Maratony, wyścigi, kilometry w mieście…
... zadumałem się ...
Kuba, dzięki za opis. Nic nie odda tego co sam musiałeś przejść, ale odrobinkę to poczułem.
Tak ciut.
I w sumie to cieszę się, że nie więcej. 😉
Tak czułem, że to jest osiągnięcie z rodzaju: fajnie, że to zrobiłem, ale już nie chcę tego robić. 🙂
Le Mans ma prawo być zupełnie inne, bo tam można pojechać sztafetą. Jedziesz sobie jedno, dwa, trzy, pięć kółek i zmiana. Można/trzeba się przespać.
Świry jadące solo to odrębna sprawa i tego nie wiem nawet jak skomentować.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
O, a tutaj dla pogłębienia zadumy relacja z zupełnie innego czelendżu.
Masakrycznie ciężkiego. Jak to było i co wyszło...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
...
c) .. każdy uśmiech Kasi, Seby, Damiana i każdego innego uczestnika na trasie.Bardzo pomagało....
To ja dołączam swoje :woohoo: 🙂 😉 B) :whistle: . GRATULACJE 🙂 .
Pięknie!
Gratulacje ogromne !
Świetna relacja - zawsze "uczestniczę" jak ją czytam :laugh:
Teraz pewnie tydzień off :woohoo:
Dzięki wszystkim za dobre słowa. Co do:
Teraz pewnie tydzień off :woohoo:
Jakbym mógł to już dzisiaj wskoczyłbym na rolki. Niestety nie mogę bo lewa stopa dostała dość mocno: otarcia przy obu kostkach, mikro obtarcia i strupy na każdym palcu, rany na podbiciu i chyba najgorsza rana na zewnrznej stronie dużego placa. Jeszcze w niedziele wieczorem się trochę sączyła. Dziś już ładnie zasklapiona.
W prawej nodze z kolei dostało kolano. I to tak dziwnie. Chodzenie ok, siedzenie ok, spanie nie ok. Noce sobota/niedziala i niedziala/poniedziałek budziłem się przez ból. Nie wiem co tam się porobiło, ale chyba przechodzi więc ok.
Co dziwne, nie miałem zakwasów na nogach i plecach :unsure: Mięśnie jęknęły tylko raz w niedzielę, jak wysiadałem z auta po 5h za kółkiem. Ale w takiej sytuacji potrafią jęczeć i bez 200km dnia poprzeniego...
Mam na to własną osobistą teorię. Mózg wyłączył wszystkie ośrodki bólu które znał i do których był przyzwyczajony. Zostawił sobie te tylko nowe i nieznane. Bo nowym i nieznanym był też ból samej głowy, przychodzący falowo, co pare godzin... To na 100% z odwodnienia i braku elektorlitow: przechodziło po szklance wody z rozpuszczonymi elektolitami właśnie.
No i 2 dni walki z kibelkiem. Dopiero wczoraj się unormowało 😉
Podczas biegu schudłem 2kg. Nawet nie chce wiedzieć jakie pokłady uwolnionych toksyn przyjął ogranizm podczas tych 9,5h... Dziś już 1kg odzyskany - czyli odwodnienie było spore, mimo, że w trakcie wypiłem jakieś 9l płynów, a sikałem tylko taz - wniosek - większość tych 9l przeszła mi przez skórę :S
I tę wypowiedź można zaliczyć do wniosków na temat zdrowia i wpływu ultramaratonu na mój organizm...
Gratuluję wyniku 🙂 jednak z tego co piszesz, to bardzo ucierpiałeś. Sport to a być przyjemność i radość, nie trzeba się katować. Dobrze że to tylko raz 🙂 Zdrowie najważniejsze!
A w którym miejscu kolano boli ?
Kolano to punkt łączenia mięśni łydki, uda i pośrednio pośladów... W pozycji siedzącej i stojącej wszystkie są aktywne i bólu nie ma. W pozycji leżącej wszystkie te mięśnie się luzują, powięzie się luzują i mogą dawać ból w najbliższym wspólnym punkcie -> tutaj kolano.
Porządnie wyroluj łydkę i udo a potem poślad - najlepiej sprawdzi się piłeczka, żeby wejść głęboko - będzie bolało!!
Przerabiałem ból kolana i cudne ozdrowienie po mocnym masażu czwórek 😉
będzie bolało!!
Ja najczęściej nie daję rady... Wiem, że trzeba trzy minuty na nogę, ale po 30 sekundach jestem mokry jak szczur i pewnie dlatego mam też wodę w oczach...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
A w którym miejscu kolano boli ?
Wygląda jak więzadło boczne piszczelowe. Pierwszej nocy było na tyle słabo, że nie mogłem nawet zgiąć tej nogi dopóki nie podniosłem się do pozycji pół-leżącej. Jak rozruszałem było ok.
Niedziala/poniedziałek było o tyle ok, ze mogłem już poruszać leżąc
Dzisiaj mnie obudziło, ale bez mega strasznego bólu. Rozruszane na szybko i spałem dalej.
Ogólnie to wiem jakie przeciążenia zafundowałem organizmowi i że z tego nie wychodzi się za darmo ;). Po prostu na chwilę trzeba odpuścić.
Bardziej zastanawiam mnie lewa stopa vs prawa. Lewa zmasakrowana, prawa prawie bez uszczerbku. Stąd albo to co zawsze czułem i mi się wydawało: lewą pracuje bardziej. Albo rolki miałem minimalnie inaczej dopięte. Albo i to i to 😉
Gratuluję wyniku 🙂 jednak z tego co piszesz, to bardzo ucierpiałeś. Sport to a być przyjemność i radość, nie trzeba się katować. Dobrze że to tylko raz 🙂 Zdrowie najważniejsze!
Andreee: gdybym nie sprawdził, to bym nie wiedział :D...
Ogólnie jestem zdania, że w moim wypadku 100km to super sprawa, jest i mega zmęczenie i mega zabawa. 200km to już spore przeciążenie.
Fajnie było zrobić raz - żeby pokazać sobie, że się da - zwłaszcza, że 200km to nie tylko sam wyścig i sukces na końcu. To też sporo wyrzeczeń przed samym wydarzeniem. Mówienie sobie nie zrobię tego czy tamtego. "Hartowanie ciała i woli" nie tylko podczas samego wyścigu, ale także podczas półrocznych przygotowań. Dla mnie ta droga była równie ważna (o ile nie ważniejsza), niż sam wyścig. Wyścig był przysłowiową wisienką na torcie.
Ciężko pewne rzeczy opisać słowami. Na razie jestem mega zadowolony z rezultatu. 200km był moim najważniejszym celem na 2019 i udało się go zrobić nawet powyżej oczekiwań. Teraz trzeba konsekwentnie zrealizować resztę "2019" i przekuć inne cele w sukcesy... może już nie tak spektakularne, ale dla mnie również ważne.
będzie bolało!!
Ja najczęściej nie daję rady... Wiem, że trzeba trzy minuty na nogę, ale po 30 sekundach jestem mokry jak szczur i pewnie dlatego mam też wodę w oczach...
Ale jak to przetrwasz to z rolowania na rolowanie jest już "przyjemniej". Mi rolowanie bardzo pomaga. Zero bólu na dzień następny. Ja to robię powoli, a w miejscu gdzie boli zatrzymuję się i leżę na rolce lub piłce całym ciężarem. Na początku to było straszne, teraz w miarę. Ale też jestem nieźle spocony po.
Kuba, szybkiego dojścia do siebie.
Kuba, praktycznie pewne, że inaczej obciążasz lewą, a inaczej prawą. To najczęściej oznacza jakieś dysbalanse mięśniowe.
A może tez być tak, że masz jedną nogę krótszą. Zazwyczaj ta mocniejsza jest krótsza. Np. o pół centymetra.
Wiesz jak flaki potrafi wywracać ultrasom, którzy biegną Blackwater kilkadziesiąt kilometrów prostej po autostradzie o stałym nachyleniu w bok? Po prostu tylko z jednej strony jest ciut niżej i musisz to stale kompensować.
Albo cokolwiek. Nie ma wielkiego znaczenia. Cokolwiek to jest nie przeszkadza Ci w życiu, a wylazło przy okazji gigantycznego przeciążenia.
Punkt który pokazałeś wygląda jak "gęsia stopka". Jeśli tylko nie zafundowałeś sobie naderwania powinno być ok. Odpocznij i nie nadwyrężaj.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Do spania możesz układać nogę na poduszce - powinno być lepiej.
Masuj lodem, stosuj voltaren ze dwa razy dziennie. Uwaga na słońce.
Możesz delikatnie próbować rozciągać wszystko w okolicy. Ale chyba rolowanie będzie bezpieczniejsze - tylko z bólem nie zawsze łatwo jest się ustawić do konkretnej figury.
W końcu możesz też stosowac taśmy kinezjologiczne. Mogą pomóc. W ich przypadku zazwyczaj poprawa jest obserwowana od razu, bo po aplikacji zmniejszają obciążenie tkanek (przyklejasz na minimalnym napięciu przy zgiętym stawie i pracują na odciąganie jak wyprostujesz).
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Ale jak to przetrwasz to z rolowania na rolowanie jest już "przyjemniej". Mi rolowanie bardzo pomaga. Zero bólu na dzień następny. Ja to robię powoli, a w miejscu gdzie boli zatrzymuję się i leżę na rolce lub piłce całym ciężarem. Na początku to było straszne, teraz w miarę. Ale też jestem nieźle spocony po.
Różnie bywa. Czasami daję radę bardziej, czasami mniej.
Jak mam solidny problem nie jestem w stanie tego sam przewalczyć. W żaden sposób...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Gratulacje relacji 🙂 Za dystans było osobiscie choc moge tu powtorzyc 🙂 Brawo za to co zrobiles na trasie! 🙂
Co do kolana - fizjo. Przyczyna moze byc daleko od kolana. Popracujesz tam - spora szansa ze problem zniknie, tylko tu fachury trzeba 🙂 Cos sie kompensuje w kolanie - warto poszukac co.
i moje podziekowania za podziekowania 🙂
Dwu tygodniowy urlop od rolek (i tygodniowy urlop-urlop) zakończony. Otarcia na stopach zasklepione. Wszystkie strupy poodpadane. Cały czas ważą się się losy trzech paznokci, z czego 2 na 90% spisane na straty ;).
Po kontuzji kolana w codziennym funkcjonowaniu nie ma śladu. Obciążenia były minimalnie większe niż spacerowe, bo 2 razy dziennie latałem 1,5km z dodatkowymi 15kg "na barana".
Jutro z rana pierwsze rolki od Wejherowa.
Mentalnie jest git. Prawdziwy urlop po wyścigu pozwolił dużo przemyśleć i wyciągnąć dużo wniosków, także takich życiowych. Nadchodząca Łodź, zmotywowała zapisaniem się na dodatkowy dystans (haha: bardzo dobrze, że nie mam licencji PZWS, bo bym w fitnessie nie mógł wziąć udziału :P).
Praca na ten tydzień, to przywrócenie gospodarki wodnej organizmu - zawsze nad morzem, ten temat u mnie leży i kwiczy...
Z wniosku dziwnych - nie wiem czy można mieć podkręcony metabolizm 2 tygodnie po ultra, ale jak cała rodzina (a w zasadzie 2 rodziny) narzekały nad morzem, że wiatr i zimno to ja latałem w krótkich gaciach i bez koszulki ;)... Obowiązkowa kąpiel w Bałtyku też zaliczony przy temp wody jakiejś 17oC i temp powietrza 19oC... No przecież ciepło było... Także tak - jest dobrze.
Do tego w drodze powrotnej udało nam się odczarować Olsztyn. Zaliczony za 3 podejściem. Tym samym prawie 1/3 "rodzinnego celu życiowego" odhaczona. To były dobre wakacje, choć dyskusyjne pogodowo ;).
Dziś dwie standardowe sesje "do" i "z" pracy zrobione.
Rano nogi jak z drewna, aż się przestraszyłem, że można tak się od rolek odzwyczaić ;).
Wieczór już spoko. "Szóstym" zmysłem uniknąłem kolizji. Jadę ja sobie DDR. Przede mną para rowerzystów ona z przodu on z tyłu. Myślę: wyprzedzę ich zaraz za lekkim zakrętem. Nagle na zakręcie widzę blondynę z psem na smyczy. Po drugiej stronie DDR 10-11 letnia dziewczynka. Momentalnie postawa bardziej "badylkowata" i +3 metry odstępu od rowerzystów...
Nagle z naprzeciwka kolejny rower, chyba się przestraszył dziewczynki: na tym zakręcie wyjeżdża na przeciwległą (naszą) stronę DDR. Rowerzystka z przodu po hamulcach, zjeżdża na trawę, prawie rozjeżdżając pieska, jej facet (jedyny w kasku) nie wyhamował i zdrowo przywalił w jej rower. Rowerzystka w krzyk "czy was wszystkich poje******"... Kuba na spokojnie objeżdża całą gromadę 🙂 - ale gdybym się wziął za wyprzedzanie to byłoby mega krucho...
Zrobiłem serwis wyścigowych kółek przed Łodzią. Ostatnia leciałem na nich Wejherowo i tak sobie leżały i leżały. Nie pamiętam, czy gdzieś pisałem ale miały założone chińskie hybrydki. No i dały radę. 11 łożysk bez szwanku, 1 zabrudzone czymś dziwnym. To jedno rozłożyłem na części pierwsze, wyczyściłem każdą kulkę z osobna, koszyczek i bieżnie przeczyszczone patyczkami do uszu. I tu przez chwilę zagwozdka - to pierwsze łożyska z nylonowym koszyczkiem, które składa i rozkłada mi się tak łatwo. Paczę, myślę i nagle mam - to to ma 6 kulek zamiast 7 :)...
Profil kółek naruszony na jednym bardzo, na 2 nie tak mocno. 3 bez szwanku. Pierwsza myśl "przecież ja tam nie hamowałem", ponownie chwila - hamowań było 20, prawie do zera, no to nie dziwne, że od T-Stopa profil się naruszył. Najgorzej, że nie mam innych wyścigowych. A dochodzą jeszcze pęknięte huby. Trzeba poczekać na koniec sezonu, na jakieś fajne kółkowe promocje...
I Łódzki Maraton Rolkowy - 21-07-2019 - Łodź
1) Logistyka
Jedziemy wszyscy. Parking zawodów otwarty do 11:30, jednak Grześ też startuje, a odbiór pakietów dzieci do 9:30. Czyli trzeba być na 9:00, czyli trzeba wstać o 6:30… W niedzielę… Echhhh…
Wyjeżdżamy z 10minutrowym opóźnieniem względem oryginalnego planu. Na szczęście wieczór wcześniej wpadłem na to, żeby zdemontować wakacyjnego boxa z dachu samochodu - czyli na autostradzie ograniczały mnie tylko limity prędkości, a nie opory powietrza ;)… A2 pusta o tej porze dnia, po godzinie jazdy po opóźnieniu nie ma śladu…
Na terenie zakładów Dell meldujemy się punkt 9:00. 9:08 staję w kolejce, która mimo, że krótka idzie meeegaaaaa wolno. W zasadzie kolejki są dwie - jedna do pakietów dla dzieci, druga na Fitness/Półmaraton i Maraton. Wszyscy jednak stoją do tej pierwszej. 9:25 przychodzi Pani Martyna z Droga Wolna i ogłasza, że za 5 minut zamykamy zapisy. Jeszcze 4 osoby przede mną, nie wiem czy dam radę (tempo było naprawdę żółwie ;)) i reaguję, że stoję tu od 20 minut i nie wyobrażam sobie, żeby teraz mi dziecka nie dopuszczono do zawodów. Większość ludzi ma podobne zdanie. Wychodzi jednak na to, że odebrać pakiety możemy - chodziło bardziej o to, że nie dopisujemy już nikogo na wolne pakiety (finalnie dziecięcych zostały chyba 4).
Tak jak pakiety dziecięce, mega wolne, tak Fitness i Maraton odbieram w zasadzie bez przeszkód. Kiedy obładowany starterami lecę do samochodu zaczepia mnie Pani Martyna i pyta czy teraz wszystko w porządku. Czyżby moja poprzednia reakcje była jednak zbyt ostra? Bardzo miła rozmowa, choć szybka i w locie…
Spiker zaprasza dzieci na rozgrzewkę. Idę z nastawieniem, że jeszcze trzeba ogarnąć Grzesia, podchodzę do samochodu, a tu się okazuje, że Ola właśnie kończy zakładać Grzesiowi ochraniacze, Tadzio siedzi obok, a Anielka została sprzedana do naszej ulubionej multisportsmenki Magdaleny Czusz. Mieliśmy to szczęście, że zaparkowaliśmy koło Magdy. My uwielbiamy Magdę, nasze dzieci uwielbiają Magdę (choć na co drugim spotkaniu twierdzą, że jej nie pamiętają 😉 ), Magda uwielbia nasze dzieci (przynajmniej tak to wygląda z perspektywy rodzica). Win-Win-Win ;)...
2) Wyścig
2a) Kategoria Junior E - 7-8 lat - 200m
Rozgrzewkę przed wyścigiem dziecięcym prowadzi Sainti. Grześ dziwnie skupiony, chyba z zawodów na zawody zaczyna mu coraz bardziej zależeć, choć tacie na pytanie odpowiada wyuczoną mantrą “zabawa jest najważniejsza”, tylko mówi to jakoś tak bez przekonania. Wcześniej (przed rozgrzewką) narzekał trochę na uciskające rolki - Młody rośnie szybko, rolkuje w tym roku mało, czyżbym nie ogarną, że trochę wyrósł? Jakby nie było ustaliliśmy, że jeszcze w wakacje kupimy nowy sprzęt…
10:00 się zbliża. Dzieciaki przejeżdżają na linię startu. Najmłodsi mają najłatwiej - ustawić się na drugiej bramie dmuchanej, starsi lecą dalej 200m oznaczone tylko sprayem na asfalcie.
Tu zabrakło trochę komunikatu od organizatora. Młodsze dzieciaki poleciały za starszymi (bo przecież wszyscy jadą), jednostki które próbowałem słownie zawracać patrzyły na mnie jak na ufoludka, potem musiałem biec bo również Grześ jak inni pojechał za najstarszymi - udało się go ściągnąć na jakimś 300-350 metrze. Ale w jego grupie wiekowej byli tacy, którzy musieli zawrócić i z 500m. To już duży dystans dla niektórych dzieciaków.
W końcu start. Grześ od początku na przedzie. Widać, że wyciągnął lekcję z Otwocka, bo tym razem nie dał się nikomu zablokować. Leci-pędzi. Po chwili jest trzeci. Kolejnych dwóch uczestników siedzi mu na ogonie. Widzę, że przed metą opada z sił, ale cudem udaje mu się utrzymać 3 pozycję. Gdyby dystans był o 50m dłuższy pewnie by nie wyszło…
Na mecie pytam Oli jak poszło (mój osąd był osądem rodzica biegnącego z tyłu po trawie). Ola potwierdza 3 pozycje, ale nie jest w stanie określić, czy przed nim byli chłopcy czy dziewczynki… Potem się okazało, że przed Grzesiem, był jeden chłopiec i jedna dziewczynka.
Czyli Grześ drugi. Dopiero teraz schodzą z niego emocje, wylewa potok słów, relacjonuje jak było, że mu zależało, że bał się, że go zablokują, że na końcu już nie miał siły… Jednym słowem potwierdza to co widziałem przez tę chwilę, kiedy się ścigał.
Dekoracja dzieciaków o 11:30 jeszcze przed dystansem Fitness. Łapie trochę obsuwy, bo podium ma dopiero przyjechać (pożyczone od Prezydenta Łodzi). Na dekorację syna wpadam już w pełnym rynsztunku. Trochę ciężko przeciskać się w rolkach, żeby zrobić zdjęcie, ale jakoś się udaje. Lecę na start własnych zawodów.
2b) Fitness - 11km.
Po drodze spotykam Sebu i Pawła Piejko z seed.ipapi.pl. Paweł żartuje, że bez pierwszej 5 mam się nie pokazywać… Kiełkuje myśl - w sumie czemu nie ;). Regulamin Fitness wykluczył wszystkich zawodników z licencją zawodniczą oraz trenerską PZSW (dla mnie super posunięcie, usuwa “PRO” traktujących fitness jako rozgrzewkę). Ponadto wprowadził limit co do wysokości buta - nie można w “niskim”, czyli u mnie się nic nie zmienia. Zwykle na takich imprezach był też limit na wielkość kółka 90mm, tu na szczęście z niego zrezygnowali. Dlatego mogłem wystartować (Dla tych co nie pamiętają, jeżdżę 3x110mm, PS Imperial). No a gratyfikacja w postaci medalu na mecie, który jest inny niż medal na dystansie maratonu już w ogóle mnie zmotywowała do zapisów.
Wracamy do biegu. Po raz pierwszy decyduję się startować nie z końca tylko z pierwszej linii - skoro jest o co walczyć. Na linii rozpoznaję tylko Krisa Skierę - organizatora R&R Stolno/Bydgoszcz. Start opóźnia się o parę minut. Natomiast adrenalina i nerwy zaczynają sięgać zenitu. Ola się potem śmiała, że do mnie machała, a ja nawet nie omiotłem jej wzrokiem. W końcu 10… 9…. 8…. 2… 1… Start.
Skoro zawsze startowałem z końca, to znaczy że miałem luz. Tu dałem się minimalnie przyblokować, ale na szczęście żadna tragedia. Po prostu - element wyścigu, który nigdy nie był u mnie ćwiczony.
Jadę. Jedzie się bardzo dobrze, mimo porowatego asfaltu. Niecałe 400m i pierwsze rondo (ścinaliśmy) kolejne za 300m. Tu niespodzianka - również ścinamy - ok trzeba tylko zapamiętać… Po 2 rondach jestem pierwszy i… Dostaje wiatrem w twarz. Do tego zaczyna się jazda pod górkę. Jak się później okazuje to mniej więcej 1,5km takiej mordęgi. Po 80% tego dystansu mam dość, obracam się, patrzę zaczynam mnie doganiać jakiś pociąg. Chowam się w środku, chyba na 5 pozycji. Dla mnie duża lekcja na 2 kolejne kółka. Nie robić tego odcinka samemu, nie robić go na pierwszej pozycji w pociągu…
Dwa kolejne zakręty i nagle nagroda. Wiatr w twarz zamienia się w wiatr w plecy. Długi prosty odcinek, który jedzie się praktycznie za darmo. Pierwsze okrążenie robimy w 00:08:25. Jest nas siedmioro: 6 facetów i jedna dziewczyna ze Skate2City.
Na drugim okrążeniu trudny odcinek prowadzą Kris z dziewczyną ze Skate2City. Ja staram się utrzymać max w połowie pociągu. Gdzieś w połowie trudnego odcinka “lokomotywy” wyraźnie opadają z sił, reszta jedzie dalej. Nie pamiętam kto przejął “pałeczkę lidera” - chyba Marek Sławek. Znów dwa zakręty, znów jedziemy za darmo.
Dwa okrążenia za nami, 7,4km zaliczone. Zostaje ostanie 3,7km. Pociąg zredukowany do 4 osób: dwóch Pawłów (Woźnicki oraz Gwizdała), Marek Sławek i ja.
Na trzecim trudnym odcinku prowadzi Paweł Woźnicki. Ja jadę zaraz za nim. Po 1/3 odcinka Paweł z chęciął oddałby zmianę, zjeżdza na bok. Pamiętam jednak samotną walkę na pierwszym okrążeniu. Wiem, że jeszcze nie jestem w stanie finishować. Zjeżdżam za Pawłem… Sytuacja powtarza się chyba 3 krotnie. Paweł w prawo, ja za nim, Paweł w lewo ja za nim… Wiem, że taka zabawa nie może trwać wiecznie, kolejny zjazd Pawła i decyduje się atakować. Zostaje mi 1/3 odcinka z wiatrem w twarz. Wiem, że jak ucieknę to dam radę. Pompuję ile fabryka dała. Nagle wjeżdżam na darmowy odcinek z wiatrem w plecy. Ostatnia prosta i jest ok. Jedzie się szybko i przyjemnie. Wpadam na metę jako pierwszy z 84 uczestników z prędkością 35km/h (Polar) bądź 41,9km/h (Endomondo). Z całkiem sporą bo 17 sekundową przewagą nad Pawłem.
2c) Maraton - 44km
Radość po zwycięstwie nie trwa długo, chciałby się usiąść, odpocząć i kontemplować.. Niestety za 1h czeka mnie kolejne wyzwanie. Tym razem 44km. Godzina mija nadspodziewanie szybko. Człowiek ledwo zdążył przebrać się, zjeść, zebrać gratulacje od znajomych, chwilę porozmawiać z Olą, a tu już trzeba iść na linię startu.
Przed startem znowu spotykam Pawła Piejko. Zaczynamy rozmawiać i Paweł sugeruje, żeby przynajmniej minimalnie się rozjeździć. No tak on nie miał 11km rozgrzewki. Kiedy pojawiamy się na linii startu jest już dość gęsto. Tym razem planuję iść na koniec. Ledwo przebiłem się przez najgęstszy tłum i wstrzymuje mnie Sebu. Sugeruje żeby startować właśnie stąd. Patrzę po bokach i stwierdzam, że czemu nie. W linii oprócz mnie i Seby, jest Fasol, nowo poznany Łukasz z Gdańska, Pan Janek i MinionsSpeedTeem (Łukasz i Danuta). W sumie lepiej towarzystwo znane, niż nieznane. Dla mnie trochę na wyrost, ale upojony sukcesem dystansu Fitness daję się namówić ;).
Startujemy. Tu już nie ma takich emocji, chociaż Sebu wyrywa ostro gdy tylko może. Pierwsza myśl - no przecież nie dam mu zwiać, późniejsze wyniki pokazują, że na pierwszych 100m Seba jest 3 sekundy przede mną. Seba pruje, jakby leciał na życiówkę. A ja skoro już się podjąłem, to pruję za nim.
Łapiemy jakiś pociąg. Sebu długo w nim nie wytrzymuje, robi wyskok, ja znów za nim i tak zmieniamy pociąg na szybszy. Pierwsze okrążenie w lekko ponad 8 minut. Nie wiem czy to było jeszcze pierwsze czy już 2 okrążenie, ale któryś kolejny wypad do szybszego pociągu kończy się tym że zostajemy sami.
Drugie okrążenie, drugi ciężki odcinek, próbuje dać Sebie zmianę, ale mam już za sobą 11km ostrej walki, plus kilka km maratonu i mięśnie zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Seba wymienia mnie i znowu leci przodem. Mówię, że nie daje rady - w zamian słyszę jedno proste “chodź”. Na jak mus to mus. Pompuję.
Nagle obracam się. Widzę doganiający nas pociąg i mówię do Seby, że może się dołączymy. Oboje korzystamy z okazji. Ktoś z Skate2City próbuje powiedzieć, że mamy się nie wpychać. Nie wiem co to za wpychanie, skoro zostawili przerwę na 2 dorosłe osoby, no ale się nie odzywam. Zbyt zmęczony jestem. Ciuchcia dość duża, chyba jest też w niej Fasol.
3-ci trudny podjazd i już naprawdę nie mam sił. Jak na złość, za każdym razem kiedy zwalniam i wydaje mi się, że odpadnę, cały pociąg też zwalnia. Utrzymuje się w takim trybie “ponad siły” przez prawie kilometr. Dłuży się to, to jakby było co najmniej dziesięć razy więcej. W końcu Seba wyskakuje ze środka pociągu na przód, chyba żeby pociągnąć trochę mocniej. Ja wyskakuje trochę w innym celu. Nie mam siły załatać dziury po Sebastianie, więc kombinuję sobie, że wylecę na koniec… Wylatuję tak, że cały pociąg mi zwiewa. Nawet nie czuję zawodu, wiem, że gdybym się utrzymał to jeszcze max na jedno kółko.
Zaczynam jechać spokojniej w swoim tempie. Linia start mety to mega doping całej mojej rodziny. “Kuba! Kuba!”, krzyczą wszyscy prócz Anielki. Na 12 okrążeń przegapiam ich raz, bo ciężko mi było zlokalizować rodzinę po zniknięciu dmuchanych bram startu/mety.
4 okrążenie. Akurat na podjeździe wychodzi że mijają mnie Minionki (Danuta z Łukaszem), z przyklejonym do nich panem w czerwonej koszulce. Podpinam się na połowę podjazdu, potem opadam z sił i tracę kolejny pociąg.
Na końcówce 5 okrążenie dubluje mnie Marcin Jarkiewicz z Legii. Dojeżdża tak jakoś nie za szybko (jak na możliwości Marcina), śmieję się, że jestem kółko z tyłu - Marcin odpowiada, że on nawet nie chcę wiedzieć jak bardzo z tyłu jest. Jakby nie było podpinam się na “kleszcza” i przez kolejne 1,5km jadę Marcinowi na plecach. Fajne uczucie utrzymać się tak długo za zawodnikiem, który jest nie o klasę, a o parę klas wyżej. Niestety kolejny podjazd weryfikuje moje możliwości i znowu zostaje sam.
Kolejne kółko jadę sam. Na 7 podjeździe mija mnie Janek Kopyt i dwóch ludzi w niebieskich koszulkach (taki mini pociąg). Byłem pewny, że mnie dublują. Nawet się do nich podpiąłem i dałem zmianę na 8 podjazd. Co oczywiście ponownie mnie wykończyło i na końcu podjazdu zjechałem sobie na bok. Janek pyta czy nie jadę z nimi - odpowiadam, że nie w końcu i tak jestem jedno okrążenie do tyłu.
Nagle w końcu zaczęły powracać siły. Chyba na 9 podjeździe podpinam się do mnie cała kolumna KS Jastrzębie z Bydgoszczy, no nic podpięli się to ciągnę. Wyjście w “darmową strefę” dodało jakoś mega dużo sił. Chyba wtedy zaczęło kropić. Zacząłem szybciej jechać. Dopadam mini-pociągu z Jankiem. Mówię coś o 3 pozostałych kółkach, Janek wyciąga zapałki i mówi coś w stylu “zaraz zaraz, mi też 3 zostały”... Ale jaja, czyli Janek wcale mnie nie dublował, tylko normalnie wyprzedzał: tym się kończy brak wiary we własne siły. To daje jeszcze większego kopa, jeszcze nigdy nie pokonałem Janka na dystansie maratonu, co więcej na naszym ostatnim, nieoficjalnym w podwarszawskiej Gassie Janek “łyknął mnie” jak bociek małą żabkę...
10 podjazd za nami, Sainti jedzie w grupie i dubluje mnie po raz drugi. Pojawia się myśl, “tak się nie bawimy” ;). Akurat zaliczyłem skok adrenaliny po odkryciu pomyłki z Jankiem, to wypuszczam się ile fabryka dała. Mijam Saintiego i przejeżdżam przez linię mety sekundę przed nim ;)... Z tym, że Marcin już skończył a mi zostały 2 kółka 😀
Z jedenastego kółka nie zapamiętałem prawie nic, podobnie z 12. Na jednym z tych dwóch kółek, jeden z niebieskich z mini pociągu Janka, mijając mnie już w zupełnie innym składzie uśmiechnięty woła wskakuj, no to wskoczyłem. Nie pamiętam tylko jak długo z nimi jechałem i kiedy ich zostawiłem.
Wiem, że ostatnią prostą znowu leciałem ile fabryka dała. Podwoiłem wysiłki, jak zobaczyłem samotną postać smutno zmierzającą do mety, potroiłem jak w samotnej postaci rozpoznałem Fasola. Wpadłem na linie mety setne sekundy po Fasolu, Polar raportuje 33,8km/h w chwili finiszu, Endo ponad 44km/h (ale temu ustrojstu nie ma co wierzyć) po wykręconych 55km. Jest moc!
3) Wnioski
a) Podium, mega ale to mega cieszy. Dodatkowe cieszy fakt, że to już moje drugie w tym roku. Wniosek z tego taki, czasem fajnie pojechać na nieoczywiste zawody (Chlebnia), lub w wybrać nieoczywisty dystans.
b) Maraton po fitnessie to dziwny pomysł. Nie da się mieć rezultatu na maratonie, jeśli przed chwilą jechało się na maksa inny dystans. Fajne doświadczenie. Pewnie kiedyś powtórzę, ale wiem, że nie ma co się wtedy nastawiać na cokolwiek na maratonie.
c) Znajomi którzy widzieli mój występ na fitnessie, stwierdzili że zrobiłem mega postęp od zeszłego roku. Takie komplementy zawsze cieszą.
d) Próg bólu po Wejherowie jest gdzieś tam przesunięty. A co najważniejsze człowiek ma troszkę inaczej ułożone w głowie. Zgubiłem pociąg - ok, nie ma załamki, nie ma głupich myśli, po prostu mięśnie się albo zaczną pracować albo nie. Perspektywa “truchtania”, aż do mety nie przeraża jak kiedyś.
e) Trasa była bardzo wymagającą technicznie. Wiatr i tarka. Dla mnie asfalt lepszy niż w Gdańsku. Większość twierdzi odwrotnie. Zobaczę w sierpniu. Mój poprzedni Gdańsk to 2016. Od tego czasu pewnie zdążyłem sobie w głowie zdemonizować, no i 2016 to były rolki fitness - możliwe że shock-absorber w skorupie i większe kółka robią aż tak pozytywną robotę. Albo wszystko na raz. Z niecierpliwością czekam na Gdańsk, żeby porównać to co będzie, do tego co legendą w głowie obrosło.
4) Info dla organizatora:
a) Wiem, że w końcu przeczytacie bo dałem/dam Wam linka 😉
b) Nie wiem czy to tych pięciu wolontariusz, których wam brakło, ale:
- Przydałoby się więcej ludzi w Biurze zawodów i nieco większe Biuro. Odbiór pakietów dziecięcych mógł pójść sprawniej
- Zabrakło organizacji przy rozstawianiu/zatrzymywaniu dzieciaków na ich dystansach.
c) Przydałby się foodtruck, były lody i kawa, brakowało czegoś do zjedzenia na ciepło.
d) Niektórzy mieli za złe, pominięcie kategorii wiekowych przy dekoracjach. Rozumiem, że było to spowodowane “zdmuchnięciem” biura zawodów, ale chyba nie do wszystkich informacja dotarła. Takie zmiany powinny być zakomunikowane kilkukrotnie, żeby zdecydowana większość usłyszała i nie było rozczarowań.
Powyższe to drobne potknięcia, które nie wpłynęły na całokształt zorganizowanych zawodów. A te były naprawdę super:
- Nieograniczona woda w butelkach.
- Owoce.
- Różne medale dla różnych dystansów
- Super bezpieczna okolica, człowiek nie musiał oglądać się co 2 minuty na dzieciaki bo one po prostu nie miały się gdzie zgubić. Mega plus pod tym względem za miejscówkę.
- Konferansjer - nie wiem skąd go wytrzasnęliście, ale gość był wart każdej ceny 😉
- No i w końcu Wy - cały czas uśmiechnięci i pomocni (chociaż zmęczeni jakbyście sami zrobili ze 2 maratony)... Stworzyliście coś pięknego. Nowe miejsce na rolkowej mapie Polski. Mówiłem to dziękując osobiście, napiszę i tutaj: mam nadzieję, że podejmiecie się tego przedsięwzięcia w przyszłym roku i że wszyscy zobaczymy się ponownie w 2020.
DZIĘ-KU-JE-MY.
Ostatni post: Kicking Asphalt 2k23 Najnowszy użytkownik: MonsterHaze Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte