Kilometry w mieście 2021
2 tygodnie regularnych "treningów" na Dash'ach
O niskim bucie mogę napisać tylko jedno. Dalej świetnie trzyma, dalej nie obciera i w końcu zaczynam kumać, jak zawodnicy mogą się napędzać łukach. To parę cm, na które można wyciągnąć dalej nogę przy przekładance robi mega robotę...
Dodatkowo wczorajsza sytuacja w biurze z kumplem z pracy. Kupił sobie gravela (czy jakkolwiek sie te rowery nazywają). Kumpel raczej początkujący - pokazuje segmany w Stravie i sie cieszy "popatrz, popatrz, 39km/h". Wysłuchałem, powiedziałem czekaj czekaj, poszukałem trening na zegarku a tam 39,2km/h :D. Informacje że mam max 100m prostej torchę dodatkowo kumpla przyłamała ;).
@qbajak
Dashe podobno są nieco szersze w przedniej części stopy, tam gdzie zaczynają się palce. Potwierdzasz i odczuwasz to?
Mierząc w Poznaniu inne, odniosłeś wrażenie rożnych szerokości i które po Twoich testach były szersze, a które węższe? Jeśli to jeszcze pamiętasz 🙂
Chyba trzeba będzie jakoś znaleźć wolny czas i pojechać do Poznania. Choć to się robi 2 dniowa wycieczka, albo jednodniowa, ale na szybko.
Wysłany przez: @andreeeJeśli to jeszcze pamiętasz 🙂
Pamiętać nie pamiętam, ale od czego jest internet 😉 https://narolkach.pl/forum/postid/83576/
Najszerszą część stopy mam 25,5cm (mierzona w obwodzie gdzie się palce zaczynają - i dużo ludzi ma problem z tkz. haluksem). Czy to szeroko nie wiem. Dla mnie Dashe z tego co mierzyłem były najlepsze - a mierzyłem u Zico wszystko co miał przez bardzo długo. Ponad 100km przejechanych na tym kilometrów tylko potwierdza - obtarć nie ma. Zabawa jest 😉
Runmageddon Warszawa Family – 15.05.2022
Naszą przygodę zaczynamy już w sobotę. Skoro da się odebrać pakiet dzień wcześniej, to trzeba to zrobić – zwłaszcza, że mapki przesłane przez organizatorów są jakieś mało czytelne, a Runmageddon odbywa się w zupełnie nieznanej mi części Warszawy – przy Zalewie Bardowskiego.
Na miejscu tłumy ludzi, mimo wszystko odbiór pakietów bardzo sprawny. Przy okazji obczailiśmy bliższy parking na niedzielę – który w sumie mega się przydał.
Dzięki wcześniejszym pakietom, w niedzielę pojawiamy się na miejscu z odpowiednim zapasem czasu i bez stresu podążamy do strefy startu. Zaczynamy rozgrzewką, gdzie tłumaczę dzieciom, że startujemy z końca, żeby nas nie stratowali na pierwszej przeszkodzie. To, że nie lecimy na oślep przed siebie i czekamy na wszystkich, mieli wytłumaczone jeszcze w samochodzie.
Już pierwsza przeszkoda pokazuje, że zabawa nie będzie tak łatwa jak nam się z Olą wydawała. Wilcze doły. Z samego dołu do szczytu wału jakieś 3-4m wysokość. Dno oczywiście wypełnione upragnionym błockiem. I tak z 5 razy. Wskakuje na dół, przerzucam chłopaków. Najpierw do błota, później na podnóże następnego wału. Ola w tym czasie ogrania Anielę. Pierwszy wilczy dół zaskakuje mnie o tyle, że jak już ogarnąłem chłopaków, to zostałem w nim sam. Chcąc wejść: wielka kupa, bo zero podparcia, a człowiek się ześlizguje. Przez chwilę nerwowo się zaśmiałem, potem uruchomione szare komórki – nabieg na boczną ścianę, podparcie ręką (bo tam nie dość, że niżej to płasko), i jakoś się udało. Wychodzimy z pierwszej przeszkody nieźle zmachani. Anieli w trakcie też znika przerażenie z oczu – z każdym kolejnym wilczym dołem, czuje się coraz pewniej i jakby wiedziała, że jednak nie spadnie.
Dostajemy worki do noszenia (dorośli), i lecimy na kolejną przeszkodę, którym okazuje się spacer po oponach. Tadzio zalicza glebę, zanim zdążyłem powiedzieć, żeby nie chodził po oponach, tylko wchodził do nich. Worki oddane i lecimy dalej. Mamy do przejścia pole błocka – zanim zdążyliśmy się odezwać, Grześ wleciał w nie jak dzik w kartoflisko i... Utknął! Musiałem mu wyszarpywać nogi, tak żeby, butów nie pogubić. W końcu i ta przeszkoda pokonana.
Idziemy raźno dalej (bo biegiem tego się nazwać nie da) a tam ściana, taka wysoka. Chwilę mi zajęło, zanim zajarzyłem, że to przeszkoda, którą mamy pokonać. Naskok na palety (na szczęście były pod) jakoś się tam wdrapałem i wracam po Olę, żeby ją podsadzić. Dzieci obeszły bokiem ;).
Pierwsze starcie z wodą z zalewu. Nawet przyjemnie, bo człowiek się chcąc nie chcąc umył z błota. Wyjście na plażę kończy się belką z oponami, pod którą trzeba się przeczołgać. Dzieci mają łatwiej – ich belka wyższa, to raczkują. Pierwsza idzie Ola, podnoszę jej opony, żeby było łatwiej. Potem ja – jedyna myśli jaka mi towarzyszy podczas czołgania – „mam nadzieję, że woreczek strunowy, w który zapakowałem kluczki od samochodu wytrzyma: bo jak nie to jesteśmy ugotowani” (wytrzymał).
Parę kolejnych przeszkód mniej hardkorowych. Kolejne doły wypełnione wodą i błockiem – ale płytsze i z niższymi wałami. Folia, pod którą trzeba było się przeczołgać. Belki, po których trzeba było przejść. W końcu zjeżdżalnia zakończona brudną wodą – niby przyjemna, ale ciężko było ocenić głębokość basenu. Idę na pierwszy ogień. Potem przechwytuję zjeżdżającą Anielę, leci Ola i chłopaki. Chyba po tej przeszkodzie Aniela nam się wyłączyła. Zmoczyła plecy, ewidentnie było jej zimno i przeszła w tryb hibernacji.
Kolejne brodzenie w wodach zalewu, kolejne czołganko w wodzie – tym razem pod sznurkami. Pętla z workami – tym razem dzieci dostają swoje (zielone o wiele mniejsze, od dorosłych - białych). Tu na ostatnich metrach muszę wspomóc Tadzika, Aniela worka nie dostała ;). Jakaś pajęczynka do przejścia – jedna z niewielu przeszkód, gdzie dzieci radzą sobie 100 razy lepiej od dorosłych, ale to ze względu na swoje gabaryty.
W końcu pierwsza przeszkoda, którą olewam i nawet nie próbuję przejść. Jakieś liny, drążki i inne dzyndzelki, przystosowane bardziej dla małp niż zwykłych ludzi. Lecą burpeesy.
Znowu mamy okazję się umyć. Brodzimy po zalewie – tym razem woda sięga Tadzikowi do piersi, Aniela praktycznie z rąk nie schodzi. W większości jest u Oli, czasem ją przejmuję, żebyśmy sobie poradzili z jakąś przeszkodą. Koniec brodzenia to spacer z oponami. Oczywiście po wodzie. Po jednej dla dorosłego, dzieci mogą pomagać. Jako, że Aniela u Oli na rękach, to biorę 2 opony, żeby nie było że jakaś rodzina oszustów. Robimy pętelkę mamy ostatnie metry do mety.
Jeszcze tylko siatkowa piramida: jakieś 8m wysokości. Ola leci pierwsza. Ja czekam z Anielą – ta przeszła dołem, ale musiał ją ktoś odebrać po drugiej stronie, więc chwile wzięliśmy na wstrzymanie, żeby Ola zdążyła. Wchodząc, dosłownie na szczycie doganiam chłopaków – a tam Grześ z paraliżem. Siedzi na górnej belce i się nie rusza. Tłumaczę co ma zrobić, że schodzimy tyłem – tak jakby nie reaguje. Na szczęście pojawia się jakiś nastolatek, który mówi do Grzesia idź tak jak ja – Grześ przekłada nogę i pomału schodzi. (Już w aucie dowiedzieliśmy się, że tej przeszkody się przestraszył, bo na podobnej spadł kiedyś w przedszkolu bardzo go bolało i mu się przypomniało. [Pomijając wysokość – ta w przedszkolu była pewnie max 1,5m – fajnie się dowiedzieć o niektórych rzeczach po 4 latach]).
Schodzimy z piramidy, zostaje ścianka „boczna” i kolejne ringi. Widząc ringi przechodzę dołem z podniesioną głową i 3m od mety robię ostatnie burpeesy.
2km bieg kończymy po około 55m minutach. Głosowanie w aucie nad przyszłoroczną edycją daje wynik 3x tak, 1x może być i 1x nie. Jednym słowem przed zapisami kolejne głosowanie…
Taa, klasyka ze bieg oddalony jest od "tytulowej" likalizacji o 30-40 km 😉
Brawo dla Grzesia za te przeszkode 🙂 Takie biegi wlasnie pomagaja odkryc rozne rzeczy, czesto bezcenne w kwestii mentalnej w przyszlosci 🙂
Wysłany przez: @qbajakGłosowanie w aucie nad przyszłoroczną edycją daje wynik 3x tak, 1x może być i 1x nie.
Czasami proces wyglada tak: NIGDY WIECEJ!-raczej nie-no mooooze-chyba jednak-a iedy nastepny-LECIMY! 😉 A czasami robi sie tylko raz i wystarczy 🙂
Tak czy inaczej ogromne gratulacje bo jak na fb pisalem Wasze dzieci doswiadczyly wiecej roznych przygod niz niejeden dorosly 🙂 Robicie dla nich i siebie niesamowita robote 🙂
Wysłany przez: @szyszkownikCzasami proces wyglada tak: NIGDY WIECEJ!-raczej nie-no mooooze-chyba jednak-a iedy nastepny-LECIMY! 😉 A czasami robi sie tylko raz i wystarczy 🙂
Szczerze - to u nas proces już zaburzony - bo ja pamiętam z samochodu, że było 2x tak, 2x moze byc, 1x nie. Tylko Ola robiąc mi przegląd tekstu zaoponowała - to stwierdziłem, że się nie będę kłócił. "Nie" jest słabym głosem - więc będzie się dało go przekonać ;).
Wysłany przez: @szyszkownik🙂 Robicie dla nich i siebie niesamowita robote 🙂
Dzięki! Myślę, że największa robota to jest dla "nas wszystkich" (jako rodziny). Wspólne spędzanie czasu daje mega plusy. Mega łatwo odciągnąć dzieciaki od tabletów/komórek/TV. Do tego dzieciaki zaczynają mieć lepszą kondycję ode mnie - po wczorajszym Runmagedonie odpuściłem dzisiejszy trening (głownie dlatego, że mnie głowa o 15 zaczeła naparzać) - za to chłopaki bez jąknięcia tłukli te swoje kółka i przekładanki ;).
Wysłany przez: @pietaNie no, z dziećmi to na pewno jakiś wyższy level. Szok.
Szok o tyle, że na prawdę z Olą myśleliśmy, że to będą łatwiejsze przeszkody. A oni nas puścili zwykłą trasą (tylko krótszą) i tylko mówili "dzieci mogą/niech przejdą" bokiem 😀 😛 😀
Wysłany przez: @joannapJuż kiedyś miałam zapytać - czy Wy zawsze byliście tacy sportowo-zawodowi czy to bardziej "po dzieciach" Wam się zrobiło?
Ola - tak, zawsze była mega sportowa - ale głównie taniec.
Ja - zacząłem od 30-stki ;).
Czy po dzieciach - to bym dyskutował. Raczej przy ;). Ale tu znowu wchodzi rodzinne wsparcie - Ola z młodości kojarzy wojaże w różne dziwne miejsca. Teraz też podkreśla, że lubi jak jeździmy razem, bo jest fajnie i zawsze można zobaczyć coś nowego.
Dzieci są w fazie bycia "spragnionym blaszek" - chyba najbardziej Aniela, bo jak dostaje nową to otwiera swoje pudełko i jest obowiązkowy przegląd wszystkich. Najlepsze jest to, że większości z nich nie kojarzy i jak jej opowiadamy co robiła, jak biegła i jaka była mała, to się krzywi, jakbyśmy opowiadali o innej osobie. Ale tak to jest, jak pierwszy swój start miała mając bodaj 18 miesięcy :P.
Się stało. Wiedziałem, że ta chwila kiedyś nadejdzie - nie wiedziałem tylko kiedy. Po raz pierwszy zapisałem się na zawody rolkowe na inny dystans niż maksymalnie dostępny... Aż czacha paruje ;).
Maraton sierpniowy zaliczam na 1/2 dystansu królewskiego. Tym samym jedyne "pełne" ściganko w tym roku zapowiada się na Mazurskim.
Żeby dodać pikanterii: w Gdańsku ja zmniejszam dystans, Ola podnosi 😀 - to jest coś co się nazywa małżeńskim kompromisem 😉 Jednym słowem jadę w tempie Oli i zamiast walki o czas, będziemy mieli chillout randkę. Dzieci będą zostawione z najlepszą opiekunką świata (babcia) jakieś 350km od miejsca startu 😀 - także ten, będzie się działo 😀
O to znaczy, ze w Gdańsku się widzimy :). Jagna Wam dotrzyma towarzystwa na połówce.
Pojeżdżone. Mocno. Nie pamiętam już kiedy było tak ostatnio. Aplikacje pokazują mi, że poprzednie rolki były w środę, ale wtedy jeździłem sam - bez mojego "sparing partnera". Skończyło się tym, że jazda była bez motywacji i po dużej przerwie, + czułem zatoki, więc na prawdę był light.
Nawet pamiętam, że Grześ leciał full-profeska - tak, że jak schodził z płyty to był padnięty jak mucha. Jak się pojawili trenerzy, to mi przywalił pytaniem "a czemu dzisiaj taki wyprostowany jeździłeś". Wyszło na to, że rodzinnie zaliczyliśmy wszystko: Grześ "PRO", ja na badylka, a Tadzio się zbiesił (wywrotka na rozgrzewce - w sensie zahaczył o własne nogi biegnąc) i na rolki nawet nie wszedł.
Ale to było w środę. Dziś każdy na granicy swoich możliwości. Jeżdżąc z Michałem (mój sparing partner ;)) rzuciłem ułańską fantazją, że podwajamy stawkę. Dotychczas lataliśmy kółko Michał, kółko ja + 2-3 kółka "plotek" ;). Pierwsze 4 kółka przelatane w próbie dogrania się - no bo w sumie 0 ustaleń przed czy lecimy po 2 kółka, czy wymiana po jednym.
Potem już było coraz mocniej i coraz szybciej. Do tego stopnia, że 28% 55 minutowego treningu spędzona w 5 strefie tętna - poza tym, jakby podstawić mój wiek do najpopularniejszego wzoru HRMax to "pompka" podczas tego treningu powinna mi wysiąść 😉
Fajnie wrócić do żywych 😉 😛
15min w piątej strefie się nie da ponoć zrobić. Jak zajrzałem na Polara to zobaczyłem, że zawody jadę 90% w 5 strefie, mimo że już wiele razy ją podkręcałem. Pewnie mi się zaczyna gdzieś powyżej 190bpm.
Pamiętam swoje pierwsze wyciski na rolkach właśnie na torze. To uczucie "życia" skłoniło mnie do wejścia w jazdę szybką.
Sparingpartner na rolkach? Fajnie. No najlepiej jak się jeździ z kimś o podobnych prędkościach.
My na torze też parę kółek coś pojeździć, parę coś pogadać i tak w kółko 🙂
Wysłany przez: @pieta15min w piątej strefie się nie da ponoć zrobić. Jak zajrzałem na Polara to zobaczyłem, że zawody jadę 90% w 5 strefie, mimo że już wiele razy ją podkręcałem. Pewnie mi się zaczyna gdzieś powyżej 190bpm.
No to się nie da, czy lecisz na zawodach 90% w 5 strefie? 😛 Bo mi wychodzi, że dużo się da 😀
Na torze latamy interwały. Inaczej się nie da - tu wysiada też głowa - zakręty na prawdę wykańczają mózgownicę - a jak się wpadnie w "i znowu...." albo "już nie chce mi się" to kaplica ;).
Co ciekawe jak czasem porównam wyniki, to max speed z Michałem mam w okolicach 36-37km/h - jak się podepnę pod pociąg młodzieży to jestem w stanie przebić 39km/h. Cały czas nie wyłapałem, czy kiedykolwiek przebiłem na Stegnach 40km/h ;).
A tętno jest wypadkową wielu rzeczy. Przez prawie rok miałem problem z utrzymaniem się z 4 strefie - po prostu totalne odcięcie i brak siły do wszystkiego. Zrzucam to przed wszystkim na przebrnięty COVID. Częściowo mogło być też przez to, że jak regularnie oddawałem krew, to mi hemoglobina spadła do minimalnego akceptowalnego 13,5 g/dl przez centra krwiodawstwa (mimo, że norma dla mężczyzn to podobno 14-18 g/dl): pół roku przerwy od donacji i hemo odrobiona powyżej minimalnego poziomu w zasadzie bez suplementacji.
Po sobie czuję, że siły wracają - mimo, że formy brak. Ale to właśnie przez to, że mogę coraz dłużej pobyć na wysokim pulsie. A skoro mogę to - to i forma z czasem wróci ;).
Domyślne ustawienia względem wieku były ostro przesadzone. Trzeba pomiary jakieś tlenowe zrobić, żeby trafić w próg. Ja to dostrajam ciągle ręcznie i się powoli okazuje, że mi ustawiło piątą strefę na gdzieś rzeczywistej trzeciej.
Ciągle mi się zwiększa możliwość dłuższej jazdy z większym tętnem.
Maksymalne prędkości na torze masz ładne. Mi to ciężko coś takiego osiągnąć. Cięgle zakręty spowalniają, a nie mam za kim tam pocisnąć.
Wysłany przez: @pietaMaksymalne prędkości na torze masz ładne. Mi to ciężko coś takiego osiągnąć. Cięgle zakręty spowalniają, a nie mam za kim tam pocisnąć.
Dzięki. Musisz brać pod uwagę, że to jednak inne tory - niestety nie da się ich porównać. No i na długim dystansie nie dorastam Ci do pięt 🙂
Co do tętna - ja tam jadę na standardzie (niby nie ze wzoru, a z HRmax w ostatnim roku kalendarzowym). Wszystki strefy liczone potem z automatu procentami.
Wczoraj Rolkowisko 2022.
Polecieliśmy w 4 (Ola się wycięła, ze względu na bolące kolano). 5 rodzinnych startów = 5x podium =) - 2xzłoto, 2xsrebro, 1xbrąz.
Jednocześnie bardzo widoczne progresy. Grześ nie uwzględniony, bo zmienił kategorię i nie ma jak porównać.
Aniela - hulajnogi - 2021 > 00:09:18.985 ----> 2022 > 00:07:32.68
Tadzio - rolki 500m - 2021 > 00:04:41.868 -----> 2022 > 00:03:48.60
Ja - rolki 1100m - 2021 > 00:06:18.423 ----> 2022 > 00:05:06.01
Ja - terenowe - 2021 > 00:07:57.773 ----> 2022 > 00:07:30.75
Aniela i Tadzio progresy bardzo związane z wiekiem. Moje "rolki" pokazują w jakim rozkładzie miałem organizm we wrześniu 2021 (pokazały to też wyniki MMR, tyle, że tam na dystansie maratonu) - co prawdą po drodze zmieniłem sprzęt ale jakoś nie wierzę że 1min12 na nieco ponad 2km to zasługa sprzętu...
Na terenówkach jeździłem ostatnio na Rolkowisku 2021 wiec tu progres mnie mocno dziwi, ale pasuje do teorii, że we wrześniu byłem wrakiem ;).
Też ustawiałem sobie strefy na podstawie swojego HRmax, ale to by chyba oznaczało że w tamtym momencie byłeś na krawędzi życia i śmierci, a do tego na pewno jeszcze było daleko. Dlatego według mnie HRmax powinno być znacznie wyższe niż to zarejestrowane.
Progresy potężne, ale coś czasy nie pasują do podanych dystansów, chyba że to 1100 jest tym ponad 2km. Wygląda jak dwa kółka, albo 1 nawrotka.
Wysłany przez: @pietaTeż ustawiałem sobie strefy na podstawie swojego HRmax, ale to by chyba oznaczało że w tamtym momencie byłeś na krawędzi życia i śmierci, a do tego na pewno jeszcze było daleko. Dlatego według mnie HRmax powinno być znacznie wyższe niż to zarejestrowane.
Progresy potężne, ale coś czasy nie pasują do podanych dystansów, chyba że to 1100 jest tym ponad 2km. Wygląda jak dwa kółka, albo 1 nawrotka.
Faktycznie - 6 minut na kilometr to truchcik z buta, a nie rolki. 🙂
Z tym HRmax to ja też nie wiem. Niby mówią: max z zawodów. To u mnie by było 173-175. Ale miałem kiedyś 195 na treningu. I nie wiem: błąd pomiaru? Czy pukając do nieba bram?...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: alexandriasampl Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte