Kicking asphalt 2020
Problem zaczął się od wyrywania irgi w ogródku. Irga, jak to już teraz wiem, ma palowy system korzeniowy. Ale pierwsze, którą wyrwałem była mało ukorzeniona. Na drugiej zatem poległem, bo się za bardzo przyłożyłem. No i było PYK! w pleckach. Tam, gdzie to teraz mnie boli.
No i pytanie czy nie poszukać w tym momencie chiropraktyka... Czy nie trzeba przeswietlenia tam zrobić? Palpacyjnie dwaj fizjoterapeuci nic tam nie znaleźli.
Aktualny atak został bezpośrednio wzbudzony rozciąganiem na chama. Niby bardzo fajnie, ale po kilku godzinach, jak mi odwinęło z liścia...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ajjj, to ten ruch 🙁 A pamietasz jaka miales pozycje kregoslupa? Neutralny czy nie?
Fizjo* i znalezienie PRZYCZYNY. Nie masaze, pileczki itp. PRZYCZYNA. Inaczej mozesz sie bujac latami.
*Biernat - nie tracilbym czasu dluzej, odkad pamietam Ci sie to ciagnie :/
@szyszkownik
to już są lata... Było 2018, teraz jest 2020...
A co Kasi pomogło?
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Gleboka analiza, tu miednica przekoszona, tam jakis dysbalans itp. itd. Przyczyna najczesciej nie jest w punkcie gdzie boli. To sie stety/niestety nie da przez internet 🙁 Generalnie mamy kilka cwiczen, ktore bardzo dobrze luzuja zablokowane stawy krzyzowo-biodrowe (bo to czesto o to chodzi). Do tego regularna praca nad biodrowo ledzwiowymi, posladkowymi srednimi, gruszkowatym. Standard to "wielka 3" mc gilla. Sporo tego jest. Kasia bedzie robila na to film, juz zalozyla kanal i niedlugo bedziemy szykowac pierwsze oficjalne materialy. Tak czy inaczej wg mnie bez fachowca bedzie trudno. Same cwiczenia fizyczne to jedno, np. gruszkowaty "lubi" sie spinac przy stresie.
Np. Biernat zaczał mnie badać od analizy postawy. Zanim przeszedl do barku juz sporo wiedzial. Nie potrzebowal zadnego USG czy badan. Kilka testów i poszlo. Plus 40 lat doswiadczenia... Oczywiscie sa przypadki gdzie usg warto miec, ale to raczej nie przy tego typu "low back pain".
@szyszkownik
Takie coś znalazlem.
https://youtu.be/wtH38TIOS4Q
Pseudo rwa kulszowa. Jak w mordę...
No nic, oglądam.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Zespół mięśnia gruszkowatego. Pasuje.
Już regularnie go rozciągam, ale jeszcze nie mobilizuję. To jest trochę tricky...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
@tomcat
To też sobie zobacz, mnie i Kasi to pomaga, dwa super cwiczenia: https://www.youtube.com/watch?v=LQmzsKCy4eo
Moja rwa teraz mi się odzywa na zmianę pogody. Nie ciśnienie, a zmiana wilgotności. Idzie mi od tyłkonogi przez łydkę do stopy, ale nie przeszkadza.
Zaczęło się od pyknięć w krzyżu. Pierwsze miałem od burpeesów w crossficie. Ostatnie pyknięcie przy dźwiganiu miałem pół roku później. Poleciał już ostry nóż po całej linii kulszowego. Zacząłem się interesować i w necie natrafiłem na takiego giganta co mówił, że w 80% takich przypadkach to nie rwa kulszowa, a najprawdopodobniej gruszkowaty. Zacząłem robić jakieś ćwiczenia. Przez 8 miesięcy nic, aż w końcu przy którymś filmiku szarpnąłem za mocno za nerwa. Z dnia na dzień ból zaczął się nasilać.
Ponieważ wypłynięty dysk zabrał jakąkolwiek przestrzeń nerwa, a uszkodzenie spowodowało stan zapalny, czyli puchnięcie, następowały tam kolejne uszkodzenie i kolejne stany zapalne. Nieskończenie rosnący ból. Nie polecam Youtuba do takich spraw. Spędziłem miesiąc na tramalu i zastrzykach.
Rezonans lędźwiowego - 5 stów. Pokaże dyski, skalę zniszczeń. Z nimi co prawda już nic się nie robi i tak już zostaną, bo są nienaprawialne. Dlatego fizjoterapeuci teraz skupiają się na pozostałych miejscach uelastyczniania tego nerwa przez masowanie go, nakłuwanie, rozklejania różnych mięśni itd. Nie tylko w nodze. Nerw jest połączony w górę, więc kark ma u mnie też znaczenie względem bólu stopy. W krzyżu niestety nerw jest i będzie przyblokowany i tyle.
Co najważniejsze, to Szyszkownik napisał żeby znaleźć przyczynę, bo może dyski wysuwają się coraz bardziej, a może przyczyna jest gdzie indziej.
Poszedłbym i z rezonansem do młodych głodnych fizjo i z kasą do starego wygi.
Dzisiejszy trening z Jankiem.
https://www.facebook.com/szymanskijan/videos/535033917401507/
Mam nadzieję, ze tyłkonoga nie będzie żadnym ćwiczeniem drażniona.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @szyszkownik@tomcat
To też sobie zobacz, mnie i Kasi to pomaga, dwa super cwiczenia: https://www.youtube.com/watch?v=LQmzsKCy4eo
Dzieki. Sprawdziłem. Omawiane objawy mi nie pasują, a prezentowane ćwiczenia albo nie trafiają w problem, albo nie potrafię ich wykonać.
Co mnie troszkę niepokoi, to uczucie, że jednocześnie mam przyblokowany zginanie biodra z przodu, coś jakby lędźwiowy większy stawał okoniem. Albo biodrowy. Albo coś sie przenosi.
@pieta
Dzięki za ostrzeżenie. Poważnie rozważę wykonanie obrazowania tematu. Trochę teraz zniechęca mnie sytuacja do chodzenia po lekarzach. Ale pewnie bez tego nic się nie uda zrobić. Oczywiście, ze fizjo będzie parł na rozluźnienie i mobilizację, bo to nie zaszkodzi, a może pomoże.
Na szczęście dla mnie książkowe objawy (za tym źródłem: https://youtu.be/e_Yeo7blt_4) nie potwierdzałyby problemu z dyskiem, ani zgruzowanego kanału w kręgach. Jedyne co w miarę pasuje po objawach to zespół gruszkowatego.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Śr 6 maj 20
Kolejny deszczowy poranek. Jak otwarłem oczęta i przydźwigałem się w okolice ekspresu do kawy jeszcze nawet nie padało więc nawet jeszcze przed kawą wypuściłem psa do ogrodu, żeby nas nie mordował później, że „tak mi się chce, a wszędzie woda, mokro, kapie, nie mogę się skupić, no jak to tak, porządne psy nie lubią deszczu, a tak mi się chce, pomusz!”
Kontrola tyłkonogi: boli, ale w zasadzie już tylko jak próbuję coś rozciągnąć z tylnej taśmy. Więc tym razem odpaliłem procedurkę z Bodyweight Warrior i porozciągałem się porządnie. Oczywiście za wyjątkiem tyłu lewej nogi. Ale coś tam i tak się udało delikatnie ruszyć. Wychodzi, że dolegliwości powoli ustępują w okolicy tygodnia od rozpoczęcia. Ale stan nie jest zadowalający. Oprócz tego, że nie da się rozciągać tyłu lewej nogi, to jeszcze czuję dużą ciasność w obydwóch zginaczach bioder, czyli z przodu nogi.
Ech, nie jest wyregulowana ta maszyna biomechaniczna. Za dzieciaka ciało po prostu działa i nie przychodzi nam do głowy, że wszystko co z nim robimy i czego zaniechamy będzie miało swoje konsekwencje po latach. Tłumaczę to moim córkom, ale równie dobrze mogę sobie usiąść twarzą do ściany i ją przekonywać. Starsza chce robić wyłącznie to na co ma ochotę. Podobał jej się przez chwilę tenis, w zeszłe wakacje. Już nie. Tylko konie. I żadnych przygotowań w tygodniu – tylko raz na tydzień wskoczyć na siodło i oczekiwać, że będzie genialnie. No jeszcze trochę balet, ale nie widzę zapału. To może być takie przyzwyczajenie, w sumie nie rozumiem motywacji. Młodsza jest bardziej zdyscyplinowana co widać chociażby po tym, że robimy dwa razy w tygodniu krótkie, bo krótkie, ale intensywne brzuchy i plecy wg procedury Felixa Rijhnena. Bardzo jej potrzeba nabrania siły i daj Boże masy mięśniowej zwłaszcza w okolicach core. Z natury bardzo łatwo przychodzi jej rozciąganie, ale za to nie jest przesadnie stabilna.
Przyjemnie tak rozruszać się z rana i nie czuć starczej sztywności w plecach i członkach. Oby dobra forma dotrwała do wieczora, a wieczorem lecimy ćwiczenia z Jankiem. Dzisiaj będzie kolejny bardzo deszczowy dzień. Przynajmniej nie będzie szkoda, że nie wyszło się na rolki. Ale i tak nie jestem przekonany, czy mi rolki służą, jak jest atak rwy. W końcu dużo dzieje się w niskiej pozycji, te okolice są napięte, wszystkie okoliczne mięśnie pracują. Ech. A do rehaortopedica dodzwonić na te igły ciągle się nie udało.
No i co, wieczór przyszedł, a trening z Jankiem był już ósmy z kolei. Sam jest zdziwiony, że tyle czasu to już trwa. Nie przypuszczał i nie planował. Mówi, że daje mu to frajdę, ale myślę też, że robi reklamę studia treningowego. Jak dla mnie ok. Nie przeszkadza. Ćwiczenia są fajne, mocno zróżnicowane. Przez to nie walą tak subtelnie obuchem w czoło jak ćwiczenia z Sebem, który robi wielokrotne serie tych samych ćwiczeń, a one z serii na serię wchodzą mocniej i mocniej i mocniej… Uff.
Co do Janka, to różne formuły testował poprzednio. Zaczynał od dwóch bardzo długich zestawów ćwiczeń. Po 15, tak, na pewno były kiedyś dwie takie długie serie. Ale tym razem postawił na cztery serie po osiem ćwiczeń każde. Każda była w coś celowana i to zmiennie: brzuch i core, nogi i ręce, brzuch i core, nogi, ręce i brzuch. Z racji tego, że co osiem minut mieliśmy chyba ze trzy minuty przerwy, to czułem jakbyśmy nic nie robili, tylko odpoczywali. Pierwszy set przeszedł, drugi przeszedł, a ja nic póki co nie poczułem. Mogę robić te ćwiczenia, albo mogę ich nie robić. Wszystko jedno.
Ale potem przyszła trzecia seria i wreszcie zrobiła różnicę. Dzięki niej zostałem wstępnie zmiękczony i czwarta seria mogła wreszcie pozamiatać. Ale nie, nie było źle. Jedynie trzecia seria pompek okazała się być ciężka do przeżycia no i może ten czelendż Cristiano Ronaldo, gdzie trzeba robić brzuszki dotykając wyprostowanych nóg uniesionych do góry. Ale generalnie było ok. Burpeesów zrobiłem więcej niż poprzednio w trzydziestosekundowym okienku, pierwsze dwie serie pompek też weszły bardzo ładnie, a klasycznie trzecia doprowadziła do upadku mięśniowego. Myślę, że to ćwiczenia z hantlami pomagają w progresie pompek. Robiąc same pompki jakoś mi ten progres nie szedł. A jak robi się i to i to, to się uzupełnia i jedno pomaga drugiemu.
Tak sobie myślę, że na jakiś czas zrezygnuję z drylandu, bo to jest najmocniejsze ćwiczenie na nogi, które teraz robię i bardzo prawdopodobne, że ono stoi za moimi aktualnymi problemami z rwą. Aktualnie nie robię nic mocniejszego niż właśnie to. No to może w przyszłym tygodniu sobie odpuszczę i zobaczymy, czy mi to pomoże opanować nerw.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Jak dla mnie fizjo. Lekarz pozniej lub jesli fizjo zaleci. Z medycyna bywa tak ze glownie skupia sie na skutkach - wez pigulke/zrob operacje i po bólu. Bez usuniecia przyczyny nawet operacja nie pomoze - kwestia czasu jak wroci :/ Potem nastepna i nastepna i czlowiek jest wrakiem 😉
Sb 9 maj 20
Poprzednie dni upłynęły spokojnie i powoli. Poranne rozciąganie, w czwartek wieczór rodzinne męczenie brzuchów z Felixem i planki. Tym razem zorganizowałem dziewczynom planki chodzone, czyli po 20 sekundach normalnego robimy trzy „kroczki” w lewo i trzy w prawo i trzy w lewo i trzy w prawo. Paula spoko wymiotła, a Ela padła.
Nic więcej nie kombinowałem, bo rwa daje w tyłek. Najgorzej jest się zginać, ale jak się siedzi to też się jest zgiętym, więc najgorzej jest siedzieć, a wybitnie w samochodzie. Na szczęście akurat teraz nie mam żadnych dalekich jazd. Uff. Ale jak były takie stany to jeździłem zawsze z piłeczką tenisową i kładłem ją sobie właśnie w okolicach mięśnia gruszkowatego. Czasami wysiadając np. z samolotu miałem tam siniaki, ale przynajmniej nie gryzłem tapicerki z bólu.
Jak teraz się zastanawiam i dobrze grzebię w pamięci, to takie incydenty zdarzały mi się co najmniej od czasów studenckich. Pamiętam taką jazdę ciasnym Fiatem Uno do Chorwacji… Boże! Skurcze mi chyba wtedy ponadrywały mięśnie w kolanie. To może znaczyć, że oryginalna kontuzja zdarzyła się wieki temu, a teraz po prostu się w kółko odnawia. Cokolwiek to jest. Bo w końcu ciągle niewykluczone, że to jednak coś innego niż gruszkowaty.
Ale sobota rano zaśpiewałem „jak dobrze wstać skoro świt” i przed ósmą byłem na Błoniach. Takino obute w letnie oponki drżą nie mogąc się doczekać. PS Infinity zostawiłem sobie na przyszły rok na halę, a założyłem trochę już zjechane Hydrogeny 85A. To są w tym momencie moje najbardziej miękkie kółka, a i tak trochę trzęsie na "gładzi" alejek. No i ciekawy byłem jak będzie. Trzy miesiące bez jazdy w niskim bucie. Czyli jak będzie? No jak?
Czyli do bani. Początkowo nawet bardzo. Nie żebym jakoś wybitnie kaleczył, ale nie było pewności siebie. Powolutku się rozjeździłem i wróciła jeśli nie pewność siebie, to spokój i przekonanie, że krzywdy sobie na nich nie zrobię. A poza tym jak było? No słabo. Nie sposób dobrze jechać z taką igłą w nodze, Najgorzej nie jest pchać – podczas pchania się prostuje noga, ale jechać na ugiętej. Wtedy nerw jest najbardziej podrażniony i ciężko jest: a) utrzymać niską pozycję, b) wyprowadzić z niskiej dobre pchnięcie w bok bo trzeba to robić niejako wbrew sobie.
No, ale coś tam pojeździłem. Cztery razy tam, a siam Cichy Kącik – Focha przy Rudawie i z powrotem. Jeden taki przejazd to pięć kilometrów, więc przyzwoicie. Zapewne jak wszyscy nie mogę się doczekać ukończenia Alejki Sebastiana. Ale coraz bliżej. Na końcu alejki leżą na paletach krawężniki i kostka. Chyba niefazowana, ale nie jestem pewien. Jak zrobią to z fazowanej to podejdzie pod sabotaż!
Starałem się jechać ładnie technicznie i mimo wszystko jak najniżej. Wydaje mi się, że gdyby nie aktualne problemy z nogą to dałoby się jeździć na większym zgięciu bioder i z tyłkiem niżej niż w zeszłym roku. Wracając do Cichego Kącika ostatni raz już nie miałem siły robić underpushy – pojechałem klasyczną techniką lodową z opóźnianiem odłożenia nogi, żeby mój ciężar mnie napędzał. To naprawdę działa i może nie potrafię z tego wycisnąć dużej prędkości, ale nawet ze średniej, gdy język na brodzie i nic więcej nie działa należy być zadowolonym.
Z kwaśną miną wróciłem do domu i powiedziałem Żonie, że będę się zapisywał już tylko na maratony filmowe, bo rolkowe w moim wykonaniu nie mają sensu. Bardzo ją to rozbawiło. Nie wiem czemu.
Przeglądnąłem co tam się nawinęło na Stravie i ze zdziwieniem zauważyłem, że wyrównałem PB na segmencie z Cichego Kącika pod Narodowe? Przecież wcale nie siłowałem się jakoś specjalnie… Może jednak jest dla mnie jeszcze nadzieja?
Tylko muszę zaleczyć znowu rwę. Wyleczyć się pewnie już nie uda. Po tylu latach…
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @szyszkownikJak dla mnie fizjo.
Poniedziałek. Będzie ogień...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatAle sobota rano zaśpiewałem „jak dobrze wstać skoro świt” i przed ósmą byłem na Błoniach.
Na końcu alejki leżą na paletach krawężniki i kostka. Chyba niefazowana, ale nie jestem pewien. Jak zrobią to z fazowanej to podejdzie pod sabotaż!
Tośmy się minęli 🙂 No ale miałem akurat na 7.30 do pracy, więc tylko na półmaraton mi czasu starczyło 😀
Z kostki układają wjazdy prowadzące na teren Juvenii.
Wielka szkoda, że nie możesz pojeździć, bo naprawdę fajne są warunki.
Nie 10 maj 20
Toż to dzisiaj miały być te niedowarzone wybory! Ależ politycy lecieli w kulki, do ostatniego momentu. Szkoda gadać.
Mimo problemów bólowych zebrałem się też dzisiaj przeturlać trochę, wzmocnić kostki. Jako, że godzina była bardzo późna, bo po 12, a pogoda piękna, to oczekiwałem na Błoniach tłumów i nie zawiodłem się. No, ale Kolna w takie dni, o takiej godzinie też nie bywa pusta, a jest tam węziej. Na Błoniach szerokość robi swoje. Ale w takie dni naprawdę 15 km/h wydaje się dużą prędkością, tyle jest wymijania…
Nie miałem możliwości skorzystania z moich ulubionych skarpetek, więc wziąłem stopki Asicsa wiedząc że są bardzo śliskie, ale co tam. O, jak przyjemnie się wkładało stopy do customów! Bzium i siedzi! Ale za to jak nieprzyjemnie bujała się stopa w bucie podczas jazdy. Przejechałem 3 maja i Focha i zdecydowałem się usiąść i zdjąć skarpety. Wcale nie było tak trudno włożyć bosą stopę jak się spodziewałem. Ruszyłem. Uczucie było takie, jakby stopa była przyklejona. Ale i tak jechało się bardzo niestabilnie. Zacząłem się zastanawiać czy nie zmienił mi się balans i trzeba przeregulować szyny. Pod Cracovią popatrzyłem jednak w dół podniosłem prawą stopę i pokiwałem nią. I szyna zrobiła: zgrzyt-zgrzyt… Przód był totalnie luźny i latał w obie strony.
Czy mogę tak wrócić do auta? Może na drugiej nodze a’la hulajnoga? E, nie. Coś mi nie wyjdzie, krzywo stanę i jeszcze uszkodzę sobie blok w bucie. Popytałem trochę rowerzystów w okolicy, ale nikt nie miał imbusa czwórki. Nie pozostało nic innego, tylko zdjąć rolki i pójść na bosaka.
No i szedłem tak sobie przez całe Błonia. Oczywiście awaria musiała się ujawnić w miejscu najbardziej oddalonym od zaparkowanego auta. No i szedłem w kasku, na bosaka, z rolkami w rękach. Niektórym wydawało się to zajmującym widokiem. A ja szedłem i szedłem i w końcu jak doszedłem to stopy piekły już niemożebnie. Rozpuściły nas buty. Dwa kilometry po twardej ziemi i asfalcie i od razu się robią pęcherze na stopach. Długo jeszcze będę pamiętał ten spacerek.
A czemu szyna się poluzowała? Myślę, że wyleciała podłożona filia aluminiowa i tyle. Na hali jest gładko, a wibracje na asfalcie szkodzą na takie rzeczy. Lepiej mieć twarde podkładki przez które przechodzi śruba. To eliminuje możliwość wypadnięcia od wibracji.
Niefajnie. Nie pojeździłem. Pęcherz centralnie na śródstopiu będzie mi przeszkadzał pewnie jeszcze długo. I mam znowu płozy do wyregulowania. A rwa swoje.
A jutro wizyta u fizjo. I chyba będę robił za jeża. Albo poduszkę do igieł. Oby to coś dało.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatRozpuściły nas buty. Dwa kilometry po twardej ziemi i asfalcie i od razu się robią pęcherze na stopach. Długo jeszcze będę pamiętał ten spacerek.
Było iść po trawie. Przecież Błonia to prawie sama trawa nie?
Wysłany przez: @sebuWysłany przez: @tomcatAle sobota rano zaśpiewałem „jak dobrze wstać skoro świt” i przed ósmą byłem na Błoniach.
Na końcu alejki leżą na paletach krawężniki i kostka. Chyba niefazowana, ale nie jestem pewien. Jak zrobią to z fazowanej to podejdzie pod sabotaż!
Tośmy się minęli 🙂 No ale miałem akurat na 7.30 do pracy, więc tylko na półmaraton mi czasu starczyło 😀
Z kostki układają wjazdy prowadzące na teren Juvenii.
Wielka szkoda, że nie możesz pojeździć, bo naprawdę fajne są warunki.
Jeszcze pojeździmy 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @qbajakWysłany przez: @tomcatRozpuściły nas buty. Dwa kilometry po twardej ziemi i asfalcie i od razu się robią pęcherze na stopach. Długo jeszcze będę pamiętał ten spacerek.
Było iść po trawie. Przecież Błonia to prawie sama trawa nie?
A i tak...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
11 maj 20
Były igły. Był ogień.
Obudziłem się i ku zdziwieniu stwierdziłem, że rwa sobie poszła. No kurde jak? Kto pozwolił?! Przecież właśnie muszę się iść wyspowiadać z objawów! Co za złośliwość! Ale fakt jest faktem: o ile w zeszłym tygodniu 10 minut jazdy samochodem było trudne do przeżycia, to tym razem prawie nic nie czułem. Właśnie: prawie. Pocieszony tym, że coś tam jeszcze jest do zwalczenia naparłem na gabinety rehaortopedica.
Zaczęliśmy ponownie od wywiadu. Potem testy. Okazało się, że poprawnie się samozdiagnozowałem: zespół mięśnia gruszkowatego. Seb stawiał na staw biodrowo-krzyżowy, bo tam się dotknąłem pokazując miejsce, ale okazało się, że to przyczep gruszkowatego.
Co do tego, że praktycznie z dnia na dzień mi minęły objawy usłyszałem, że to dosyć częste. Samo umówienie się na zabieg rozpoczyna już proces leczenia. To że trzeba pójść na zabieg, że leczący jest ubrany jak lekarz – to wszystko są elementy terapii. I z tego powodu Seb nie chodzi na zabiegi po domach. Bo z psychologicznych powodów są mniej skuteczne.
Pojechał mi psychologią po berecie. Ale cóż, nie sposób zaprzeczyć, że efekt umówionej wizyty u mnie wystąpił. Czy mi się to podoba, czy mi to do światopoglądu „szkiełko i oko” pasuje, czy nie – tak było.
Najpierw wstępne rozluźnienie okolic. Dosyć konkretne bym powiedział. Potem odpowiedni poślad uległ nudyzacji, drogi fizjoterapeuta wyciągnął pudło z igłami i wziął się za opowiadanie dowcipów. A jakież one były wszystkie śmieszne! Mój pierwszy zabieg akupunktury, lekka ekscytacja jest, ale staram się leżeć spokojnie i nie gryźć kozetki...
Dowiedziałem się więc, między innymi, że czasami igły nie chcą wyjść. To wtedy Seb je obcina na równo, żeby o ubranie nie zaczepiały. No ha ha. I jeszcze ha. Ale uspokoił mnie, że terapia nie polega na porażaniu nerwu przy pomocy igły. Nie da się fizycznie wbić igły w nerw, bo jest twardy i śliski. No i gdyby się jednak w wyniku jakichś desperackich starań udało wkłuć w nerw, to mogłyby zostać ślady na suficie. Jak w Hiroszimie...
Procedura jest taka: zimno, pik!, gorąco. Serio. Zaczyna się od psiknięcia zimnym, żeby zdezynfekować. Potem jest pik, ale żeby „ulżyć w cierpieniu" to wkłuwając można puknąć palcem, rozpraszając uwagę. Same ukłucie jest niewielkie. Potem igła jest tak jakby wkręcana głębiej. Nie starałem się bardzo przyglądać, ale chyba te igły są dosyć długie i cienkie. Zdecydowanie nie krawieckie. I nie były opalane – te były jednorazowe.
Sama terapia polega na dojściu do punktu spustowego. Z gruszkowym jest ten problem, ze w dużej mierze leży pod pośladkowym wielkim. Można się katować twardymi piłkami, klockami sosnowymi, a i tak nie przebijesz się przez mocny gorset pośladkowego. Dostałem potwierdzenie, że ładnie poszło mi rozbudowanie pośladkowego, a i gruszkowaty jest mocnym mięśniem. Te problemy nie biorą się z jego słabości. Niestety, to by było prostsze. Więc póki co nie ma pomysłu co jest uniwersalną przyczyną problemu. Wydaje mi się, że jakieś wybitne, długotrwałe wysiłki typu maraton katowicki w 2016, który mi zrobił to samo z prawej strony, albo zeszłoroczny bieg niepodległości z tym 4 km podbiegiem, który bezpośrednio rozpoczął mi aktualną serię problemów. Stąd ten dowcip o zapisywaniu się na maratony, ale filmowe wcale nie musi być kpiną. Autoironią tak. Ale możliwe, że już skończyłem ze ściganiem dla wyniku. Jeszcze zanim osiągnąłem jakiekolwiek wyniki. To jest dopiero ironia!
Igła da rady przejść przez pośladkowy i dojść do gruszkowatego. Nie jest to bolesne, czuć takie jakby rozpieranie i być może ciepełko jak powolutku mięsień puszcza. Myk w tym, że Seb jeszcze tymi igłami krecił na boki, starając się pobudzić mięsień do rozluźnienia. W sumie jednocześnie miałem wbite cztery igły. Jedną przy przyczepie do kości krzyżowej. I trzy bliżej biodra. Seb wynajdywał kolejne twarde punkty na mięśniu i ładował tam powolutku igły.
W końcu przyszedł czas na wyjmowanie igieł i kontrolę tego co się udało osiągnąć. I tutaj wyszło, że te głupoty o tym, że igły nie dają się wyjąć wcale nie muszą być głupotami. Powięź mam tak napiętą, że wyjmowanie igieł zajęło zdecydowanie więcej czasu i było z tego wszystkiego najmniej przyjemne, bo kombinował z igłami na boki i było czuć kłucie wewnątrz mięska. Ale wszystkie wyszły, nie trzeba było żadnej zaginać celem nie podarcia majtów. Good!
Potem jeszcze kontrolne rozmasowanie i finito. Ale to rozmasowanie było bardzo konkretne. Nacisk z łokcia szedł taki, że aż noga mrowiła. Co do całości zabiegu: igły nie są jakimś magicznym sposobem. To skuteczny sposób na przebicie się (dosłownie!) do mięśnia położonego pod innym, mocnym mięśniem. Czyli sposób na rozluźnienie. Doraźny, ale jak ktoś ma z tym problem od miesięcy, to zdecydowanie warto. Kolejna skuteczna technika manualna.
Potem jeszcze tylko zabawy kręgiem C7, czyli granicą między odcinkiem szyjnym i piersiowym. Bardzo często jest problematyczny, bo w jego obszarze zmienia się charakter budowy i pracy kręgów. No i samemu można się rozciągać i rozciągać, ale jak są głębokie przykurcze to potrzebna jest terapia manualna i koniec.
Po wszystkim czułem się jakby mi Seb porządnie do d*py nakopał. Podzieliłem się z nim tym spostrzeżeniem. Ucieszył się i podziękował.
Jutro pierwszy od ośmiu miesięcy wtorkowy poranek BEZ drylandu. Niech to wszystko się po tym mordowaniu ułoży i uspokoi. Zobaczę na co wyjdzie. Jak będzie ok, to za tydzień tylko jedna seria ćwiczeń z wąsaczami. A jak będzie cokolwiek źle, to ciągle nie i pewnie się umówię na kolejny zabieg.
Ale tyłkonoga zdecydowanie musi teraz odpocząć. Masowania i takich tam mam dosyć na dobre kilka kolejnych dni!
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: beab82112932398 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte