Simmons Rush i rolki masz
Trening z KKSW Krak.
No prawie. W sobotę rano niemal tradycyjnie zaglądamy na tor a tam okazuje się, że zgrupowanie mają krakowianie. Zgłupiałem ze szczęścia widząc tam tylu rolkarzy szybkich. Zaliczyłem trochę kółek w ramach ich rozgrzewek. Jazda za Heńkiem O. czy Pawłem C. zmienia perspektywę. Na zawodach nie ma czasu, żeby skupić się tak na czyjejś technice jazdy. To skarb mieć dużo lepszych zawodników w zasięgu i móc się na nich wzorować.
Szczególną uwagę zwróciłem na znacznie młodszego zawodnika. Jaką on miał już prędkość i technikę w tak młodym wieku!
Akurat miałem kamerkę na głowie, jednak pamiętam, że ktoś tam nie chce publikacji ich treningów.
@pieta
No i pięknie 🙂
Zwróciłeś uwagę na jakieś konkretne szczegóły? Albo podsłuchałeś?
🙂
Ja niestety ciągle choruję i nie wiem kiedy to się skończy... 🙁
Dlatego mnie tam nie było.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
@tomcat
Pytałem. Mówili żeś CIĘŻKO chory.
Chyba nie pisałem, ale po Cracovii miałem duszności w płucach. Bym się rozłożył. Skończyłem wcześnie i nie wiedziałem co z sobą zrobić. Kręciłem się bez sensu parę minut, a niektórzy na mecie w foliach aluminiowych popijali coś ciepłego chyba. Jak jest chłodno, organizm wycieńczony i tętno drastycznie spada, to jest według mnie ten newralgiczny moment, w którym trzeba zadbać o ciepło ciała.
Uratowała mnie herbata w termosie zrobiona przez Dorotę.
Na szczegóły u waszych zawodników nie zwracałem uwagi. Znam zbyt wiele niuansów, które mogę poprawiać. Kwestia zobaczenia ich na żywo daje kopa i uzmysławia co niektóre banały. Jadąc za panem Henrykiem, zobaczyłem jak mocno przyśpieszył na naszym zakręcie pod górę, gdzie większość fintessowców wytraca prędkość prawie do zera. Jak nie poprawię napędzania na zakrętach, to mogę zapomnieć o dogonieniu.
Podsumowuje to moje występy w tym roku, w których zazwyczaj traciłem na wyjściu z zakrętu, a cisnąłem na prostych żeby nadrobić. Powinno być na odwrót.
@pieta
No bo jestem. 🙁
Tyle, że nie w szpitalu. Póki co. Staram się wykorzystać/wyczerpać opcje dostępne poza oddziałem szpitalnym.
Powoli się kończą. Oby w końcu coś zadziałało.
Dzisiaj dostałem dodatkowo steryd systemowy. Należy się liczyć, że po wszystkim będę miał tarczycę "do wyregulowania".
Ech...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
A Heniu jest naprawdę wzorem. Nie widać tego, bo się nie afiszuje, ale naprawdę bardzo dobrze technicznie jeździ. Tylko na wyścigach jedzie efektywnie, a nie efektownie. Wyjmuje z techniki to co w danej chwili mu potrzebne.
No i ma za*biście mocną psychikę. Prędzej padnie niż odpuści. Prędzej będzie biały i siny, na przemian i w paski.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Mam dylemat, bo będę w weekend na Górnym Śląsku i się zastanawiam czy nadłożyć te 150km w dwie strony do Wieliczki. Pogoda też niepewna.
Trochę mam dość zakrętów, które poćwiczyłem ostatnio przez tych kraków. Odkryłem, że ja nie dociskam buta, bo jak to zrobię to stabilizacja idzie mocno w górę. Niestety jedna kostka bardzo wtedy cierpi.
Trochę pokibicowałem na Pucharze Polski "Dzieciaki na Medal" we Wrocławiu. Nie zgłosiłem się, bo nie chciało mi się spędzać tam kawału dnia w oczekiwaniu na krótki występ. Zresztą tak jak sądziłem, na 500m miałbym 10 sekundową stratę do ostatniego w Open, które było z juniorami. Ale na następny raz będę próbował się przygotować.
Rano w niedzielę zamiast finałów open pojeździliśmy poza miastem, zyskując kolejnego wartościowego członka grupy. Także duży zysk. Poluję jeszcze na pana Zbigniewa i chciałbym pojeździć trochę z fitnessowcami, którzy regularnie jeżdżą po mieście w liczbie 40 osób, jak naliczyłem na ich filmie. Chociaż jeden może zainteresowałby się jazdą szybką.
Ja niestety nie mam takich dylematów - robota zadecydowała za mnie 🙁 Moim zdaniem każde zawody, to poza oczywistą przyjemnością ze spotkania się ze znajomymi, to zysk w postaci kolejnego doświadczenia - szczególnie właśnie jeśli trasa jest inna/nowa.
Puchar Skarbnika – Wieliczka 2022
Ładne, górzyste miasteczko przywitało nas naganiaczami parkingowymi. Trochę trwało zanim zorientowałem się gdzie będzie najbliżej, z płaskim dojazdem na rolkach i bez przepłacania.
Szybko ujrzeliśmy zawodników zdominowanych przez barwy Speed Jasło i KKSW Krak. Pierwszy rzut oka na trasę i ulga, ponieważ podejrzewałem że prosta do mety będzie cała w dół, natomiast kończyła się zakrętem pod górę. To samo przeciwległa prosta. Najpierw w dół, potem zakręt pod górę. Nie będzie wiec jazdy na złamanie karku. Na zakrętach jednak nieprzyjemne studzienki, co podnosi mi trudność do, po prostu, trafienia w zakręt, uwzględniając oczywiście sporą ilość dublowanych zawodników. Cztery progi spowalniające (dwa dla pomiaru czasu) nie robią problemów, poza delikatnym wybijaniem z rytmu. Asfalt dobry.
Staję za jakimś reprezentantem Polski. Jednak tłok po bokach szybko mnie od niego odgradza. Zajeżdża mi drogę dziewczyna z SNPTT Zakopane i „fitnessowiec” z wysokim butem i takimiż skarpetkami. Ostro wystartowali, a ja mam problem żeby ich wyprzedzić. Co doganiam, to zakręt. Tak oto odjeżdża mi główny pociąg. Biorę ich na raty, ale na horyzoncie zostaje już tylko Witek K, który też nie załapał się na szybki przejazd. Mam do niego stratę jednej prostej. Cisnę, ale taka przewaga utrzymuje się przez kilka następnych okrążeń. Marcelina z Zakopanego i ktoś jeszcze próbują mi wejść na plecy. Ładnie się trzymają, ale ignoruję ich. Nie moje tempo i nie mój rytm. Hamuję ich na zakrętach, po czym odjeżdżam. Gdzieś na ósmym okrążeniu dubluje mnie mój „wymarzony” pociąg. To kluczowy moment, kiedy do niego wsiadam i jadę w nim jakieś cztery pętle. Ciężko ale utrzymuję się, nawet na kilka sekund prostuję i odpoczywam. Gdy zaczynają finiszować, uciekają, a mi zostają jeszcze dwa kółka. Moim oczom ukazuje się Witek K. Biedak musiał cały wyścig jechać solo. Ja już rześki. Powoli go doganiam. Pyta mnie, które jadę okrążenie. Rzucam, że go dorwałem, więc nasze ostatnie i jak chce jeszcze coś ugrać to musi pocisnąć, po czym go wyprzedzam i nie odpuszczam aż do mety.
Po i w trakcie wyścigu dopada mnie znużenie, starość i niezadowolenie za niezłapanie szybkiego pociągu. Jeszcze nie teraz. Po czasie doceniam tę 13 pozycję i 4 miejsce w M40. Również muszę docenić średnią 29,5km/h na trudnej trasie w większości solo.
Sukces imprezy to frekwencja. Dużo młodych klubowiczów, czego znów mogę tylko pozazdrościć. Oby takich zawodów lokalnych jak najwięcej, tylko żeby tak też w mojej części kraju.
@pieta
No i pięknie było!
Wyrwałeś do przodu i utrzymałeś dobre tempo do samego końca.
Nie narzekaj, bo co ja mam mówić jak mnie zdublowałeś pod koniec. 😉
(Mogę mówić, że pętla była krótka.) 😀
Cierpliwie i regularnie trzeba robić ćwiczenia na stabilizację (oraz jak myślę na aktywację mięśni stopy) i uczucie na łuku się poprawi z czasem. Kluczowe jest przejeżdżanie łuku na wewnętrznej nodze. Na prędkości - bo inaczej nie utrzymasz nachylenia do środka. Jak to się uda zrobić to "świat jest Twoją ostrygą"! 😉
Dla Doroty również gratulacje! Nie było czasu na przyglądanie się (na oddychanie też nie było czasu), ale tak w przelocie patrząc bardzo ładnie jeździ. 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ah, no zapomniałem, a mówiła że coś mało o niej napisałem. Przecież weszła na najwyższe podium w swojej kategorii 🙂
@tomcat
Mam w planach profesjonalne szkolenia na łukach. Zresztą to nie o łuki tylko chodzi.
No i faktycznie krótka pętla, skoro Cię dublowałem.
Musieliśmy uciekać, bo długa podróż, ale widzieliśmy że wygrałeś nagrodę w losowaniu. Co to było?
No pięknie, idziesz jak burza, wkręciłeś się na maksa widzę. Ja natomiast na luzie ten sezon traktuję, regeneracyjnie.
Na pewno mi na zawodach odjedziesz 😀
Torowe Mistrzostwa Polski 2022 – Duszniki Zdrój
Impreza torowa ma ten plus, że wszystko jest w jednym miejscu, nie trzeba nikogo i niczego nigdzie szukać. Zaparkowałem autem pod samym torem na gęstym dywanie soczystej trawy. Wkoło wysokie drzewa dające trochę cienia, a pod nimi alejki prowadzące z centrum do parku zdrojowego. Miejscowi i turyści podchodzili sprawdzić cóż za harmider rozgrywał się na środku placu. A tam od rana do wieczora przez trzy dni co chwilę jedne grupki zawodników wyjeżdżały i wjeżdżały kolejne po wyczytaniu nazwisk stosując się do reżimu czasowego narzucanego przez sędziów. Każdy wiedział co ma robić, gdzie się ustawić, kiedy przyspieszyć, za kogo i między kogo się wcisnąć, kiedy zdobyć decydujące punkty czy zjechać przegranym. Nawet Ci najmłodsi. Trenerzy i koledzy klubowi wrzeszczeli i walili w bandy jakby mogli wpłynąć na poczynania ściągających się rolkarzy. Widoczna była też krew i łamane kości.
Drugiego dnia miałem swoje dwa biegi na 500m i 3000m. Kategoria masters jest inna niż pozostałe. Na luzie, z uśmiechami na twarzach, bez rygorów i specjalnych zasad jak np. dublowany odpada.
Ranking obowiązuje. Jestem w nim ostatni, prawdopodobnie dlatego, że nie pojawiłem się dzień wcześniej. Skutkuje to najgorszą pozycją startową w całym kolejnym dniu. Stawiają mnie w pierwszym rzędzie, ale po zewnętrznej. Jest ciasno, a ja nie ćwiczyłem startów, więc potykam się i zajeżdża mi drogę wolniejszy rywal. Przebijam się i zaczynam walczyć na pierwszych zakrętach na prędkości. Nie potrafię przekładać. Gonię pozostałych dwóch, ale strata jest za duża, również do tych z poprzedniego półfinału. Wiem już przed metą, że nie będzie mnie w finale 500m, wśród czterech najlepszych czasów.
Wieczorem drugi wyścig. Tym razem ustawiany jestem w trzecim rzędzie bo jadą na raz wszyscy mastersi łącznie z Kingą. Zostałem wewnątrz kompletnie zablokowany. Rzucam się w gąszcz łapiących równowagę i wyprzedzam kilku na wyjściu z pierwszego zakrętu. Czołówka jest już na drugim łuku. Dramat. Muszę przebić się jeszcze przez paru by do nich dołączyć. Nie jest łatwo, ciągle łuki. Skracam dystans, ale po czasie następuje atak w tym czołowym czteroosobowym peletonie, więc odjeżdżają. W międzyczasie dogania mnie Jerzy „bez polskich liter w nazwisku”. Daję mu wejść przed siebie, żeby coś zyskać. Za mało, więc wyprzedzam, ale przed metą muszę przygazować. Mocno mnie gonił.
Dałem z siebie wszystko. Pozostał niedosyt, więc postanowiłem że zostanę na trzeci dzień. W nocy jednak obudził mnie ból nogi lecący od kręgosłupa. Popełniłem błąd obciążając tylko wewnętrzną nogę na łukach. Nie wytrzymała tych obciążeń. Dlatego odpuściłem trzecie złoto, a byłem jedyny w swojej kategorii masters M40. W ogóle śmieszna konkurencja i dobrze, że taka tam też jest, choć ja wymiękłem jako jedyny.
Wysłany przez: @pietaDlatego odpuściłem trzecie złoto, a byłem jedyny w swojej kategorii masters M40. W ogóle śmieszna konkurencja i dobrze, że taka tam też jest, choć ja wymiękłem jako jedyny.
Gratki, od dzisiaj będę do Ciebie pisał per "Mistrz Polski Masters w M40" :D. Widziałem że było 11 mężczyzn - ciekawa w jakich kategoriach lecieli?
Wysłany przez: @qbajakWysłany przez: @pietaDlatego odpuściłem trzecie złoto, a byłem jedyny w swojej kategorii masters M40. W ogóle śmieszna konkurencja i dobrze, że taka tam też jest, choć ja wymiękłem jako jedyny.
Gratki, od dzisiaj będę do Ciebie pisał per "Mistrz Polski Masters w M40" :D. Widziałem że było 11 mężczyzn - ciekawa w jakich kategoriach lecieli?
Gratulacje.
Jak mówi Wieszcz: "- Było być!". 😀 😆
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Dzięki, choć można gratulować tylko bycia.
Po to tam pojechałem.
Mastersi startowali razem, a nagradzani byli w kategoriach 30/40/50/60 i 70+.
Były też kategorie fitness dla początkujących w 10 kategoriach dziecięcych. Licencje nie były wymagane.
Ło Panie! Masz już więcej zawodów na koncie w tym roku, niż ja przez cały zeszły sezon 😀 A to dopiero czerwiec się rozkręca.
Jak mnie będziesz dublował na jakichś zawodach w przyszłości to popatrzę i Ci pomacham 😀
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: beab82112932398 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte