Kicking asphalt 2020
Addenum specjalnie dla Luzaka, bo mu wyobraźnia zagrała i mógłby dzisiaj nie zasnąć...
Nie wkręciłem się na ten fitness. Jak zrozumiałem Żona miałaby problem, z tym że to babeczki by mnie podglądały. Jedyny facet i to taki zgrabny, bez brzucha na taczce...
Ale jak będzie szła do miasta, to ma mię wziąć ze sobą.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Addenum specjalnie dla Luzaka, bo mu wyobraźnia zagrała i mógłby dzisiaj nie zasnąć...
....
Spoko. T., S., M. i chyba R. w 1/8. Dobranoc.
A żona ma jakies imię? 😉
Ma ale RODO, a zgody nie ma 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
A żona ma jakies imię? 😉
Ma ale RODO, a zgody nie ma 🙂
RODO, RODO - jestem dziwnie pewny, że w przynajmniej jednym Twoim poście w ciągu ostatniego roku to imię padło. Pytanie kto te wszystki posty przeczyta jeszcze raz, żeby tę wiedzę wydobyć :laugh:
Pt 14 lut 20
Po południu udało się wyrwać na 40 minut na łyżwy. Przez tą pogodę wydaje się, że już tylko na wiosnę czekać, a to przecież luty, jeszcze są wszystkie lodowiska czynne.
Na łyżwach, jak na łyżwach. Pojeździć, pokręcić się. Ponieważ miałem na początku całą taflę dla siebie, to pojeździłem też coś szybciej. Przy takim rozmiarze, to praktycznie jest jazda w kółko z jednym krokiem na prostej. Potem tylko bujnięcie ciałem do zewnętrznej i wejście biodrem do wewnątrz na następny łuk. Najpierw łuki w lewo, a potem te straszne łuki w prawo. Owszem wysoko, ale na hokejówkach nie potrafię schodzić tak nisko jak na rolkach. Może nie mają ząbków jak figurówki, ale jak przejdzie się za bardzo na przody, to i tak będzie hamowanie: własnymi ząbkami. No i pokilkudziesięciu kółkach przekładanka w prawo zaczęła się robić „normalna”, nie taka sztywna. To są drobne niuanse - grunt by dalej do wewnętrznej odłożyć wewnętrzną nogę, a potem pozwolić jej wyjechać pod spodem bardziej na zewnątrz, czyli powiększyć zakres ruchu i wydłużyć odcinek na którym wewnętrzna noga napędza. Momentalnie wiatr zaczyna gwizdać w uszach, a spodnie wpadają w łopot…
Oprócz tego klasyczne dla mnie kręcenie się zwroty, obroty. Prawie do upadłego. Chciałem spróbować zawężonej przekładanki z podparciem centralnie ręką i owszem, nie udało mi się to, choć lodu dotknąłem. Nie mogę się przełamać i „wyjąć” wewnętrzną nogę na zewnętrzną, tak aby to siła odśrodkowa mnie przytrzymywała, a nie postawiona noga. Jedno co się udało, to zakręcić w głowie tak, że prawie się wywróciłem po podniesieniu. Wszystkie zwroty, zakręty, obroty, mohawki jak tylko zejść z tyłkiem niżej od razu prawie robią się power-zwrotami, power-zakretami i power-obrotami, bo od kopa można to wszystko robić z większą siłą, na mniejszym promieniu, głębiej wcinając się płozami w lód. Który akurat był bardzo miękki.
Ostatnio podpatrzyłem jak się robi prawidłowy t-stop metodą łyżwiarzy figurowych. Zupełnie inaczej niż na rolkach. Robiąc t-stop na rolkach ciągnie się rolkę na wewnętrznej krawędzi. A robiąc t-stop na łyżwach wymagana jest trochę lepsza mobilność w biodrach i kostkach, bo trzeba pociągnąć za sobą łyżwę na zewnętrznej krawędzi. Od razu się to zupełnie inne robi – o wiele bardziej kontrolowalne, można w ten sposób się długo ślizgać. Co nie udało mi się, pewnie to wyższy poziom, to zakończenie takiego slajdu poprzez odchylenie ciała do tyłu, aby dociążyć szorującą nogę. Jak to zrobić prawidłowo to super wdzięcznie wygląda. Stopy są przy tej figurze bardzo blisko, sylwetka wyprostowana. Całkowite przeciwieństwo stopu hokejowego, który jest przede wszystkim efektywny.
Szkoda, że sezon łyżwiarski trwa tak krótko.
Jutro trening halowy. A wcześniej może coś się uda pokręcić na polku, jak pogoda dopisze. Może tym razem zainauguruję sezon rowerowy?
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
T..Może Znajdziesz tam info, które mogą Tobie się przydać.
(Także Innym Sz.) Temat rozwojowy.
https://bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=12&t=61388
P.S.
A na wszelakie bolaki, to okłady z surowych liści kapuchy.
Ja nie stosuję, bo jeszcze takowych nie mam.
Profilaktycznie odpukałem w niemalowane B) 🙂 😉 .
Sob 15 lut 20
To jest, Panie dziejku, niesamowite, że w środku lutego TAKA pogoda.
Szosa wyciągnięta spod plandeki pod którą hibernowała, oponki nabite świeżym powietrzem i w drogę. Na początku wydawało mi się, że się źle ubrałem, bo ciągło po ramionach, ale po kilkunastu kilometrach było już ok. Nie było ok, jak przeskakując dziurę w drodze zgubiłem lampkę. Na szczęście żadne auto po niej nie przejechało, więc jestem o jedną fajną chińską lampkę ze zbyt słabą baterią do przodu.
Najpierw myślałem dwadzieścia coś kaemów, potem może trzydzieści. W końcu pojechałem do Radwanowic przez Rudawę, czyli moja standardowa traska „35 z dosyć dużą dozą górek”. Pamiętając o wieczornym treningu nie dawałem z siebie wszystkiego. Jedynie podjazd do Brzezinki potraktowałem jako test mocy. No i sam nie wiem. Do rekordu podjazdu zabrakło sześciu sekund, przy długości zabierającej niewiele ponad minutę. Dużo i niedużo. W ciągu sezonu trzeba będzie coś z tym zrobić.
Ostatnio Paweł mówił, że jedzie do Calpe łapać formę i go nie będzie. Kojarzyłem, że już, ale jednak jeszcze był. No i wziął nas w obroty. Po zeszłym tygodniu nasz rekord wynosił 26:40. Po tym już 31 minut. Uff. No. To było dziwne, ale w pewnym momencie było mi już wszystko jedno. Jeździliśmy w niskiej pozycji już długo i jeszcze mieliśmy długo jeździć. Ale było mi wszystko jedno. To znaczy było ok. Mogłem tak jeździć i jeździć. Cool.
Potem mi przeszło.
Po wszystkim wzięliśmy się za szybsze jazdy. Dwuoporowe, żeby było trudniej. Po tych 31 minutach zdechłem dosyć szybko. A mimo to udało mi się zaliczyć fajne wyprzedzenie wolniejszej koleżanki, co jak się okazało zostało dostrzeżone. A potem robiliśmy łuki i tutaj też najwyraźniej udało mi się błysnąć ponad dotychczasowe dokonania. Wydawało mi się, że tylko wybrałem luźniejszy profil łuku, a potem tylko starałem się nie wylecieć na drabinki. A jednak: „- Przede wszystkim pojechałeś dużo szybciej.”
Po wszystkim jestem dosyć poważnie wypruty. A jutro rano, tak wyszło, umówiony na łyżwy. Lepiej żebym szybko się pozbierał. Z braku żarówek mam świecić przykładem.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
T..Może Znajdziesz tam info, które mogą Tobie się przydać.
(Także Innym Sz.) Temat rozwojowy.
Ech, ile to czasu nie zaglądałem na to forum.
Ale ciągle yacool ma wysokie wskaźniki cytowalności 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Pon 17 lut 20
Pamiętając jaki ciężki był poranek tydzień temu opanowało mnie bezbrzeżne zdumienie, gdy wstałem z łoża i okazało się, że nic mnie nie boli. Od razu lekki niepokój, bo stare przysłowie pszczół mówi, że jak po czterdziestce wstajesz rano i nic Cię nie boli, to znaczy, że nie żyjesz. Ale na szczęście trochę plecy zmęczone, nie tyle z zakwasami, co zmęczone więc jednak żyję. Ale nogi – prawie jak nowe. Czyżbym osiągnął już na tyle dużą siłę, że utrzymanie w niskiej pozycji przestaje być destruktywne dla mięśni? Się okaże jeszcze. Na razie traktuję to jako dobry prognostyk. Równie cieszy mnie ten szybki łuk, za który Paweł pochwalił. Wygląda, że elementy układanki zaczynają wchodzić na swoje miejsca.
Wczorajszy dzień upłynął pod znakiem wycieczki na SOR do Prokocimia, bo młodsza córka upadła na łyżwach i wyglądało na brzydkie złamanie w nadgarstku. Na szczęście nie, same naderwania tkanek miękkich, ale i tak dwa tygodnie w gipsie. Nawet sprawnie to wszystko poszło, trzeba oddać honor, że SOR na dziecięcym jest dobrze zorganizowany. Mam nadzieję, że nic nie złapaliśmy w poczekalni. Signum temporis było podpisywanie papieru, że nie wróciliśmy z Chin…
Wróćmy do wczorajszych łyżew… Podczas jazdy próbowałem nauczyć znajomą mohawka, ale okazało się, że nie jest to coś co można tak od kopa zatrybić zaraz po pokazaniu. Tłumaczyłem też jak jeździć bez odpychania siłą własnych mięśni. Pokazywałem, jak jadę i po łuku i po prostej i chociaż tego nie widać, to jednak zero pchania własną siłą. Tylko prowadzenie łyżwy po łuku i powstrzymywanie/wykorzystywanie upadku w drugą stronę poprzez opóźnione odłożenie wracającej nogi. Naprawdę da się w ten sposób jechać i to nawet szybko, a obciążenie jest tylko izometryczne, bo trzeba po prostu trzymać napięty core i nogę przenoszącą siłę. Gdyby nie ten wypadek córki na sam koniec, to byłby bardzo przyjemny wypad na łyżwy. Niestety dla niej ten sezon łyżwiarski i narciarski oraz snowboardowy się już zakończył. Zanim się zaleczy i zrehabilituje to będzie koniec marca.
Dzisiaj rano krótkie 10 minut z 10 kg hantlami x2. Przysiady, dead-lifty oraz wypchnięcia hantli w górę stojąc. Te 20 kg to jest dla mnie zdecydowanie za mało jeśli chodzi o przysiady i dead-lifty. Jest ok, jeśli chodzi o wypchnięcia nad barki, chociaż bardziej poręczny do tego byłby kettle. Temat pracy z ciężarami mam ciągle nieogarnięty.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wt 18 lut 20
Wczorajszy dzień, jako że poniedziałek, zakończony treningiem core z Felixem. Już od dawna umawiałem się z młodszą córką, że dołączy do mnie w tych ćwiczeniach, bo do baletu jej to też jest potrzebne. Niestety znowu ma excuse, bo gips do łokcia. Ale przynajmniej siedziała, patrzyła i komentowała, że wszystko super proste i super łatwe i nudy.
No nie wiem. Ja tam się nie nudziłem. Dwa dowolne trzydziestosekundowe ćwiczenia na mięśnie proste brzucha zaraz po sobie powodują, że końcówka drugiego jest bardzo nie nudna. Całe szczęście ten set jest ułożony tak: prosty-prosty-skośne-skośne-prosty-skośne-prosty-prosty-grzbiet-grzbiet. Trzecia seria na prosty pod rząd by zabijała. A i tak tradycyjnie ostatnie ins-n-outs nie dorobiłem.
A potem planki. Ostatnio było 1,5-1-1 i zastanawiałem się w jaką stronę iść. No to tym razem było 2-1-1. Za każdym razem nie jest lekko, ale progres widać. Dwie minuty to już jest coś.
Z kolei wtorkowy ranek oznacza skating dryland z wąsaczami. Nie inaczej było i dzisiaj. Ćwiczonka weszły bardzo ładnie. Lekko zmarszczyłem się tylko przy low walk, bo to naprawdę mocno czuć w nogach. We wszystkich ćwiczeniach, gdzie trzeba było się odbić z jednej nogi czułem nie tylko stabilność, ale jakieś początki siły; byłem w stanie coś więcej włożyć w każde wybicie. Powoli brak siły przestaje mnie ograniczać przy jednonożnym schodzeniu w dół. Teraz będzie ograniczać mobilność, możliwy do osiągnięcia kąt stopy do golenia. Większą siłę było też czuć przy wyskokach z dwu nóg aka „5 down 1 jump”. Przy tym ćwiczeniu pierwsze 40 sekund to były faktycznie wyskoki, czułem wydłużenie czasu w powietrzu.
Oby tak dalej. Sezon coraz bliżej. A pogoda jaka jest od kilku dni normalnie topi lód w sercu i ciągnie do jazdy na zewnątrz. Akurat w weekend zabrakło mi na to czasu i teraz też z oczywistych powodów go nie mam. Ale ciągnie.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Śr 19 lut 20
Jakie ciekawe spotkania potrafi nam los zgotować. Zacząłem się rozglądać za używanym trenażerem na olx i wpadł mi w oko całkiem fajny, choć ewidentnie przechodzony Tacx Flow za poniżej 300. Używany czy nie spokojnie można by za niego krzyczeć stówkę więcej. Tak mniej więcej chodzą trenażery z oporem magnetycznym sterowanym z manetki. Zadzwoniłem, umówiłem się. Okazało się, że to zapalony kolarz, że mamy wspólnych znajomych, że właśnie rano wyjeżdża do Casablanki na eliminacje mistrzostw świata amatorów… Nazwiska nie znam, ale kojarzę, że chyba kiedyś o nim Michał opowiadał. No i dodatkowo jego córka też rysuje na papierze i w tablecie. Także z jego żoną była ciekawa rozmowa, między innymi o ryzykach związanych z uprawianiem naszych sportów, a także o podobieństwach takich jak jazda w peletonach i znowu ryzykach, które się z tym wiążą. Potem Pan Piotr pokazał mi jak trenażer poskładać, zamontował treningowego Lapierre, sam się rajdnął i dał się rajdnąć. Ale ma nogę! Jak siadł to od razu trenażer pokazywał między 200 a 300 watów. Ja jak siadłem, to starałem się, żeby nie spadło niżej 150. To jest w zasadzie taka moja moc wyjściowa – jak jeżdżę długie trasy to średnia moc oscyluje właśnie w okolicy 150, chyba że się totalnie opierniczam, to wtedy może być nawet poniżej 100W. Żeby kręcić z równą swobodą powyżej 200 to chyba się tak szybko nie zrobi. Może kiedyś po wielu, wielu interwałach. Tak swoją drogą przypominam sobie jedną jazdę Marcina B. zatytułowaną „luźna jazda” (czy jakoś tak), gdzie średnia moc była powyżej 200 W. Dla niego pewnie mocna to średnia powyżej 300. Ale jaką on ma nogę!...
No to mam teraz trenażer, trzeba go poskładać i odpalić Netflixa. Może nawet dzisiaj. Chcę go użyć do zbudowania wytrzymałości zanim długie jazdy na zewnątrz zaczną być dla mnie możliwe do zaakceptowania. Może jeszcze zdążę.
Ranek pod znakiem przebieżki z pieskiem. Pierwszy odcinek zawsze jest najgorszy, ciągnie od prawej do lewej, samochody jadą, pieski szczekają i ogólne oczy dookoła głowy mieć trzeba. Ale jak już wbiegniemy w pola zaczyna się uspokajać i po prostu biegnie. To było fajne. Jeśli będziemy sobie od czasu do czasu tak wychodzić to kiedyś w końcu dojdziemy do dobrej współpracy.
W walentynki była dobra kolacja z prosecco (ale bez totalnego obżarstwa!), potem w weekend jeszcze zaburzenie w postaci wizyty na SOR z obiadem przed (bo nie wiadomo ile to potrwa) i potem jeszcze urodziny Teścia, z drugim obiadem i kawałkiem pysznego Czarnego Lasu, po drodze jakieś drinki i skończyło się to wytrzeszczem oczu, jak w poniedziałek rano ważyłem dwa kilo więcej niż w piątek. I to mimo dużego deficytu (rower plus trening) w sobotę. W poniedziałek dieta wróciła do normy, ale zeszło może 300 gram. Za to po wtorku, gdzie przecież nie było jakichś wielkiego palenia kalorii zeszło 1,5 kg, czyli dzisiaj jestem mniej więcej na poziomie startowym. Uff. Ewidentnie to musiała być retencja wody. Bardzo możliwe, że związanej z glikogenem w mięśniach. I teraz połączmy to z ewidentnym brakiem zakwasów w poniedziałkowy ranek. Daje do myślenia… Jednak trzeba pogłębić studia nad tematem zanim dojdzie się do wiarygodnych wyników i zacznie wyciągać wnioski.
UPDATE: Namierzyłem Pana Piotra na Stravie 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Czw 20 lut 20
Po zastanowieniu stwierdziłem, że wymoszczę trenażerowi gniazdko na strychu nad garażem, bo póki co tam jest najzimniej i jest to najdalej oddalone miejsce od wszystkich sypialni, więc jakby mnie wzięło na jazdy w nocy to nikt nie będzie pyszczył, że go budzę. Ale żeby znaleźć na to miejsce trzeba było najpierw posprzątać. Ech, te wszystkie kartony z rzeczy sprzed lat, po co my je w ogóle trzymamy? Bo jest miejsce. Najłatwiej wrzucić na strych i zapomnieć. A teraz trzeba je było jeden po drugim opróżniać, rozcinać i rozrywać i pakować do segregacji. Oczywiście nie zadbałem o BHP i mam teraz rozcięte wnętrze łapy na skos przez palce na ostrej krawędzi kartonu. Raczej mi w ćwiczeniach z hantlami nie pomoże… Jeszcze nie można powiedzieć że porządek „jest”, raczej że ciągle „się robi”, ale wymiękłem i rozłożyłem sprzęta. Podłączyłem, sprawdziłem, że działa i lulu spać.
Rano mocne postanowienie: robimy pół godziny na średniej mocy 150W. Słyszałem, że serial Netflixa „Mesjasz” jest interesujący, więc przywlokłem lapka, wdrapałem się na rumaka, wpiąłem buty i lu! W drogę.
Początki trudne. Wcale nie było oczywiste utrzymywanie 150W. Na szczęście to tylko była kwestia rozgrzewki. Po rozgrzewce 150 było ok nawet jak kręciłem poprzez deptanie pedałów. Ale jak zacząłem jechać „na okrągło” to z tych 150 momentalnie zrobiło się 200W. Stwierdziłem, że spróbuję te pół godziny pokręcić na takiej właśnie mocy. Ale jednak nie dało rady. Średnia moc z sesji wyszła ok. 165W. Maksymalna chwilowa, bo taką próbę sobie zrobiłem, to 425W. Mniej więcej podobną moc miałem kiedyś na najlepszym ever podjeździe pod Brzezinkę. Raz mi się to zdarzyło i nie jestem w stanie powtórzyć. Utrzymanie takiej mocy przez minutę to na razie ciężka sprawa. Albo nawet bardzo ciężka.
Do zapamiętania: poszukać wentylatora bo chłód trwa może trzy minuty, a potem jest żar tropików. Także skołować osłonę roweru, bo sól mi go zeżre szybko. Oraz brać większy ręcznik…
Jeśli utrzyma mi się motywacja, to trenażer ma szansę podkręcić mi i siłę i wytrzymałość. Te pół godziny czułem w lekko drżących przez chwilę nogach. Jeśli się do takiego obciążenia zaadaptuję to ma szansę zrobić różnicę - na rolkach też.
Ciekawostka: zakwasów po drylandzie również nie za bardzo doświadczyłem. Dzień po coś jakby czułem, ale gdy normalnie w drugiej dobie powinny być w pełni rozwinięte, to tym razem nie ma nic poza lekką sztywnością.
Dziwy, dziwy...
Za to po trenażerze widzę, że goleniowe się odzywają.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Pt 21 lut 20
Dzisiaj z założenia miał być lazy day, bo jutro wybieram się z Żoną na testy nart, a wieczorem na trening do Kłaja. Dobrze wyszło bo akurat musiałem się zająć wydobywaniem auta z serwisu po naprawie, a to schodzi.
Wieczorkiem zrobiłem sobie drugą sesję ABS + core z Felixem. Tym razem policzyłem i wyszło mi, że te ‘ins and outs’, które mnie wprowadzają w zakłopotanie mięśniowe to właśnie jest trzecie pod rząd ćwiczenie na proste brzucha. Ale i tak zaczynam powoli łapać jak to ćwiczenie powinno się robić, żeby zrobić. Pomógł mi w tym piesio, który uwielbia się kłaść na wielokrotnie przepoconej, najwyraźniej rozkosznie podśmierdującej macie do jogi, którą używam do ćwiczeń. No i jak piesio się położy z pełną wiarą i ufnością w swojego Pana, to Pan musi się bardziej postarać i trzymać nogi w górze, Bądź takim człowiekiem jakim Twój pies myśli, że jesteś.
Goleniowe bolą po napięciu, ale tak to spoko.
Jutrzejsze testy będą nakierowane na rozpoznanie nart mniej wrażliwych na dupiane warunki na stoku, czy nawet dające sobie radę poza trasą. Czyli ciut szersze, a ciągle sztywne i responsywne. Raczej nie super szerokie na puch, bo takie trudniej ogarnąć jak się chce zwinnie ciąć ciasnymi skrętami stok. Zakładam, że okolice 80 mm pod butem. Max do 85, czyli pół do centa szersze niż to na czym teraz jeżdżę. Dla Żony to będzie większy przeskok, bo ona ma teraz 66 pod butem, stricte na twardy stok. I w muldach, a odsypach się jej totalnie kopią. W sumie to ona bardziej potrzebuje nowych nart. Pierwszy strzał do sprawdzenia to Atomic Cloud 9. Bardzo popularne allroundy.
Wieczorkiem spróbuję wyskoczyć na lodowisko. Jeszcze tydzień, najwyżej dwa i sezon się skończy niestety. Zostanie Cracovia, ale czy mi się tam będzie chciało jeździć?
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
A propos freeride... 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Sob 22 lut 20
Wczoraj udało się pojeździć na łyżwach. Pamiętając piruety wycinane przez Szyszkownika i że zaczynają się od najazdu na lewej nodze trójką w lewo stwierdziłem, że najwyższa pora zacząć jeździć trójkę na lewej nodze. Już od kilku jazd przymierzałem się do tematu robiąc coraz to ciaśniejsze kółka w lewo na lewej nodze. Ale jak ciasne by kółko nie było, żeby zrobić trójkę trzeba w pewnym momencie przestawić nogę z jazdy przodem do jazdy tyłem. No i próbowałem i próbowałem i próbowałem i w pewnym momencie wyszło. Trzeba było dużo bardziej wyjść ciałem do wewnątrz łuku i wtedy balans zaczął się zgadzać i wyszło. Przy niskiej prędkości i nie za każdym razem, ale ogromny postęp. Metoda powolnego przybliżania się do ewolucji poskutkowała – udało się opanować lęk. Robiąc coś zupełnie nowego, trudnego czasami zdarza mi się czuć takie jakby swędzenie w głowie, jakby mi rosła nowa ręka czy noga. To samo wrażenie pamiętam z czasów nauki gry na gitarze, gdy trzeba było lewą zasuwać po strunach w jeden sposób, a prawą w zupełnie inny i wszystko musiało się nomen omen zgrać. Przełamywanie ograniczeń jest bardzo przyjemne. To następnym razem prawa noga…
A dzisiaj budzik zawył o okrutnej godzinie i zasłużenie dostał z liścia. Ale jednak zwlekliśmy się i pojechaliśmy testować te narty. Na miejscu pogoda śliczna, piękne słonko, chociaż mocno wiało. Na tyle śliczna, ze stwierdziłem: olać testy, jeżdżę na swoich. Nie chce mi się marnować czasu na formalności w wypożyczalni.
Ela wzięła trzy pary nart: swoje Heady Chip, córki Fischery RC4 SC Worlcup i pożyczone Atomic Cloud 9. Narzekała na zbyt ciężkie i mało manewrowne Chipy, ale Cloudy okazały się być tak damskimi czytaj: lekkimi nartami, że źle się na nich czuła. Oczywiście można nimi kierować prawie bez wkładania siły, ale za to są strasznie wrażliwe na to po czym jadą i kompletnie nie potrafią się wgryźć w twarde. Z twardego się ześlizgują. Zdecydowanie nie. Ale za to RC4…
Jak zaczęliśmy jeździć to od początku musiałem hamować, żeby pozostać za nią. A tutaj nagle mi odjechała! Dogoniłem ją przy wyciągu. Miałem zapytać, czy faktycznie pocisnęła mocniej, czy ją poniosły, ale szeroki uśmiech na twarzy powiedział mi wszystko. Najlepsze, że te RC4 są jeszcze twardsze i cięższe od Chipów, ale są też krótsze. No i nowocześniejsza, sportowa konstrukcja. Dzięki temu trzymają w skrętach i na prostej jak marzenie, a jednocześnie są o wiele bardziej reaktywne. Co uratowało moją drogą Żonę przed być może poważnym upadkiem, gdy wywalił się tuż przed nią jakiś zasuwający nieprzytomnie łebek. Była w stanie go ominąć tylko dlatego, że jechała na tych slalomkach. Gdyby to były Chipy, to by się w niego centralnie wrąbała… A tak, udało się wykręcić tak ostro, że ją to zaskoczyło i wyłożyła się, ale gładko, tuż za zakrętem. Teraz trzeba powiedzieć starszej córce, że mamusia zabiera jej ukochane nartki… E, spoko, do następnej zimy i tak by były za krótkie.
W ogóle ludzie na stoku zachowywali się strasznie nonszalancko i jeździli dosyć agresywnie, a tłok był duży. Efektem było sporo zderzeń, na szczęście po każdym się zbierali i rozjeżdżali w swoje strony, tj. każdy w dół, ale osobno. Mnie też się przydarzyło, że jakaś miła Pani podjechała mi tak, że musiałem naprawdę ostro skręcić, a potem jeszcze się wywróciła tuż przede mną i to tak, że mogłem jechać tylko na jednej narcie, bo ona zsuwała się na plecach, głową w dół, z poplątanymi nartami i gdzieś tam w środku tego była tez moja narta. Mogłem tylko jechać na lewej i starać się delikatnie krawędziować na zewnętrzną, żeby przyspieszyć hamowanie. A ona miała najwyraźniej bardzo śliską kurtkę i doskonały humor: „- Nic mi nie jest, nic mi nie jest!” krzyczała z szerokim uśmiechem, jakby nie rozumiejąc, że jeszcze nie jest po wszystkim, że jak się szybko nie rozplączemy, to wywalę się na nią i ciekawe czy wtedy nic by jej nie było. Ale skończyło się dobrze, w końcu śnieg nasypał się jej do kaptura i wszystko powoli przestało jechać.
Moje nartki też nadają się do wymiany. Już chcę od nich więcej niż są w stanie mi dać. Są zbyt miękkie i jadąc po twardym na krawędzi co chwila ją gubią na nierównościach. No i zdarzyło mi się tak rozpędzić ostatniego dnia w Zauchensee, że dzioby kłapały. Będę celował albo w Salomony serii Force, albo Max o ile zdołam znaleźć w ludzkiej cenie, ewentualnie w Heady Supershape i.Titan. Mało jest tych nart na rynku, jakoś ludzie bardziej wolą Magnumy. Ale coś się na pewno uda znaleźć.
Jeszcze dzisiaj trening w Kłaju. Może być ciekawie, bo parę razy na tych nartkach uda zapiekły tak porządnie. Ale był fun. Naprawdę był fun. Fajnie się rozjeździłem w tej Austrii. W zeszłych latach pamiętam, że wolałem zwalniać przed wjazdem na ścianki. Tym razem wjeżdżałem na pełnej kicie i ewentualnie zagęszczałem skręty, jak czułem, ze zaczyna być za ostro.
Do tego właśnie służą narty zjazdowe: do wywoływania banana na twarzy.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Już wiem kto w kombinacji narty+rolki, jest DEBEŚCIAK..
Łyżwy+rolki, ........., rolki+szachy (bynajmniej nie ja 🙁 ), też wiem B) 🙂 ;).
Już wiem kto w kombinacji narty+rolki, jest DEBEŚCIAK..
Ola Szymkiewicz? 🙂
Dominik Kułaga? 🙂
Zby Major? 😀
W/w są hardkory i na rolcach i na nartach pocinają jak szaleni.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
S
W ogóle ludzie na stoku zachowywali się strasznie nonszalancko i jeździli dosyć agresywnie, a tłok był duży.
(...)
Do tego właśnie służą narty zjazdowe: do wywoływania banana na twarzy.
A na moim stoczku 😉 przez pierwszą godzinę byłam ja i 5 innych osób tylko. Potem się zagęściło... do jakiś 30 osób. Szok po prostu. Zupełnie zapomniałam, ze tak jest w soboty, bo w tym roku tylko niedziele obstawiałam. A stok przygotowany tak, że trudno uwierzyć patrząc na pogodę. I to pełne słońce.
No właśnie ten uśmiech od ucha do ucha. Ja dziś w ogóle max przyjemność,i bo dodatkowo godzina pełna na desce. A że z tym idzie mi jeszcze słabiej niż z nartami, to jak się udaje płynnie zjechać, to dopiero jest radocha.
Już wiem kto w kombinacji narty+rolki, jest DEBEŚCIAK..
Ola Szymkiewicz? 🙂
Dominik Kułaga? 🙂
Zby Major? 😀W/w są hardkory i na rolcach i na nartach pocinają jak szaleni.
Cała 4-ka B).
Ostatni post: Kicking Asphalt 2k23 Najnowszy użytkownik: cathernbrackett Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte