, ktory jest tu efektem ubocznym, a nie celem.
Wysłany przez: @pietaWedług mnie wynik, oceny, opinie to klucz, tylko trzeba je dobrze odczytać, tudzież ocenić
Stają się kapitalnym kluczem w momencie kiedy podchodzi sie do nich neutralnie, jezeli sa podstawa samooceny to jest to godne przemyslenia. W naszej kulturze skupiamy sie glownie na wynikach (a tu glownie na bledach i slabosciach) i od nich uzalezniamy poczucie wartosci. Zawsze jest za malo, mozna lepiej, "trzeba bylo". Koncentracja wylacznie na wyniku oznacza najczesciej zupelny brak koncentracji na tym co do niego prowadzi.
Reaktywność okej - ewidentnie motywacja zewnętrzna.
Natomiast proaktywność:
Raczej nikt nie robił badań nad ludźmi na bezludnej wyspie. Nie wiadomo co byśmy tam robili.
Spełnić się samemu z sobą? i po co w ogóle rozwijać silne strony? Będziemy jakąś siłę próbować na sobie?
Wyciąganie co się da, progresowanie, w zasadzie chodzi mi tylko o to, że nie wierzę w motywację wewnętrzną. Zawsze robimy coś, co będzie mogło być w jakiś sposób odebrane przez innych. Bez względu czy cel jest określony, nieokreślony i czy celem jest sama droga do celu.
Natomiast chyba wartościujesz proaktywność ponad reaktywność. Ten podział bardziej przypomina podpowiedź jak postępować, żeby się mniej stresować. Zgadzam się. Łatwiej mieć nieokreślone cele, albo ukierunkowane na odleglejszą przyszłość.
Uzależnianie zadowolenia z siebie od opinii innych prowadzi do tego, że nie ma znaczenia to co i ile faktycznie robimy ale to ile inni zobaczą oraz na ile mają chęć to docenić czy też jaką mają relacje z sobą (ich osobiste problemy, to czego sami nie przepracowali może tworzyć fałszywą ocenę nas). Innymi słowy, nie osiągnie się zadowolenia z życia, lecz wahanie nastroju i wypalenie.
Mało tego, ocenę tworzy człowiek, w przyrodzie to nie istnieje. Nic nie jest dobre albo złe, ładne czy brzydkie. Wszystko zależy kto, jak chce ocenić a ta ocena zależy od jego doświadczeń – (skrajny przykład) socjopata może stwierdzić, że zabijanie jest dobre.
Wysłany przez: @pietaSpełnić się samemu z sobą? i po co w ogóle rozwijać silne strony? Będziemy jakąś siłę próbować na sobie?
Na podobnej zasadzie można sobie zadać pytanie – po co żyjemy? Przecież umrzemy.
Więc gdzie jest cel? - spokój ducha, zadowolenie, satysfakcja z życia, ciekawość życia? Zobaczę jak to jest jeździć na rolkach. Zobaczę czy potrafię zjechać z górki. Wow super jest pędzić 35 km/h, jak nauczę się doble push pojadę 40 hm/h, chce się tego nauczyć, itd.
Motywacja wewnętrzna to mit.
Po prostu nie jesteśmy świadomi wpływu jaki środowisko na nas wywiera.
Nadzieja i chęć rozwoju to po prostu odpowiednio wysoki poziom neuroprzekaźników.
Nasz mózg jest zalewany rozmaitymi substancjami i reaguje na nie na poziomie chemicznym.
Temat nie jest prosty i nie ma bezpiecznych metod sterowania. Coś jak np. u Philipa K. Dicka w "Androidach które marzą o elektrycznych owcach", gdzie wybieramy nastrój na maszynce. Albo w "Najemniku" (nie pamiętam autora), gdzie kontrolowana myślami wszczepka w przysadce syntetyzowała hormony produkujące konkretny nastrój.
Jedno co możemy to zachować higienę życia i higienę myśli. I trzymać kciuki, aby jak najwięcej było tych szczęśliwych chwil.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatMotywacja wewnętrzna to mit.
Potrzebowalbys zakwestionowac znaczna czesc wspolczesnej psychologii 😉 Im wiekszy opor wobec czegos tym bardziej warto zaglądnąć w temat 😉
Wysłany przez: @tomcatNasz mózg jest zalewany rozmaitymi substancjami i reaguje na nie na poziomie chemicznym.
Dokladnie tak, neuropeptydy i takie tam. Natomiast mamy spory wplyw (pomijajac przypadki chorob psychicznych gdzie potrzeba leków) na to czym nas zaleje. Chocby terapia smiechem na tym wlasnie bazuje.
Wysłany przez: @tomcatTCoś jak np. u Philipa K. Dicka w "Androidach które marzą o elektrycznych owcach", gdzie wybieramy nastrój na maszynce. Albo w "Najemniku" (nie pamiętam autora), gdzie kontrolowana myślami wszczepka w przysadce syntetyzowała hormony produkujące konkretny nastrój.
To już było w "Nowym Wspaniałym Świecie" gdzie zażywano odpowiedni proszek, ale to się już dzieje od dawna, tylko ciągle jakoś są te efekty uboczne 🙂
Ja kwestionuję współczesną psychologię bo stawia na samorozwój, samodoskonalenie, ja, ja, ja z siebie dla siebie, a w rzeczywistości zamienia nam konkretne osoby, na mniej konkretne, teraźniejsze (z którymi mamy do czynienie dziś) na przyszłe (które poznamy kiedyś) itd. a mechanizm jest ten sam. Oszukujemy się tylko, że nie mamy wpływu na nikogo ani nikt na nas, a przecież sami nigdy byśmy nie wpadli na to, że możemy jechać nawet i 20km/h. Tylko jeść i spać. Reszta to ta reaktywność. Chcemy doświadczać i się rozwijać bo inni to robią (żeby nie zostawać z tyłu).
"Potrzebowalbys zakwestionowac znaczna czesc wspolczesnej psychologii 😉 Im wiekszy opor wobec czegos tym bardziej warto zaglądnąć w temat 😉"
Nie mam problemu z kwestionowaniem czegokolwiek.
Można powiedzieć, że cierpię na ostry brak autorytetów.
Łatwiej jest podążać niż wyznaczać swoją ścieżkę.
No i dlaczego opór? Czemu opór?
Doskonale wiem gdzie mam opór i to nie jest to miejsce.
Tutaj po prostu "I don't care". Mam faktyczne problemy i na nich usiłuję się skupiać. Na ile jestem w stanie.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @pietaOszukujemy się tylko, że nie mamy wpływu na nikogo ani nikt na nas, a przecież sami nigdy byśmy nie wpadli na to, że możemy jechać nawet i 20km/h.
Ja to nazywam inspiracją 😛
Wysłany przez: @tomcat"Potrzebowalbys zakwestionowac znaczna czesc wspolczesnej psychologii 😉 Im wiekszy opor wobec czegos tym bardziej warto zaglądnąć w temat 😉"
Nie mam problemu z kwestionowaniem czegokolwiek.
Odebrałabym to jako ironię 🙂 Trochę dziwnie podważać cale dekady pracy tysięcy psychologów, terapeutów, psychiatrów nie mając żadnego wykształcenia w tym kierunku, a jedynie trochę własnych obserwacji, ewentualnie wiedzy z netu. Zawsze oczywiście można trafić na terapeutę który przetrwał studia ale właściwie niewiele się nauczył ale (chyba) ci nie tworzą nowych teorii, które idą echem w świat.
Zwróciło moją uwagę to, jak ładnie w tym temacie widać, że każdy z nas to samo widzi inaczej. Nie będziemy się ze sobą nudzili 😛
Podobnie mój kolega kiedyś mówił, że nie ma problemu z rzucaniem palenia.
Jest w stanie to robić nawet i dziesięć razy dziennie! 🙂
Natomiast pisząc, że cierpię na brak autorytetów byłem poważny. Nie przepracowałem jeszcze żałoby po stracie moich i to jeden z objawów.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatMożna powiedzieć, że cierpię na ostry brak autorytetów.
Łatwiej jest podążać niż wyznaczać swoją ścieżkę.
Ale brakuje autorytetów wewnętrznych, tych inspiracji, czy kogoś konkretnego? Zresztą definicji jest sporo, a ja i tak nie mogę sobie wyobrazić żebym miał jakiś autorytet.
Podążać łatwiej nie łatwiej. Za kimś jedzie się szybciej (wiadomo dokąd?), ale trudniej się dostosować.
Zamknięcie sezonu
Wczorajszy dzień, 12 marca 2023, wyszło że został oficjalnym markerem końca sezonu narciarskiego i łyżwiarskiego. Przynajmniej dla mnie.
Po powrocie z Alp narty całej rodzinki trwały na posterunku w garażu gotowe na spontaniczny wypad choćby na stok do Myślenic, choćby na dwie godzinki wieczorem. No jednak jakoś nie. Ja się trochę łudziłem, ale rodzinka ma w nosie jeżdżenie w polskich warunkach, gdy zostali rozpieszczeni trasami najlepszych kurortów w austriackich alpach.
Nie to nie.
Spuściłem powietrze (zmniejszyłem naprężenia w wiązaniach) i naoliwiłem krawędzie, żeby rdza ich nie jadła. I na strych. CU l8r!
A wieczorem na ostatnią w tym roku jazdę na Origo rink. O godzinie 20 na szczęście nie ma dzieciaków, więc dało się o niebo lepiej pojeździć. Do zapamiętania na przyszłość! Za to sporo znajomych z Walley robiło mniej lub bardziej zaawansowane treningi figurowe. Można się było napatrzeć.
Nawet jeden z nich podjechał do mnie, który to ja się męczyłem z napedzaniem na jednej nodze i pokazał, że nie chodzi o sterowanie kolanem: trzeba odciążać i dociążać po głębokim wejściu na przeciwną krawędź, wtedy samo jedzie. Dwunożnie to w miarę ogarniam, ale jednonożnie jest trudniej. Pewnie jak zwykle głowa, chociaż różnica między nami jest taka, że on ma figurówki z ich wysokim trzymaniem kostki i to twarde, do skoków. A ja mam hokejówki, które trzymają powyżej kostki tylko jak noga Ci poleci. Do czego nie chcę dopuszczać. Ale oczywiście, że trzeba to robić w ten sposób. Może poćwicze na rolkach. Łyżwy włożone do szafy. Do zobaczenia w grudniu.
Sobotni trening na Kolnej pierwszy raz był filmowany nową kamerą. Po śmierci wodnej mojego gopro 6 black (utopione w adriatyku, uszczelki były już zapewne zbyt stare i nieszczelne) długo się bujałem z kwestią kupna. Czy mi jest potrzebne? A po co? To takie drogie... No fakt. Go pro jest drogie.
Ale wpadły mi w ręce recenzje tanich kamer i okazało się, że są klejnociki w tym repertuarze. Wyszukałem markę Apeman i okazało się, ze jest do kupienia poniżej 200 zł na allegro. Nawet nie trzeba kupować na Aliexpress i czekać dwóch miesięcy, Panie Dziejaszku...
Efekt: zadowalający. Sterowanie kamerą do wyczucia, wieksza karta do wrzucenia, bo 16GB które miałem zapełniło w 40 minut. Stabilizacja: jest i tyle można o niej powiedzieć. Grunt że kasuje wibracje od kół. O to głównie chodziło. Zobaczymy jak to zadziała na asfalcie. Jakby nie działało to nie warto mimo wszystko. Jak będzie dzałać to miody!
No i akurat pierwszy raz z kamerą i pierwszy raz faktycznie pojechałem przekładanką w prawo w grupie. Owszem odpadłem jak tylko czołówka przyspieszyła, ale wszystko w swoim czasie. Grunt to w ogóle jechać.
Myślę, że pomogło nam wcześniejsze wykonywanie ćwiczeń w niskiej pozycji na zmianę jeżdżąc w prawo i lewo. Jednak głowa się musi obyć z przekładanką w prawo, wyluzować i potem można coś szybciej. Luźniej. Bez wysiłku, bez obawy. Wystarczy włożyć biodro do wnętrza zakrętu i już wszystko przestaje być śliskie, nie wyrzuca, etc.
Paweł mnie nakręcił jak przekładam w prawo no i cóż - się okazuje, ze kąty są bardzo minimalne. Ledwie co. A tak niesamowita różnica na plus.
Pięć lat szkolenia, żeby przejechać w normalnym tempie łuk w prawo. Mogłoby się wydawać, że długo. Ale tak naprawdę czy czas się liczy? Co za różnica, czy opanuję to po pieciu czy dziesięciu latach? Owszem, gdyby to traktować ambicjonalnie, to zagłada, ale to ciśnienie mi już spadło.
Natomiast pojawiający się na horyzoncie sezon wiosenny nadaje nowego znaczenia misji zrzucenia zbędnych kilogramów. I tutaj pojawia się problem, bo w tym sezonie co się polepszy (zrzucę dwa kilo) to się popieprzy (wróci dwa kilo).
Chyba trzeba się cieszyć, że nie spada dwa i wraca trzy... :/
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Nowe wcielenie Crossfire
Powrót z zaświatów, ale zaprawdę w innej skórze 🙂
CROSSFIRE, ART IN MOVEMENT
The Crossfire is designed for slalom skating, but can also be used in any skating style due to its maneuverability and performance. These skates provide a comfortable yet rigid structure to meet the demands of any sharp turn and the heel or toe lift and are the perfect mix of reactive coupled with a great amount of control.
POWERFUL FRAME THAT ROCKS.THIS 243mm (231mm 36-40) FRAME ENHANCES CONTROL AND POWER TRANSFER. THE FRONT AND REAR WHEEL CAN ALSO BE ROCKERED FOR FAST TURNS AND EXTRA MANEUVERABILITY.
CANTING CUFF RIVET ALLOWS FOR CUSTOM FLEX AND POSITIONING. FIND YOU IDEAL SKATE STANCE MOVING THE CUFF UP OR DOWN, FRONT OR BACK.
Zajawka rolek:
https://www.youtube.com/watch?v=I0J6n0T5wec
Pozazdrościli Seba SL?
Albo chcą wejść w lukę po HC Evo, które ostatnio bardzo podupadło jakościowo...
Mnie przekonuje, ale to nie mój segment...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Zico robił recenzję:
https://m.youtube.com/watch?v=OpTIo5c4j54
Dziwne, że Rollerblade nie miał slalomówki żadnej w ostatnich latach. Seba ma przecież tego sporo. Nad SL co Andreee kupił, tylko wyższymi sam się zastanawiałem, ale to jednak carbon. Chcę plastik z dobrą amortyzację, tylko w kształcie skalomówki.
Sezon otwarty.
Sesja techniczno-krajobrazowa.
Technika na trzy plus, choć 125mm pierwszy raz po zimie.
Kondycja pod daaawno zdechłym azorkiem...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Co chciałbym poprawić.
Płynność.
A ta jest wynikową braku przerwy w napędzaniu. Cały czas jest generowana jakaś siła pchająca.
Aby to zrobić trzeba (patrz wyżej) zacząć pchać lewą nogą ZANIM skończy się pchać prawą nogą. Jak patrzę na zapis wideło to widzę, że lewa noga wchodzi - nawet dosyć dużo - na zewnętrzną, ale dopiero PO tym jak prawa się oderwie.
Idealnie powinno być tak, że ruch lewej zaczyna się zanim zakończy się ruch prawej.
Wtedy nie ma przerwy w napędzaniu.
I jak to będzie zrobione to pozostanie wdrażanie przy coraz większych prędkościach.
A i co jeszcze widać na załączonej powyżej klatce? Pięta prawej jeszcze jedzie, a przednie koła już oderwane. Prawa noga nie jest z tyłu lewej. Może ciut. Bardzo ładnie, cztery minus. 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Hmmm, a ja myślałem, że sobie tam jedzieś na "chill-out" - jakoś tak lekko Ci to szło, że dla mnie był to bardziej krajobrazową część sesji.
Co mi się rzuciło w oczy - to starasznie wysoko podnosisz nogi w pierwszej części i w 2 minucie. Wydaje mi się, że idzie w to dużo niepotrzenej siły (zwłaszczam jeśli miałoby trwać przez 42km) - może stąd moje wrażenie spokojniej jazdy. Przy 3:20 już jest niżej...
Cztery paczki na czele pociągu
Tydzień jakiś taki inny. Nie zdążyłem na czwartkowy trening, bo musiałem obłaskawiać grono profesorskie w plastyku, a w sobotę nie było hali, bo coś tam im wypadło.
Więc pojeździliśmy nad Kanałem Łączańskim koło sobotniego południa.
Piękna pogoda, ciepło. Tylko deczko wieje.
Jak duże deczko to było to za chwilę.
Jedziemy przez strefę... no wieje. Dość. Nawet tak mocno.
Wyjeżdżamy nad kanał. Wieje bardziej.
Ale dopiero po chwili, gdy drzewa przestały ocieniać okazało się, że wiatr w porywach chce zatrzymać.
Zacząłem od prowadzenia, ale po jakichś 500 metrach stwierdziłem, że zmiana, bo się zarżnę, a to jest 5km w jedną stronę. Schowałem się z tyłu, ale jednak zmiana była za późna, albo po prostu jestem jeszcze słaby po zimie i pociąg mi się urwał pod górkę - taka tam jest krótka górka, żeby przeskoczyć przez poprzeczną drogę.
Jakoś się doturlałem, ale z dużymi wątpliwościami.
Ruszamy z powrotem.
Pociąg wystartował szybko. Niby z wiatrem, ale coś nie mogę ich dojść. Po minucie psycha siadła i odpuściłem. Jakoś tam się doturlałem do końca.
Zgnębiony mówię chłopakom papa, bo nie widzę sensu, a oni mnie prawie na siłę pakują w środek pociągu, żeby mnie pilnować, żebym za łatwo nie odpuścił i rżniemy z powrotem pod ten wiatr.
Początek w miarę spoko, potem się zaczyna robić ciężko. A jadę trzeci!
Jak zaczałem jechać drugi to męczenie narastało coraz szybciej.
W pewnym momencie odpuściłem. Dwójka tych z przodu odskoczyła od razu, ale dwójka z tyłu została ze mną i pozwoliła się ich chwycić. Zresztą wiało tak, że jakikolwiek ruch pod wiatr wymagał mnóstwa siły! No i trzymając się ich dojechałem do końca trzeciej piątki tego dnia.
Po krótkim odpoczynku tym razem wystawili mnie na przód. Ok. Teraz z wiatrem. Damy radę.
Zacząłem delikatnie, nieśmiało, żeby znowu nie zdechnąć.
Ale idzie dobrze, nie ma problemu.
Po czasie zacząłem się koncentrować nie tyle na odepchnięciu, co na ślizgu. Żeby odłożyć płozę idealnie płasko, żeby się przykleiła do asfaltu i od razu weszła w ślizg, a nie odskakiwała przy walnięciu. Poczułem, że robię to dobrze bo prędkość zaczęła narastać. Początkowo starałem się po odłożeniu wychodzić głęboko na zewnętrzną krawędź, ale w pewnym momencie prędkość tak wzrosła, że przestałem czuć się pewnie. Stopy poczęły się same ustawiać na wewnętrznych krawędziach. Nieprzyjemne uczucie jakbym miał stracić panowanie nad rolką. Co jakiś czas kontrolnie zaczynałem jechać na dwóch nogach i wyrównywałem sobie krawędzie, żeby właśnie nic nie uciekało. Nie pomagało, że lewego buta sobie za mocno zacisnąłem i w sumie to odcięło krążenie. No trudno, teraz tego nie poprawię.
Lecimy i to naprawdę lecimy. Patrzę na zegarek: 37 km/h. Skupiam się na odłożeniu i ślizgu. No i żeby odpychającą nogę prowadzić prosto w bok. Czyli ciut do przodu. Ale nie za dużo do przodu, bo to jakby samemu sobie nogę podłozyć.
Nagle słyszę z tyłu: "- Cztery dychy!"
A nie miałem ambicji, żeby się rozpędzać tylko żeby utrzymać tę prędkość i panować nad stopami.
Ostatecznie odcinek się skończył. Jeszcze pod koniec było trochę ciasno, bo skręt w prawo pod górkę, a Paweł z Wojtkiem mnie wyprzedzali i przy tej prędkości nie było miejsca na pomyłkę. Na szczęście jakoś się poukładalismy na szerokości ścieżki w zakręcie i było ok.
Potem jeszcze ostatnie pół kilometra i luz.
Najbardziej zmęczona to chyba głowa, chociaż stabilizatory stóp też twierdziły, że mocno dostały w skórę. Pewnie z wrażenia je za mocno napinałem. Albo właśnie napinałem jak trzeba.
Pozostanie fantastyczne wspomnienie pierwszego odcinka, który prowadziłem tak szybko, tak długo. Niby w porządku, ale jednak napięcie jest.
A z tyłu chłopaki podobno się totalnie nudzili. Prawie wyciągneli piwko, karty i w oczko... 🙂
Ale mówią, że to było fajne 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Tak, przy takim wietrze to nie tylko trening dla mięśni, ale jak najbardziej też dla głowy jest 🙂 A zwłaszcza jak się samemu trafi na takie warunki - co zresztą i na zawodach może się przydarzyć, więc warto się z tym uporać 🙂 Tak też sobie myślałem rozpoczynając sezon w miniony piątek - również wiało konkretnie, ale już nieco mądrzejszy 😉 jeździłem po WTR w tę i z powrotem, po odcinkach ok. 3,5 km, co by się nie zajechać pod wiatr. I także najlepiej pod wiatr jechało mi się (zarówno jeśli chodzi o moje odczucia jak i o uzyskiwaną prędkość), jak nieco skupiłem się na technice, a nie na sile 😉
Ostatni post: Dzienniczek Lotnika. 😉 Najnowszy użytkownik: manuelhussey496 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte