Kicking asphalt 2020
Co do wizyty u dr Biernata przed maratonem mazurskim - po zastanowieniu niestety tak się nie da. Już przerabiałem temat - cały tydzień po rozmasowaniu jestem dętka.
Jak kiedyś miałem korektę w środę i poszedłem w niedzielę pojeździć z Sebu, to w pewnym momencie już mnie pchał, bo ból pleców zabijał.
Więc dzień przed maratonem tego sobie nie mogę zrobić. A głupio pojechać tylko na konsultacje. Chyba?
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ja nie miałem zadnego masazu itp. Tylko diagnoza, analiza, konsultacja i zalecenia do planu rehabilitacji.
I teraz liczy na przywrócenie prędkości przy pomocy plyometrii, czyli ćwiczeń w skokach. Temat do przemyślenia. W drylandzie są ćwiczenia plyometryczne i nie miałem takich ćwiczeń stricte siłowych jak porządne 60 i więcej kilo na barki i jedziemy, więc to może być nie mój case, ale kto wie.
Ukladales kiedys/ktos Ci ukladal plan oparty o periodyzacje? Adaptacja, sila, hipertrofia i takie tam?
Ja nie miałem zadnego masazu itp. Tylko diagnoza, analiza, konsultacja i zalecenia do planu rehabilitacji.
I teraz liczy na przywrócenie prędkości przy pomocy plyometrii, czyli ćwiczeń w skokach. Temat do przemyślenia. W drylandzie są ćwiczenia plyometryczne i nie miałem takich ćwiczeń stricte siłowych jak porządne 60 i więcej kilo na barki i jedziemy, więc to może być nie mój case, ale kto wie.
Ukladales kiedys/ktos Ci ukladal plan oparty o periodyzacje? Adaptacja, sila, hipertrofia i takie tam?
Aha. Interesujące. No to może, może...
Nie, nie miałem. Będę chciał coś takiego mieć na przyszły sezon zimowy. Tylko się zastanawiam do kogo uderzyć.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Na masaze i usuwanie skutkow to bylem u dwoch fizjo 😉 Biernat mnie wlasciwie nie dotknal, a znalazl PRZYCZYNE 🙂 Taka roznica 🙂
Ludzi znasz, na pewno ktos takie plany uklada, metodyka w wiekszosci sportow jest ta sama. Roznia sie cwiczeniami. I warto zeby byl napisany pod Ciebie ( czas - praca, rodzina itp) i pod zakladane Twoje cele. I lecisz 🙂
Śro 4 mar 20
Pierwszy zarażony koronawirusem w Polsce. A i tak nie wierzę, że bliżej nas coś się nie czai. To za szeroko poszło żeby stłumić. Taki jest to problem z wirusami o małej śmiertelności i długim czasie wykluwania. Taka np. ebola jest dużo groźniejsza, ale zabija tak szybko, że ofiary nie zdążą się przemieścić i zarazić. Ciekawe, że np. SARS udało się ograniczyć do Azji, a teraz Covid nie.
Miał być core w poniedziałek wieczór, potem we wtorek. W końcu zrobiłem dzisiaj. Mam nadzieję, że forma wykonania ćwiczeń się poprawia. Ins and outs za każdym razem ciut lepiej. Deski wreszcie wyszły wg planu: 2 – 1,5 – 1. Próbowałem czwartą, ale spękałem po 15 sekundach. Trzeba mieć dobrą motywację do tego ćwiczenia.
Waga znowu odbiła półtora kilo. Nie wiem czy uda się zejść niżej. Zaczynam być sceptyczny. Czasu do rozpoczęcia sezonu jest jeszcze na zrzucenie 2 kg. Byłoby super.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Pierwszy zarażony koronawirusem w Polsce. A i tak nie wierzę, że bliżej nas coś się nie czai. To za szeroko poszło żeby stłumić. Taki jest to problem z wirusami o małej śmiertelności i długim czasie wykluwania. Taka np. ebola jest dużo groźniejsza, ale zabija tak szybko, że ofiary nie zdążą się przemieścić i zarazić. Ciekawe, że np. SARS udało się ograniczyć do Azji, a teraz Covid nie.
SARS zarażał gdy były objawy. Covid zaraża również przed wystąpieniem objawów. Dla mnie tyle dobrego z całej tej paniki, że nie musiałem lecieć do klienta.
Waga znowu odbiła półtora kilo. Nie wiem czy uda się zejść niżej. Zaczynam być sceptyczny. Czasu do rozpoczęcia sezonu jest jeszcze na zrzucenie 2 kg. Byłoby super.
Tomek, z tego co kojarze bardzo dużo osiągnąłeś (5-6kg ?). Odpuść na chwilę - w sensie idź w utrzymanie wagi a nie zbijanie. I po paru tygodniach znowu zaatakuj. Ja się ostatnio zastanawiałem nad fenomenem stałej wagi w moim wykonaniu od ponad pół roku. Co przy >20 tysiącach kcal wydanych na aktywność miesięcznie jest trochę dziwne - no ale odpowiedź jest prosta - ja po prostu żre jak smok :woohoo: .
Śniadanie (zwykle 1 kanapka), potem jakieś owoc (winogrona bo najbardziej mi wchodzą albo banananany, rzadziej jabłko), lunch, koło 15 mam zejście więc jakiś mały słodycz (bardziej cukierek niż batonik)., odbiad, kolacja, i niekiedy jakiś "podkurek" przed 23 ;). Między obiadem a podkurkiem potrafi wejść 1l herbaty z maliną - czemu o tym piszę? Bo zwykłej herbaty nie słodzę - a tę z maliną i owszem.
Testują na ludziach, w przyszłości puszczą już coś konkretnego... Zaraz wymyśla szczepionkę 🙂 - ja osobiście unikam szczepionek. Takie czasy nadejszly...
Może już dawno straciłeś te 2kg zbędne, a zyskałeś mięśnie. Ja sobie wkrótce zrobie drugi raz ten test z pomiarem tłuszczu i nawodnienie. Zobaczymy, co mi tym razem wyjdzie. Podobno raz w miesiącu można sobie to zrobic żeby mieć odniesienie.
Ja muszę zrzucić brzuch 🙂 Ostatno CORE zaniedbalem i slabo ćwiczę, jakos nie chce m isie, nie mam energii na to...
Z mięśniami nie tak szybko. Jak mi w kilka dni rośnie waga to od razu widzę po spodniach...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Cz 5 mar 20
Wczorajszy wieczór zakończony 40 minutami na trenażerze. Próbowałem utrzymać moc 200 W przez 20 minut – to taki uproszczony test na FTP, ale się nie udało. Dziesięć minut było trudno, w ósmej musiałem dać na luz i dychnąć ze dwie minutki, a potem znowu. Ale to się przecież nie liczy. Na małej mocy dokręciłem do 40 minut i dałem sobie spokój.
Ale czemu tak się zrobiło? Zabrakło mi węgli. Wczoraj przypilnowałem diety, wieczorem licznik pokazał, że mam już wszystko zjedzone co na dzisiaj, a ja się wziąłem za trenażer. Ostatnie dwadzieścia minut było przykrych, siedziałem na siodełku, kręciłem i nogi mi się trzęsły. Ale nie ma innej metody – trzeba w pewnym momencie przełamać metabolizm i zwiększyć udział tłuszczy w miksie metabolicznym. Nie sposób tego dokonać bez zmniejszenia podaży cukrów.
Słaby sobie wymyśliłem moment na test, czysto na pałę... Trzeba będzie powtórzyć kiedyś, jak będę naładowany tak, że cukier się przez wszystkie szwy będzie wysypywał. Waga bez zmian. Samopoczucie po nocnym poście dalej słabe. Może spróbuję się chociaż porozciągać…
Ponieważ piesek jest aktualnie rekonwalescentem i chodzi w gustownym kubraczku, którego NIENAWIDZI zamiast wypuszczać do ogrodu wychodzę z nią wielokrotnie w ciągu dnia. Także rano. I dzisiaj wyszliśmy na to piękne słońce, chrzęszczące szronem ocienione trawy i trawy już rozmrożone i pomyślałem, że to wspaniały, optymistyczny poranek na pobieganie. I na pewno bym wyszedł pobiegać, kiedyś. Teraz niekoniecznie, bo zerknąłem na wskaźniki zapylenia i było grubo. I się zamyśliłem.
Po bieganiu na mrozie zawsze mnie astma przyduszała. Sądziłem, że to reakcja na zimno i wychodziłem otulając nos i usta jakimś kominem, często polarowym. No, ale przecież zimno oznacza wrzucenie do komina jeszcze jednej połowy fornirowanego bujanego fotela w ciągu nocy. Bo zimno. Czyli: syf większy. Czyli: pośrednio owszem zimno, ale bezpośrednio to co dusi to cząsteczki dymu, czy tam drobnego pyłu w powietrzu. A oddychanie przez materiał oczywiście, że zmniejsza problem.
Myliłem przyczyny, ale przypadkiem wpadłem na dobre rozwiązanie. Chociaż w sumie lepsze to nie biegać wcale w takie dni. Ale jak ktoś musi… To może jednak iść na „chomika” do fitness klubu, który ma wydajne oczyszczacze powietrza?
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Odkrycie dnia: treningi ładują się z zegarka do serwisu Movescount o ile zgrywamy je przez kabel.
Bezprzedowodowo ładują się tylko do aplikacji Suunto na telefonie i z niej nie przechodzą do serwisu Movescount, który też jest Suunto...
Movescount jest dużo lepszy w analizowaniu. Więc jak zależy na rozłożeniu jakiegoś treningu na części pierwsze to trzeba się kopnąć po kabelek z krokodylkiem i wgrać na lapka.
A na leniucha przez BT to tylko w prostej apce na komórce.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ja ładuje przez kabelek na Movescount i jest super 🙂 lubię Suunto i dobrze że kupiłem go. Na telefon nie przesyłam bo odinstalowałem aplikacje bo i tak z niej nie korzystałem.
Ja ładuje przez kabelek na Movescount i jest super 🙂 lubię Suunto i dobrze że kupiłem go. Na telefon nie przesyłam bo odinstalowałem aplikacje bo i tak z niej nie korzystałem.
Powyższe za chińskiego boga nie można nazwać intuicyjnym. Kiedyś byla apka na telefon, która potrafiła przekazać trening na Movescount. Ale ją wywalili.
Jak znam życie, to pewnie była w jakimś kawałku "3-rd party" i nie chciało im się bulić loyalties...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
...
Waga znowu odbiła półtora kilo. Nie wiem czy uda się zejść niżej. Zaczynam być sceptyczny. Czasu do rozpoczęcia sezonu jest jeszcze na zrzucenie 2 kg. Byłoby super.
Nic nowego. Nie mam problemów z nadwagą, ale zawsze czytam w temacie.
Odczyt z mojej opaski zdecydowanie zaniża odczyt spalanych cal. Pewnie musiałbym zapodać na początku czy w marszu idę szybko (wolno). Podobnie w biegu, rowerze czy rolkach.
Dzisiaj, na tę chwilę 9251 kroków, a dystans na samych rolkach ponad 20km.
Niepełny przysiad na dwóch nogach = 1 krok.
Pełny przysiad na jednej nodze = 1krok.
P.S.
Jeszcze z pyt.:
Dzisiaj na rolkach zmierzono mi V02max=35mm, przy tętnie max 155.
26.02 V02max=54mm, przy t.max 170 na tej samej trasie, podobnej pogodzie i czasie treningu (+/- 1min).
Te wart. V02max, to dobre, złe czy normalne w przygotowaniach do ew. zawodów ?
Mam zwracać na nie uwagę czy olać podobnie jak pomiar tętna z nadgarstka lub
tętno max=220-wiek ?
VO2max mierzy się w warunkach laboratoryjnych zakładając chomikowi szczelną maskę z sondą lambda i podając konkretne ilości tlenu - stąd się wie ile tlenu dany egzemplarz chomika potrafi przyswoić, ergo: ile energii jest w stanie wyzwolić w jednostce czasu.
Jestem sceptyczny do nazywania pomiarów bazujących na odstępach tętna spoczynkowego i maksymalnego plus jakichś tam przeliczeń równoważnymi w wyznaczaniu objętości tlenu przyswojonego.
Ale jakieś to przybliżenie zapewne jest. Tylko dobrze by było wiedzieć jakimi przesłankami kieruje się to Twoje ustrojstwo i wtedy by można wyciągać wnioski.
Bo te wartości są tak w kosmos różne, że ... ale akurat 55 brzmi dobrze. W swoim czasie jak miałem sprzęta estymującego te wartości to pokazywał podobne wartości, a kondycję miałem wtedy bardzo dobrą.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Dzięki.
Interesował mnie spadek z 54 na 33 w ciągu kilku dni.
Fakt, że jeździ mi się coraz łatwiej na kolejnych "treningach".
Trza śledzić dalej ten V02max ;).
Indurain jak brał EPO miał koło 90 B)
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
W tym jest masa na temat VOmax, HR i wszelkiech relacji miedzy nimi, wzory, testy, relacje, korelacje i inne tego typu ustrojstwo totalnie nie na moja glowe. Jak tylko zrobie ten kurs to z checia pozbede sie tej ksiazki, jacys chetni? 🙂
Jedno co zapamietalem po pierwszym "czytaniu" to ze VOmax szybko spada po zaprzestaniu teningów - juz po 12 dniach leci chyba o 7%. Za to zeby podtrzymac to wystarczy robic bardzo niewiele na pozadanej intensywnosci. Nawet nie wiem czy nie tylko 10% objetosci treningu.
I jeszcze bylo takie - co sam odkrylem podnoszac kondycje ale zaprzestajac tenowac rolki - jak masz kondycje i wydolnosc z innych aktywnosci, ale nie trenujesz miesni potrzebnych w danej dyscyplinie to i tak zdechniesz 😉
Pt 6 mar 20
Wielki dzień: wizyta u fizjo. Nie sądziłem, że trafię do niego dopiero po aż tak długim okresie czasu. Miały być dwa miesiące, podczas których PORZĄDNIE podciągnę się w ćwiczeniach, które od niego dostałem, a zrobiło się bez mała pół roku. Na początku faktycznie sumiennie robiłem ćwiczenia od niego, ale później zamiast progresować na taśmach poszedłem w sety z jutuba. Spoczko, one też były na podobne obszary, chociaż… dzisiaj mi przypomniał, że rotatory bioder mam do porządnego rozwoju, a tego sety z jutuba nie zapewniają. Ech, lepiej robić sety ułożone pod Ciebie. I do nich dodawać rzeczy, które się „podobają”.
Do rzeczy. Z taką książką skarg i zażaleń poszedłem do niego:
- aktualnie aktywny i powracający okresowo przykurcz praktycznie całego tylnego pasma lewej nogi,
- ból lewego trapezu,
- przeskakiwanie prawej nogi w biodrze przy wyproście (nie boli, tylko denerwuje i przez to niektórych ćwiczeń nie robię),
- korekta pozycji miednicy (a co za tym idzie także lordozy lędźwiowej),
- coś na korektę różnicy siły lewej i prawej nogi.
Najpierw pogadaliśmy z 10 minut. Na przeskakiwanie nogi w biodrze od razu powiedział, że nic nie wymyśli, bo to taka uroda jest. Inni fizjo mogą powiedzieć inaczej, ale i tak sobie z tym nie poradzą. Hm. Rozwiązanie banalne: nie robić tych ćwiczeń które to prowokują, zastąpić innymi.
Co do różnicy siły stron stwierdził, że różnica jest po stronie układu nerwowego i tego jak są pobudzane poszczególne strony i że takie tendencje się rozwijają od czasu niemowlęctwa, gdzie niemowlaki leżąc na brzuchu najczęściej już preferują stronę do odwracania się i przewracania. Nie sprawdzę tego, ale musiałem się obracać przez prawe ramię. Co należy robić to pilnować, żeby wszystkie ćwiczenia zawsze robić na obie strony, a na tą słabszą robić staranniej.
Te tematy zostały, powiedzmy załatwione odmownie, ale reszta już ok.
Przykurcze zostały rozmasowane. Cała lewa połówka ciała dostała porządny wpiernicz, poczynając od rozcięgna podeszwowego, a kończąc na mięśniach potylicznych. Następnym razem biorę jakiś gryzak pieska, nieważne jak zgryziony czy zaśliniony – przyda się bardzo! Najmocniej się skupił nie na rozciąganiu, tylko na rozklejaniu mięśni. Dwugłowy był sklejony z pasmem biodrowym, i tak dalej. Matko jak ja tam cienko śpiewałem… Trzeba przyznać, że się przyłożył. Mówił, że odpuszcza już dzisiaj siłownię, swój trening zrobił. Żadne samodzielne rolowania czy rozciągania nie dadzą takiego rezultatu. Czasami trzeba po prostu tam pójść i oddać się we wprawne łapska. Brr.
Najbardziej interesująca część to były ćwiczenia. Po pierwsze wariacje ćwiczeń z ostatniego razu, ale teraz już z mini-bandami na kolanach, ew. kostkach, bo bez już za prosto. Czyli:
1. Odwodzenie kolana w leżeniu bokiem. Koniecznie nieruchoma miednica. Stopy złączone, mini-band na kolanach. Aktywacja i rozbudowa rotatorów. Na początku trzy serie po pięć, potem dziesięć, piętnaście i następnie zmiana na twardszą gumę.
2. Unoszenie wyprostowanej nogi po skosie w górę w tył, mini-band na kolanach. Aktywacja i rozbudowa pośladkowych. Serie jw.
3. Odwodzenie stóp w leżeniu bokiem. Kolana złączone, miednica nieruchoma, mini-band na kostkach. Aktywacja i rozbudowa rotatorów. Serie jw.
4. Unoszenie nóg do tyłu w klęku podpartym. Najpierw noga prosta, potem zgięta w kolanie. Ważne, żeby nie pracować lędźwiami tylko pośladkami i dwójkami. Serie po 10, 20, 30.
A potem dał mi ćwiczenia funkcjonalne pod skating. Fajnie, że odkryłem, że mam pośladkowe i je wzmacniam. To teraz trzeba ich użyć w funkcji, żeby jeszcze później wplatać je w normalny krok rolkarski.
Trzy ćwiczenia:
1. „Żuraw”, czyli w skrócie mówiąc spokojny martwy na jednej nodze, z ciężarem, ale nastawieniem nie na maksymalizację ciężaru, a na perfekcyjne wykonanie ruchu. Podobne robiłem, ale tutaj jest różnica: schodzimy powoli, wychodzimy szybciej i na końcu przeprostujemy kolano, spinamy pośladki i brzuch i ciągniemy miednicę do przodu. Wydawało mi się, że będzie dla mnie proste. Nie było.
2. „Majkel” (bo stoi się w pozycji jak Majkel w "Smooth criminal"). Ćwiczenie z mocną gumą. Zahaczamy w biodrach i naciągamy. Ma mocno ciągnąć. Pozwalamy, żeby pociągnęła nam biodra do tyłu i pracujemy biodrami do wyprostowania i znowu puszczamy je zginając się w biodrach i wykonujemy ruch biodrami do przodu. Ręce stanowią równowagę. Serie po 10, potem 20, potem 30 i zmiana taśmy.
3. Jednonożny „Majkel”. Podobnie, tylko jedna noga idzie daleko do tyłu.
Wszystkie ćwiczenia w pełnej osiowości. Ale przynajmniej z tym dzięki wykonywaniu drylandu nie powinienem mieć problemu – od razu czuję jak jest przemieszczenie bioder względem stóp i barków względem bioder.
Zapytałem też o ten przypadek, jak w kilka dni po poprzednim masażu poszedłem pośmigać z Sebu i szybko zdechłem i musiał mnie pchać. W sumie proste. Odblokował mięśnie, które były tak długo zablokowane, że aż się zrobiły po prostu słabe. I jak zacząłem używać właściwych mięśni, to momentalnie zdechłem. Z tego samego powodu tak mocno mocniej mi się męczą mięśnie lędźwi po lewej stronie. Bo były zablokowane i nie ćwiczyły razem z prawą stroną.
Dlatego droga do siły zawsze musi być jedna:
1. Korekta wad układu ruchowego: terapia manualna, gimnastyka korekcyjna.
2. Dopiero po tym wejście na obciążenia.
Bo jak się pominie punkt pierwszy to: a) i tak nie będzie super, no i b) co i rusz będziemy sobie robić krzywdę.
Do dzieła!
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Nie 8 mar 20
Moja kochana nastolatka tak mi wywindowała ciśnienie, że teraz spisanie tego odcinka potraktuję terapeutycznie. Trzeba ostudzić głowę…
W tym tygodniu tylko raz zrobiłem core i wstając już rano było czuć nieprzyjemne napięcie w plecach. Nie w kapturze, tutaj fizjo podziałał elegancko wpychając mi rękę chyba do połowy pod łopatkę, a drugą ręką pchając ją w dół. Masakra.
Wczoraj rano było sucho i ogólnie w miarę. Miałem dużą ochotę wziąć seby na Błonia i pojeździć, ale mając w pamięci groźby karalne rzucane przez Pawła wolałem zachować siły na wieczór. Konkretnie to groził, że dobierze się nam do skóry i da nam wycisk! Więc skupiłem się na ćwiczeniach od fizjo i w pewnym momencie i tak się wystraszyłem, że przegiąłem. Jak je robić porządnie, to naprawdę jadą po pośladkowych i okolicach. Stwierdziłem, że jak zrobię cały set, to wieczorem się nie ruszę. Więc zrobiłem większość ćwiczeń w pełnej dawce, a resztę tak testowo.
Ćwiczenia z taśmami są łatwiejsze, ale rzeczony „żuraw” czyli martwy na jednej nodze jest bardzo trudny. Pewnie to kwestia ciężaru trzymanego w ręce. Zacząłem od 10 kg. Za dużo. Zszedłem na 6 kg. Lepiej, ale chyba ciągle za dużo. Prawa noga daje radę, lewa słabo. Gdyby było wolno bardziej ugiąć nogę, to byłoby łatwiej. Ale noga ma mieć tylko odblokowane kolano. Czyli: pyk kolano i jedziemy w dół. Buja! Normalnie na takie bujanie prosta recepta: tyłek niżej. Nie tym razem. Tym razem ma bujać i trzeba to ogarnąć. Dobre ćwiczenie. Bardzo dobre, bo trudne.
Od pewnej chwili nosiłem się z zamiarem zamontowania płozy na prawej nodze pod dużo większym kątem. W tym momencie był kąt około 3-4 stopni wynikający z plastikowej podkładki snowboardowej. Byłem przekonany, że lewą nogą pronuję mocniej, ale w lewej ten kąt, ta podkładka w zupełności wystarcza. A w prawej nie.
Ściąłem wystająca, zbyt szeroką część podkładki, skleiłem podwyższając ją i jeszcze przygotowałem spory kawałek folii aluminiowej składając ją ile razy się dało. Montaż trochę trwał, bo musiałem dojść do tego, który rząd mocowań należy użyć, aby klin zadziałał jak klin, a nie płaska podkładka. Te trzy rzędy otworów montażowych to jest potęga! Wszystko da się zrobić!
Miałem duże wątpliwości, czy nie przesadziłem, ale czułem, że półśrodki się na wiele nie zdadzą. No i uczucie podczas treningu okazało się być bardzo dobre. Brawo ja! Potem pomierzyłem kąt. Groza! Wyszło 10 stopni… Pytanie skąd wziąć klin o odpowiednich rozmiarach, kącie i z odpowiedniego materiału. Czyli m.in. nie stalowy, żeby nie rdzewiał. Będzie myślane.
Trening wg utartego schematu: rozgrzewka, unihokej, rozjazd na rolkach, skating ABC w niskiej pozycji, łuki w lewo, łuki w prawo, rozjazd, rozciąganie na rolkach. Podczas meczu unihokeja nie oszczędzałem się i w efekcie coś kolano zaczęło kłuć. Na szczęście nie przeszkadzało w jeździe na rolkach, ale chodzenie zrobiło się nieprzyjemne. Coś musiałem przeciążyć.
Skating ABC weszło 26 minut. Aż i tylko. Tylko, bo było już i dobrze ponad 30 minut. Aż, bo noga paliła jak zwykle. Ale starałem się wykorzystać ten czas i schodziłem tak nisko jak się dało, czy na jednej nodze, czy na dwóch. Technicznie ciągle jest jeszcze jedno ćwiczenie, które mi sprawia kłopot: beczka z powrotem na zewnętrznych krawędziach. Jak patrzę na Pawła, albo Mary wykonującą te ćwiczenie, gdzie wracają na zewnętrznych krawędziach pod kątem chyba ze 40 stopni, prawie do zetknięcia kółek, to dużo mi jeszcze brakuje. Opanowałem już wąskie stanie i jazdę ze stykającymi się butami, ale zrobić to jeszcze węziej, tak żeby się stykały koła głowa nie pozwala. Póki co.
Łuki w lewo nie były szczególnie niskie, ale za to mogłem je przejechać z całą siłą szeroko zagarniając, mocno pchając wszystkimi posiadanymi nogami. Fajnie się z tym czułem, dosyć pewnie, dosyć szybko. Ale mimo wszystko nie spotkało się to z aprobatą coacha. Łuk ma być przejechany lekko i z gracją. Technicznie. Prędkość jest wtedy wynikową stabilności i ułożenia ciała w łuku. Ważne jest wejście w łuk, to bujnięcie i zagarnięcie, bo to ono ma służyć ułożeniu ciała w łuku. Bez niego to zawsze będzie coś w stylu „- O Jezu, zakręt!” i walka o przeżycie i żeby ortodonty nie odwiedzić.
Łuki w prawo zaczęły wychodzić dzięki zamontowaniu kółek pod kątem. Zrobiło się to proste. Na tyle proste, że parę kroków i wiatr zaczął gwizdać w kasku. Prawidłowa technika to błyskawiczna akceleracja i oczywisty napęd w łuku. Nagle zrobiło się tak szybko, że się przestraszyłem. Napędzić się to jedno, a być pewnym, że się nie wyleci z łuku na ścianę to drugie. W tą stronę nigdy nie jeździłem szybko. Trzeba będzie się zacząć powoli przyzwyczajać. Po odrobinie.
Gwiazdą wieczoru były nowe customy Pawła. Wreszcie ponownie ktoś je robi w Polsce! Konkretnie to Marcin Duda z toruńskiego rolla.pl. Pod marką JustRoll. Nie wiem jakie ma stawki. Zapewne będą zbliżone do rynkowych, bo czemu by nie. Ważniejsze, że można je zrobić w Polsce, bez wycieczki za granicę i zwłaszcza bez płacenia horrendalnych opłat celnych. Paweł był z nich zadowolony. Owszem otarły go, ale mówi, ze to normalne w nowych butach noszonych na gołą stopę. Mniej fajne, to że wyściółka puszczała kolor, co przy głęboko purpurowym kolorze zrobiło makabryczne wrażenie stopy potraktowanej szlifierką. Ale to są kwestie techniczne. Marcin na pewno ciągle się uczy, także doboru materiałów. Grunt, że buty dobrze leżą, mocowania są solidne. Szkoda, że nie pół roku wcześniej…
Nie sposób zaprzeczyć terapeutycznemu działaniu pisania. Zanim dokończyłem tekst udało się pogodzić z córką. I o to chodzi.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Nie 8 mar 20
Moja kochana nastolatka tak mi wywindowała ciśnienie, że teraz spisanie tego odcinka potraktuję terapeutycznie. Trzeba ostudzić głowę…
.....Nie sposób zaprzeczyć terapeutycznemu działaniu pisania. Zanim dokończyłem tekst udało się pogodzić z córką. I o to chodzi.
Przeczytałem 🙂 . Jak zwykle super (podobnie jak "zwierzenia" Innych piszących na f. 🙂 ).
To ciśnienie wyskoczyło poza skalę (urządzenia pomiarowego) ? (Jakieś cyferki)
Nie mów (pisz nam), że Zostaniesz Sz. Dziadkiem :woohoo: 😉 .
Nic nadzwyczajnego. Moja Babcia i Ciotka stały się babciami przed 40-ką.
A może Zapomniałeś o goździku (przynajmniej) dla Swoich Najmłodszych ?
Pozostały tekścior przeczytany z uwagą (i z większą powagą 🙂 )
Nie znam się na fachowych treningach i profisprzęcie, więc nie komentuję 🙁 😉 .
Ostatni post: Kicking Asphalt 2k23 Najnowszy użytkownik: soniashears5200 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte