Kilometry w mieście 2021
Tu jeszcze jedna uwaga, na ten fakt zwrócił mi uwagę Jaca666. 30m przewyższenia o których piszę to różnica pomiędzy najwyższym a najniższym punktem (czyli w pionie). Natomiast jeśli liczyć w poziomie, to podjazdów była masa. W zasadzie cały wyścig to na zmianę spore podjazdy i zjazdy.
Tej trasy nie da się wygrać bez pociągu albo bez techniki. Wysoki but też nie pomagał ;). A że będąc nad morzem zrobiłem sobie przed Lipuszem 2x trasę po 70km (Ostrowo - Swarzewo - Krokowa) to wypoczęty też nie byłem 😉
Tempa nie miałeś za szybkiego jak na siebie, no ale tak czułem że trasa ciężka. Pewnie można było popalić mięśnie za szybko.
A te 2x70km to ja nie wiem jak komentować. Jak to w ogóle można sobie tak pojechać taki kawał nie znając tras.
Wysłany przez: @pietaA te 2x70km to ja nie wiem jak komentować. Jak to w ogóle można sobie tak pojechać taki kawał nie znając tras.
Ale ja znałem trasy (bez 5-6km nowego kawałka) :D. W zeszłym roku ich nie znałem i mogę napisać, ze kawałek zaznaczony na zielono to totalna pomyłka. Mimo, że o nim piszą wszystkie poradniki rowerowe, trasa Władysławowo-Swarzewo przy zatoce Puckiej jest widokowo i "urokliwie" 100% lepsza niż Władysławowo-Łebcz-Swarzewo... Ale jest z kostki. Po 5km masz dość - zwłaszcza jak nie wiesz co cię dalej czeka 😉
Z drugiej strony jak masz poznać te trasy na nie nie wjeżdżając? Jest zawsze opcja zrobić rekonesans rowerem, ale to trzeba lubić rower i co najważniejsze go mieć przy sobie, bo na gruchotach z wypożyczalni to też średnia przyjemność. No i to traci się jeden dzień, na coś czego w zasadzie nie chcesz robić 😉
Co do Lipuszu/Tuszkowy - górki mnie zniszczyły. Nie jestem typem Kasi czy Szyszkownika, żeby czerpać z nich jakąś mega przyjemność. Co raz częściej dochodzę, też do wniosku, że więcej mam przyjemności z rolkowej turystyki, niż z wyścigów. Z tych ostatnich nie zrezygnuję (przynajmniej nie mam w planach), ale też średnio mi się chce w niesprzyjających okolicznościach. Tzn fajnie szybko jechać w pociągu jak się ma pociąg ;), ale jak się nie ma to tragedii nie ma. Dla mnie czas jest sprawą drugorzędną, kolejne km, na nowych lub fajnych trasach mają więcej magii.
Wracając do czasu, to mimo, że się "wlokłem" to i tak byłem "przed" założeniami. Jeszcze na starcie Ola mi się pytała kiedy być na mecie, żeby kibicować (z racji dzieciaków praktycznie nie jest możliwe, żeby wystali pełen czas w miejscu). I tu powiedziałem 1h15min... I ta estymata nie wzięła się znikąd.
1) Na rozgrzewce jak szarpnąłem pod górkę to poczułem to wcześniejsze 2x70km głęboko w mięśniach. I tu nie wiem jak opisać. Wiedziałem że mam siły na kolejne 70km w turystycznym tempie, i jednocześnie wiedziałem że mięśnie są zbyt spracowane na mega wysiłek na dystansie 24km. A górki zapowiadały mega wysiłek.
2) 40min opóźnienie na prawdę dało się we znaki. Zwłaszcza, że prawie od 2 lat w zasadzie jakoś specjalnie się nie suplementuję na wyścigi. Kanapka/banan - coś co normalnie bym zjadł będąc "w trasie". Wyjątkiem są izotoniki, ale to nawodnienie więc inna inszość.
3) Mam teorię, że człowiek na daną chwilę ma ograniczone zasoby adrenaliny, które lecą z jednego pojemnika. U mnie ten zasobnik jest wyczyszczony do dna przy startach dzieciaków, zwłaszcza jak dzieje się coś nieoczekiwanego jak "prawie kraksa Grzesia". Podchodząc do swojego wyścigu, nie mając już chemicznego wspomagania organizmu - stratuje na zasadzie "co ma być to będzie" ;). Innymi słowy ciężko mi przed startem skupić się na sobie, a jak już mam na to czas, to zwykle jest za późno 😉
Jakby ktoś się zastanawiał jak wpływa 2 dawka Pfizera na wydolność organizmu to w moim przypadku bardzo.
20h od podania dawki. 4,5km niewymagająca trasa po płaskim i równym, bez specjalnej napinki (średnia prędkość 12.1km/h, max 31,5km/h) styrala mnie jak nigdy. Do tego stopnia, że wrzuciłem 4 stefę tętna o.O.
Po pierwszej dawce jeździłem bodaj po 30h, i było "słabiej" ale nie aż tak strasznie...
Wysłany przez: @qbajakJakby ktoś się zastanawiał jak wpływa 2 dawka Pfizera na wydolność organizmu to w moim przypadku bardzo.
20h od podania dawki. 4,5km niewymagająca trasa po płaskim i równym, bez specjalnej napinki (średnia prędkość 12.1km/h, max 31,5km/h) styrala mnie jak nigdy. Do tego stopnia, że wrzuciłem 4 stefę tętna o.O.
Po pierwszej dawce jeździłem bodaj po 30h, i było "słabiej" ale nie aż tak strasznie...
Kuba, a Ty przechorowałeś covid? Chyba nie prawda?
Ja wiem, każdy reaguje inaczej. Ale zauważalna prawidłowość, ze jak ktoś chorował to dostaje w kość po pierwszej dawce, jak nie chorował to po drugiej.
Ja po pierwszej przez 2 tygodnie byłam chora, tak zupełnie dobrze zaczęłam się czuć po 3 tyg. Po drugiej dawce raptem pól doby jakby przeziębienia.
Córka, świeżo po przechorowanym covidzie, i po pierwszej, i po drugiej dawce takie samo samopoczucie zupełnie dobre, jedynie ręka niesprawna.
Wysłany przez: @joannapKuba, a Ty przechorowałeś covid? Chyba nie prawda?
Joanna, jeśli odnieść się do tego co piszesz, to chyba przechorowałem ostatnio 😛 😀 ;). Bo w zasadzie nie mam jakiś mega objawów. To o czym pisałem rano to nie było totalne rozłożenie, tylko odczucie, że coś jest nie tak. Jakbym nie wsiadł na rolki to nawet bym nie zauważył. A tak zdziwiło mnie tętno i poczucie zmęczenia jakie osiągnąłem na mega krótkim i mega prostym dystansie.
Napiszę więcej, popołudniu zrobiłem kolejne 16,7km. Czyli prawie 4 razy więcej niż rano. Prędkość max 30,1km/h, średnia 11,7km/h. Czyli w zadzie wydłużone (czasowo i km) poranne rolkowanie. I co...? I tętno ledwo weszło na 3 strefę i z prawie 1,5h rolkowania było tam przez 5 minut. Czyli rano ewidentnie dostałem w kość bo coś się działo, a 8h później już w zasadzie nic.
Wracając do COVID. Oficjalnie (według rządowych statystyk) nie przechorowałem ani razu. Nieoficjalnie mam mega podejrzenia, że przechowałem 2 razy. Pierwszy raz już 16 marca 2020 (czyli 3 dni po polskim przypadku "0") - wtedy nie zwracałem uwagi na objawy, bo przecież COVID pojawił się dopiero przy zachodniej granicy. Ale mi drętwiał jezyk, Ola straciła węch i smak, wszystkie dzieci były po prostu zakatarzone. Wtedy nawet nie myśleliśmy o powiązaniu tego z COVID-19, bo przecież to była medialna choroba, która ledwo co weszła do Polski. My uznaliśmy to za "jakieś paskudztwo się przyplątało".
Drugi na przełomie października/listopada. Strasznie bolały mnie plecy. Ale to tak, że nie mogłem się o nic oprzeć. 2 razy prosiłem Olę, żeby sprawdziła czy nie mam jakiegoś półpaśca. Po jakimś czasie wszystko wróciło do normy, a dwa tygodnie później media zaczęły rozpisywać się o "nowe powikłanie COVID - nadwrażliwość skórna".
Także miałem - nie miałem? Każdy niech sobie oceni. Przez chwilę zastanawialiśmy się z Olą, czy by sobie przeciwciał nie zbadać i stwierdziliśmy na XXX nam ta wiedza? Nie neguję istnienia choroby - wiem że jest / była / będzie. Drażni tylko jak media / rząd na nią zareagował. A zareagował źle - pokazuje to bardzo nadmiarowa śmiertelność rok do roku. Nie śledzę już statystyk - zatrzymałem się na 80-90tysiącach. To jest rząd wielkości mojej rodzinnej miejscowości. Ci ludzie w większości nie umierali na COVID. Oni umierali na wszystko, bo zwykła opieka lekarska była przez COVID sparaliżowana. Stąd moja ocena, taka a nie inna.
Co do tych zgonów to i masz rację i nie. Faktycznie normalna opieka zdrowotna leżała na podłodze i dochodziło do sytuacji tragicznych i komicznych. Albo na oddziału covidowe trafiali chorzy z zupełnie innymi ciężkimi schorzeniami albo zwykły ropień tyłka czekał na SORZe 2 doby na nacięcie no bo trzeba buło covida wykluczyć chociaż dupsko całe czerwone. Paranoja.
Z drugiej mańki ja pracuję w małym szpitaliku. Kilka oddziałów, interna, kardiologia, oiom, i nasza chirurgia. Zwylke w ciągu roku jest od kilku do kilkunastu zgonów. Jak "przerobili" nas na szpital covidowy i faktycznie pojawili się chorzy na to paskudztwo to był jeden miesiąc gdzie zaliczyliśmu ok 70 zgonów. Jednak większość z tych śmierci to wirus a nie patologia w służbie zdrowia.
Co do szczepionki to i tak szacun, że dałeś radę jeździć, ja po drugiej dawce dzień w łóżku przeleżałem ale na następny pełnia zdrowia
Wysłany przez: @jaca666Jak "przerobili" nas na szpital covidowy i faktycznie pojawili się chorzy na to paskudztwo to był jeden miesiąc gdzie zaliczyliśmu ok 70 zgonów. Jednak większość z tych śmierci to wirus a nie patologia w służbie zdrowia.
Jaca, dlatego pisałem, że nie neguję istnienia choroby. Wiem, że w służbie zdrowia mieliście przejeb*** i bardzo współczuję.
Jednocześnie gdzieś z tyłu głowy pulsuje mi pytanie ile z tych 70 pacjentów, by przeżyło - gdyby służba zdrowia nie leżała na kolanach, ludzie nie bali się chodzić do lekarza ("bo może to jednak nie COVID?", "a co ja zrobie jak mi 2-tygodnie kwarantanny wlepią"), zgłaszali się z objawami wcześniej - i mieli szanse być normalnie obsłużeni, a nie hospitalizowani dopiero w stanie krytycznym.
Gdyby nie było przedstawień typu - zbyt chory na "Szpital Narodowy", bo nie daj boże zejdzie i będzie słabo medialnie, a że umrze w karetce - no to już nie problem narodowego...
System padł. Sam pewnie doświadczyłeś więcej niż niejeden z nas. Ja się tylko boję, że przez antyszczepionkowców jesienią padnie po raz kolejny :(.
Wysłany przez: @qbajakże przez antyszczepionkowców jesienią padnie po raz kolejny
To jest ciekawe zjawisko, karmiace sie przede wszystkim brakiem edukacji, potrzeba znalezienia wytlumaczenia niezrzumialego, dezinformacja i niedopowiedzeniami. Oraz oczywiscie media - straszyly kowidem, jak byla szczepionka - straszyly szczepionka. Glowne info to ile osob mialo zakrzepice, ze ktos umarl, ze jeszcze inny ciezko zniosl. I dziwota ze sie pojawia "anty"? Ruch anty zasilila tez kwestia szczepien na grype, ktore wg mnie sa przede wszystkim biznesem. Slynna afera kiedy to nie kupilismy jakiejs partii szczepionek i potem okazalo sie ze jednak nie bylo potrzeby bo wirus nie byl grozny. To ma jednak tez swoj drugi koniec - przyjdzie rzeczywiscie grozny wirus i jak ludzie wtedy podejda na "anty" to skosi. Wracaja choroby ktore byly wyeliminowane przez szczepienia - odry, ospy i inne takie.
Inna sprawa czy przy tak jednak niegroznym wirusie jak korona (~1% smiertelnosci) tak potezny nacisk na szczepienie jest uzasadniony. Przymus zasila bunt i szukanie argumentów "anty", zwlaszcza ze to co sie zaczyna dziac podchodzi juz pod dyskryminacje.
Wyszedlem z zalozenia: nie boje sie korony i nie boje sie szczepienia. OK - zaszczepie sie. Choc mialem momenty ze tez nie do konca wiedzialem co robic. Chaos informacyjny mamy tak ogromny ze trudno zasiegnac wiarygodnych opinii. Woda sie robi coraz bardziej metna.
Popatrzcie co się porobiło w Izraelu.
Wpadli w euforie, że świetnie im idą szczepienia, a teraz nagle zdziwko, że wirus wrócił.
Tylko, że w tej euforii nie zauważyli, że ledwie 50% populacji wyszczepili, a poza tym wsiedli do samolotów i przywlekli nowy szczep. Przy czym smaczku dodaje fakt, że załatwił ich szabas: wracający w piątek po południu podróżni nie zostali odpowiednio nawet przepytani, a po weekendzie zupa się już przypaliła...
Ten wirus zostanie z nami na zawsze. Nie wyszczepisz globalnej populacji. Bedzie chodzil jak grypa.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @tomcatTen wirus zostanie z nami na zawsze. Nie wyszczepisz globalnej populacji. Bedzie chodzil jak grypa.
Będzie, ale my jako populacja też będziemy sobie z nim lepiej radzić z roku na rok. No i u nich 50% u nas ile... 39? Pytanie czy do tej 50% w ogóle dobijemy, bo wygląda na to, że szczepienia mocno hamują.
Wysłany przez: @szyszkownikTo jest ciekawe zjawisko,
To jest przerażające zjawisko. Mam tę nieprzyjemność że córa jest w grupie ryzyka, bo ze względów zdrowotnych po prostu konsekwentnie odmawiają jej się części szczepień. Odre-świnkę-różyczkę dostała w zasadzie tylko dlatego, że kiedy przyszedł jej "termin" w Otwocku niedaleko Warszawy pojawiło się spore ogniosko odry i immunolog stwierdziła, że ryzyko rzeczywistego zachorowania jest znacznie większe niż ewentualnych komplikacji wynikających z podania szczepionki, dlatego dostała. Komplikacji nie było :).
Abstrahując już od samego COVID-19, czasem nie mam siły tłumaczyć dorosłym (i wydawałoby się) inteligentnym ludziom po co są szczepionki. Że chronią nie tylko osobę zaszczepioną, ale przy odpowiednim wyszczepieniu także takie przypadki jak Aniela.
Zastanawia także fakt, że w niektórych kręgach szczepionki "be", ale już faszerowanie się wszystkimi lekami bez recepty, suplementami i nie daj boże homeopatią jest w 100% ok. Za ludźmi nie nadążysz.
Wysłany przez: @szyszkownikInna sprawa czy przy tak jednak niegroznym wirusie jak korona (~1% smiertelnosci) tak potezny nacisk na szczepienie jest uzasadniony.
Wydawało mi się, że śmiertalność jest na poziomie 2,1%, ale nie o tym. Nawet jak to jest 1% to dla mnie bardzo dużo. Taka brzydka metafora: 100 razy przechodzisz przez ulicę, 99 razy ci się uda, raz... Albo trochę inaczej, żeby było bardziej adekwatnie: za każdym razem kiedy 100 osób przechodzi przez ulicę, dociera 99 - dużo czy mało?
Poczekamy zobaczymy...
Wysłany przez: @qbajakZastanawia także fakt, że w niektórych kręgach szczepionki "be", ale już faszerowanie się wszystkimi lekami bez recepty, suplementami i nie daj boże homeopatią jest w 100% ok. Za ludźmi nie nadążysz.
Biznes to raz. W radiu (bo tylko tego czasem chcac nie chcac z rzadka slucham jadac np busem) 90% reklam to sa leki albo suplementy udające leki. Dwa - filozofia medycyny zachodniej: likwidacja skutków a nie przyczyn. Po co mam dbac o zdrowie i odpornosc jak sobie moge szybko zazyc pigulke?
Wysłany przez: @qbajakAlbo trochę inaczej, żeby było bardziej adekwatnie: za każdym razem kiedy 100 osób przechodzi przez ulicę, dociera 99 - dużo czy mało?
Mysle ze bardziej to chodzi o prawdopodobienstwo, ktore jest bardoz trudno okreslic bo jest masa czynnikow decydujacym o tym czy sie korone przejdzie bezobjawowo, lekko, ciezko czy tragicznie.
A ja uważam, że jesli ktoś chce się szczepić to niech się szczepi. Natomiast jeśli ktoś nie chce, to ma do tego prawo. I jedni i drudzy nie powinni mieć spięć bo do tej pory jest zbyt dużo chaosu by oddać się w ręce telewizyjnych ekspertów.
Jak to mówią - umiesz liczyć, licz na siebie.
Też trzeba oddzielić pewną kwestię. Szczepienia na covid to nowość i wcale nie trzeba być antydzczepionkowcem by ich nie chcieć. Można przyjąć wszystkie inne poza tymi omawianymi. Dlatego że w tej jest pogmatwanie z poplątaniem i trzeba do tego podchodzić w sposób przemyślany.
Za parę lat zobaczymy jakie będą tego efekty.
Ja na razie sobie obserwuję i czekam na rozwój wydarzeń.
Trzeba być optymistą i przygotowywać się do kolejnych zawodów, szkoda czasu na sprawy pesymistyczne.
Wczoraj pykło 2021km na 2021. Prawie 2 tygodnie wcześniej niż w 2020 :D.
Jednocześnie nie mogę się doczekać Łodzi, a z drugiej strony jestem trochę przerażony bo pomiędzy startami dzieciaków a startami dorosłych jest 3,5h-4h czekania.
Mam nadzieję, że w tym roku jakieś food trucki im się uda zorganizować. Z plusów nie jadę fitnessu - więc będzie więczej czasu żeby wyszkoczyć coś wszamać :).
"Wydawało mi się, że śmiertalność jest na poziomie 2,1%, ale nie o tym. Nawet jak to jest 1% to dla mnie bardzo dużo. Taka brzydka metafora: 100 razy przechodzisz przez ulicę, 99 razy ci się uda, raz... Albo trochę inaczej, żeby było bardziej adekwatnie: za każdym razem kiedy 100 osób przechodzi przez ulicę, dociera 99 - dużo czy mało?"
Genialne porównanie.
Z drugiej strony śmiertelność 1% to nie jest tak mało. Poza nowotworami wskażcie chorobę w cywilizowanym kraju, która ma w krótkim czasie od zachorowania wyższą.
Z rzeczy przyjemnych GRATULUJĘ dystansu!! Jest moc.
Procentowa (a nie promilowa) śmiertelność to BARDZO wysoko!
Nie porównujemy tego przecież z Ebolą, która ma przeżycie/zejście około fifty-fifty, tylko z chorobami typu grypa (0,1-0,5%).
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Pierwszy raz w życiu zapomniałem o zawodach. Na szczęście biegowe, bo nie wiem jakbym zapomnienie o rolkowych przeżył ;).
Co prawda nie byłem zapisany, ale chciałem. Wiedziałem, że mają być dzisiaj: z okazji otwarcia olimpiady w Tokyo. Tyle, że jak się o nich dowiedziałem to zapisów jeszcze nie było. Nie zapisałem sobie, że mam to zrobić potem. Organizatorzy też nie podesłali e-maila z przypomnieniem... No i dzisiaj siedząc i czytając o Olimpiadzie naszła mnie myśl typu "zaraz zaraz" :(. Jakbym rzucił wszystko to może bym zdążył (miałem 30min do startu i 1/2 Warszawy do przejechania + zapisanie się na miejscu)... No ale rozsądek wygrał - gdyby to były rolki, pewnie bym ryzykował ;).
Kopia z FB
Łódzki Maraton Rolkowy.
Pierwszy jak zwykle startuje Tadzio. 100m – Junior F - roczniki 2015 i młodsi. Tadzik do ostatniej chwili, zdaje się nie wiedzieć gdzie i po co jest ;). „Próbne starty” wykonane przez wszystkie kategorie dziecięce, też nie za bardzo pomogły mu się odnaleźć. Coś tłumaczyłem, ale ile dotarło? Na szczęście przy prawdziwym wyścigu daje radę. Na metę przyjeżdża jako trzeci, drugi wśród chłopców. To wszystko mimo zignorowanego falstartu jednego z zawodników. Mamy srebro!
Grześ – 500m – Junior D – roczniki 2011-2012. Niesamowity pech jeszcze przed startem. Stojąc na linii Grześ zahacza o coś nogą i upada. Organizatorzy jakby nie widzieli i zaczynają odliczanie. Wszystkie dzieciaki wystartowały, a Grześ dopiero wstaje z kolan. Jak Polska. W przeciwieństwie do kraju, jemu się chyba udaje. Zaczyna nadrabiać straty (po drodze gubiąc plastikową wkładkę z ochraniacza nadgarstka) i w końcu wpada w ten swój rytm, który od jakiegoś czasu obserwuję na treningach i który dał się zauważyć na ostatnich zawodach w Warszawie. Odepchnięcie = nadrobienia kilku(nastu) centymetrów, kolejne to samo, i kolejne, i kolejne… Sprawa mocno utrudniona, bo trzeba wyminąć większość dzieciaków. W końcu spiker ogłasza koniec wyścigu, ale z 300-400m jakie mi zostały do mety trudno cokolwiek dojrzeć i wywnioskować. Po wyścigu Grześ wraca po nadgarstek i pytana mnie, który był. No to ja mam wiedzieć z takiej odległości!!! Na szczęście po minucie pojawia się Ola z uśmiechem na ustach. Grześ dojechał jako 3 wśród chłopców. Mamy brąz!
Ja – 44km. Starty chłopaków od startu maratonu dzielą prawie 4h (no może 3,5h). Można się zmęczyć samym czekaniem i słońcem. Przede wszystkim słońcem. W końcu przychodzi ta pora. Tu bardzo fajna zmiana zamiast masowego startu kobiet i mężczyzn maratonu i pół-maratonu nastąpiło rozbicie na płeć i wyścig. Najpierw kobiety „połówka”, mężczyźni „połówka”, kobiety „pełny” i na końcu my. Wszystko z 1min odstępami czasu i to o tyle ważne, że 300-400m od startu jest zwężenie z rondem, więc wyszło mega dobrze ze względu na bezpieczeństwo. Start. Pociągi jakoś mnie nie lubią i sobie uciekają. A u mnie zero sił do walki. Do tego na 2 okrążeniu, spada mały deszcz, ale tylko taki, który robi z brudu na asfalcie śliskie g***, jednocześnie nie pozwalający kółkom namoknąć na tyle, żeby złapały przyczepność. Ja w to wszystko wpadam jadąc solo pod górkę. Nie mogąc się odepchnąć, nie mogąc złapać przyczepności, mam na szczycie malutkiego wzniesienia jakieś 10-12km/h. Normalnie ponaddźwiękowa prędkość jak na Mistrzostwa Polski. Na szczęście z górki już było prościej, a potem wszystko szybko przeschło i można było walczyć dalej… Ze słońcem, ze sobą…
Każdy wyścig to walka. Niektóre są dobre, a niektóre złe. W niektórych człowiek walczy o życiówkę, w niektórych o… anty-życiówkę. Dzisiejszy wyścig zdecydowanie należał do tej drugiej kategorii. Jeszcze nigdy nie poszło mi tak źle. Jeszcze nigdy ścigając się na maratonie nie potrzebowałem więcej niż 2h. Do dzisiaj. Oficjalny czas 2:03:59. Klasyfikacja open 75 ze 114 startujących – w tym 12 osób z DNF.
Zakończyłbym standardowym „jest moc!” Ale dziś chyba była gdzie indziej. Jakby nie było: nie ma tego złego. Wyniki nie są najważniejsze, a w Łodzi widzimy się za rok!
Fajnie, że start został podzielony, choć zburzyło to mój plan pojechania pierwszych okrążeń z chłopakami z półmaratonu 😉 Najważniejsze, że dałeś radę, czego się nie robi dla Kibiców 😀 A Ty miałeś super wsparcie. Tu od razu podziękuję Oli, jej doping najczęściej słyszałem.
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: beab82112932398 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte