Luźne wpisy
Tropiciel 31 w Szczepanowie🦔
Ostatni dzień RakReatonu był jednocześnie udziałem w nocnym rajdzie na orientację. Rowerzyści zbierali się w 2-4 osobowe grupy.
Jechałam z Sandrą, Anią i Pawłem. Zastanawiałam się nad udziałem już w zeszły roku, natomiast zabrakło mi odwagi, aby jeździć nocą i w konsekwencji nie zaangażowałam się w szukanie chętnych. Kiedy rok później Sandra zapytała mnie czy jedziemy, wiedziałam, że to dobra okazja żeby się przełamać.
Stratowaliśmy w określonych godzinach, po dwie grupy. Każdy z nas dostał mapę 5 minut przed startem.
Pierwszy punkt był łatwy do zlokalizowania ponieważ znajdował się w lesie, tuż za Szczepanowem. Na miejscu zastaliśmy sędziego, który wyjaśnił nam, że aby zaliczyć zadanie musimy przeprawić się na drugą stronę rzeczki. Mieliśmy dwie opcje do wyboru: płynąć na tratwie z beczek lub przejść po napiętym pasie/linie, trzymając się za drugą linę zawieszoną metr wyżej. Wiedziałam, że jeśli wyląduje w wodzie to będzie mój pierwszy i ostatni punkt. Na dworze było 8 stopni i wciąż się ochładzało. Troje z nas wybrało beczki, natomiast Sandra przeszła po linie. Droga powrotna znajdowała się parę metrów dalej. Tam mogliśmy już jedynie wybrać linę. Najwięcej obaw miałam przed wejściem na nią, gdy już szłam czułam, że jest wystarczająco stabilnie. Potem doszliśmy do rowerów i otrzymaliśmy pierwszy znaczek na karcie z punktami oraz drugą mapę, na której były wyznaczone pozostałe miejsca. Przepisaliśmy je tak by mieć wszystkie na jednaj mapie. Wsiedliśmy na rowery i wyjechaliśmy z piaszczystej drogi leśnej na drogę asfaltową.
Następnie przejechaliśmy parę kilometrów by znów skręcić w leśną ścieżkę. Przy większości punktów, gdy wiedzieliśmy, że mniej więcej jest to właściwe miejsce, przedzieraliśmy się intuicyjnie przez las bez ścieżki aż dostrzegaliśmy światełko lub innych uczestników rajdu. W kolejnym zadaniu dwie osoby miały ciągnąć za linę tak by uzyskać daną siłę. Zgłosiłam się z Sandrą. Musiałyśmy odwzorować mocowanie karabińczyków z kołowrotkami, do lin, które były zamocowane do drzew. Dzięki temu przekroczyłyśmy zamierzone 200 niutonów. Okazało się że do tej pory byłyśmy pierwszą w pełni żeńską grupą, którą podjęła się tego zadania.
Na trzecim punkcie do zadania zgłosiła się Sandra z Anią. Ich zadaniem było pójście parę set metrów w las do skrzyni po mapę, na której mieliśmy zaznaczone wszystkie punkty kontrolne.
Znalezienie czwartego punktu okazał się trudniejsze. Dwa razy skręciliśmy w złe ścieżki, w dodatku pojawiła się mgła. Jednak z czasem po wdrapaniu się na górkę dostrzegliśmy piaskownie, a u jej dołu ognisko i kolejne miejsce z zadaniem. Zostawiliśmy rowery u góry i zeszliśmy po stromym zboczu wsypując sobie spore ilości piachu do butów. Zadanie polegało na ponownym wdrapaniu się na górę i wejściu na wieżyczkę w której znajdował się napis. Trzeba było go odczytać, zejść znowu po piachu i przekazać treść sędziemu. Uznaliśmy, że zagramy w marynarzyka kto pójdzie walczyć z piachem i schodami. Padło na Pawła. Miałyśmy chwilę na odpoczynek. Kierunek dalszej trasy pomógł nam wyznaczyć odgłos przejeżdżającego pociągu. Sprawdziliśmy gdzie mamy na mapie tory i po nich określiliśmy właściwą drogę.
Do piątego punktu mieliśmy znaczenie dłuższy dystans do pokonania. Udaliśmy się na drogę asfaltową po czy przejechaliśmy przez miejscowość i w niej skręciliśmy na drogę polną. Pech chciał, że spotkaliśmy dużego agresywnego psa i serce na moment stanęło mi w gardle. Jechałam ostatnia, zsiadłam z roweru i przeszłam kawałek, odgradzając się od niego rowerem. Psina z czasem uznała, że nie musi już bronić swojego terytorium i odpuściła. Dalej jechaliśmy po sypkim piasku aż dotarliśmy do punktu, który był samoobsługowy. Paweł przebił kartę dziurkaczem, który wisiał na drzewie obok lampki, a ja odbiłam elektroniczną kartę.
Potem wróciliśmy na drogę asfaltową, a następnie jechaliśmy ścieżką rowerową aż do przejazdu pod wiaduktem przy którym skręciliśmy w las. Momentami prowadziliśmy rowery ponieważ piach był sypki i zakopywaliśmy się. Pomimo wielu zakrętów Paweł świetnie poradził sobie w zlokalizowaniu ruin, w których czekało na nas kolejne zadanie. Wykonywaliśmy je we czworo. Musieliśmy rzucając lub huśtając na żyłce metalowe oczka, zawiesić je na haczykach. Tutaj poczułam większy przypływ zmęczenia.
Następnie udaliśmy się w kierunku wałów. Żeby do nich dotrzeć cofnęliśmy się do ścieżki rowerowej i wjechaliśmy na most, na którym były schody. Ostrożnie znieśliśmy rowery, po czym wdrapaliśmy się na wał. Odczytaliśmy ze skali, że 1 cm na mapie to 0,5 km w rzeczywistości. Wyszło, że musimy przejechać 2,5 km, a następnie trzeba skręcić w las i szukać punktu przy jeziorze. Pomimo, że znaleźliśmy jezioro, mieliśmy problem aby odnaleźć punkt. Spotkaliśmy jeszcze jedną grupę błądzącą podobnie jak my. Zdecydowaliśmy się okrążyć jeziorko. Ścieżka trochę się od niego oddalała, a momentami nie miałam pewności czy w ogóle jeszcze jedziemy nią czy zboczyliśmy z drogi. Miałam obawę czy wrócimy. Gdy ponownie dotarliśmy do miejsca, w którym zaczęliśmy okrążanie poczułam ulgę. Powoli przemieszczając się dziewczyny dostrzegły światełko w oddali i poszliśmy po linii prostej przez krzaki. Dotarliśmy do pana siedzącego przy ledwo palącym się ognisku, obok miał rozbity namiot. Byłam pod wrażenie, ze siedzi sam w gęstym lesie. Był wyraźnie zmęczony i powiedział żebyśmy sobie podbili kartę.
Potem mieliśmy przyjemną dość szeroką ścieżkę przez las, grupa nie była pewna czy to dobry kierunek. Z kolei ja miałam jakieś 90% pewności więc podążyliśmy nią. W międzyczasie robiło się coraz jaśniej i na kolejny punkt trafiliśmy gdy było już widno. Zgłosiłam się na ochotnika do zadania. Polegało ono na dopasowaniu nazw do samolotów. Miałam parę do wyboru. Zadanie było zaliczane przy 4 poprawnych odpowiedziach. Kompletnie nie znam się na samolotach za to dopasowywałam język do flagi znajdującej się na nim. Tutaj też był punkt z jedzeniem więc po szybkim posiłku wyruszyliśmy w dalszą drogę.
Udaliśmy się do dziewiątego punktu, który również znajdował się przy stawie. Droga miała wyjątkowo wiele dołów. Byliśmy blisko, natomiast kończył nam się czas więc musieliśmy odpuścić poszukiwania. Wróciliśmy zaledwie 5 minut przed upłynięciem ósmej godziny rajdu.
Podsumowując zaliczyliśmy 8 z 11 punktów. Przejechaliśmy 60 km i zakończyliśmy tą wyprawę zmęczeni i zadowoleni. Była to dla mnie super przygoda podczas, której miałam okazję spędzić czas w gronie fajnych ludzi, z którymi świetnie mi się współpracowało. Wstępnie umówiliśmy się na kolejną edycję 🙂
RakReaton 2023💙
Zadanie polegało na zbieraniu kilometrów dowolnymi aktywnościami przez cały wrzesień. 10 km = 1 zł wpłacona przez sponsorów na leczenie dzieci z chorobą nowotworową. Maksymalna pula jaką wszyscy uczestnicy mogli zebrać wynosiła 120 tys. zł. W połowie miesiąca organizatorzy znaleźli kolejnego sponsora i podniesiono pulę o kolejne 40 tys. zł. co w sumie dało kwotę 160 tys. zł. W ramach motywacji stworzono ranking: za 1 km biegu otrzymywało się 6 pkt, a za aktywności na kołach takich jak rolki czy rower 2 pkt.
Jak już wspominałam powyżej założyłam, że będę pokonywała codziennie 44 km. Czasami jednak wychodziło trochę więcej, a dodatkowo doliczane były kroki więc warto było nosić na ręce zegarek. Obserwowałam zmieniającą się pogodę i dostosowywałam do niej np. kiedy padało rano, robiłam trening wieczorem. Najwygodniejszą opcją były dojazdy i powroty z pracy na rowerze. Największy zjazd energii poczułam po pierwszym tygodniu, kiedy organizm przyzwyczajał się do codziennych aktywności i zrobiłam paru godzinny bieg. Ważna była dyscyplina – jakiekolwiek próby negocjowania z sobą czy się dziś wybieram czy nie od razu wyrzucałam z głowy. Przełamywałam własne obawy co do jazdy po zmroku. W sumie jeżdżąc na rolkach, rowerze, biegając i chodząc pokonałam 1635,2 km. W rankingu uplasowałam się na 33 pozycji open na ponad 10 tys. uczestników, wśród kobiet na 9. Nagród rzeczowych nie ma, natomiast świetną nagrodą jest satysfakcja i myśl, że robiąc coś co lubię mogłam dodatkowo komuś pomóc.
"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu"
"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu"
@ania_09
Aniu jestem pod wrażeniem Twojego zaangażowania i wytrwalości, którą pokazałaś pokonując dystans i siebie. Brawo! Brawo! Brawo!
Te dwa kilometry ze średnią 38 to nie jest przypadek. 🙂
To jest początek. 😀
Way to go! 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Miło mi, że to tak odbierasz. Po całym dniu siedzenia w pracy rolki są dla mnie przyjemnością. Dodatkowo głowa odpoczywa 🙂
"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu"
@ania_09
Aniu, ja każdego dnia widząc na stravie co robisz, trwałam w zachwycie nad Tobą 🙂
To niesamowite, jak sobie z tym wyzwaniem poradziłaś.
Powiedziałabym: ech młodość... (choć poza młodością to dużo samozaparcia w tym było prawda?)
Pewnie, bez samozaparcia mogłoby się nie powieść.
Zwłaszcza odczułam to w okolicach maratonu Berlińskiego. Przed, kolega próbował przekonać mnie, że jak zrobię dzień przerwy/regeneracyjny to nic się nie stanie. Natomiast dzień po, kiedy kontynuowałam wyzwanie, koleżanka, z którą byłam na tym wyjeździe miała do mnie pretensje, że "nie potrafię odpuszczać" (uprzedzałam o tym, że będę jeździła jeszcze przed wyjazdem, poza tym to moja sprawa 🤷♀️). Gdybym sama nie była pewna swoich decyzji to coś by mnie na pewno wytrąciło.
Dzięki 🙂
"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu"
Wczoraj poszłam porozmawiać ze sprzedawcą o stroju sportowym dla bratanicy. Pojawiły się komplikacje przez, które zamówienie opóźnia się drugi tydzień. W ramach przeprosin dostałam piłkę z podpisami zespołu Gwardii Wrocław 🙂 Nie jestem wielką fanką siatkówki, natomiast córkom brata zrobi to dzień.
"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu"
Ostatni post: Kicking Asphalt 2k23 Najnowszy użytkownik: christiphelps06 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte