Kilometry w mieście 2021
Nowy wątek na nowy rok. Na początek czas rozliczyć cele z 2020.
- Minimum 2800km – z czego 300km na nartorolkach. Udany i nieudany zarazem. Rolkowo 3133km, narotolkowo 152km. Razem 3285km.
- Każdy miesiąc z zawodami – zrelizowany. Co prawda nie tak jak sobie wyobrażałem, bo kilka miesięcy popchniętych dzięki zawodom wirtualnym, ale cóż taki rok :/. Jednocześnie zauważyłem, że blaszka z zawodów rzeczywistych daje jakieś wspomnienia. Chwyta to człowiek do ręki i od razu wie, gdzie był, jak było, jaki był miesiąc/pogoda. Blaszka z wirtualna, to po prostu pusta blaszka, którą trzeba „doczytać”, żeby się dowiedzieć co to za wydarzenie.
- Przynajmniej jedne zawody nartorolkowe z dystansem minimum 10km – zrealizowany. Prawie 2 razy. Swornegacie, przerwane przez wypadek Pana Andrzeja + Grodzisk Mazowiecki, po których to zawodach zostałem Mistrzem Powiatu Grodziskiego ;). Z jednej strony sukcesy, z drugiej ściganie się na kółkach terenowych nie daje jakieś mega frajdy. Cel 100% wylatuje z grafiku na 2021.
- Przynajmniej 10tys kcal z aktywności fizycznej miesięcznie – zrealizowany. Najmniej w październiku i grudni bo po 12tys kcal, ale to dalej z 2tys górką. Najwięcej w listopadzie - prawie 28tys kcal.
- Trasna na rolkach „All Around Warsaw” – niezrelizowany - planowałem na marzec, ale COVID. Latem nie było sensu bo za gorąco, a potem zapomnialem. No coż może w 2021, ale trzeba będzie na nowo trasę planować bo kilka nowych ścieżek rowerowych się w mieście pojawiło a do tego miałem ja zapisaną w Endo. Więc już nie mam :/
- Coś czego nie było w planach od samego początku, a pojawiło się w trakcie: średnio jeden przejazd o dystansie przynajmniej pół-maratonu tygodniowo. Udało się i było fajnie.
A co w 2021:
- minumum 3000km na rolkach.
- każdy miesiąc z zawodami – zostaje (najwyżej znowu przepchnę wirtualnymi)
- przynajmniej 10tys kcal miesięcznie – zostaje – fajnie motywuje i robi wyrzuty sumienia jak człowiek siedzi na tyłku 4 dni z rzędu :P.
- średnio jeden przejazd o dystansie przynajmniej pół-maratonu tygodniowo – zostaje
- jeden pełny maraton miesięcznie – i tu uwaga ma być maraton per miesiąc a nie „średnio”
- trasa „all around Warsaw” / „wszystkie mosty Warszawy” – coś musi być. Tę drugą niby zaliczyłem parę lat temu, ale od tego czasu mamy +2 mosty, także ten, czas powtórzyć.
Fajnie by było coś dodać związanego z panczenami, ale nie wiem czy w tym sezonie jeszcze wejdę na lód. Nieprzewidywalnośc restrykcji mocno denerwuje.
No i mam nadzieję, że 2021 będzie normalniejszy niż 2020 i będzie więcej okazji do spotkań. Czego sobie i Wam życzę.
Kapczy. W sensie leje i pada i ma tak przez cały dzień. Dla mnie o tyle słabo, że będzie to pierwszy dzień w 2021 bez rolek ;).
Na chwilę obecną zrobione 4 traski: 35km, maraton i 2x półmaraton. Pierwsze 100km w 3 dni. W chwili obecnej 127km. Wczorajszy półmaraton wyszedł tylko przez gapiostwo. Miałem zaplanowane 15km w czasie kiedy Grześ na treningu (dość mam już stania przez 1,5h i patrzenia jak jeździ). Plan był prosty: wstawiam młodego na Stegny, sam wdziewam rolki i heja.
Problem w tym, że bieżączka przy wychodzeniu z domu (spotkanie, obiad, spotkanie – to drugie w chwili gdy jedną nogą powinien być już w aucie) sprawiła, że nie wziąłem rolek. Jednym słowem na Stegnach kolejne 1,5h stania. Po powrocie Ola widząc moją minę stwiedziła „jedź już na te rolki”. No to pojechałem. Trasę zrobiłem prawie taką jak zaplanowałem, z minimalnymi modyfikacjami + dojazd ale oczywiście na rolkach. Stąd połówka.
Polar raportuje górną granicę przeciążenia cardio. Ale co on tam wie 😉 – nigdy mi się te wykresy nie zgadzały z uczuciem w czasie i po aktywności. No chyba, że raportuje niedotrenowanie – to wtedy tak.
W teorii 2 tygodnie i 1 dzień do powrotu na panczeny. Chyba że rząd coś zmaluje... A zmaluje bo jak się czyta program szczepien narodowych przeciew COVID to dopiero Etap III obejmuje: "przedsiębiorców i pracowników sektorów zamkniętych na mocy rozporządzeń ws. ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii"... Czyli za ile? Rok? Dwa? Ble...
Powodzenia i czekam na kolejna relacje z panczen 🙂
Co do kowida to cholera wie. Na razie w wielu krajach krzywa po drugiej fali nie zdazyla opasc, a juz leci w kolejny pik. U nas tez wyglada na to ze idzie wlasnie ta wersja :/ Predzej czy pozniej to sie skonczy, a jesli przemnozyc przez 10 oficjalne dane to w pewnym momencie po prostu juz braknie populacji i samo sie wygasi bez wzgledu na szczepienia... 🙂
Jak zrealizowales w zeszlym roku kazdy miesiac z zawodami to tym bardziej ten 🙂
Wysłany przez: @szyszkownikPowodzenia i czekam na kolejna relacje z panczen
Dzięki. Tylko jak pisałem nie wiem czy/kiedy panczny będą grane. Jak jeżdże z Grzesiem na treningi to widzę, że są pojedynczy mastersi, który mają wy****, co jest trochę słabe bo tu nie chodzi tylko o potencjalny mandat/karę administracyjną dla jednej osoby a możliwość zamknęcia obiektu na stałe, do daty niewiadomej. Stąd ja się nie odważam, bo nagle 5 klubów nie miałoby gdzie trenować.
Wysłany przez: @szyszkownikJak zrealizowales w zeszlym roku kazdy miesiac z zawodami to tym bardziej ten
Z jednej strony tak, z drugiej jestem mocno przejedzony tą formułą. To raz. Dwa część organizatorów w ogóle nie podejmuje rękawicy, żeby zacząć zawody organizować. Styczeń na razie mam ogarnięty:
1) Bieg Wedla (9km) - stacjonarnie, punktem w regulaminie mówiącym, że jeśli restykcje nie pozwolą to automatycznie akceptuję wirtual.
2) Bieg WOŚP Policz się z cukrzycą (5km) - w tym roku w Warszawie tylko wirtual 🙁 (ale np Opole robi stacjonarnie).
W lutym chciałem udeżyć z Olą w walentynkowy ITAKI Bieg dla Par, dokładnie tak jak w 2020. Nawet do nich pisałem czy będą organizować - na razie bez odpowiedzi, ale dopiero po wysłaniu zapytania zdałem sobie sprawę, że ITAKA to przecież branża turystyczna... Więc szczerze wątpię :(. Bieg walentynkowy robił jeszcze LIDER z Grodziska Mazowieckiego - no ale tu zaczyna być problem logisytczny, bo trzeb kogoś ogarnąć do opieki nad dziecmi...
Na Warszawski Triatlon Zimowy (zwykle przełom stycznia/lutego) też się na razie nie zanosi :(. Jednym słowem czekam na 17.I zanim zacznę wpadać w "panic mode", że na luty nic nie ma ;). Poderzewam, że organizatorzy robią to samo...
Rzeczywistość po nowym roku już mnie dopadła. Niestety chwilowo nie ma jak robić dłuższych tras. Całościowo w 2021 na razie 163,5km na rolkach, w porównaniu do 2020 w skali tydzień do tygodnia jestem 15km w plecy, ale mamy jeszcze 3 dni więc będzie dobrze ;).
Dzisiaj niby całościowo wypadł 1/2 maraton - ale na raty. Pierwsze 5km w południe bo musiałem coś na mieście załatwić, potem 15km podczas treningu Grzesia - skoro nie wpuszczają mnie na lód, to zakładam rolce. Plus tego taki, że nie stoję jako kołek i nie marznę przez 1,5h tylko sobie aktywnie spędzam czas.
Drugi plus taki, że mam inny "punkt startu", a innym punkt startu daje inne ciekawe trasy. Dzisiaj na przykład machnąłem sobie wieloryba. Także ten, jest fun 😉
Koniec 2 tygodnia. Rolkowo sumarycznie od początku roku przebiłem 200km. Jest moc! To było wczoraj ;).
A dziś dystans 1/2 maratonu na nartorolkach z ekipą TN Biegówki. Na przejeździe robiłem za przewodnika - zwiedzaliśmy moją dzielnicę - 23 murale + dwa szczyty: Górka Kazurka i Kopa Cwila.
Od jutra drugi tydzień "ferii" czyli Grześ wraca na traningi a ja na rolki. Na razie poniedziałkowe prognozy bez śniegu/deszczu więc rolkowe km same się będą nabijać ;). +23km w stosunku do analogicznego okresu w 2020 😀
Bedę narzekał:
1. Z nieba sypnęło białym g*** 🙁 😉 - chwilowo koniec z rolkami. Licznik stanął na 234,82 dla rolek. 261km we wszystkich aktywnościach.
2. Restrykcje przedłużone. Czyli nie można w baseny bo nie, w lodowiska bo nie, w rolki bo pogoda. Zostaje bieganie ale przecież nie będę biegał codziennie. Dzisiejsza aktywność ogarnięta przez odśnieżanie + wieczorne ćwiczenia w domu. Poza tym w tygodniu nie bardzo jest jak biegać.
3. W obszarze zawodów:
a) Restrykcje przeniosły mi Bieg Wedla do wirtuala - jedna z niewielu 10-tek (no dokładnie to 9km), które biegałem w roku, a oni mi to do wirtuala. 🙁
b) Bieg WOŚP - 5km tu miał być wirtual od początku. Niby 31.I, ale już przysłali medal ;). I jak się tu cieszyć tym medalem za 3 tygodnie? 😉
c) Jeszcze 2 dni temu skakałem z radości, że ogarnąłem Bieg Par (w tym opiekę dla dzieci) w Grodzisku. Bieg miał byc 14.II w Grodzisku... Przenieśli na kwiecień o.O Nie wiem co będzie ale w kwietniu to ja chce już w zawody rolkowe...
d) No to znowu szukanie czegoś na luty :(. Mam info od organizatorki, że ITAKI Bieg Par też nie wystartuje. Co robić jak żyć?
@qbajak
Jak byłem w Twoim wieku to biegałem codziennie. 😉 🙂
Ale serio to kiepski pomysł. I wiedza i doświadczenie przekonują, żeby nie zwiększać istotnie przelotów w okresach mniej niż trzymiesięcznych. Czyli po trzech miesiącach regularności można zwiększyć przelot - maksymalnie o 30%. To znaczy o 30% mogą zwiększyć zdrowe brysie, bez żadnych bolących kolan etc.
Czemu tak? Retencja kolagenu w kolanach to jest właśnie circa 90 dni. Jak zaczynasz bardziej obciążać, to organizm przeznaczy dodatkowe środki na poprawę smarowania, ale zanim zdąży cokolwiek zrobić upłynie rzeczone 90 dni.
Więc luuuuuuz.
Zima jest super okazją do spokojnego biegania, bo jak ktoś spróbuje biegać szybko, to ryj rozkwasi najdalej na trzecim treningu. 😉
Zawsze są jeszcze burpeesy 🙂
https://youtu.be/qMrorCA966E
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatJak zaczynasz bardziej obciążać, to organizm przeznaczy dodatkowe środki na poprawę smarowania, ale zanim zdąży cokolwiek zrobić upłynie rzeczone 90 dni.
To jedno. Dwa jest jeszcze kwestia regeneracji sciegien, ktora trwa minimum 36h. Dlatego nie zaleca sie robienia takich samych treningów z dnia na dzien. Miesniom przy dobrej regeneracji/odpoczynku starczy 24h, sciegnom nie. No i zaczyna sie kumulowac. Po cichu, jak boli to juz jest lipa, lekka albo wieksza 😉 Np. znane powiedzenie fizjoterapeutów - "biodro boli kolanem". Czyli jak cos jest lekko przekoszone w miednicy, cos sie gdzies kompesuje to zaczyna bolec albo kostka, albo kolano, a samo źródło - jako ostatnie.
Jakas izometria, burpeesy, rownowaga, pompeczki, podciagania australijskie, niedzwiadki, malpki czy kraby - naprawde idzie w domu ulozyc niezly trening, ktory odda w sezonie 🙂 Bieganie dalbym maks 3x w tygodniu i tez nie z naciskiem na "przebieg" tylko roznorodnosc - teren, szybciej, wolniej, pod gorke, jakis interwalik, ale od tego masz eksperta, ktory odezwal sie powyzej, ktorego bardzo bardzo polecam 🙂
Ścięgna ważna rzecz.
Ja sobie sprokurowałem entezopatię lewego achillesa, która sp*ła mi praktycznie cały 2017 rok.
A zaczeło się od tego, że przygotowując się do (najlepszego w życiu) półmaratonu marzanny nagle przebiegłem w miesiąc 240 kilometrów zamiast zwyczajowych 160...
Po półmaratonie się jeszcze trzymał, ale dwa miesiące później zrobiłem rekordową dychę i ... tutaj się już zbuntował.
Stare przysłowie mówi: tisze jediesz dalsze budiesz.
A ja powiem tak: najgorzej jest biegać wolno, długo i jednostajnie.
Zdrowiej zrobić porzadny jakościowy trening: 2km rozgrzewka trucht, dogrzanie w miejscu, potem jakieś szybkie odcinki (w zależności od długości odcinka i długości przerwy między odcinkami można trenować kompletnie różne aspekty) i na koniec lekkie rozbieganie/cool down - chociaż akurat tego nigdy nie byłem fanatykiem.
A inny dzień góreczki. 🙂 Jak kiedyś narzekałem na kolana to mi kolega podrzucił książkę, w której trener każdemu narzekającemu aplikował sprinty pod górę. No to popróbowałem i po drugiej sesji jak ręką odjął 🙂 Proste 10s sprinty. Skończy się szybciej niż zdążysz się zdyszeć 😉
I tak dalej i tak dalej. 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatJak byłem w Twoim wieku to biegałem codziennie. ? ?
A ble :P. Biegi tylko i wyłącznie uzupełniająco, nie wyobrażam sobie robić z tego dyscypliny nr 1. Także codzienne na pewno mi nie grozi 😉
Wysłany przez: @szyszkownikJakas izometria, burpeesy, rownowaga, pompeczki, podciagania australijskie, niedzwiadki, malpki czy kraby - naprawde idzie w domu ulozyc niezly trening, ktory odda w sezonie ?
Zważywszy, że z wylistowanych mogę uznać, że rozumiem tylko 3, to w kwestii domowych treningów muszę się jeszcze podszkolić 😉
Białym g***** dale sypie. Patrzę na swój dziennik aktywności i wychodzi, że od mojego złego humoru i narzekania minęło 6 dni a ja przesadziłem na 4 literach tylko czwartek 14-stego. Z resztą to mój jedyny dzień w styczniu bez aktywności, więc można uznać, że mi się po prostu należało.
Z rolek nie zrezygnowałem całkowicie. Dwie sesje zjazdowe na SUVach. Dystans nie robi wrażenia, bo w tym to się jednak jeździć nie da, ale zjeżdżać równolegle do dzieciaków bawiących się na sankach jak najbardziej. Taki tematyczny fun dla wyrośniętych ;). A i w nogi idzie, bo to zjazd - człapanie pod górę - zjazd - człapanie pod górę. Czasowo oczywiście więcej człapania ;).
A tak to domowa walka z Ring Fit Adventure. Ta niestety pomału mi się kończy bo gra pokazuje, że jestem w ostatnim świecie - nie wiem czy po skończeniu będzie mi się chciało w nią tłuc dla samego tłuczenia. Z racji zimy doszło też trochę odśnieżania i kolejna walka z workami ekogroszku. Dziś mięśnie nóg palą - chociaż niby nic nie takiego nie robiłem.
Udało się też znaleźć zawody na luty (biegi 5km). Jeszcze się nie zapisuję, bo może uda się ogarnąć coś ciekawszego. No i mam nadzieję, że pogoda będzie jakaś... Tak tylko piszę, bo po wczorajszym treningu Grzesia na Stegnach musiałem łamać bandanę, którą miał dla sobie ;).
No i mocno wierzę, że od lutego wrócę sobie na basen, bo tu branża za branżą, miejscówka za miejscówką dołączają do akcji #otwieraMY... Oby durne restrykcje skończyły się jak najprędzej.
4 dzień po powrocie klas 1-3 do szkół. Do tego dzień bez popołudniowego treningu Grzesia. Stąd decyzja: zakładamy plecak z laptopem i po odprowadzeniu dzieci do przedszkola/szkoły lecę popracować do biura.
Swoją drogą śmiesznie się siedzi w open space jak biuro wymiarowane na 150-200 osób a w środku osób może 10. W przerwie na lunch decyzja. Skoro Tomek się regularnie bawi w chomika to i ja mogę. Wypad do biurowej siłki i heja na rowerek. Z racji ilości czasu jakim dysponowałem stanęło na odpaleniu zaprogramowanego treningu HIIT. 3,5min kręcenia na luzie + 45 sekund na maxa + rozgrzewka i cooldown.
Od razu wyszło, że rowek pracowy (chyba magnetyczny) nie nadaje się do takich zabaw, bo po dużej intensywności na 3,5 minutową sesję zrzuca obciążenie do minimum, co jest totalnie bez sensu. Spodziewałbym się bardziej, że utrzyma to co ustawiłem, ale ja będę sobie kręcił wolniej, ewentualnie że spadnie 2-3 "wirtualne przerzutki" w dół. A tak człowiek ledwo wyrabia 45sekund na maxa a potem zanim się zorientuje, że kręci powietrze to trochę mija. Trudno też wrzucić z 50 Watów od razu na 150 czy 200 więc jest nieco dziwnie. Chociaż wykres tętna fajnie interwały pokazuje.
5 strefa nie osiągnięta, bo ewidentnie nastawiałem zbyt małe obciążenie. I tu kolejny mankament sprzętu - w interwale już nie można podkręcić. Czyli po automatyczny zrzuceniu obciążenia, trzeba je ponownie nastawić przed kolejnym interwałem... Pewnie do nauczenia się podczas kolejnych zabawa, ale dziś po prostu nie chciałem przeginać.
@qbajak
Takiego magicznego komputerka to mam na orbitreku, ale tam plan ćwiczenia jest wyświetlany w postaci górek obrazujących obciążenie. Więc w sumie to nie wiem co to za sprzęt ujeżdżałeś.
W moim domowym trenażerze mam ustawioną stałą siłę, aktualnie na poziomie 0, gdzie poziomy są od -2 do +8 (ale to teoria powyżej +4 koło się już ślizga na rolce). Interwały robię wrzucając większe przełożenie na rowerze.
Czyli tak: z przodu cały czas na dużym blacie T53, z tyłu zaczynam rozgrzewkę w połowie kasety i średnio, na wyczucie, co kilka minut zrzucam na twardsze. Od mniej więcej 8-10 minut uznaję rozgrzewkę za wystarczającą i dopinam zwiększając kadencję plus operując tylną przerzutką, żeby wskoczyło na okolice roboczego obciążenia. A później to zależy od pomysłu na trening.
Ostatnio chciałem zrobić 50km w 1,5h, czyli musiałem wyjść na średnią 33,4 km/h. No to tak jechałem, żeby dobić do średniej, ale się nie zmęczyć zbytnio. I tak wcale to nie było jakieś banalnie proste, ale przynajmniej zmniejszyłem sobie potrzebę regeneracji, wiedząc, że za dobę będę poginał na maksa na rolkach po hali i przyda się cała siła i wytrzymałość.
Generalnie - z czasem przychodzą przemyślenia, wnioski i zażalenia. 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @szyszkownikAir bike'a probowales...?
Nope. W teorii wiem co to jest, w praktyce nigdy na oczy nie widziałem. Jedyna siłowania jaką odwiedzam to ta w pracy. A to malutkie jest. 3 sprzęty kardio (rowerek, bieżnia, wiosło) i część której nie odwiedzam, czyli jakiś "atlas" + ławeczka do wyciskania.
Wysłany przez: @tomcatWięc w sumie to nie wiem co to za sprzęt ujeżdżałeś.
Pogooglalem, poszperałem i wychodzi na to że Kettler Ergo C-cośtam. Ale C-ile to już po zdjęciach nie poznam.
Z innych mankamentów tego urządzenia to ustawienie wysokości siodełka jest skokowe. Na "8" minimalnie za nisko, na "9" już za wysoko. Rozumiem, że to sprzęt siłowniany, ma być wszystko na szybko, no ale ale... Jak się nic nie s*** to następna sesja rowerkowa we wtorek. A potem od środy 3 dni totalnej laby bo się znowu na krew wybieram.
Dzisiaj z kolei powrót do korzeni prawie 19km na rolkach. To jest 5,5 + 13,5km. I tak jak piątka była wycieczką do paczkomatu i punktu Bonito po odbiór S&M oraz S&M2 Metallica, tak 13,5km miało być mega wieczorną frajdą a wszyło jak wyszło. Wszystko przez to, że Warszawa postanowiła w tym roku nie odśnieżać ścieżek rowerowych. Chodniki niby są bez śniegu, no ale nie mają gładkiej powierzchni... Jutro cały dzień na plusie, i to w szczycie koło 8 stopni. Wieczorem spróbuje znowu 😉
Wysłany przez: @qbajakJutro cały dzień na plusie, i to w szczycie koło 8 stopni. Wieczorem spróbuje znowu ?
Po dzisiejszym półmaratonie muszę napisać, że wczoraj to był falstart. Dzisiejsze 23,5km to już zdecydowana przyjemność. Ścieżki rowerowe w większości rozmarznięte. Przez capy śniegowe przejeżdżałem sobie jak przez masło. Na chodnik musiałem się przerzucić może ze 4 razy - kiedy śnieg leżał na długości większej niż to 3-4 metry, które da się pokonać siłą rozpędu.
Byłoby całkiem spoko gdyby nie fakt, że samochody prawie rozjechały mnie 2 razy. Raz przy SGGW - 3 pasy, zielone na przejściu, na szęście przyuważyłem że gość nie hamuje i sam zatrzymałem się na środkowym pasie. Gość mnie zobaczył jak byłem na wysokości jego drzwi...
Drugi raz na Wilanowskiej. Tu przed wjazdem na przejście musiałem już się ratować biegiem po trawie. Uber ewidentnie wjechał na skrzyżowanie na późnym pomarańczowym/wczesnym czerwonym a potem próbował je szybko opuścić.
Ja nie wiem. Rozumiem jakbym nie miał na sobie 3 świecących lampek. Ale tak? Kierowcy chyba się przyzwyczaili, że rowery znikły i obniżyli ostrożność :(.
Wysłany przez: @qbajakNope. W teorii wiem co to jest, w praktyce nigdy na oczy nie widziałem.
Jak bedizesz mial okazje to polecam. Wymagajace to jest kondycyjnie i opór jakby rośnie im szybciej krecisz.
Styczeń, styczeń i po styczniu.
Było aktywnie. 40 treningów (w tym 2 razy zawody), 43h spędzone na rejestrowanej aktywności. Kalorycznie 25,3tys kcal (Polar) – 25,8tys kcal (MapMyFitness). Tu muszę przyznać, że MMF nie zawyża, aż tak bardzo jak Endo, gdzie rozjazdy miałem większe.
Kilometrowo 363,5. W tym 12km na rowerku stacjonarnym, 20km biegiem, 21km na nartorolkach i 310,5km na rolkach.
Rozliczając postanowienia roczne
- całościowy dystans rolkowy 3000km – czyli jest 1/10 celu rocznego. Zaliczone!
- każdy miesiąc z zawodami. Zrobione. Był Bieg Wedla - miał być real, przez restrykcje rządu przenieśli do wirtuala. Ale jak i tak zrobiłem „real”. Pojechałem sobie na trasę, przywdziałem numer, wystartowałem o godzinie planowanego startu… To był mój pierwszy wirtual z przypiętym nr na piersi. W ramach protestu. Mam dość lockdownu sportu, tak po prostu. Drugi to bieg WOŚP „Policz się z cukrzycą”. W zeszłym roku biegnąc w tym biegu jak tysiące innych przybijałem piątkę Owsiakowi, który stał na pace pick-upa. W tym musiałem walczyć sam. Na 5km trasie trafiła się jedna pomarańczowa koszulka. Dobre i to.
- przynajmniej 10tys kcal miesięcznie – no jest. Z „małą” górką
- średnio jeden przejazd o dystansie ½ maratonu tygodniowo. Jest 6 (7 jeśli wliczyć nartorolki ;)). Jednym słowem zaliczone
- jeden pełnym maraton miesięcznie - jest. I to już 2 stycznia.
Czy coś bym zmienił? Chyba nie lubię biegać po śniegu. To 15km w 2 dni dało mi mocno w kość. Przykurcze czegoś za kolanami (nie mam pojęcia co to za część ciała) mocno przeszkadzają. Czuje mimo dwóch sesji rozciągania. Ale to przez moje asekuracyjne bieganie na śniegu.
No Kuba, Ty nic teraz nerwowo nie rozciągaj, tylko daj spokojnie nogom wypocząć.
Zmęczyłeś dwójki i brzuchate łydki znacznie przekraczając regularny dystans w ciągu dwóch dni na śliskim podłożu, które wymaga dużo większego napięcia i stabilizacji.
Przykurczone mięśnie muszą odpuścić, a jak będziesz je ciągnął na chama to będą reagowały dokładnie odwrotnie.
Zalecam ciepłe kąpiele i np. długie siedzenie w siadzie płaskim. Ma nie ciągnąć. Można na przykład poczytać książkę. 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @qbajakChyba nie lubię biegać po śniegu.
Duuuuużo większa potrzeba stabilizacji niz normalnie, a co za tym idzie duzo wieksze obciazenia miesni, ktore zazwyczaj tyle nie pracowaly. Jak nie przejdzie do 2, najdalej 3 tygodni to nie ma to tamto - fizjo 🙂 A teraz jak mowi przedmowca 🙂
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: cedricfurneaux9 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte