XII Maraton Solidarności – relacja, wrażenia, zdjęcia, wyniki
Wróciliśmy!
Walczyliśmy i dzielnie reprezentowaliśmy nasz krakowski team ‘Kraków na rolkach’. Z racji tego, że wypadł ‘długi weekend’ i maraton był dopiero we wtorek, postanowiliśmy potrenować wcześniej na Helu. Była plaża, piwo i słońce. Trenowaliśmy dniami i nocami, żeby godnie wypaść we wtorkowych zawodach. No i wypadliśmy. Po kolejnej nieprzespanej nocy na starcie maratonu było nam wszystko jedno czy zmieścimy się w pierwszej czy w ostatniej ‘setce’ ;). Liczyła się dobra zabawa, a jako, że było daleko od domu nie było ryzyka, że ktoś się dowie o ewentualnym blamażu. Do zawodów wystartowaliśmy w składzie:
-Iza
-Aśka
-Kuba Jakbson
-Bartek Canmanski
-Marcin Mustafa
-Grzesiu Gleba
-bartko (czyli ja)
Na miejscu do naszej ekipy dołączył jeszcze Seweryn.
Nie można powiedzieć, że byliśmy kompletnie nieprzygotowani. Skoro nie wyróżniamy się wynikami, wyróżniliśmy się koszulkami. Prawie cała ekipa miała koszulki z naszym nadrukiem. Jeśli dodamy do tego 2 atrakcyjne właścicielki takowych, wiadomo było, że przyciągniemy uwagę niemniejszą niż zwycięzcy. W planie naszych przygotowań przedmaratońskich zapomnieliśmy zapoznać się wcześniej z trasą. Ale mówili, że będzie po asfalcie, więc powinno być ok.
Na starcie (spod bramy Stoczni Gdańskiej) czekały na nas atrakcje okolicznościowe. Były kwiaty, przemówienia, związki zawodowe i tym podobne ‘atrakcje’. Poczuliśmy się jak na wiecu politycznym… Później było już sportowo. Start okazał się być trochę gdzie indziej (dobrze, że mieliśmy rolki ze sobą ;))
Na starcie stanęło przeszło 130 rolkarzy (Panie też były). W porównaniu do Cracovia Maratonu można powiedzieć, że było nas widać.
Trasa biegła na Westerplatte, gdzie następował nawrót w kierunku startu a następnie, przez centrum Gdańska, prosto do Gdyni. Pierwsze kilometry zmagaliśmy się z wiatrem od morza. Nie wiedzieć czemu wiał nam w twarz zarówno podczas dojazdu do Westerplatte jak i po nawrotce. Do tej części trasy trudno mieć zastrzeżenia. Widoczki były ładne, trasa oznakowana przyzwoicie. Małe problemy zaczęły się przed półmetkiem na Długim Targu w Gdańsku. Nagle zaczęła się nieprzyjemna kostka brukowa, później jacyś wiwatujący ludzie swoimi okrzykami nie dali nam się skupić na walce ze sobą, a na koniec, przy wyjeździe z centrum, można było się zgubić pośród uliczek. Okazało się, że policjanci, którzy mieli zabezpieczać trasę nie bardzo potrafili wskazać drogę. Do tego bardziej zajmowali się sobą i przypadkowymi ludźmi, zapominając w jakim celu tam stoją.
Dalsza część trasy nie wymagała już na szczęście niczyjej pomocy. Droga biegła jak nakreślona od linijki. Pozostało walczyć z narastającą sennością. Ani zakrętów, ani kostki, ani aut już po drodze nie doświadczyliśmy. Zdarzały się za to podjazdy, po których w dodatku rzadko występowały zjazdy. I tak miło, kontemplując okoliczne znaki drogowe i skrzyżowania dotarliśmy do mety. Tzn prawie, gdyż organizatorzy ‘zapomnieli’ właściwie oznaczyć ostry skręt w prawo tuż przed metą. Podobno parę osób się zagalopowało. Na szczęście, przy naszej prędkości, problemy ze skrętem nie wystąpiły. Potem już tylko meta, medal pocieszenia i darmowa parówka i piwo.
Podsumowując w kilku słowach moje luźne spostrzeżenia:
-ładne miasto (Trójmiasto w zasadzie)
-ładne widoczki
-ładna pogoda
-ładne uczestniczki (i nie tylko)
-nieładna organizacja (brak właściwego oznaczenia trasy miejscami)
-nieładnie, że napoje izotoniczne, w które chcieliśmy się zaopatrzyć na zapas, dawali w małych, otwartych kubeczkach, zamiast butelkowane.
Generalnie minusy nie przysłoniły nam plusów i na pewno pojawimy się tam za rok. A wtedy będzie nas więcej i będziemy walczyć o miejsca w pierwszej ’50’ 😉
Na koniec powinienem napisać o naszych osiągnięciach czasowych. (jak się ktoś wstydzi to mógł się bardziej starać 🙂
-57. Grzesiek 1:46:11
-61. Canmanski 1:51:20
-62. bartko 1:51:27
-84. Jakbson 2:02:12
-91. Aśka 2:05:46
-114. Iza 2:21:57
-117. Mustafa 2:23:49
-125. Seweryn 2:27:48
Komplet wyników do ściągnięcia stąd.
Na koniec zapraszam do galerii zdjęć z maratonu.