Kicking asphalt 2019
Tomcat :)Nigdy nie liczyłem, ale na moje oko, na paryskim nocnym przejeździe kilkadziesiat osób to jest w samej obsłudze 🙂
Kilkaset osób to standard. Dlaczego nie więcej? Ponieważ poziom jest dla raczej zaawansowanych rolkarzy. Przejazd co piątek 12 miesięcy w roku. Jest niebezpiecznie, grupa pędzi i nie każdy by sobie poradził. Ja nie za bardzo lubię po ciemku. Natomiast w niedzielę jest kilka tysięcy czasami. Te z w każdą niedzielę
Teoretycznie, bo jeśli pada lub są jakieś inne przeciwności, to nie ma 🙂
Mi się krakowski przejazd bardzo podoba. Jeśli tylko będę miał okazję, to pojadę. Ma swój urok i jest bardzo przyjemny. A im rzadziej, tym bardziej ludzi do niego ciągnie- to też dobry pomysł. No może latem tak co 3 tygodnie byłoby lepiej... ludzi jest bardzo dużo. Krakowianie lubią roleczki 🙂
Powodzenia na maratonie 🙂 Trzymam kciuki
E, to mi kolega musiał coś krzywo opowiedzieć, albo był na tym "szybkim" pamiętając sprzed lat "masowy". 🙂
To dobrze, że jest tam tego tak dużo. Jest na kogo patrzeć i się wzorować.
Jestem zadowolony, że pojechałem teraz, a bardzo mi się nie chciało.
W sumie gdybym nie umówił się z Robertem, że odbiorę wtedy magnesik do licznika rowerowego, to możliwe, że bym odpuścił 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Cracovia Maraton na rolkach edycja CMR2k19
Jak zacząć to z wysokiego C. Pogoda nam zrobiła spodziewankę, czyli zgodnie z prognozą wykonała mocny opad połączony z wykonem równie mocnego wiatru. Tak z półtorej godzinki przed startem. Jakby tylko lało to byłoby pół biedy. Albo jakby lało bardzo mocno i bardzo długo i rzęsiście. Ale nie! Poszarpało lipami, postrącało kwiatostany, a potem to wszystko podlało sosem. Powiedzieć, że to było śliskie, to nic nie powiedzieć!
Zbierałem po wyścigu opinie jadących na kołach Atom Boom, a nawet na Stormach i Typhoonach. Nic nie pomagało! Wszystko się ślizgało i koniec. Jedyne co dawało radę, to doskonała technika jazdy. Paweł z tym Łotyszem o niezapamiętywalnym nazwisku jechali jak po suchym. No prawie… Paweł też narzekał, zwłaszcza jak zabuksował przy końcowym sprincie i w efekcie był drugi.
Przed samym wyścigiem nie za bardzo miałem ochotę się rozgrzewać. Wiedziałem, że to niespecjalnie zrobi różnicę. I faktycznie. Tuż po starcie okazało się, że nie ma przyczepności. Próbujesz jechać, a tutaj się wszystko ślizga przy próbie depnięcia. Ni ma szans. Ale oczywiście wszyscy tak samo mieli. No i niektórzy lepiej sobie dawali radę niż ja. Plan był taki, żeby pojechać z Kasią i Szyszkownikiem, ale chociaż po starcie byli ze dwie osoby przede mną, to nie byłem w stanie ich dojść, bo nie było jak się odepchnąć. Pełna frustracja! To znaczy tylko mi się tak zdawało, bo jak na Piastowskiej i nad Rudawą się temat uspokoił i zacząłem planować jak to dojdę ich na zjeździe na Focha, to akurat dojechaliśmy do tego odcinka gładziutkiego asfalciku przy Juwenii. On jest tak leciutko pod górkę. Jaaaa! Wtedy dopiero się okazało co to znaczy „nie móc się odepchnąć” i że frustracja dopiero się rozpędza!
Jakimś cudem wjechałem na tą górkę strasznie drobiąc i zajęło mi to tyle czasu, że nie było już mowy o gonieniu nikogo znajomego. Tzn. nieprawdę mówię, był Grzesiek z Kraka. Jego na luzach dogoniłem i poprowadziłem przez Focha.
W trakcie tego odcinka zaczął się formować jakiś w miarę ogarnięty pociąg. Na czele jechał gość w jadowicie zielonej wiatrówce, a za nim gościówa w różowym. Za mną zebrało się z dziesięć osób. Na Focha dociągnąłem ich do zielonego i pojawił się temat agrafki przy Cracovii. Wszyscy hamują. Ja też, ale jest bardzo, bardzo ślisko i zakręt zdecydowanie mi nie wychodzi: zielony odjeżdża, spora część pociągu mnie mija. Grzesiek proponuje, żebym wskoczył mu na plecy to pociągnie teraz on. Ale pokazuję mu zielonego i mówię, że ten gość wygląda na konia i trzeba do niego dociągnąć bo się przyda na później. No i ciągnę i w połowie 3 maja dochodzę, ale już nie bezpośrednio do zielonego, jedzie tam Arek German w fioletowej koszulce. No i sobie tak jedziemy spokojniutko pod wiatr. Wszystko dobrze o ile nie chce się jakoś gwałtowniej kopnąć. Przejeżdżamy zakręt na Piastowską bez większych problemów, potem zakręt w Na Błoniach. Na podjeździe pod Juwenią Arek coś nie może się odbić, zielony zaczyna się oddalać. Na wymijanie jest za ślisko, na środku najszybciej przesycha i nie ma sensu z tego zjeżdżać. Podpowiadam mu, że na śliskim krótsze odbicia, większa kadencja. W domyśle, żeby wziął tyłek w garść i zaczął gonić. Odwraca się z uśmiechem i odpowiada, że nie da się ukryć. I przyspiesza. Potem na Focha sobie jedziemy wymieniając różne zdawkowe uwagi o kółkach i kto jedzie tutaj, a kto w Grodzisku. No i przychodzi pora na agrafkę. I okazuje się, że ten poprzedni zakręt to ja wziąłem genialnie dobrze. Dopiero teraz zrobiłem go totalnie fatalnie. Nie wiem czy trafiłem na gorszy kawałek asfaltu czy co, ale skręcam kółka i czuję jak mnie znosi w bok, jadę slajdem prosto, zamiast skręcić. Chyba po prostu za mało zahamowałem. Prawie wylądowałem na barierkach. Straciłem całą prędkość, w trakcie ogarniania zakrętu wyprzedził mnie cały pociąg (bez Grześka, jego zgubiliśmy gdzieś na Focha), a ja zostałem bez prędkości, na najbardziej śliskim odcinku, pod mocny wiatr. I tak się skończyło rumakowanie w pociągu… 🙁 :angry:
Wyłączywszy właśnie opisany krótki epizod plus jeszcze później pół kółka z KRAKowskim pociągiem, gdzie podczepiłem się pod koniec 3 maja i przejechałem z nimi Piastowską i wzdłuż Rudawy, po czym odjechali mi na Focha (zostałem za nimi najpierw metr, potem dwa, potem pięć, a potem już jest się w pełnym wietrze i to już leci jak domino, pozamiatane…) to zdecydowaną większość przejechałem solo, jak na treningach. Nie było sensu chować się za fitnesowców, bo byli zdecydowanie wolniejsi, więc regularnie do nich dojeżdżałem od tyłu, aby choć przez chwilę poczuć mniejszy napór wiatru na klatę, ale potem skok w bok i siup do przodu.
Kondycyjnie nie było tragicznie, ale nie było też dobrze. Wiele razy prostowałem się na Focha z górki z wiatrem, żeby pociągnąć izo z flachy, albo wciągnąć żel (trochę za późno, przypomniałem sobie o nich na 30 i 35 km – pierwszy za późno, ale drugi dał mi fajny finisz). Pod koniec plecy bolały naprawdę już bardzo, ale ostatnią prostą i tak przejechałem w niskiej pozycji w ładnym stylu z machaniem rękami, już nawet nie zależało mi na czasie, wiedziałem, że będzie poniżej dwóch godzin, ale w tej pozycji plecy po prostu nie bolą. Tylko trudno ją utrzymać z innych względów.
W trakcie robiłem różne i różniste próby pojechania w podobny sposób jak mijający mnie szybsi. Zdecydowanie ciągle mam jeszcze technikę do ćwiczenia, bo jak tylko się mocno skupiałem i warunki były mniej tragiczne, to udawało się jechać z ich prędkością, ale tylko wtedy, gdy faktycznie mocno wychodziłem na zewnętrzną krawędź i dociskałem ją swoim ciężarem. Nie byłem w stanie tego utrzymać, jeszcze nie. Zaraz po chwili wjeżdżałem na gorszy, bardziej śliski, czy bardziej śliski i bardziej chropowaty odcinek i wszystko siadało. Jak to Bolek kiedyś przed Silesia Maratonem (2016?) powiedział: „- Na wyścigu zawsze jest trudniej i wszystko gorzej wychodzi niż na treningu.” 100% racji. Tak właśnie jest.
Jak będę wspominał maraton? Jako bardzo trudny, który udało się przejechać bez strat własnych, a im bardziej przesychało, tym lepiej się robiło i tym lepiej wychodziło mi korzystanie z tego, co aktualnie nazywam techniką jazdy. Nie sądziłem, że potrzebne mi są aż tak silne odepchnięcia, żeby jechać szybko. Wszystkie elementy jazdy do poprawy, ale na pewno pozycja jest na czele listy. Moja uwaga wypowiedziana do Kaśki po wyścigu, że strasznie mam sztywny i zmęczony zginacz biodra, naprowadziła ją na trop mojej złej pozycji – jadę zbyt mocno na piętach i przez to mój ciężar musi utrzymać zginacz biodra, co jest dalekie od optymalnego. Będę się starał lepiej pilnować rozłożenia ciężaru na stopie. Pięta tak, ale obciążona równo ze śródstopiem.
Jadąc przysięgałem sobie, że kupię te cholerne kółka na deszcz, ale skoro się okazuje że wszyscy się ślizgali, choćby i na stormach byli (jak, na przykład, Magda Czusz) to chyba po prostu trzeba zaprzestać kombinowania i skupić się na technice. Ech, ten Pascal Briand, który na swoich filmach podkreśla, że na śliskim potrzebne jest „bardzo ładne odpychanie”. Tzn. dokładnie co? A tam. Dojdę pewnie z czasem i do tego.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Powiedzieć, że to było śliskie, to nic nie powiedzieć!
Mozna bylo robic spokojnie slajdy... Generalnie slisko bylo glownie na 3 Maja, odcinek nowego asfaltu byl juz calkiem ok. Tak samo reszta. Ciekawe ze podjazd na juweni sprawil Ci taki problem - u nas wchodzil spokojnie za kazdym razem.
Zakret. Objechalismy 2-3 razy przed startem. Trzeba bylo powoli i z tej wiedzy korzystalismy dopoki nie przeschlo czyli do ok 9-go okrazenia.
AmWingi daly rade. Jedynie na 3 Maja miewalem czasem problemy, jednak odruchowo robie krotkie odbicia starajas sie "wbijac" kolka w droge i to moj sprawdozny sposob na takie warunki.
Gratulacje dla Ciebie i wszystkich za walke w tych warunkach 🙂
Ciekawe ze podjazd na juweni sprawil Ci taki problem - u nas wchodzil spokojnie za kazdym razem.
Od mniej więcej trzeciego kółka czułem poprawę trakcji. Albo to był początek przesychania, albo mi kółka wreszcie namokły...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Porządnie upier*one rolki wyglądają tak:
Teraz buty z szynami już po prysznicu (strasznie dużo tego badziewia z lip naleciało w szczeliny mocowania szyn), łożyska wypłukane z syfu schną, a kółka kończą odmakać w wodzie z ludwikiem - za chwilę popracuję nad nimi szczotą. 🙂
PS. Czemu engine forum obraca ciągle te zdjęcia nie mam pojęcia...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Gratuluje!
Dzięki, ale wyczynu tu nie było. Ot, taka sobie przejażdżka w niekorzystnych warunkach. 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Również gratuluję. Trzeba się będzie kiedyś znowu pojawić na CM i zmierzyć ponownie z tą trasą.
Wyścig wyścigiem, makaron makaronem, a żyć trzeba.
Dzisiaj dzień pod zdechłym Azorkiem.
Znaczy pogoda barowa.
Aż się chce pójść po dwunastopak i właczyć Lucyfera na Netflixie.
No, nosiło mnie strasznie.
Basen rekonwalescencyjnie był wczoraj, więc dzisiaj nie, więc biegać mi się nie chce, więc rower.
Ale pada.
Więc nie szosa.
Wyjmujemy trekinga, omiatamy z pajęczyn, pompujemy koła, napinamy linki hamulców i regulujemy v-brake, żeby cokolwiek spowalniacze działali i w tzw. drogę.
Nie za dużo czasu miałem, więc wyszła z tego niespełna godzinna trasa przez Ujazd - Zelków - Bolechowice - Ujazd - Tomaszowice.
Dawno już nie jechałem tym rowerem i zdziwiło mi się jak jest wygodny. Jak stare kapcie. Wygodna pozycja, wygodna kierownica, wygodne manetki zmiany przełożeń.
Tyle, że przełożenia zmieniają się dramatycznie źle, a hamulce są ciągle niedociągnięte.
Ale te tysiące kilometrów trzepanych na tym rowerze daje właśnie to uczucie wygody.
Co z tego, że przerzutka jest nikczemnej proweniencji i są zbyt duże odstępy między przełożeniami, skoro mi się na tym dobrze jeździ? Na szosie w Ultegrze praktycznie nie zdarza mi się zmieniać przełożenia o jedno, najczęściej co dwa, czasami trzy na raz. Czasami, przyznaję, przydaje się taka "połówkowa" zmiana przełożenia. Ale to pewnie raczej jest istotne podczas ścigania.
Przejażdżka miała być typowo na pokręcenie, bez ciśnięcia, ale się nie do końca udało, bo po drodze były górki: długi podjazd do Zelkowa z Ujazdu, krótki, ale bardzo strony podjazd na Gacki z Bolechowic (ul. Gajowa) oraz tzw. ujazdówka w Tomaszowicach. Ja tam ciągle jeżdżę, więc Strava mi chcąc nie chcąc porównuje wyniki.
No i ciekawe mi rzeczy wyszły.
Nie jestem pewien czy w trekingu są większe przełożenia, czy w kolarce.
W każdym razie mimo ciśnięcia podjazd na Gacki był prawie minutę wolniej od niedawnej próbie na szosie, ale za to na ujazdówce pobiłem się o 20 sekund (co jest bardzo dużo)!
Czemu?
Gacki są bardzo strome i tam zrzucam na minimalne przełożenie. Prawdopodobnie kolarka ma mimo wszystko najmniejsze przełożenie i tak twardsze niż trekking. Więc w trekkingu kręciłem, kręciłem i mimo tego, że męczyłem się, to prawie stałem w miejscu. A na kolarce zdychałem, ale jechałem prędzej.
Na ujazdówce nie popełniłem już tego błędu i w najostrzejszym miejscu co prawda zrzuciłem na najmniejszy blat, ale za to przełożyłem na czwartą zębatkę. Więc jechało się szybciej, a męczyło się subiektywnie tak samo.
Jaki z tego morał?
O ile ortopeda nie da bana na katowanie kolan dużym momentem siły, to zwiększając przełożenie/obciążenie można przyspieszyć, a wcale dużo bardziej się człowiek nie męczy (już i tak pracuje się z całej siły).
W sumie to zdziwiony jestem... :dry:
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
W każdym razie mimo ciśnięcia podjazd na Gacki był prawie minutę wolniej od niedawnej próbie na szosie, ale za to na ujazdówce pobiłem się o 20 sekund (co jest bardzo dużo)!
Czemu?
Długie te odcinki? Bo z powyższych 20sek/60sek można wyciągnąc 2 różne wnioski: - różnice duże/różnice żadne. W zależności od punktu odniesienia....
Trwają mniej więcej podobnie, ale Gacki są długości jednej trzeciej ujazdowki.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Gratulacje i jak zwykle piękny opis.
Co do jazdy w deszczu to ja po ostatnim Gdańsku specjalnie na rolki wychodziłem kiedy padało żeby trenować jazdę po mokrym. Tobie też radzę tak popróbować.
Gratulacje i jak zwykle piękny opis.
Co do jazdy w deszczu to ja po ostatnim Gdańsku specjalnie na rolki wychodziłem kiedy padało żeby trenować jazdę po mokrym. Tobie też radzę tak popróbować.
No ba! Się robiło. Dzięki temu nie było całkowitej tragedii i jakiegoś tam DNF.
😉
Ale trzeba będzie jeszcze jeździć, żeby się przyzwyczaić i żeby lęk przed upadkiem nie krępował ruchów.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
O betonowych butach nie do rolek
Tak, tak. Takie też są. 🙂
Od jakiegoś półtora roku jeżdżę z pedałami SPD i sobie je chwalę. Jak wczoraj pojechałem na trekingu w deszcz na zwykłych pedałach i się ślizgałem na nich jak głupi jaki, tak dzisiaj podjąłem temat kupienia wreszcie wygodnych, docelowych butów.
Do tej pory jeździłem w jakichś przypadkowo odkupionych, ciut za małych butach MTB, co prawda Shimano, ale jakiś podstawowy model. Problem taki, że mocowanie SPD obciąża stopę bardzo punktowo. Mocujący bit, blok czy klat (jak tam chcą to zwać) to w zasadzie jest kawałek centymetr na dwa, a podeszwa w MTB nie jest taka strasznie twarda, bo w nich musi się jeszcze dać coś tam przejść, czy podejść.
Efekt to drętwiejąca podeszwa pod śródstopiem. Od nacisku.
No i rozmiar 29,7 trochę za mały na mnie i but za szeroki.
Ale się jeździło.
Ale może można lepiej?
Odwiedziłem dzisiaj pięć sklepów z butami rowerowymi i wszędzie były buty kompletnie nie pasujące na moją wąską stopę. Wszyscy sprzedawcy rżnęli głupa, że normalnie to buty są za wąskie i ludzie chcą dostać szersze, bo im stopy puchną. A wąskie to są wyłącznie najwyższe modele, których normalnie nie ma na stanie, bo kto normalny kupi buty za tysiąc złotych... A nienormalni zaawansowani amatorzy bez problemu znajdują dojścia do koksu, to z butami sobie nie poradzą?
Z drugiej strony - z butami rolkowymi trochę jest podobnie - np. Luigino podstawowy model ma szeroki, a im wyższy tym węższy. Bolty są najwęższe. A i tak dla mnie nie dość wąskie.
Więc zobaczyłem problem. Da się w ogóle kupić te buty?
Dało się.
W piątym sklepie jedyna para rozmiaru 47 to były Bontragery model Circuit. O, takie:
Mierzę i pasują. :blink: :woohoo: 🙂
Pytam o cenę i lekko mnie ścina, bo dwukrotnie przekracza założony budżet. :huh: :dry: :S
Oglądam je dokładnie, trochę niepokoi mnie mocowanie BOA, ale podobno nie ma z nim problemu, zresztą wszystko się da naprawiać, jest gwarancja etc.
No dobra, biorę. Kiedyś w końcu trzeba przestać uprawiać cierpiętnictwo i zacząć jeździć.
Buty są elegancko wentylowane od dołu, tzn. że podczas deszczu będzie chlupało... :whistle:
Ale nie tak jak w rolkach, bo statystycznie są wyżej niż rolki, nawet na dużych kołach. 😉
Co do wygody - bardzo wygodnie się w nich pedałuje. No i do tego są.
Ale kompletnie nie da się w nich chodzić. Zwłaszcza po przykręceniu trzypunktowych bloków SPD-SL, które budują dodatkową platformę na półtora centa pod podeszwą. Zdecydowanie nie są to buty do chodzenia!
Ale tenże blok w formie trójkąta jakieś 5 x 4 cm - plus super sztywna podeszwa - całkowicie rozwiązuje problem punktowego nacisku.
Jest jeszcze kwestia siły trzymania. Ponieważ bloki są większe, to nawet na maksymalnym poluzowaniu niezbędna do wypięcia siła jest wielokrotnie większa niż na zwykłych SPD. Trochę mnie to niepokoi... :unsure: ale do SPD też się trochę przyzwyczajałem, więc może będzie ok?
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Jest mnóstwo pedałów SPD z różnymi mniejszymi i większymi platformami, które bardzo skutecznie niwelują ten punktowy nacisk a buty nadal pozostają wygodne. Temat dla mnie aktualny bo kolano po nartach nie daje jeździć na rolkach więc żeby formy nie stracić cisnę na rowerze. SPD SL super do jazdy typowo treningowej ale na co dzień masakra. Z drugiej strony Ty raczej treningowo używasz roweru więc powinny się sprawdzić. Tylko pamiętaj o idealnym ich ustawieniu.
Tylko pamiętaj o idealnym ich ustawieniu.
Bardzo chętnie. Napisz coś więcej.
Na razie pojechałem śrubką na minimalne napięcie sprężyny i jest masakra.
Ale czekaj... a może mi się jorgło i w drugą stronę skręciłem? Muszę sprawdzić...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Joca, dzięki za zwrócenie uwagi na temat. Już mniej więcej wiem o co chodzi. 🙂
Dzisiaj zrobione 25 km w pięknej, słonecznej choć wietrznej pogodzie.
Fajne uczucie kontrolowania rolek, które pogarszało się wraz z pogorszeniem trzymania stopy.
Ten patent z BOA nie jest głupi. Można paroma ruchami dociągnąć buta w trakcie jazdy. A przesznurowanie przy 30 km/h... chyba nie... :dry:
Starałem się trzymać nisko, więc zgoniła mnie igła w kolanie.
Próbowałem jazdy w wyprostowaniu, ale ciągle tam była więc odpuściłem.
Dobre i te 25.
Myślę o tych Gorlicach. Konkretnie to o połówce. Ale Fazi namawia na cały... :whistle:
Bieg jest 18. Zapisy do 15.maja.
Fajny ten maj. W ten weekend nic, ale za półtora 9km w Skawinie, potem może się uda pojechać na Gorlice, a 25 mam Family Run z młodszą córą.
Za to czerwiec bryndza i szykuje się kupa czasu w hotelach... 🙁
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
...
Myślę o tych Gorlicach. Konkretnie to o połówce. Ale Fazi namawia na cały... :whistle:
...
Tygrysie, nie Bądź owcą B) 🙂 😉 .
Ostatni post: Kicking Asphalt 2k23 Najnowszy użytkownik: jarrodxzk270656 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte