Kicking Asphalt 2k23
Warto rozglądać się po świecie:)
Maple MPL4 rozm. 43 za 300
https://www.facebook.com/groups/638167629572364/permalink/5990506204338453/
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Dorosła forma samookaleczania
Nie, to nie ja. Ale miałem taką dyskusję ze znajomą, która spowodowała, że ponownie zwróciłem swoje oczęta na obszar motywacji.
Czy wszystkie motywacje są zdrowe?
Czy muszą być zdrowe?
Co to znaczy, że są zdrowe?
Kiedyś chciałem cisnąć "no matter what".
Zacięty, zapiekły. Bez serc, bez ducha.
Uważałem trening za nieudany jeśli mnie nie odcięło.
Ilość miała automatycznie przejść w jakość. Tak jakoś sama z siebie.
Temat zaczął się zmieniać mniej więcej po sezonie 2018, gdy przejechałem liczbowo najwięcej kilometrów, czy łącznie, czy na jeden raz, ale... nie zmieniło to NIC na plus jeśli chodzi o moje jazdy. Można powiedzieć, że kaleczyłem z "większą wprawą".
Od jesieni 2018 rozpoczęły się treningi z klubem w Kłaju. Mocno fizyczne. Trzeba było jeździć ładnie. Tak, że naprawdę bolało i było trudno. Bez udawania. I też bardzo mocno widziałem jak bardzo jestem z tyłu. Jak mało potrafię i jak mało mogę wytrzymać.
Za tymi treningami poszły treningi ogólnorozwojowe. Potem rozciąganie. Potem dieta. Równocześnie treningi biegowe powoli dogasały przez ciągnące się kontuzje, na które nie mogłem nic poradzić.
Każdy z tych elementów treningu przechodził wzloty i upadki. Praktycznie na każdym zdarzyły się upadki, wpadki, kontuzje. Każdy z tych elementów miał być drogą do poprawy w zakresie jazdy szybkiej, której wreszcie zacząłem się uczyć. A po czasie okazywało się, że staje się drogą sam w sobie. Czasami za bardzo i wtedy zazwyczaj po okresie entuzjazmu przychodziły kontuzje.
Motywacja to nie to samo co dyscyplina.
Dyscyplina to nie to samo co nawyk.
Jeśli motywacja jest negatywna, to czekasz na kolejny wp*dol na treningu. Zrobisz wszystko, żeby odcieło, zapiekło, zabolało. Kolekcjonujesz porażki. Chcesz więcej porażek. Chcesz cierpieć.
Dlaczego?
Czy to jest tak samo jak u dzieciaków, które się tną? Na potęgę aktualnie?
Bo nienawidzisz siebie? Swojego życia? Wszystkiego co musisz robić każdego dnia?
Czy może trening jest po prostu ucieczką, czasem, który masz dla siebie. A robisz go niemożliwie ciężkim, aby usprawiedliwić to, że masz czas dla siebie. Chociaż jest tyle do zrobienia.
Nie musi być to logiczne.
I każdy będzie to tłumaczył inaczej.
Przejście na bardziej motywację pozytywną zauważyłem od razu po tym, że naprawdę miałem kłopoty ze zmuszeniem się do bardzo ciężkiej i długotrwałej pracy.
Po co tak ciężko pracować skoro nie widać efektów?
Po co zapierniczać na 105% tętna, skoro pociąg i tak mi odjedzie?
Wymaga to dodatkowej pracy i wysiłku mentalnego, aby ZAUWAŻYĆ co się zmieniło.
"- Hej! Kiedyś MARZYŁEŚ o tym, żeby pojechać w tym pociągu. Choćby kawałek! Teraz chciałbyś, aby pociąg nie wydawał się taki szybki i dojeżdżać z nim bez większych problemów. Czy to nie jest zasadnicza zmiana?"
Trzeba wykonać pracę i dostrzec co się udaje. I nie wstydzić się tego przed innymi. A jeśli okaże się, że inni doceniają nasze osiągnięcia to łatwiej będzie przekonać SIEBIE, że są realne, a więc było WARTO, a więc w przyszłości też będzie WARTO!
A jeśli nie docenią? To jesteśmy w tym samym miejscu.
I co jeszcze: samemu dużo trudniej. Cały czas się uśmiecham myśląc o tym, co chłopaki dla mnie zrobili w ostatnią sobotę. Nie potrafiłbym ich o to poprosić. Może niesłusznie. Na szczęście nie musiałem. Efekt był super i mam nadzieję, że też oni poczuli się docenieni. 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Dyszka po trzech latach
Przez ostatnie kilka tygodni robiłem testy biegając piątki. Raz lub dwa razy w tygodniu. Mniej więcej w niedziele i środy. W poprzednim tygodniu w jego środku czułem się słabo, więc odpuściłem środę bez wielkiego żalu.
Takich biegów było w takim razie ze cztery.
Czułem się po nich naprawdę dobrze.
Żadnych bolesności pleców, bioder, łydek. Nic z tego zestawu, który mnie zmusił do odpuszczenia treningów.
Zacząlem się zatem bawić myślą o testowym podwojeniu dystansu. Bez spinki. Po prostu przebiec na luzie, czyszcząc głowę, myśląc o niebieskich migdałach. 🙂
Najbardziej zawiedziony był piesek. Miałem dla niej litość i tym razem najpierw klasyczny spacer, a potem zmieniłem ubranie, buty i ... ona już wie o co chodzi. Ogon chodzi jak metronom. "- Amber, zostajesz." Metronom zdechł. Już wie...
Pierwsze kilometry leciutko. Przelotnie przypomniałem sobie, że za dawnych lat w tym miejscu na zbiegu zawsze czułem ostre kłucie w kolanach, które musiały się dogrzać i "polubić". Najwyraźniej ilość mięsa w nogach jest o tyle większa, że elegancko wszystko trzyma i nie ma noża w kolanach.
Drugie kilometry leciutko. Dołącza do mnie kilkulatek na rowerze. Zaczynamy się ścigać. Nie ma szans przy sprincie, ale po kilkudziesięciu metrach zwalniam i pozwalam się wyprzedzić. Mówię mu że wygrał. Jego perlisty, radosny śmiech rozpromienia mi deszczowy dzień.
Kilometry lecą powoli, acz stabilnie. Nie ma w tej trasie niczego, co nie byłoby dla mnie znane. Znam każdy zbieg i podbieg, zmianę nawierzchni, dziury. Chyba lepiej niż własny ogródek. W ogródku na pewno spędziłem mniej czasu... Zresztą widać to po nim.
W Brzeziu trasa wiedzie wzdłuż ogrodzenia pewnego domu, a po drugiej stronie biegają dwa psy? Jak zacząłem tam biegać 10 lat temu to był tam młody owczarek. Lubiłem sobie robić z nim sprinty: każdy po swojej stronie ogrodzenia.
Teraz ten owczarek jest już stary i kupili mu młodego, żeby robił bieganie i szczekanie. A on odprowadza wzrokiem i opieprza pewnie młodego, że tak wolno i cicho.
W pewnym momencie zorientowałem się, że jestem już w połowie drugiego kółka i zacząłem się zastanawiać czemu nie pamiętam najostrzejszych podbiegów? Wychodzi, że tak bardzo przeszedłem na autopilota, że całkowicie zatopiłem się w myślach, a nogi ruszają się całkowicie automatycznie. Mam nadzieję, zę to to, a nie że ten Niemiec się odzywa, co wszystko chowa...
Po dziewięciu kilometrach zacząłem czuć nogi i biodro. Zacząłem się wsłuchiwać w siebie, ale pojawiający się ból mięśni wydawał się być "zdrowy". Po prostu zmęczenie. Starałem się biec luźno, akcentować sprężynę, aktywować dwójki i pośladki do odbicia. W zasadzie bardzo sympatycznie. Zero problemu z oddechem, mięśnie nie gryzą w jakiś chory sposób.
Ostatnie dwieście metrów przyspieszyłem testując luz kroku. Czyli mniej więcej tempo wyścigu na 5km: circa 4:00 min/km.
Po wszystkim zadowolony. Samopoczucie 8/10 - trochę pobolewały czwórki i biodro. Wrażenie kondycji na plus - pełna świadomość, że potem będzie zmęczenie, bo wyrypa jakiej dawno nie próbowałem. Ale póki co wszystko ok.
Po kilku godzinach najmocniej dokuczał mi apetyt. Najwyraźniej zaskoczony organizm mocno podkręcił metabolizm. 🙂
Biodro potraktowałem massage gunem wjeżdżając mocno w napinacz pasma biodrowo-piszczelowego.
I jest git.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
No i kolejna spokojna piątka weszła.
Roiło mi się znowu 10, ale uznałem to za brawurę i odpuściłem. Starczy.
Zastanowiło mnie, że za czasów biegackich miałem najmocniejszą głowę. W sumie żeby lecieć półmaraton, albo i nawet 10km na lim8cie na wyścigach to trzeba mieć moc w mózgu.
Chciałbym to odzyskać.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatZastanowiło mnie, że za czasów biegackich miałem najmocniejszą głowę. [...]
Chciałbym to odzyskać.
Przyznam, że miewam podobny problem. Czasami czuje się jakbym działała na końcówce baterii. Potem idę spać, ładuje się bardziej lub mniej i w zależności od okoliczności znowu się rozładowuje. Czasami jest wręcz świetnie, a czasami nie mam już siły na nic - liczę, na to, że wszystko kiedyś mija. Wiem, że to jest kwestia nawalania sobie trudnych spraw na głowę więc co mogłam to z niej zrzuciłam ale żeby ‘wywalić z szafy największego potwora’ trzeba w tym być, robić swoje aż potwór pójdzie w pizdu 🙂 ;P
"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu"
Opisałbym inaczej.
1. Mam jakąś pojemność/zdolność głowy do tolerowania obciążenia głowy.
2. Każda kolejna sprawa zajmuje/zjada część tej pojemności/zdolności.
3. Jeśli mam wszystko zajęte, to nie włożę kolejnej rzeczy, choćby nie wiem co, bo nie za bardzo da się z tego WYJĄĆ. Było nie wkładać.
Dlatego bardzo trudno jest zrobić JAKOŚCIOWY trening na koniec bardzo intensywnego dnia w pracy/domu.
Trening jakościowy sam z siebie jest sporym stresem dla ciała i głowy. Oficjalnie - dla układu neuromuskularnego.
Dlatego jak jest ogólnie słabo, to można zrobić sobie trening objętościowy, regeneracyjny, ale nie akcenty, nie czerwone pole...
Natomiast jeśli trening odbierzemy jako "przyjemny" to pomoże nam odzyskać część pojemności. Poczujemy się lepiej i może nawet przetwarzanie zatrzymane przez głowę ze względu na przeładowanie zostanie wznowione...
Jeśli jednak stres wynikający z przeładowania jest za duży, to nic nie pomoże.
Trzeba się przespać i spróbować kolejnego dnia.
Ale spanie też bedzie słabe.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Może dlatego lepiej jest rozpocząć dzień porannym treningiem np. 5 km biegiem, półmaratonem na rolkach, itp.(co kto lubi)? Niekoniecznie jakościowy, ale jaki by on nie był, to człowiek od razu czuje tą przyjemność, co przekłada się na lepszy komfort psychiczny w ciągu dnia.
Wysłany przez: @sebuMoże dlatego lepiej jest rozpocząć dzień porannym treningiem np. 5 km biegiem, półmaratonem na rolkach, itp.(co kto lubi)? Niekoniecznie jakościowy, ale jaki by on nie był, to człowiek od razu czuje tą przyjemność, co przekłada się na lepszy komfort psychiczny w ciągu dnia.
Moje odczucia są takie, że rano bardzo ciężko mi się jest zebrać do intensywnego wysiłku. Najlepiej mi wchodza jednostki objętościowe, nieskointensywne.
Nie żeby się całkiem nie dało. Tylko to nie jest łatwe.
Takie opinie dzieli większość sportowców z którymi rozmawiałem. Ale znam gościa, który wstawał o 3.00 i zapierniczał interwały zanim trzeba było zawieźć dzieci do szkoły. Tylko że po kilku takich latach przyszedł kryzys i kilkuletnie poszukiwania powodu braku wydolności. Niestety nie znalazł przyczyny, chociaż już myśleli, że to pasożyty, ale po ich zwalczeniu temat się nie poprawił.
Dla optymalnego performensu powinny być optymalne warunki: odpowiednia dla osoby pora dnia, optymalna dla osoby temperatura i wilgotność, odpowiedni odstęp od okna żywieniowego.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Trzecia dyszka
Ledwo trzeci raz na trasie dyszki, a odczucia zupełnie inne.
Dobrze to widać po podsumowaniu biegu w kontekście wyniku kardio:
1. 60 pkt - pierwszy bieg, który sam był wyczynem.
2. 40 pkt - drugi bieg, po którym w zasadzie nie byłem zmęczony; tempo indentyczne.
3. 90 pkt - dzisiejszy.
Dzisiaj przycisnąłem - wydawało się mocno, ale nadrobiłem tylko trzy minuty.
Tylko, albo aż.
Dyszka ciągle powyżej godziny, ale już tylko jakieś dwie minuty i będzie under.
Miejscami pojawiają się przebłyski tempa 5:10-5:20. Raz się złapałem na 4:30, ale raczej staram się ograniczać, aby nie zdechło. Bo żre dobrze.
Jak nie będzie lało to jutro przed pracą pyknę półmaraton na błoniach. Byłoby miło wreszcie się streścić poniżej godziny. Kiedys nic wielkiego - teraz trudno wrócić.
Potrzebna "tylko" wytrzymałość...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Takie o: https://q-lac.pl/produkt/
Bardzo ciekawa rzecz.
Wyłączywszy cenę...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
W pułapce życia
Cracovia za tydzień, a nie ma kiedy jeździć.
Raz, że pogoda suboptymalna.
Dwa, że naprawdę mam co robić i rankami i we dnie i wieczorami.
Dzisiaj, a najdalej jutro MUSZĘ przeturlać pełen dystans.
Niestety nie uda się z nikim umówić i zrobić to w tempie. Pozostaje przeturlać.
Tylko tak naprawdę nie ma kiedy. Oczekiwania co do mnie są z wszystkich stron: żebym robił to i to i tamto. I ja je rozumiem. I nie neguję. I wszystko ważne i pilne. I tego też nie neguję.
W ciągu tygodnia udało się wyskoczyć dwa razy na dłuższe bieganie i to wszystko.
Jakoś tam kondycję podtrzymałem, ale nic nie zastąpi przeturlania pełnego dystansu.
Spodziewam się braku zrozumienia dla zmiany priorytetów na moje wybrane.
Te wszystkie mądrale, żeby nie skamleć tylko brać życie za rogi. A co jeśli każdy wybór jest zły?
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatMoje odczucia są takie, że rano bardzo ciężko mi się jest zebrać do intensywnego wysiłku.
Jeśli dobrze zrozumiałam, to Sebu miał na myśli spokojna aktywność, relaksacyjną, na luzie i tak jak nogi poniosą 😉
Wysłany przez: @tomcatNiestety nie uda się z nikim umówić i zrobić to w tempie. Pozostaje przeturlać.
Miałbyś niezły trening charakteru gdybyś pocisnął taki maraton sam na 100% swojej siły i techniki. Pojechałbyś wolniej niż w grupie, za to zmęczył się nie mniej 💪
"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu"
Przed Cracovią
ostatni weekend przed pierwszym maratonem i piękna pogoda, więc jeździmy!
Chłopaki pocisnęli treningowo maraton w 1:31 w Węgrzcach w środę, ja ostrzyłem zęby najpierw na czwartek (pogoda zla), potem w piątek (pogoda zła) i w końcu sobota rano - Błonia.
Lekki wietrzyk, w miarę ciepło, sucho. Chłopaki obiecali, że wpadną, pociągną mnie trochę.
Przybyłem wcześniej, żeby jak się pojawią być już rozgrzany. Zdążyłem przejechać 13 kilometrów zanim spotkalem pierwszego.
Ponieważ poważnie nastawiałem się na przejechanie dystansu, to bardzo się pilnowalem, żeby się nie zarżnąć. Efekt: chłopaki prawie nie byli w stanie tak wolno jechać. Ale bardzo się starali.
Przede wszystkim pilnowałem techniki: koordynacja odłożenia, wyjście na zewnętrzną krawędź i dociśnięcie.
Pierwsze zmęczenie poczułem po 18 km. Po 25 km zaczęły być trudności z trzymaniem stóp prosto. No tak, nie przestawiłem szyn z wersji na halę na wersję na proste. Teraz już za późno, trzeba się przemęczyć.
Najdłużej wytrzymał ze mną Paweł, któremu jeszcze raz dziękuje. Zostały mi do przejechania jeszcze chyba dwa koła już samemu. To już było ciężkie i powolne.
Po skończeniu dystansu stwierdziłem, że spróbuję jeszcze nie schodzić. Trening na dużym zmęczeniu jest unikalny. Uczy rzecy, których nie zrobisz na świeżo. Skoro plecy bolą, to jak jechać, żeby plecy nie bolały? Skoro nogi bolą, to jak jechać, żeby jechało, a nogi nie bolały?
Ostatecznie zastukało ponad 48 km zanim w końcu ze sceny zeszedłem. Niepokonany.
Najgorzej się miały plecy. No klasycznie.
Nastepnego dnia umówiłem się z Sebu, bo trzeba podregulowac szyny. Tym razem Kopanka. Ku zdziwieniu: da się jeździć. Ale jak pojawił się Sebu, to okazało się, że jednak nie, nie da się jeździć tak szybko jak on. Momentalnie ból w plecach wyszedł poza skalę i odpuściłem. Zamiast szybkiego treningu zrobiłem sobie spokojny półmaraton. To i tak więcej niż miałem nadzieję zrobić.
Po wszystkim plecy bolały jeszcze badziej, ale w zwykły, zdrowy sposób, a nie z przeciążenia/kontuzji.
No to pod wieczór jeszcze piąteczka z pieskiem na dobicie. Momentami to już był bieg, a nie truchcik. Ale jeszcze długo, długo zanim wrócę do w przybliżeniu takiego tempa jak było onegdaj.
W tym tygodniu wypoczynek i zbieranie energii na sobotę.
Zastanawiam się nad jakimś spokojnym truchtem w okolicy środy i spokojnych 10k na rolkach w piątek wieczór. Dla podniesienia tonusu mięśniowego.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Tomek za dużo tej aktywności, wypocznij dobrze i ocenisz w którą stronę iść.
Ja ostatni raz byłem w czwartek i do soboty odpoczywam 🙂 do zobaczenia.
Za dużo.
Trzeba odpocząć i wziąść się w garść.
Do zobaczenia! 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Trochę przedobrzyłem w ten weekend.
Ten najsłabszy dół pleców po lewej nie chce puścić.
Rozciągam się i czekam, ale czas leci.
Cóż i tak będzie walka o zycie.
Pamiętamy: dwa dobre skoki.
Czy jestem w stanie na dzisiaj zejść poniżej 1:30?
Niekoniecznie, ale może się ziścić. Zalezy od pociągu.
1:25 jednak raczej nie. To trzeba naprawdę JECHAĆ.
Gdyby chłopaki w poprzednim pociągu jechali tak w zeszłym roku mógłbym zaryzykowac plątanie się gdzieś na końcu pociągu na 1:26.
W tym roku wygląda, że ekipa odleci bliżej 1:20...
Czego złamania im serdecznie życzę!
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Powodzenia Tomek.
Ja dzisiaj to nie wiem czym w 1h50 bym się zmieścił. A plecy to nawalają już po paru km 🙂
Przejedź na luzie, na przetarcie szlaku w nowym sezonie. Formę docelową i tak szykujesz na lipiec, więc masz jeszcze sporo czasu.
Pogodę będziecie mieć idealną widzę.
-
Zawody rolkowe 2024
5 dni temu
-
Zawody rolkowe 2023
4 tygodnie temu
-
Kicking Asphalt 2022
9 miesięcy temu
Ostatni post: Sezon 2022-2023 rolki i nie tylko Najnowszy użytkownik: simagrandi4746 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte