Kicking Asphalt 2k23
Cracovia Maraton 2023, czyli co?
Zeszłoroczny maraton ukończyłem z czasem około 1:34 w złym stanie zdrowia. Powikłania pokowidowe, które wyniknęły ze startu ciągnęły się prawie do końca sezonu ’22. Powiedziałem sobie: nigdy więcej.
Ale w nowym anno domini 2023 zdrowie, dziękuję, w miarę służy, można jechać. Nie dopisała pogoda. Przed maratonem udało się zaliczyć sześć wyjść na rolki. Liczę tylko na zewnątrz, bo jazda na hali to zupełnie inna dyscyplina sportowa i przepracowany sezon na hali nie przekłada się – przynajmniej u mnie – na swobodę jazdy na zewnątrz. Jestem dosyć proste zwierzę: aby jeździć dobrze po prostych muszą ćwiczyć jazdę po prostych.
Znając swój organizm wykorzystałem poprzedzający maraton weekend do maksymalnego podpompowania wytrzymałości. W sobotę przejechałem jednorazowo 48, a w niedzielę jeszcze 22 km. To nie tyle pod kątem nadrobienia, bo tego się nie da nadrobić, co przekazania organizmowi delikatnej sugestii, żeby nie robił bydła i wytrzymał do końca maratonu, a nie jakieś odłączanie prądu po połówce.
I to się udało. Nogi miały siłę do końca. Gorsza sprawa wyszła z plecami, bo te 70 km zostawiły ślad u dołu pleców i cały maraton walczyłem o rozluźnienie dołu pleców i lewego biodra. W sumie sprawa prosta: trzeba chwilę się potoczyć z rękami na kolanach i ciężarem na prawej nodze. Niefajne jest to, że trzeba co chwilę powtarzać.
Start w miarę płynny i wejście w pociąg ze znanymi zawodnikami z moich rejonów wyniku. Niestety pociąg zrobił się za długi, a gdzieś w połowie przytkało się po pierwszym zakręcie, na wąskim pod górę i cała czołówka odjechała. Przez chwilę zastanawiałem się czy nie gonić, ale mój pociąg był naprawdę rozciągnięty i byłoby to ze sto metrów do nadrobienia na już. A przecież tamten pociąg przyspieszał. Wygrało podejście ostrożnościowe.
No to rozejrzałem się dookoła i patrzę z kim jadę. Jest Janno, Grzesiek, Maksio, Kazek. Spoko, turlamy się razem.
Pierwsze okrążenia wyszły najszybciej i wtedy też musiałem się skupiać, bo pociąg momentami chciał mi uciec. Jazda polegała na interwałach, podczas których podganiałem, a potem dotaczałem się do końca pociągu z rękami na kolanach słuchając co tam plecy i biodro mówią. Momentami trzeba było się spiąć. Odjeżdżali może i na dziesięć metrów, czyli goniłem ich już bez osłony przed wiatrem. Na szczęście nie było to tak szybkie, żeby nie dał rady dogonić. Ale było na tyle szybkie, że nie wchodziła mi ładnie technika. Tylko same podstawy: odłożenie na zewnętrzną, pchanie w bok. Jakieś usiłowania pchania zewnętrzną krawędzią musiałem zostawić na połowę dystansu, gdy lokomotywki zaczęły jechać wolniej. Wtedy jechało się najsympatyczniej, bo do 30 kilometra nie czułem się w ogóle zmęczony i zwłaszcza na lepszym asfalcie nowej alejki się normalnie nudziłem na tyłach pociągu. Pamiętając że jednak za chwilę wyjeżdżamy na gorszy asfalt nie wyrywałem się do przodu przed miejsce 4-5.
Chciałbym móc sobie powiedzieć, że „kontrolowałem grupę”, ale to mimo wszystko nie było tak różowe. Momentami grupa dostawała speeda i trzeba było się skupiać i dojeżdżać. Ale fakt: wrażenie było takie, że jazda jest łatwa, bo tętno nie było na czerwonym. Większość czasu było na żółtym. I w tym miejscu trzeba podziękować bieganym w ostatnim miesiącu dziesiątkom. No bo z wytrzymałością tlenową akurat problemu nie miałem. Byłem w stanie dojechać bez walki o życie, bez skurczy.
Przed wyścigiem powiedziałem moim kolegom treningowym, że oczekuję zdublowania z ich strony. Tak to czułem i nie liczyłem na cud. Na cuda trzeba zapracować. Jednak nie liczyłem na podwójne zdublowanie. Cóż, może ja i pojechałem wolniej niż ostatnio, ale dla równowagi oni pojechali szybciej! W przyrodzie nic nie ginie.
Pierwsze okrążenia jechaliśmy w składzie jak podałem wyżej. Plus dziewczyny z Jabry i Silesii, Piotrek Feliks oraz paru nieznanych mi wcześniej. Kazek świetnie się odnajdywał w grupie. O ile ja starałem się wydoić każdą możliwość odpoczynku, to on jechał aktywnie. Wielka szkoda, że pobierając wodę poślizgnął się na kałuży, zakręcił piruet i upadł. Bez problemu dojechałby z nami. Jak zrobił się ten temat z wodą, to akurat miałem mu mówić, że świetnie mu idzie. No nie zdążyłem. Pech.
Bez Kazka skupiałem się na Grześku i Maksie. Grzesiek walczył. Widać było, że podgania i coraz trudniej mu było. W pewnym momencie zacząłem go dopingować do dalszych wysiłków, ale uśmiechnął się tylko i został z tyłu. To było jeszcze przed połówką.
Został Janno i Maks. Janno trzymał się pierwszej połowy, my z Maksem grzaliśmy tyły. No i Maksio jechał tak, jakby pociąg był dla niego za wolny. I pewnie był i pewnie na kolejnym maratonie złapie intercity, a nie TLK. Widać progres, widać zapas i widać że trzeba się odważyć.
Po mnie nic nie było widać, bo toczenie się z rękami na kolanach jest wybitnie nieefektowne. Ale jak plecy grożą Ci K.O. to jest efektywne.
Z pierwszych maratonów pamiętałem jakieś szalone cierpiętnictwo, a tym razem kółka mijały w spokoju i można powiedzieć w zen. Pogodzony z sobą i losem cisnąłem tylko tyle ile wymagało ode mnie utrzymanie się w pociągu. Jak wjeżdżaliśmy na lepszy asfalt to starałem się pojechać chociaż trochę na zewnętrznej krawędzi. Co kończyło się momentalnie wyjeżdżaniem przed poprzedzające wagoniki i jest to dramatyczny dowód na siłę poprawnej techniki. Wymagana lepsza stabilizacja i kontrola stopy, ułożenie stopy, kolana, biodra i barku w linii, zejście niżej i po prostu samo jedzie. Może kiedyś ogarnę to na tyle, że da się przejechać w ten sposób maraton. I może wtedy będzie to w lepszym pociągu, bardziej w kierunku, o który nam wszystkim chodzi: zwiększania prędkości i skracania czasu.
Łapaliśmy do pociągu różnych spadkowiczów. Spokój ducha psuł widok gościa w zielonej koszulce, który upadł, a ponieważ był nawet bez rękawiczek, to sporo krwawił z rąk i miał cały dół pleców w swojej krwi. Takie „memento cadere”… Pojawiła się też młoda fitnesówka w wysokim bucie i chociaż na początku pilnowałem się, żeby mnie nie odcięła od grupy, to kolejne kilometry udowodniły, że nie ma takiego ryzyka. Elegancko się trzymała.
Co kilka kółek mijaliśmy Turbobabcię (Pani Barbara Prymakowska w tym roku kończy osiemdziesiątkę!), która dzielnie i bez ochraniaczy walczyła z dystansem w białoczerwonym kostiumie Berdaxa. Oraz długi pomarańczowy pociąg Akademii Rolkarza prowadzony przez Eryka. Najgorsza sprawa z długimi pociągami na zakrętach. W pewnym momencie się zrobiło tak, że na agrafce pod Cracovią musiały się minąć trzy rzędy jadących: my po wewnętrznej, potem długi pociąg Akademii, a oni z kolei brali po wewnętrznej jakichś samotnych Riderów. Ten jeden raz było ciepło, ale nic się nie stało, udało się zacieśnić zakręt i wypruć od razu przed nich.
Wraz z nawijanymi kolejnymi dziesiątkami kilometrów utrzymanie kontroli kostki robiło się coraz bardziej problematyczne. Poza biodrem i plecami najsłabszym ogniwem okazały się kostki. Pewnie ciągle jeszcze szyny nie są dobrze wyregulowane. Czuć było, że mięśnie łydek się przeciążają. Kolejna rzecz, której się na hali nie wyćwiczy.
No dobra, ostatnie kółko. Pociąg lekko przyspieszył. W połowie Focha szpica wyrwała do przodu. Maks za nią. Spodziewałem się tego więc ruszyłem, ale jakieś może półtorej sekundy za późno. Trzeba było gonić ich samemu. Mniej więcej dogoniłem przed agrafką, ale jak tylko ją przejechali to odpalili nitro i mogłem tylko oglądać ich malejące sylwetki. Pary starczyło do połowy odległości między zakrętem, a metą… Na szczęście już nikt mnie nie wyprzedził, odskoczyłem wystarczająco.
Zabrakło prądu, odcięło mnie. Albo powietrze, albo za mało węgli w trakcie, bo był tylko jeden mały żel i dwa łyki słodkiego izotonika. Swoją drogą następnym razem na taką niegorącą pogodę biorę wąską, półlitrową butelkę, która się lepiej mieści w dłoni i lepiej upycha na karku. No i wożenie żeli pod nogawką na udzie się elegancko sprawdza. Gmeranie w kieszeni na plecach jest do kitu.
Efekt to 1:37:58. Prawie cztery minuty gorzej niż w zeszłym roku. To jest konsekwencja tego, że na początku nie poleciałem za Kaśką. Byłby to wtedy pewnie inny wyścig i czas 1:34, czyli identyczny jak rok temu. Ale to i tak było wszystko na co tego dnia było mnie stać: 1:30 było poza zasięgiem.
Mam tendencję do myślenia, że skoro się staram, to wszystko powinno być łańcuchem niekończącego się progresu. A tu się okazuje, że nie ma co traktować tego co się już ma, jako danego na zawsze. Ale dobrze, sądzę że było mi to potrzebne. Będę miał teraz lepszą motywację, aby poprawiać się dalej. Byłem w takiej sytuacji już kilka razy. Czasami trzeba się cofnąć, aby nie tyle wrócić, co pójść dalej.
A dalej to w moim przypadku będą maratony między półtora, a jeden dwadzieścia pięć, ale przejechane bez wożenia się. Kupa pracy czeka i oby zdrowie dopisało.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
@Tomcat raz jeszcze dziękuję! I podkreślę to także publicznie: jesteś nieustającą inspiracją!
Tak jak wspomniałem po maratonie: dla jednych życiówka to dla drugich lekkie rozczarowanie... Jak Cię zobaczyłem przed sobą na trasie w pociągu, to stałeś się dla mnie - razem z pociągiem - nadzieją na doskonały (dla mnie) czas. I nie pomyliłem się.
Czasami są takie zawody, gdzie wiele rzeczy "nie zagra". Tutaj mimo dużych obaw "siadło" mi sporo. I faktycznie... czułem się mocno, co zaskoczyło mnie bardzo. Spodziewałem się tego, że będzie lepiej niż rok temu (4 tygodnie po COVID), ale też miałem z tyłu głowy, że nie byłem na żadnej hali, że problem z okostną ciągnął się za mną 6 miesięcy. Że najdłuższy dystans w tym roku przejechany na rolkach to 21 km... Okazało się, że rower od stycznia na zewnątrz zrobił jednak swoje.
Byłem ciekaw, czy dam radę rzucić się na połknięcie pociągu od Muzeum Narodowego do mety i ku mojemu zaskoczeniu... zrobiłem to. Z rękami na przodzie, ale poszło. Bez Was byłoby to niemożliwe! Dziękuję!
@Tomcat
Gratuluję przejechania maratonu i pokonania swoich słabości! Jak zawsze wciągająca relacja 👌
@Kazek103
Mam nadzieje, że nie poobijałeś się za bardzo i nie było większych szkód. Świetny czas przejazdu gratuluję!
@Maksmichalczak choć nie mieliśmy okazji poznać się, to również przesyłam gratulacje i powodzenia w kolejnych startach!
🙂
"Energia podąża za uwagą"
@ania_09
Dziękuję, nie mam pamięci do twarzy i nie trafiłem chyba na Ciebie, a szkoda.
Najbardziej ucierpiała kość ogonowa i lekkie obtarcia ręki, Tomek wszystko rejestrował i mam nadzieję, że gdzieś to wrzuci. Nigdy nie oglądałem się na nagraniu i jestem ciekaw jak ta moją męka wygląda i co można jeszcze zmienić, poprawić.
@maksmichalczak
Przyłączam się do gratulacji, większość czasu musieliśmy jechać razem, ale nie pamiętam Ciebie. Będzie jeszcze okazja się poznać.
Kochani, dziękuję!
@kazek103 to mi mówiłeś, że Ci wypadł bidon, a ja zażartowałem, że z okrążenia na okrążenie poprawiasz technikę chwytu wody od dzieci 😉
@maksmichalczak
🙂 dla utrwalenia przypomnij mi się w Widawie, jak będziesz.
Wysłany przez: @maksmichalczakKochani, dziękuję!
@kazek103 to mi mówiłeś, że Ci wypadł bidon, a ja zażartowałem, że z okrążenia na okrążenie poprawiasz technikę chwytu wody od dzieci 😉
WIDZIAŁEM że się da przy 30+ km/h, więc tak, to jest technika. I pewnie mobilność barku 😀
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @maksmichalczakChcę być, ale zobaczymy... 😉
Zaczyna mi się ta Widawa wkomponowywać. Wydawało się, że nie, ale strzałka zaczyna przechylać się w stronę tak. Na połówkę, bo po zeszłorocznym nie odważę się całego.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Tomek, spokojnie. Na przetarcie szlaku może czujesz niedosyt, bo czas taki średni, ale dasz radę, musisz tylko wrócić do formy z Mazur 2021. To tam chyba byłeś w najlepszej formie i gdyby nie ten nieszczęsny upadek to miałbyś rewelacyjny wynik. A i pomimo upadku super pojechałeś.
Musisz wrócić do tego co było. Bo technicznie na pewno jesteś lepszy. Poczyniłeś przez te 2 lata duży progres.
Fajnie że przejechałeś Cracovię i obyło się bez wywrotki itp.
Czas też nie jest jakiś bardzo kiepski. Jest do poprawy, ale to początek sezonu.
Ja również 21 km. Tam maraton nie jest dla mnie i jeszcze długo nie będzie...
Wiersz o rolkach szybkich.
By ChatGPT 😃
The wheels spin, the wind in my face,
As I glide through the city at a breakneck pace.
The hum of the road beneath my feet,
A rhythm that's quick and impossibly sweet.
I feel alive as I pick up speed,
My heart pumping, my body freed.
Every twist and turn, every curve and bend,
Is a thrill that I never want to end.
I fly past cars and pedestrians alike,
A blur of motion, a streak of light.
The world around me a blur and a haze,
As I push myself through the streets and the ways.
The rush of the wind, the thrill of the chase,
Is a feeling I'll never replace.
Speed inline skating, my heart's desire,
A passion that burns like a blazing fire.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wersją goła, bez danych.
Chciałem to wrzucić szybko, a ladowalo się ponad dobę...
Oprócz tego będzie wersja z danymi.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Dzięki za filmik. Następnym razem niech będzie jednak więcej kadrów z plecami zawodników, a zdecydowanie mniej asfaltu, jak w tym filmie 😉 Do pierwszych pleców dokleiłeś się dopiero w 2.38 i to raptem na kilkanaście sekund - a tak powinieneś jechać większość dystansu. W zasadzie jedziesz cały czas sam, a dobrze wiemy jak to męczy. Nie wiem czy właśnie z tego powodu już na pierwszej agrawce pod Cracovią przepuściłeś zbyt wielu zawodników z pociągu za Tobą. Może warto pójść w tą stronę i próbować po prostu jechać blisko za kimś. Końcówka z plecami wygląda zdecydowanie lepiej 🙂
-
Zawody rolkowe 2025
3 tygodnie temu
-
Zawody rolkowe 2023
3 miesiące temu
-
Zawody rolkowe 2024
11 miesięcy temu
-
Kicking Asphalt 2022
2 lata temu
Ostatni post: Zawody rolkowe 2025 Najnowszy użytkownik: clementcatts07 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte