Kicking asphalt 2019
Tomcat - w sobotę temperatura będzie miała około 40°C 🙂 szalony ten gościu, który sam chce to przyjechać 😉 no ale być może lubi upały :))
Bądźmy poważni. W takich temperaturach żadne rekordy nie padną. Samo przejechanie będzie już sporym sukcesem. Obstawiam, że ukończy mniej niż w zeszłym roku.
Bo jak tu jechać w słońcu bez ani jednej chmurki i 40°C?
Tomcat - w sobotę temperatura będzie miała około 40°C 🙂 szalony ten gościu, który sam chce to przyjechać 😉 no ale być może lubi upały :))
Bądźmy poważni. W takich temperaturach żadne rekordy nie padną. Samo przejechanie będzie już sporym sukcesem. Obstawiam, że ukończy mniej niż w zeszłym roku.
Bo jak tu jechać w słońcu bez ani jednej chmurki i 40°C?
Nie wiem, nie wiem. Ja, jakbym już był na miejscu, to chociaż bym spróbował.
Weź pod uwagę, że mówimy o gościu (gościach, bo ich jest dwóch - Sonika namówił Trenter, który pierwszy umyślił pojechać sobie solo i teraz będą jechali we dwóch solo, nie we dwójkę w sztafecie, tylko razem solo) z Queens, który musiał przebyć ocean i takie tam.
Chłopaki robią na luzach setki (NY 100k) i stosześcćdziesiątki (Athens2Atlanta), pomniejszych maratonów (Northshore) nie wspominając. Sonik przejechał Berlin w 1:11. Potrafią jeździć. Więc mają szansę. Będą pić jak spragnione beczkowozy. To fakt.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Kurczę, wciąga to kręcenie. Natalia na zgrupowaniu za granicą, a tam nie nalicza km, ale jak wrócą z ekipą to będzie dym. Dzisiaj dużo ćwiczeń technicznych i startów, więc nabite na rolkach jedynie 10 km. Na trening rowerem to 2 km, a, że spadłem w rankingu na 9 miejsce to po treningu dokręciłem na szybko 12 km i znów #6. Jutro basen i grill i nie pyknę nawet 1 km, ale za to sobota... Pizdrawiam
Kto to jest Jan Pacyna i mizuno? 🙂 Ciągną jak szczeniak huskiego 😉
Ja dzisiaj ciągle jestem 11. Rano "lenistwo wygrało". Budzik o 5.45 dostał w pysk. Wstałem i zorientowałem się, że daleko mi do zregenerowania się. A kolana bolą... Więc bęc z powrotem w piernaty.
W sobotę spróbuję coś dłuższego pojechać. Mam ochotę na trasę przez Krzeszowice-Paczułtowice-Przeginia-Sąspów-Ojców-Skała-Zielonki. Na google maps wychodzi po prostych trochę ponad 70 km, więc w realu może być między 80, a 90.
Zobaczymy, czy się odważę. No i ile mi to zajmie. Powinno między 3, a 4 godziny. Powyżej 4 godzin tyłek mi zaczyna odmawiać posłuszeństwa.
Poprawka: przygotowalem trasę w Movescount, tam ją prowadzi wzdluż drogi i wyszło tylko 75 km. Za to kilometr w pionie :dry: :whistle:
Dzisiaj wieczór na Kolnej... Raczej na kole nic po wałach. Przy dobrej pogodzie wały są za wąskie na taki ruch.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Andree - orgowie Le Mans też mają głowy. Widza i myślą.
Takie oświadczenie wydali. Interesujące.
HEAT WAVE - IMPORTANT ANNOUNCEMENTS
Dear friends and fans of the 24H ROLLERS,
You've been waiting for this meeting in Le Mans for months and
IT WILL TAKE PLACE.
Faced with exceptional heat wave conditions while we are breaking historical heat records in France, we were forced to make a difficult decision.
After consultation with the local authorities and in agreement with the federation head referee, THE DEPARTURE WILL BE GIVEN AT 8:00 pm
Consequently, exceptionally this 20th edition will take place for only 20 hours with an arrival always maintained on Sunday at 4:00 pm. The weather forecast predicts a drop of 10°C for Sunday.
• QUALIFICATIONS will take place at 6:00 pm
Setting up the start at 5:40 p.m., surprises await you and it's not a few degrees too high that will prevent us from having a party this year.
The roller parade is maintained Saturday at 11:00 am
- Why 8:00 pm?
- To avoid the hottest and most stressful 4 hours for organisms.
The Saturday forecast at 8 pm is 35°C (In 2011: 31.6°C and 2018: 32.9°C)
- At 8 pm the starting straight line is in the shade.
The “Le Mans start” is maintained but skaters will start from the grass to avoid waiting without shoes on the carpet area.
ATTENTION: Departure in socks or flip flop shoes! to cross the track and especially not barefoot in order to avoid any risk of burns on the asphalt.
- The 2 x 6 h will stop as planned at 22h00 and resume at 10h00 on Sunday morning.
- WATER is available without restriction at the refrigerated fountains in box 30. Trackside near the BAR PADDOCK. The water at the taps in the team Boxs is drinkable.
- The medical service, in boxes 59-60, will be on alert "Hot flash and dehydration" to welcome anyone who faces a difficulty and intervene in the paddocks and on the track.
- The organization will be particularly vigilant with the Solos and Duos, who are almost always on the circuit.
The Referee gave instructions to stop all skaters who showed obvious signs of heat fatigue.
- People who are weakened or in poor health are invited to be particularly vigilant for signs that may be of concern, before any discomfort occurs.
A piece of advice to share:
Be vigilant for yourself and others
Observe your friends, the skaters around you and intervene very quickly if you detect the onset of discomfort: feelings of imbalance while standing, dizziness, headaches...
- Other tips: Wet your clothes, hair, keep caps and hats to keep as cool as possible.
Despite this heatwave episode, we wish you all a very good weekend and wonderful memories on the Le Mans circuit.
CHRISTOPHE AUDOIRE
PRESIDENT OF THE TRIBU ROLLERS
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Kwalifikacje były dzisiaj 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Oh, shit...
:blink: :blink: :blink:
RELEASE CANCELLATION 24 H ROLLERS
DEAR FANS 24H ROLLERS,
AS ORGANIZER AND ABOVE ALL PASSIONATE ABOUT ROLLER FOR OVER 40 YEARS,
IT IS HEART-BREAKING TO HAVE TO ANNOUNCE
CANCELLATION OF THE ROLLERS 24 M IN 2019.
WE JUST RECEIVED A PREFECTURAL BANNING "... THE SPORTS EVENT" 24 ROLLERS TAKING PLACE AT LE MANS ON THE BUGATTI CIRCUIT ... "
SEE THE PREFECTURAL DECREE OF JUNE 28 AT 8:33 P.M. VIA THE LINK
HTTP://WWW.24ROLLERS.COM/WP-CONTENT/UPLOADS/2019/06/ARRETE-PREFECTORAL-SARTHE-28062019.PDF
AS YOU COULD SEE, WE KNOW AN EPISODE OF EXCEPTIONAL HEAT WAVE, NO COMPARISON WITH WHAT WE HAVE ENCOUNTERED IN 20 YEARS OF 24H ROLLER.
WE HAVE MADE EVERY EFFORT TO ACCOMMODATE THE EVENT AND ENSURE YOUR SAFETY INCLUDING DELAYING THE START AT 20:00.
WE HAVE HOPED TO FIND SOLUTIONS THAT WOULD HAVE KEPT THE COMPETITION.
FACING THE WEEKEND WEATHER FORECAST ANNOUNCING HEAT PEAKS AT 40 ° C OVER 50 ° C ON THE ASPHALT, THE STATE'S SERVICES BELIEVE THAT THE DANGER IS STILL TOO LARGE AND DIFFICULT TO MANAGE FOR EMERGENCY SERVICES ALREADY HIGHLY SOLICITED.
OUR EFFORTS WERE IN VAIN DESPITE ALL THE ASSUMPTIONS CONSIDERED TO RETAIN AT LEAST A REAL RACE ON THE CIRCUIT , THE PREFECTURAL DECISION IS IMPOSED ON US AND WE RESPECT IT.
FOR THOSE PRESENT AT LE MANS AND IN PARTICULAR AT THE CAMPSITE WE CONFIRM THAT ACCESS TO THE CAMPSITE AND THE VILLAGE ROLLER REMAINS POSSIBLE UNTIL YOU LEAVE THE SITE.
ACCESS TO THE TRACK IS FORBIDDEN ON FOOT OR ON SKATES.
FOR THE CAPTAINS WHO HAVE ALREADY REMOVED THE BIBS AND CHIPS, IT WILL BE POSSIBLE TO RETURN THE CHIPS TO THE SECRETARIAT SATURDAY UNTIL NOON.
WE HAVE A VERY HEAVY HEART DUE TO THIS CANCELLATION AND WE SHARE YOUR DISAPPOINTMENT.
CHRISTOPHE AUDOIRE
PRESIDENT OF THE TRIBE ROLLERS
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Było do przewidzenia 🙂 Dlatego wczoraj o tym napisałem. Ja nie wychodzę z domu, a oni chcieli na rolkach 24h jeździć. To jest szaleństwo. Nawet najlepsi mieliby problem z dojechaniem w normalnym czasie.
Ok, zrobiłem to! I ledwo żyję...
Zrobiłem planowaną trasę, a potem jeszcze dokręciłem kawałek drugiej pętli do setki.
Po powrocie ścięło mnie na godzinę z okładem i ciekawe czy jutro będę mógł się ruszać.
Zapewne, gdybym został na planowanych 75 km byłoby ok i nie czułbym aż takiego zmęczenia, ale chciałem to zrobić i żeby to się udało trzeba było ciut bardziej się napiąć.
Prosto w oczy mówię: nie byłbym w stanie bez porządnego odpoczynku i porządnego posiłku zrobić drugiej setki. Ta traska była o trzech batonikach i 2x660ml wody kranowej.
Dało się tylko dlatego, że temperatura spadła. Rankiem na zjazdach momentami marzłem.
A było to tak...
Ruszyłem wcześniej niż planowałem, bo jakoś tak nie było melodii do spania. Telefon napchany prądem po ekran, ciekawe ile zeżre baterii nasza droga odlottowa jazda?
No i jak ruszyłem to okazało się, ze podczas ostatniej jazdy w czwartek musiałem sobie coś nadwyrężyć w lewym udzie (zawsze ta lewa noga, taka po prostu lewa!) i nie za bardzo jest fajnie mocno kręcić. Więc zacząłem jechać tak "na próbę" czy dam radę, czy trzeba będzie wracać. Tempo relaksacyjne. Obserwujemy coś się dziej. No, ale da się. Na podjazdach jadę bardziej "na prawej nodze". Ok, jedziemy, Mięsień się ma prawo jeszcze rozgrzać.
Rozgrzewał się mniej więcej do Krzeszowic i tutaj było już z nim lepiej.
Tak stwierdziłem wciągając pierwszego batonika przez przejazdem kolejowym wąskotorówki. No i cale szczęście, bo zaraz za Krzeszowicami jest długi podjazd w kierunku na Paczułtowice, gdzie nie dałoby się jechać na jednej nodze. Więc wjechałem na dwu. W Stravie sprawdziłem potem, że to odcinek kategorii 3, czyli najwyższej chyba jaką tu w okolicy mamy. Wszystkie inne to są czwórki.
Pamiętam jak kiedyś ten leśny podjazd mnie masakrował. Tym razem czułem, że kontroluję sytuację. Jakby nie udo mógłbym wbić ciut twardszy bieg.
Potem wyjazd na górę, przejazd koło tabliczki upamiętniającej cmentarz ofiar epidemii cholery w 18 wieku i wjazd na górę w Paczułtowicach. Piękne tereny, po prostu piękne. Pola i łąki, niebieskie niebo poprzecinane chemtrailsami...
Zjazd serpentynami do Paczułtowic jest tak stromy jak pamiętałem. Wolałem się nie rozpędzać. Tak mocno trzymałem hamulce, aż mi się wydawało, że czuję smród palonych klocków. A za Paczułtowicami opuściłem znane mi tereny i wjechałem do Racławic. Fajna dolinka. Jazda wzdłuż rzeczki, a potem wspinanie się do drogi olkuskiej. Pusto. Cicho. Włościannie. Zero aut!
A droga olkuska jak droga olkuska. Spierniczaj jak najszybciej się da. Na szczęście do przejechania miałem mały kawałek i szybki skręt na Ojców/Sąspów. Tu na początku masakryczny asfalt. Próbowałem jechać środkiem drogi to mnie zburknął z niej autobus. Wjechałem jakieś 60-70 km/h na łaty asfaltu i prawie mnie wykatapultowało na pobocze. Potem musiałem jeszcze przeskoczyć jakiś kosmicznie głęboki lej w asfalcie. Groza... No, ale naprawiają to, tak? Będzie dobrze? Dla uspokojenia nerwów wciągnąłem drugi batonik i odpocząłem trochę.
Potem zjazd do Ojcowa. Jakoś tłumów nie widzę, ale trochę ruchu turystycznego jest. Tak w miarę. Całkiem sporo rowerzystów. I to grupy kolarzy i też wycieczki rodzinne.
Potem podjazd do Skały - so far so good. Droga dobra i bez szaleńczego ruchu. Ale w Skale na ryneczku jakiś armageddon komunikacyjny. No totalny kociokwik! Nie ma jak przejechać, ani przejść. Sobota rano? Jakoś się przebiłem jednak i pojechałem na Kraków / Zielonki.
Długie, bardzo długie zjazdy. Duża prędkość na zjazdach i duża niepewność ze względu na podmuchy wiatru. A tutaj nie można sobie pozwolić na bujnięcia, bo bez przerwy wyprzedzają samochody. Kierownicę trzeba dzierżyć krzepko! I po krótkiej chwili pojawiają się problemy z drętwieniem i bólem wszystkiego... Jedyne rozwiązanie to trzymać kierownicę lżej. Ale czasami się nie da i trzeba po prostu wytrzymać.
Jedno co pomagało wytrzymać to piękny widok na Tatry. Tak przewiało, że praktycznie cały czas od Skały do Zielonek widać je było górujące nad wszystkim i wszystkimi. B)
Z ulgą powitałem Zielonki, gdzie skręciłem w prawo i przez Pękowice (dojechałem znowu do trasy olkuskiej. W mojej osobistej wsi wymiękłem - zamiast przebijać się w ruchu przez trzy pasy ostro drących samochodów zjechałem na pobocze, zsiadłem i przeprowadziłem rower na drugą stronę jak normalny grzeczny pieszy.
(Retrospekcja) W Pękowicach wciągnąłem ostatni batonik i zacząłem się zastanawiać: jak mam przejechane 75 km, to nie powinno chyba być tak trudno dokręcić do 100 km? Nie? Kiedyś wreszcie trzeba tę setkę machnąć. Kalkulacja: ten batonik powinien mnie napędzić na mniej więcej godzinę, może mniej bo pewnie jadłem za rzadko. No, to wystarczy. Grunt, żeby dojechać tak do Rudawy. Potem będzie wracanie, a koniki jak wracają, to zawsze chętniej ciągną, ne se pa?
No to pojechałem. Już totalnie bez napinki i momentami nie wierząc, że to sobie robię. Już wszystko mocno zmęczone. Siedzenie pobolewa, tamten mięsień cały czas się odzywa, ręce bolą, plecy bolą, nogi - a nie, nogi akurat nie bolą. Jeszcze mają siłę na brykanie.
Dopóki cukier z batonika działał, to nogi się fajnie kręciły i w całkiem dobrym tempie pojawiłem się na ryneczku w Rudawie. Tutaj dopiłem resztki wody, wytrząsnąłem ją też z pokrywek bidonów i zabrałem za wracanie.
To już gorzej. Nie ma parcia na "przygodę", tylko jest wracanie znanymi szlakami. Easy, easy. Pomalutku i ile się da oszczędzając energię.
I tak to doczłapałem sobie do wioski i tutaj zacząłem się stresować: czy jak podjadę se pod chałupę to będzie dosyć nakręcone? No przecież by mną o glebę złość cisnęła, jakbym miał dzisiaj NIE zaliczyć tej setki! No i tak patrzę to na zegarek, to na licznik przebiegu dziennego. E, chyba będzie dobrze. Jak zabraknie kilkuset metrów to dokręcę jakoś po wsi.
Ale podjeżdżam pod chałupę i widzę 100 km i 200 metrów! Ręce w górę w międzynarodowym geście zwycięstwa i teraz misja: rozpakować się i paść. Co mi się udało znakomicie.
Jeszcze przed padnięciem wciągnąłem wielką michę bobu z masłem jako posiłek potreningowy oraz wytrąbiłem liter soku z czarnej porzeczki. I szybko do pozycji horyzontalnej, bo życie boli.
W trakcie tych 100 km przejechałem 1049 metrów w górę i tyleż w dół. W rankingu wspierających Akademię Natalii zaraz po jeździe byłem piąty. Teraz jak patrzyłem już szósty.
Dzieje się, piękna pogoda, wszyscy wylegli na rower.
Ciekawe: my ciągle trzeci, ale na pierwszych dwóch miejscach przetasowania 🙂
Cały czas do pierwszej organizacji mamy tysiąc kilometrów do nadrobienia, a liczby tak nieprawdopodobnie się zwiększyły... to są już okolice 11-12 tysięcy!
Ciśniemy! Ciekawe czy jutro dam radę wsiąść na siodełko, czy też "lepiej nie". :laugh:
BTW. Telefon zeżarł 20% baterii. W niecałe 5 godzin. Spokojnie by wytrzymał 20h w ten sposób.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Tomek, tym wpisem mnie mega zmotywowałes. Okrutnie dzisiaj nie chciało mi się iść na rower, ale jak zobaczyłem Twoje miejsce we wspierających to się wstydem przykryłem i w te pędy na rower. 52 km, z Twoich połowa, ale już nie mam wyrzutów sumienia. 100 km, w lipcu na pewno przejadę na raz 🙂
Dzięki Damian 🙂
Cieszę się, że mogłem pomóc wywalić Cię z domu na szosę. :laugh:
Dzisiaj nakręcone 32 km porankiem na Błoniach: póki pusto i póki chłodno.
Ponieważ wczoraj sobie dałem tak w palnik to wziąłem dzisiaj sebixy na szynie 4x90 i pojechałem na badyla. To jest dużo, dużo łatwiejsze.
Na tak niskiej szynie double push po prostu momentami wychodził. Nie przypominam sobie, żebym kiedyś osiągał takie wychylenie i siłę odepchnięcia z underpusha. Ciekawe kiedy takie coś będę potrafił osiągnąć na kółkach 110...
Co nie zmienia faktu, że Witek który jechał na 4x110 ledwie ruszał nogami, a ja musiałem kurna jak pszczółka bzyczeć, żeby nadążać za nim. A jak się lekutko tylko napiął, to nie było już możliwości nadążyć.
No właśnie. Bo spotkałem Witka i Andrzeja. Pojechaliśmy kilka kółek razem. Takich nie za szybkich, ale i bez wielkiego turlania się.
Witek opowiadał o nowych Simmonsach Dash. Różnica do starszego modelu to cena (są tańsze) i wygoda (no tu różnie - w palcach więcej miejsca, ale w kostce wyższe, co nie każdemu może pasować.
Okazało się, że on tak samo jak ja nie może wiązać butów do samej góry, bo mu się robi gula na ścięgnie. Czyli to standardzik. Trzeba wiązać dziurkę niżej i ogarniać stabilizację.
Jest ogólnie zachwycony simmonsami. Rashe bardzo siadły i jego synowi i jemu. Bardzo dobre dopasowanie i rewelacyjne trzymanie.
Jego syn, Wojtek, w ostatnim miesiącu wreszcie przełamał wieloletnią dominację Krzyśka Chojnackiego na zawodach w Niepołomicach. Dzieci Krzyśka uprosiły Wojtka, żeby się skupił i nakładł ich ojcu, bo jest nieznośny i sodówa mu uderza. :laugh: Nie trzeba go było długo prosić. 😛 😉 Młody już przyjeżdża w czołówce maratonów. Ciekawe czy zdecyduje się pójść w prawidziwy wyczyn. Ma szansę. Moglibyśmy mieć kolejnego zaprzyjaźnionego reprezentanta Polski na World Roller Games B)
Po jeździe dzisiaj w sebixach zacząłem się zastanawiać jak dopasować do nich szynę 195... :dry: Do FR1 by się chyba dało, ale tutaj jest mocowanie jak w twisterach, może solidniejsze, ale 165 jest 165. Musiałbym kupić kolejne podwozie... :huh:
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Przeczytałem ost. relacje T. i D. Gratulejszyn.
Ja z wizytą u Sz. T. Syna czyli Mamy mojej Synowej B) .
Dzisiaj 5h na row. pomiędzy 5 a 10 w okolicach Książnic ( k. Pac.) do 100km. W tym wałem Wisły od Szczucina w kier Krak. Przepiękne okolice. (...)
Muszę kończyć. Wjeżdża obiad. Może się skończyć "u adwokata". Pzd. Wsjech B) 🙂 😉 .
Ale wiesz że One tylko tak mówią? 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wieczorem wreszcie się udało zabrać rodzinnie plus koleżanka na Kolną. Dziewczyny sobie gadały i gadały, a ja jeździłem. Chciałem nakręcić 24 km, bo sprawdziłem sobie w rankingu, że to by mi wystarczyło, żeby myknąć z pięć osób 🙂 Czyli miałem być szósty po tym manewrze.
No, ale świat nie stoi w miejscu i po myknięciu tych co planowałem myknąć okazało się, że jednak jestem dziesiąty, a przede mnie wkręcili się nowy uczestnicy. Jak np. sama Natalia 😉
No i dobrze. Efekt tego jest taki, że prowadzimy (jeeeeee! 🙂 ) i to nie o włos 😉
Pomimo gorąca jeździło mi się znakomicie. Układ jezdny niebywale przewyższa ten z frx'ów. Inna klasa. Fajnie było, nawet bardzo fajnie. Po dosyć żwawej jeździe spuchłem dopiero po 17 km. Więc całkiem nieźle.
Forma idzie do góry. 🙂
Ale zapomniałem wody i musiałem się prosić żony. Zrobiliśmy dwa postoje na picie. W sumie wystarczyło.
Jutro wieczór burza. Czy wystarczy mi siły woli, żeby wyjść na rower rano przed pracą?
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Siła woli mnie podniosła przed szóstą, nakarmiła dwoma kanapkami, sprawdziła, że temperatura jest idealna do jazdy i zaległa na krześle z kawą w ręce. No nie dało rady.
Troszkę zmęczony jestem po weekendzie. Wczorajsze 57 km na rolkach też się liczy.
Rano czułem zesztywnienie po 32 km na małych kółkach, a to zawsze syndrom zmęczenia.
I wieczorem czułem mocne zmęczenie po 25 km w upale po kole na Kolnej.
Ale czuję niesamowicie mocno dobroczynny wpływ częstej i długiej jazdy na rowerze!
W tym roku zawsze pierwsze co to siadały mi plecy. A jak plecy siądą, to reszta też siada.
Tym razem jechało się świetnie przez jakieś 18 okrążeń i potem siadła mi nietypowo stabilizacja. Czułem to tak, jakby mi się szyna w lewym bucie przesunęła. Byłem przekonany, że mi się szyna w bucie przesunęła. Noga mi uciekała do środka. Całe szczęście, że potrafiłem sobie już z tym poradzić, ale nie było już mowy o double pushu i jeździe na zewnętrznej krawędzi.
Jakież było moje zdumienie, jak po zdjęciu rolki okazało się, że szyna jest idealnie w tym samym miejscu co na początku! :ohmy:
Coraz bardziej się przekonuję, że powinienem "wejść w wysokiego buta". Jakby w Krakowie dało się gdzieś przymierzyć Seby Maraton w moim rozmiarze. Albo PS Grand Prix. Albo World Cup. Na pewno nie chcę używać do speedu miejskich skorup. Ani nie chcę miękkich fitnesów.
Ech, pewnie się skończy kolejnymi niskimi butami, tylko z lepszym trzymaniem niż Bolty...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ha ha... jednak korci do Seby Marathon 🙂 wczoraj przesłałem linka z prawie 50% promocjami na PS Grand Prix, Maraton itd... taniej nie znajdziesz. Ja 3 kółek nie kupię, bo to strata pieniędzy i jestem wierny 4 kółkom. Ale jeśli tobie 3x125 nie przeszkadza, to kupuj 🙂 może w wysokim bucie będzie Ci dobrze.
Ha ha... jednak korci do Seby Marathon 🙂 wczoraj przesłałem linka z prawie 50% promocjami na PS Grand Prix, Maraton itd... taniej nie znajdziesz. Ja 3 kółek nie kupię, bo to strata pieniędzy i jestem wierny 4 kółkom. Ale jeśli tobie 3x125 nie przeszkadza, to kupuj 🙂 może w wysokim bucie będzie Ci dobrze.
Nie ma mowy, żebym kupił bez mierzenia. 🙂
Kolega miał te Seby i wydawały mi się strasznie toporne. Bóg jeden raczy wiedzieć jak one by leżały na mojej nodze. Jak już to bym się z Zico umawiał na "mierzenie pocztowe" 🙂
Układ jezdny mam - czy to 4x110 czy 3x125 - chodzi mi tylko o buta.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Marathon są już ciężko dostępne. Ja to Ciebie widzę w tych Iorach za 300 funtów 🙂 no kup że je B)
Twoje rozmiary mają duży wybór. U mnie 41-42 pustki... jeszcze poniżej 38 też mają spore zasoby magazynowe...
Umów się z Zico. Wkręć tam swoją szynę i przejdź się trochę. But będzie jak nowy - jak każda po sklepie :)) Niech ci wyśle samego buta - tańsza wysyłka :))
Dzisiaj już nic nie dokręcę. Szykuje się burza jak ta lala! RCB rozsyła SMSy zachęcające do zostania w domu.
Brakuje mi aktualnie 20 km, żeby wrócić do pierwszej 10. :laugh:
Nic to. Jak mówią: "- Live, to ride another day." 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Każdy, ale szczególnie wracający do intensywnego uprawiania sportu po (długim) okresie bezczynności powinien się zastanowić czy jego ciało wytrzyma reżim pamiętany z młodości. Klasyczny polski przykład to 40 latek, który zaczyna grać w piłkę i przy drugim-trzecim meczu doznaje zerwania mięśnia czy ścięgna. Czy coś równie radosnego i przyjemnego.
Ale my, MAMILe, uprawiający dyscypliny wytrzymałościowe musimy się zastanowić co z serduchem. Czy to w ogóle jest bezpieczne?
Kiedy zacząłem zmagania z szutrowymi ścieżkami, a zwłaszcza tak boleśnie ciężkimi podbiegami przeszło mi to przez myśl i kupiłem sobie za 35 złotych pierwszy pulsometr na allegro. Po to tylko, żeby sprawdzić jak wyglądają maksymalne poziomy tętna i jak wygląda profil tętna podczas wysiłku. Nie za bardzo myślałem o tym, żeby poddać się całościowemu badaniu lekarskiemu i ocenie kardiologa. Nie, no po co? Przecież ja sobie tylko truchtam. O, serce nie rozkręca się powyżej 172 uderzeń na minutę, to nie tak znowu dużo. Damy radę.
Pulsometr był tani, dawał podstawowe informacje, ale był też skrajnie niewygodny. Plastikowy łuk opinał tors i z każdym kilometrem ześlizgiwał się niżej. Ale używałem go co pewien czas, żeby kontrolować temat. Czułem się generalnie dobrze, to z nogami miałem niekończący się problem, a nie z serduchem.
No i taka sytuacja będzie dla większości z nas - nic specjalnego z sercem się nie dzieje.
Ale lata mijają, zmieniają się uprawiane sporty, zmieniają się poziomy wytrenowania, zmieniają się obciążenia, do których zmuszamy nasze ciała, zmieniają się nasze możliwości.
I czy dalej wszystko jest ok?
Po czasie już wiem, że stosowanie narzędzi typu pulsometr da możliwość wczesnego ostrzegania przy bardzie niewielu poważnych schorzeniach. Aczkolwiek jeśli widzę (mogę być zaślepiony wyzwaniem i nie zwracać uwagi na to co czuję) analizując zapis z aplikacji po treningu, że poziom tętna jest zdecydowanie za wysoki (a nie przypominam sobie, żebym wczoraj na cioci imieninach jakoś wyjątkowo zapił ryja, co znakomicie tłumaczyłoby objawy i co jest btw znakomitym sposobem na wyciągnięcie kopyt, na kacu lecieć jakiś ostry trening) to powinno być ostrzeżeniem i wykopać w trybie pilnym do lekarza.
Także jeśli poziom tętna po wysiłku nie chce opaść. Trzyma się i trzyma wysoko i nie chce spaść. To też byłoby dzwonkiem alarmowym.
Ale większość ostrzeżeń będzie nie do wykrycia przy pomocy pulsometrów. Teoretycznie zaawansowane urządzenia Polara i Suunto (nie wiem jak amerykański Garmin) mają coś takiego jak wykres R-R, co bodajże pokazuje różnicę zmienności pracy serca, co świadomy użytkownik ma szansę wykorzystać jako wskazówkę do odpoczynku - wyniki poniżej 50% świadczą o istotnej potrzebie odpoczynku. Ale nie ma szans, żeby wykryły coś istotnego, typu arytmia. To raczej trzeba obserwować co się dzieje z ciałem: bóle klatki, pleców, czy nawet ramienia po stronie serca, uczucie osłabienia, czy zasłabnięcia podczas wysiłku. To warto zdiagnozować. I to pilnie, a to z kolei oznacza wydatki, bo zasadniczo nic na NFZ nie działa wystarczająco szybko.
Cały ten przydługawy wpis po obejrzeniu bardzo ciekawego materiału z GCN. Badany gość jest w totalnie innej sytuacji - 27 lat wyczynowego uprawiania sportu wytrzymałościowego. No wow!
Ale wśród zawodowców też zdarzają się przypadki nagłej śmierci i to zarówno ludzi w, khem, kwiecie wieku jak i wśród podrostków, którym się drugi, albo i pierwszy wąs sypie.
Nie było nic o badaniach krwi, ale przewinęła się nazwa troponiny. Jest, a w zasadzie są to dwa białka (troponina I i T) kurczliwe mięśni, które dostają się do krwi w momencie zawału. Jeśli przeszliśmy zawał, jeśli podejrzewamy, że mogliśmy przechodzić zawał, te białka w krwi to mogą potwierdzić. Lub ich brak zaprzeczy. W tym przypadku najwyraźniej nie było potrzeby, bo to było całkowicie rutynowe, na wszelki wypadek badanie.
A więc wywiad, EKG i echo serca. Do zrobienia w pół dnia. Tylko trzeba jakoś to ogarnąć prywatnie.
Sam nie miałem takich badań robionych od lat. Ale z drugiej strony przecież nic mi się nie dzieje.
Tutaj wychodzi przezorność Francuzów... Szyszkownik pisał o obowiązkowych papierach lekarskich na Roll'Athlon 100. U nas ciągle się tylko podpisuje oświadczenie, że robię sobie to na własne życzenie, a organizator za nic nie odpowiada, dziękuję bardzo.
A może po prostu prawodawstwo we Francji jest takie, że organizator nie może się zrzec odpowiedzialności?
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ostatni post: Kicking Asphalt 2k23 Najnowszy użytkownik: jarrodxzk270656 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte