Nie tylko dla orłów – 70 km wokół Błoń (25.10.2008) – relacja

Nie tylko dla orłów – 70 km wokół Błoń (25.10.2008) – relacja

W środowisku rolkarzy nietrudno znaleźć osoby kwestionujące zasadność nazywania wyścigu na dystansie 42 kilometrów i 195 metrów maratonem. W uzasadnieniu usłyszeć można, że termin „maraton” powinien być zarezerwowany dla zawodów biegaczy, bowiem wysiłek biegacza i wysiłek rolkarza na tym samym dystansie są nieporównywalne. I to ambicję szczególnie właśnie tej grupy rolkarzy mógł zaspokoić przeprowadzony w sobotę, 25 października, przejazd pod hasłem „Nie tylko dla orłów – 70 kilometrów dookoła Błoń”.

Jak niejednokrotnie podkreślali organizatorzy – Stowarzyszenie Rolkarskie Dragon Kraków – przejazd ten miał przede wszystkim charakter zamykającej sezon imprezy towarzyskiej. Podstawowym celem każdego uczestnika było więc ukończenie przejazdu, czyli pokonanie pełnych 20 okrążeń dookoła Błoń, co stanowi nawet nieco więcej niż tytułowe 70 kilometrów. Pomimo tego, obecny był w przyjeździe także pewien element rywalizacji. W związku z charakterem zawodów i sposobem ich przeprowadzenia, czas przejazdu był może kwestią drugorzędną (większość uczestników sama mierzyła sobie czas), ale dostateczną zachętę do walki o najwyższe lokaty stanowiły ręcznie wykonane przez Marka Ignaszaka, krakowskiego weterana maratonów rolkarskich, anioły witrażowe, przeznaczone dla trzech pierwszych zawodników. Pamiętać należy też, że pan Marek, pomysłodawca imprezy i jeden z członków-założycieli Stowarzyszenia Dragon, również ręcznie wykonał pamiątkowe medale dla każdego uczestnika zawodów, który przejedzie pełne 70 kilometrów. Fakt ten zasługuje na wspomnienie tym bardziej, że zawody, po ukończeniu których otrzymuje się ręcznie wykonane medale to ogromna rzadkość.

Wszystko rozpoczęło się w sobotę rano, krótko po godzinie dziewiątej. Kiedy pierwsi reprezentanci organizatorów dotarli na krakowskie Błonia, w okolicach startu już oczekiwała na przejazd kilkuosobowa grupa rolkarzy z częstochowskiej grupy Jura Skating, z tak znanymi w środowisku postaciami jak Piotr Lichota, Sławomir Sikora, czy Roman Biszczak. A ponieważ na liście startowej znalazły się później także nazwiska rolkarzy z Katowic czy Grodziska Mazowieckiego, można śmiało stwierdzić, że tegoroczny przejazd „Nie tylko dla orłów” nie posiadał charakteru czysto lokalnego. W krótkim czasie na liście startowej znalazło się przeszło 20 nazwisk. Pogoda dopisywała – nie było może szczególnie ciepło, ale deszcz rolkarzom nie zagrażał – humory, w miarę zbliżania się wyznaczonego na godzinę 10:30 startu, również. Niepokój niektórych uczestników budziła jedynie dość wilgotna nawierzchnia asfaltowego odcinka biegnącego wzdłuż Alei 3 Maja; szczególnie niebezpieczny w tych warunkach mógł się wydawać bardzo ostry wiraż (około 150 stopni) u zbiegu Alei 3 Maja i Alei Focha. Wilgoć ta była pozostałością po pracy służb, które na prośbę organizatora oczyściły Błonia z ogromnych zwykle o tej porze roku ilości opadłych liści – wbrew woli organizatora, służby te wykonały swoje zadanie z użyciem sporej ilości wody. Z drugiej jednak strony, w chwili rozpoczęcia przejazdu już tylko połowa szerokości trasy była wilgotna, a gdy większość rolkarzy miała w nogach połowę dystansu, trasa była już zupełnie sucha.

Po kilkunastominutowej rozgrzewce nastąpiła najbardziej chyba oficjalna część zawodów. Najpierw wykonano serię pamiątkowych zdjęć grupowych. Po chwili, krótko przed 10:30, zebranym na linii startu rolkarzom pełniący obowiązki startera Piotr, jeden z trojga wolontariuszy, dzięki których nieocenionej pomocy przejazd mógł się szczęśliwie rozpocząć, odbyć i zakończyć, przypomniał o panujących na trasie warunkach, zwracając uwagę na najtrudniejsze miejsca. Obok wspomnianego już nawrotu, trzeba do nich zaliczyć zakręt pod kątem 90 stopni u zbiegu Alei 3 Maja i ul. Piastowskiej, po którego pokonaniu wjeżdża się na dosyć wąski odcinek chodnika. Po jego pokonaniu trzeba przejechać kolejnych kilkaset metrów częściowo po bardzo nierównym asfalcie na wąskim odcinku prowadzącym wzdłuż rzeczki Rudawy. W końcowej części tego odcinka, asfalt zmienia się w bardzo dobry, ale to właśnie tam znajduje się najbardziej niebezpieczny fragment trasy – ów bardzo dobrej jakości asfalt służy za nawierzchnię drogi dojazdowej do terenów RzKS Juvenia Kraków. Zwykle natężenie ruchu na tym kawałku drogi jest znikome, lecz akurat w dniu przejazdu rolkarzy na obiektach Juvenii przez cały dzień, począwszy od 10:30, odbywały się zmagania rugbystów. To oznaczało większy niż zwykle o tej porze ruch nie tylko aut, ale także pieszych.

Po upływie paru chwil i przywołaniu do porządku kilku bardziej niespokojnych zawodników, którzy kolejnymi żartami próbowali opóźnić start, nastąpiło wsteczne odliczanie i, przy dźwiękach pracujących aparatów cyfrowych, rolkarze ruszyli na trasę w liczbie dwudziestu czterech. Ostatecznie w przejeździe udział wzięło dwudziestu pięciu rolkarzy (jeden zawodnik spóźnił się na start, ale pomimo spóźnienia został później do przejazdu dopuszczony) – ta liczba jest ponad dwukrotnie większa od liczby uczestników pierwszej edycji „Nie tylko dla orłów”, co może dobrze wróżyć przyszłości imprezy. Na starcie nie stanęło kilka osób, które deklarowały chęć wzięcia udziału w przejeździe (z tym zawsze trzeba się liczyć); żal może szczególny, że na starcie nie zjawiła się żadna z piątki anonsowanych pań. Pozostaje mieć nadzieję, że pierwsza przedstawicielka płci pięknej zechce zaszczycić swoją obecnością przyszłoroczną edycję „Nie tylko dla orłów”. Podobnie jak w tym roku, tak i wtedy z pewnością czekać na nią będzie specjalne wyróżnienie.

Chociaż wyruszając w tak długą trasę trzeba dobrze oszacować siły, aż kilkunastu zawodników ukończyło pierwszą pętlę w czołowej grupie. Wyraźnie widoczne w tej grupie były stroje silnego kontyngentu przyjezdnych z Częstochowy. Po kilku kolejnych pętlach, szeregi czołówki stopniały do ośmiu rolkarzy. Około piątego lub szóstego okrążenia zaczęły się pierwsze dublowania, które musiały przyprawiać o ból głowy komisję sędziowską, skrupulatnie odnotowującą fakt ukończenia kolejnego okrążenia przez każdego rolkarza. A skoro mowa o komisji, to pominąć nie można pomocy świadczonej przez wolontariuszy – ta już wkrótce zaczęła okazywać się zbawienna. Na szczególne wyrazy uznania zasługuje postawa Norberta, który z rolkami na nogach bardzo umiejętnie podawał pędzącym nieraz blisko 30 km/h uczestnikom napoje i banany. Pomoc ze strony wszystkich wolontariuszy była wprost nieoceniona, ale to właśnie postawa Norberta doczekała się największej ilości pochwał – została ona już zresztą doceniona na niejednym forum rolkarzy.

Czołówka pokonywała kolejne okrążenia współpracując harmonijnie. Podobną współpracę zaobserwować można było także w innych, mniejszych grupkach rozrzuconych po całej, nieco ponad trzyipółkilometrowej pętli. Zdarzały się też kolizje i upadki. Szczęśliwie chyba nikt z rolkarzy nie był zmuszony z tego powodu zakończyć udziału w przejeździe – nieliczne przypadki wycofania się z przejazdu były raczej wynikiem gorszego samopoczucia lub kontuzji stóp wynikających ze znacznie dłuższej niż normalnie jazdy bez choćby chwili wytchnienia. Trzeba podkreślić, że chociaż doszło do kilku utrudnień w związku z ruchem samochodowym na jednym odcinku trasy, o tyle nie doszło w ich wyniku do żadnego bezpośrednia zderzenia rolkarza z samochodem. Co więcej, nawet nie zawsze na co dzień przychylni rolkarzom piesi i rowerzyści użytkujący trasę wokół Błoń, w tym dniu chętniej niż zwykle ustępowali rolkarzom z drogi. Interwencja karetki pogotowia, która miała miejsce przy obiekcie KS Juvenia, a która w większym niż inne zdarzenia stopniu utrudniła jazdę uczestnikom przejazdu, nie miała – na szczęście – z samym przejazdem nic wspólnego, ale na kilka chwil doprowadziła do praktycznego zatrzymania się czołówki w miejscu. Działo się to już gdy skład prowadzącej grupy stopniał do sześciu osób.

Ukończenie dwunastego okrążenia oznaczało przejechanie dystansu bardzo zbliżonego długością do maratonu. Właśnie w chwili rozpoczęcia trzynastej pętli, stopery prowadzących zawodników wskazywały czas 1 godziny i 36 minut. W tym momencie było już oczywiste, że najszybsi pokonają pełny dystans w czasie poniżej trzech godzin. Nim to się jednak miało stać, do przejechania pozostawało osiem okrążeń. Choć sił ubywało, to humory dopisywały – trasa zdążyła wyschnąć całkowicie, a wolontariusze starannie i skuteczni dbali o to, aby nikt nie skarżył się na brak napojów i bananów. Wkrótce, około szesnastego okrążenia, skrystalizował się ostateczny, czteroosobowy skład czołówki. Nawet zewnętrzny obserwator mógł dostrzec, że owa grupa postanowiła ze sobą współpracować aż do końcowego okrążenia, aby dopiero na ostatniej, kilkusetmetrowej prostej rozegrać sprint o miejsca na podium – tych, niestety, nie mogło wystarczyć dla wszystkich.

I do finiszu rzeczywiście doszło, ale – paradoksalnie – dopiero na koniec dwudziestego drugiego okrążenia. W wyniku utrudnień ze strony osób niezaangażowanych w organizację przejazdu, komisja sędziowska popełniła kilka drobnych pomyłek. W ich rezultacie błędnie policzono okrążenia, a duża liczba zawodników przejechała o dwa lub o jedno okrążenia więcej niż zaplanowano. (Organizatorzy zapewniają wszystkich zainteresowanych, że będą dążyć do tego, aby w kolejnej edycji przejazdu poszerzyć skład komisji sędziowskiej, jak również powziąć inne kroki mające na celu wyeliminowanie tego typu niedociągnięć.) Ostatecznie zresztą nic złego się nie stało, a czołówka mogła wręcz być dumna z przejechania blisko 80 zamiast planowanych 70 kilometrów.

W sprincie, którym zakończono ostatnie okrążenie, najszybszy okazał się Piotr Lichota z Częstochowy. Tuż za jego plecami finiszowali Marcin Zydroń z Krakowa oraz Damian Bartoszek z Katowic. Na czwartym miejscu, kilka sekund za nimi, linię mety przekroczył Wojciech Dzielski z Krakowa – temu ostatniemu wzięcie udziału w sprincie utrudniły bardzo poważne otarcia stóp. Czas przejazdu wszystkich dwudziestu dwóch okrążeń wyniósł 2 godziny i 58 minut. Można jednak bezpiecznie przyjąć, że rzeczywisty czas czołowej grupy na planowanym dystansie wyniósł 2 godziny i 42 minuty. Oznacza to, że zwycięzcy przejazdu pokonali ponad 70 kilometrów ze średnią prędkością przekraczającą 26 km/h – a nie można zapominać o niebezpiecznych zakrętach pokonywanych na stosunkowo niewielkiej prędkości na każdym okrążeniu, czy o kilku przygodach z samochodami, w wyniku których prędkość czołówki była ograniczana niemal do zera.

Ponieważ piszący te słowa miał szczęście znaleźć się w czołowej grupie, niniejszy opis przejazdu ze zrozumiałych względów koncentruje się na zwycięzcach. Jednakże nie wolno zapomnieć o tym, że zwycięzcą ma pełne prawo nazwać się każdy, kto pokonał pełny dystans przejazdu – każdy, kto wygrał ze sobą i z własnymi słabościami. Takie same brawa należą się, niezależnie od czasu w jakim udało mu się tego dokonać, każdemu z uczestników, który potrafił zmusić siebie do stanięcia na starcie i do przejechania przeszło 70 kilometrów za jednym zamachem. Trud wszystkich zwycięzców został nagrodzony – wspomniane już niecodzienne pamiątkowe medale stały się istotnymi elementami ponad dwudziestu indywidualnych kolekcji. A innego rodzaju nagrodą dla wszystkich, którzy wzięli udział w przejeździe – kto wie, czy nie ważniejszą nawet – będzie wspomnienie tego dnia, wspomnienie kilku godzin spędzonych w bardzo sympatycznym towarzystwie i na świeżym powietrzu. Im wszystkim, niewymienionym tutaj z nazwiska bohaterom, pora w tym miejscu właśnie za miło spędzony czas oraz za wspólną jazdę serdecznie podziękować.

Jest kilka osób, którym należą się jednak podziękowania i gratulacje szczególne. Pierwszą z nich jest Damian, zdobywca trzeciego miejsca – dokonał tego wyczynu jadąc, jako jedyny z czołówki, na (mocno naruszonych zębem czasu i treningu) kółkach o średnicy 90 mm. Drugą jest Marek, pomysłodawca przejazdu – to właśnie w dużej mierze dzięki niemu mogliśmy tak świetnie spędzić czas. Bolkowi, seniorowi wśród krakowskich rolkarzy, brawa należą się za dopięcie swego i ukończenie przejazdu (i to w czasie poniżej 3,5 godziny), a tym samym wyraźne poprawienie swojego osiągnięcia sprzed roku.

W przypadku dwóch dalszych osób autor zmuszony jest posłużyć się pseudonimami – nie udało mu się bowiem dotrzeć do zainteresowanych osób podczas przygotowywania relacji. A zatem, koledze MaKowi pogratulować należy determinacji z jaką zdążał do mety – w pierwszej tak poważnej rolkarskiej próbie z łatwością potrafił zmieścić się w pięciogodzinnym limicie czasu, jadąc na rolkach do jazdy rekreacyjnej. Wreszcie, nikt kto w przejeździe wziął udział lub choćby go tylko obserwował nie mógł nie dostrzec ekstrawaganckiej postaci kolegi Wartownika, z nieprawdopodobnym poświęceniem zmierzającego do mety na kółkach o średnicy 56 mm, w rolkach przeznaczonych do zupełnie innego typu wyczynów – i choć na pokonanie pełnego dystansu potrzebował on nieco więcej czasu niż organizatorzy przewidzieli, kto wie, czy to nie on właśnie był największym tego dnia bohaterem i zwycięzcą.

Nigdy też za wiele ciepłych słów powiedzieć nie da się o postawie wolontariuszy. Całej trójce – Kasi, Norbertowi i Piotrowi – należą się wyrazy najwyższego uznania. Wyrazy wdzięczności należne są również osobom, które uwieczniły przejazd, czy to w bogatych galeriach zdjęć, czy to na filmie, który zapewne większość uczestników zdążyła już obejrzeć. Podziękowania należą się też wszystkim, którzy przyłożyli rękę do organizacji przejazdu, czy to przygotowując numery startowe, czy to dostarczając napoje, banany i batony, czy to dostarczając krzeseł i stolików oraz innych sprzętów ułatwiających pracę komisji sędziowskiej.

Wreszcie, na koniec już, podziękowania należą się wszystkim przyjezdnym uczestnikom imprezy. Zechciejcie przymknąć nieco oko na utrudnienia na trasie i na organizacyjne niedociągnięcia (organizatorzy postarają się je wyeliminować w przyszłym roku), a miłym wspomnieniem podzielcie się z innymi swoimi kolegami rolkarzami, zachęcając ich w ten sposób do wzięcia udziału w trzeciej edycji przejazdu „Nie tylko dla orłów”, który odbędzie się już za niespełna rok. Miejmy nadzieję, że i wtedy pogoda nam dopisze, oraz że liczba uczestników tej jedynej w swoim rodzaju imprezy będzie kontynuować tendencję zwyżkową. A zatem: do zobaczenia za rok na krakowskich Błoniach.

Fotorelacja z imprezy jest dostępna w galerii. Znajdziecie tam też filmik.
Zapraszamy

Marcin Zydroń

Dodaj komentarz