Relacja z Rollathlon 100 km

Relacja z Rollathlon 100 km

Rollathlon 100 – długa relacja z długiej jazdy – wrażenia, doświadczenia i wnioski z zawodów na rolkach na 100 km.

 

Wziąłem udział w 2 takich imprezach: w 2015 roku w Seenland, w Niemczech na 105 km (dystans w tym roku zlikwidowany) i w bieżącym, w Seyssel, we Francji na 103 km. Różnie się przygotowywałem, różne rzeczy w różnej ilości jadłem i piłem na trasie, różne miałem samopoczucie po – więc różne mam doświadczenia i wnioski. Tegoroczna relacja będzie mieć więc w kilku miejscach w tle start z 2015 bo stanowi “materiał porównawczy”.

 

Podróż – czyli kiedy tam, a kiedy z powrotem?

 

Są różne szkoły. Jedni jadą i jeszcze na dworcu/lotnisku przebierają rolki i lecą na start, a drudzy wolą się zaaklimatyzować, coś zwiedzić, zebrać siły przed i odpocząć po.
Seyssel. Dojazd pociagiem z Genewy; samolotem tamże. Przyjazd na 10 dni: na 8 dni przed startem (ze względu na jeszcze inną eskapadę na rolkach i potrzebę regeneracji po niej), plus 2 dni na odpoczynek po docelowej imprezie.
W Niemczech przyjechałem dzień przed, przebyłem 700 km autem jako kierowca; odebrałem pakiet, wróciłem do “bazy”, na następny dzień był start. Położyłem się solidnie zmęczony, pobudka o 4 rano (nawet dla mnie to wcześnie), na starcie byłem w stanie w jakim byłem… Nie polecam.

 

Wnioski:
1.) We Francji na lotnisku nie wynajmę auta w sytuacji kiedy jedna osoba rezerwuje/płaci, a druga jest kierowcą. Duże firmy są globalne, jednak mają lokalne przepisy i co jest mozliwe tu to może nie być możliwe tam, wiec w przyszłości zapytam tam, a nie tu czy się da. Auto na lotnisku we Francji wynajmie tylko osoba, która jednocześnie: rezerwuje, posiada prawo jazdy i kartę kredytową. Za to małe firmy są lokalne i mimo krajowych przepisów są otwarte na negocjacje więc finalnie auto – i to dużo taniej – wynajęliśmy.
2.) Karta kredytowa. Da się bez co sprawdziłem, jednak jej nieposiadanie wiąże się ze sporą ilościa ograniczeń, począwszy na zakupie biletu lotniczego, przez rezerwacje samochodu, płatności za nocleg, a na tankowaniu skończywszy.
3.) Gps. DZIAŁAJĄCY gps. Przydaje się też zapasowy gps. Sprawdzić czy ma wgrane potrzebne mapy. MAPA. Papierowa, samochodowa, zwykła mapa, albo atlas. ZAWSZE. Elektronika to elektronika –  bo kabelek przestanie stykać, bo się coś zawiesi…

 

Rollathlon 100
Strona w kilku językach, profil na fb, w zasadzie natychmiastowa odpowiedź na zadane gdziekolwiek pytanie.
Jedna trasa, żadnych okrążeń. Start o 7:30, oddalony od mety o 3 km. Depozyt na mecie. Pakiety można odebrać dzień przed. Łamigłówka gdzie zostawić auto – czy wstać wcześniej (tam 5 rano to jak u nas 4ta) i przejść na start czy też z mety iść po samochód zostawiony na starcie 😉
Blisko 200 uczestników. Więcej niż na większości zawodów na znacznie krótszych dystansach w Polsce. 320 osób na wszystkich dystansach.
W Niemczech: strona zawodów jak sprzed 20. lat, nadająca się do muzeum internetu, brak komunikacji, brak wersji angielskiej, brak jakiejkolwiek promocji (fb etc.) – efekt: likwidacja dystansu 100 km ze względu na malejącą liczbę uczestników – bo jak się tu dowiedzieć, że impreza jest? Wniosek: jedź jeśli jest. Masz ochotę wziąć w czymś udział? To bierz kiedy jest możliwość, bo następnej edycji może nie być.

 

Techniczne i formalne

 

medical certificate – francuska formalność. U nas podpisuję oświadczenie żem zdolny i na własną odpowiedzialność udział biorę, tam wymagają licencji sportowej (niekoniecznie klubu wrotkarskiego) lub zaświadczenia lekarskiego dopuszczającego do zawodów. Prywatnie koszt wyrobienia tego papierka to ok. 300 zł, składają się nań: badania krwi, wizyta u okulisty, laryngologa, badania wydolnościowe i – finalnie – wizyta u lekarza sportowego. Nieprywatnie da się to zrobić tylko częściowo – medycyna sportowa refundowana jest przez NFZ do 21 roku życia, większość z nas się więc nie załapie; resztę – teoretycznie – można zrobić na NFZ, a praktycznie polecam spytać organizatora o termin zawodów na 2-3 lata naprzód. Dokument ważny jest 6 miesiecy.
– śniadanie, lunch, nocleg – w opcji do wybrania (za dopłatami) przy zapisach;
– możliwość startu “gościnnego” bez pomiaru czasu (opłata samego udziału to jakieś 30% ceny)
– kaucja 60 ojro lub dokument za chipa – zwracane w biurze po ukończeniu;
– “strefy” śmieci – co chcemy wyrzucić to wyrzucamy w przestrzeni 500 m przed bufetem i do 1500 m za nim; pół km przed punktem są znaki; wyrzucanie poza wyznaczonymi punktami grozi DQ;
– zamknięty prawy pas dla zawodników, dopuszczony ruch samochodów przeciwnym pasem (niewielki lub umiarkowany); rowerówki “na wyłączność” zawodników;
– “przeszkody” na trasie – w kilku miejscach postawione sa biało-czerwone elementy mające wymusić zwolnienie tempa w przypadku nawrotki, krótkich zakrętó o 90 st. itp. 3-4 takie miejsca na trasie.
– 2 numery startowe – jeden na prawe udo, drugi na plecy;
– w pakiecie nikt z nas nie dostał agrawek (co pozwala założyć, że w pakiecie ich nie ma), a do przypięcia są 2 numery;
– limity czasowe – nie wyrobisz się – wracasz autem 😉 Punkty obliczone na predkość 15 km/h, więc zakłada to pokonywanie trasy w naprawdę spokojnym tempie;
– brak medalu na mecie, koszulka rolkowa z kieszonkami na plecach w pakiecie;

 

Jakość trasy i ruch

 

Część po równych drogach rowerowych; większość po drogach wiejskich/miasteczkowych z  częściowo dopuszczonym (bardzo nieznacznym lub nieznacznym) ruchem kołowym w przeciwnym kierunku; część  po drogach “powiatowych” o dopuszczalnej prędkość 90 km/h z ograniczonym ruchem – w przeciwnym kierunku mogą jechać, w “naszym” nie, lub jeśli tak (np. pod koniec) to z zachowaniem zasady pierwszeństwa dla zawodników, co przy dużym rozciągnieciu stawki nie przeszkadza. W miasteczkach pojawiają się progi zwalniające, liczne ronda na trasie. Kierowcy przyzwyczajeni do mas kolarzy zachowują bezpieczne odległości.

 

Trasa – przekładajac na polskie realia – w przeważającej części płaska lub delikatnie pofalowana coś w stylu Osiecznicy (są i widoki jest i kruszonka…), oraz Modzurowa (zjazdy i podjazdy). Okoliczności przyrody – niepowtarzalne.

 

Był ktoś w Osiecznicy? Zna “kruszonkę”? No jest tego troche we Francji… Nie potrafię powiedzieć dokładnie ile, jednak jest odcinek, spokojnie kilka km – na ok 60-70 km – który przyprawia o niezapomniane doznania. Plus kilka innych o mniejszej ziarnistości. Odradzam twarde koła. Trasa w sporej części (myślę, że 20-25 km spokojnie) prowadzi przez mniej lub bardziej chropowate asfalty. Pierwsze uczucie na mecie, takie na gorąco, na myśl o tym czy tu wracać: na ten moment, ze wzgledu na jakość trasy – nie. Na chłodno – tak, przeżyłem i chętnie powtórzę, a “tarkę” przetrwam, w końcu tylko przeszkoda pozwala wejść na wyższy poziom. Wniosek na przyszłość: zwracam honor Osiecznicy i złego słowa na nawierzchnię tamże już nie powiem.

 

Zjazdy i podjazdy na Rollathlon’ie

 

Jak pod górę to i w dół. Pod górę lubię i się nie boję, za to w dół – raz lubię, raz nie lubię różnie bywa. Nie znam trasy – boję się. Zjazdów/podjazdów jest kilka, 3 albo 4. Dwa z nich – wzorem Tour de France – jako “premie góskie”. Trzy na pierwszych ok. 30 km, a końcowy na jest na końcu.

 

Punkt widzenia i skali strachu zależy od punktu siedzenia. Finiszowy zjazd ma długość około 2 km i przewyższenie 100 m, średnie nachylenie to 5-6% i stanowi ostatnie 2,5 km trasy. Lekkie zakręty. Czyli do zjechania bez hamowania z prędkościa ok. 40-45 km/h (dla osoby niejeżdżącej wyczynowo), podobnie jak pozostałe na trasie. Jednak jeśli dochodzi do tego fakt, że jest to pierwszy raz, mam 100 km w nogach i nie widzę/nie pamiętam czy za tym zakrętem jest kolejny i dalej leci w dół czy też już się wypłaszcza to punkt widzenia się zmienia… Ostatnimi siłami zjechałem końcówkę wkładając w hamowanie więcej energii niż we wszystkie podjazdy na całym dystansie.

 

Wniosek na przyszłość: przeanalizować dokładnie profil danego fragmentu trasy (sprawdzałem wcześniej ogólnie całość drogi i maksymalne przewyższenie) pod kątem długości zjazdu i nachylenia.

 

Zabezpieczenie trasy i punkty żywieniowe

 

Oznaczenia bardzo czytelne i liczne, wolontariusze kierujacy ruchem na skrzyżowaniach, a zwłaszcza rondach, których jest sporo. Sporadyczne “przeszkody” na trasie w postaci biało czerwonych elementów drogowych – mają na celu wymusić zwolnienie przed np. krótką sekcją 2 zakretów o 90 stopni, które są połączone lekkim zjazdem.
Na punktach, oddalonych co ok. 15 km: woda (podawana w butelkach i poukładana na ziemi za punktem), połówki bananów, ćwiartki pomarańczy. Nie brakowało. Do tego mobilny punkt z wodą – motor i gość podający butelki na życzenie.

 

Jedzenie i picie – co zjeść żeby nie zejść.

 

Rok 2017 pod hasłem: KONIEC Z CHEMIĄ! Stelvio 2016 spowodowalo, że na sama myśl o żelach mnie mdli. Zacząłem szukać naturalnych, domowych “energetyków”. Testowałem je wcześniej na krótszych zawodach. Zblendowane 2 banany, kiwi, awokado, gruszka, trochę cynamonu, miodu, nasion chia i jogurt bialkowy/napój mleczny jako baza to jest podstawa, można modyfikować według uznania – dodać zmiksowanych orzechów, migdałów, rodzynek, moreli, wody kokosowej i wszystkiego co się lubi i co ma dużo dobrych kalorii.
5h16min, w tym czasie wypiłem 5,5 litra płynów, w tym ok. litra wymienionego wyżej napoju. Kilka batoników domowej roboty (na bazie białej czekolady), 4 banany, 3 ćwiartki pomarańczy. Wystarczyło. Wszystko w plecaku w butelkach.
2 lata wcześniej na 105 km w Niemczech brakło mi paliwa. 3 litry: 1,5l naturalnego izotonika (woda/cytryna/miód/sól) plus 1,5l rozcieńczonych w wodzie 4-5 żeli, do tego 0,5 coli. Ilości bananów nie pamiętam, jednak nie więcej niż 3. Po ok. 70 km odcięło mi prąd i kilka km pokonałem w zasadzie idąc. Kryzys przełamałem i ostatnie 20 km przebyłem z prędkością bliską początkowej. Po ukończeniu dochodziłem do siebie 2-3 dni, we Francji na następny dzień było ok i uczucie na zasadzie “coś się poruszałem”. Start był jednak z założenia na ukończenie, a nie w wersji “targać ile wlezie”.
Wniosek na przyszłość: w moim przypadku – kontynuować i udoskonalać pomysł domowego jedzenia. Poszukać lepszego sposobu na picie – camelback/bukłak.

 

Trening i przygotowanie

 

To były moje drugie zawody na 100 km. 2 lata temu przed Seenland jeździłem “długie wyjeżdzenia” raz na tydzień, tak po 40-50 km; jeździłem, na zawody kończąc maratony w czasie w okolicach 1:40-1:45. Na ok. 3 tygodnie przed startem zrobiłem 80 km, z dojazdem na trasę ~90 km. Celem było długie przebywanie w rolkach (3,5-4h) i obserwacja jak zachowaja się stopy.
Do Rollathlonu – poza startami w 2 maratonach i kilku dłuższych jazdach (30-40 km w marcu/kwietniu) z wielu przyczyn się NIE PRZYGOTOWYWAŁEM. Start był 18 czerwca, a ja do tego momentu od połowy kwietnia byłem na rolkach tylko 6 razy: 2 maratony, 23 km, 18km, 10 km i wjazd na Alpe d’Huez czyli 12 km pod górę. Brakło mi planowanych 2-3 treningów na długim dystansie – 70 km i więcej. Pojechałem więc w dość nieznane, po to aby sprawdzić co się w tej sytuacji stanie, jak dam radę i przede wszystkim po doświadczenie, obrazy, emocje i wspomnienia. Ukończenie zawodów jechanych wspólnie  z Kasią zajęło mi 5h 16 min, od ok. 75-80 km wyraźnie zwalniałem, za to pod górę ciągle miałem sporo siły 🙂 Nie napotkałem na “ścianę”, która – z powodu niewystarczjącej ilości picia i jedzenia – prawie zatrzymała mnie 2 lata wcześniej; tamte zawody skończyłem z czasem 4:45.
Rozciąganie i automasaż po, dżemka po powrocie, ogólnie tryb dziecko: “jeść, spać i s…ć”. Brakowało mi wsadzenia nóg, najlepiej wraz z odwłokiem, do zimnej wody tuż po – Rodan byl jednak za ciepły. Na następny dzień – bez bólu, zakwasów itp.

 

Obtarcia i pęcherze – tu się przebije, tam sie zagoi, tu się zaklei…

 

Pęcherze. Jak dla mnie – na takim dystansie – kwestia czasu. Podczas jazdy 4-5h – są w zasadzie pewne, nawet przy wygodnych i sprawdzonych butach. Co zrobić – przy założeniu, że posiadam wspomniane wcześniej buty – żeby się nie zrobiły? Posmarować stopy i newralgiczne punkty maścią przeciw pęcherzom. Czy to działa? Trudno mi ocenić. Podczas 2 godzinnej jazdy pod górę na Alpe d’Huez posmarowałem obie  stopy. Na górze wylądowałem z dość solidnie  obtartą jedną kostką i pękniętym pęcherzem tamże co pod koniec jazdy owocowało mocno piekącym bólem. Przed ruszeniem do prawego buta włożyłem gąbkę na kostkę do lewego nie, bo jak ktoryś wcześniej obcierał to prawy. Obtarło w lewym – tam gdzie gąbki nie było. Maść była na obu stopach. Jazda pod górę jest jednak inna niż po płaskim, stopy inaczej pracują, więc nie podejmę się dalszych dywagacji.

 

Kwestia do rozwiązania przed 100 km pozostała jedna: co zrobić jak się już obtarcia ma? W  4 dni sie nie zagoi – nie ma szans, choć maść Cicatryl bardzo przyspieszała gojenie. Fakt był taki: mam przejechać 100km z niezagojonym obtarciem. Pomysł był tylko jeden – “żelka”, czyli opatrunek na oparzenia w formie przezroczystej “galaretki”; akurat ten pod nazwą “aqua hydro gel”, choć myślę, że jest masa zamienników. Zadanie zdobycia “żelki” zleciliśmy  Ewelinie, która dojeżdźała później; po kilku wizytach w aptekach kupiła, za co jeszcze raz dzięki. Sam wcześniej nie kupiłem myśląc, że ok. 2-2,5h jazdy pod górę nie skończy się bąblami. Skończyło się. Jednak byliśmy uratowani – przed startem “galareta” idzie bezpośrednio na rozwalony pęcherz; na to bandaż elastyczny, skarpetka, a na koniec jeszcze gąbka. Z tak zabezpieczonymi nogami pojechałem. Dojechałem. Bez krwi, palącego bólu i zaciskania zębów. Patent podpatrzony lata temu u łyżwiarzy figurowych, zdał praktyczny egzamin w 100%. 

 

100 km doświadczenia, emocji i wspomnień.

 

2 lata temu patrząc na brak realizacji założonego treningu pewnie bym zrezygnował, bo mój umysł wyrosły w tradycji “zakładam coś z góry mimo, że tego nie doświadczyłem” by uznał, że jestem nieprzygotowany, że nie ma sensu. Dzisiaj jadę zobaczyć co się stanie. I to byl mój cel na Rollathlon 100 2017. Jeden z uczestników spartan race (bieg z przeszkodami), który zaczął brać w nich udział po 60tce powiedział: “Zawody to nie kwestia siły czy szybkości, to kwestia tego co robię dla siebie. W każdym starcie robię w czymś mały krok do przodu, czegoś się o sobie dowiaduję. To wszystko po co się ścigam”.

 

Dzięki jeśli doczytałaś/łeś do tego momentu 🙂

Dodaj komentarz