Maratony, wyścigi, kilometry w mieście…
Opinią nastoletnich córek nie warto się przejmować - przynajmniej jeśli chodzi o wygląd na zawodach. Jestem jednym z amatorów, którzy jeżdżą w wysokim bucie, w zwykłych spodenkach do kolan, w których da się wyjść na miasto i z plecakiem. I tak od 3 lat... da sie!
Co do wody to rzeczywiście nie przypominam sobie punktów - trochę słabo. Osobiście jeżdżę zawsze z camelbackiem i mam wodę na zawołanie. Bardzo polecam takie rozwiązanie.
Brak "kroliczka" do gonienia zawsze doskwiera, niestety im mniejsze zawody tym trudniej znaleźć swojego.
A jak się kocha jeździć to nic nie powinno przeszkadzać...
Mam nadzieję że do zobaczenia na innych/kolejnych zawodach.
Puchar Kaszub - Krokowa - relacja
1) Logistyka
Dojazd na miejsce dość nietypowy, bo nie ruszałem z domu tylko kończyłem wakacje w Jastrzębiej Górze. Odległość z Jastrzębiej do Krokowej jakieś 15km. Przed spakowaniem rodzinki do auta doczytuję regulamin - zawsze lepiej podać GPSowi pełny adres. Tu pierwsza niespodzianka - jedziemy nie do Krokowej tylko Starzyna - odległość podobna tylko inna trasa, więc nie ma problemu.
Na miejsce docieramy około 12:50 (czyli z 30 minutowy zapasem do wyścigu dla dzieci, w którym miał startować Grześ), mijamy jakąś szkołę (w szkole miało być biuro), ale na placu obok praktycznie pusto. Pierwsza myśl - jedziemy dalej - pewnie mają 2 szkoły. Za chwilę zawracamy, po tym jak zobaczyłem tabliczkę końca miejscowości. A więc jednak tutaj. Szkoła otwarta - wchodzę dziwnie pusto, biuro działa.
Po odebraniu pakietów okazuję się, że start w miejscowości obok, jakiś 1km od biura. Podjeżdżamy autem, wypakowuje dzieciaki z tylnych siedzeń, rolki z trumny (boxa) na dachu. Trochę się schodzi, zostało 15 minut. Idziemy na miejsce ubieramy Grzesia i znok - agrafki zostały w aucie… Wracam po nie już sam. Jak przychodzę Pan Julian (organizator) mówi, że start dzieciaków będzie opóźniony o jakieś 20 minut. Po raz pierwszy jestem zadowolony z takiego obrotu spraw. Grześ miał jeszcze czas żeby zapoznać się z trasą - co o tyle ważne że były 2 pętle, więc na spokojnie mogłem mu wytłumaczyć jak ma jechać.
W między czasie pojawia się Fasol. Szybkie przywitanie i Fasol znika się rozjeździć. Ja zostaje wspierać syna.
2) Wyścig
2a) Dzieciaki do lat 12 (600m)
Start najmłodszych podzielony na dziewczynki i chłopców. Pierwsze startują dziewczynki. Trasa jak dla dzieciaków (szczególnie tych młodszych) raczej trudna - razem trzy nawroty. Drugi nawrót lekko z górki. Kilka dziewczynek zalicza upadek, dwa wyglądają nieciekawie. Grzesio chyba się przestraszył bo “on by wolał tylko jedno kółko”. Na szczęście mam czas, żeby wytłumaczyć, że nie musi przecież jechać tak szybko na tym drugim nawrocie. Wydaje się być nieprzekonany, więc mówię, że jak nie chce to nie musi startować i nic się nie stanie. Działa motywująco - chce jechać, tylko nie chce być ostatni. Tu brakuje mi argumentów - przecież nie mogę mu tego zagwarantować, a chłopaki czekający na start wydają się być starsi. Oprócz nich na linii startu ustawia się jeszcze jeden bajtel na oko młodszy od Grzesia. Po 100 metrach wiem, że syn ostatni nie będzie (taka ulga rodzica 😉 )... Grzesio przyjeżdża drugi od końca z czasem 3 min 31 sekund. Dziwnie przejęty jak na niego - chyba rzeczywiście bał się upadku.
2b) Półmaraton
Start główny opóźniony o jakieś 30 minut. Czekaliśmy na spóźnialskich, którzy utknęli w korkach (zawalone trasy nad morzem) - jak dla mnie bardzo miły gest ze strony organizatora.
Na starcie około 50 ludzi. Oprócz nowopoznanego Fasola nie znam praktycznie nikogo, jedynie kilku “seniorów” w twarzy. Chwile rozmawiam z Fasolem, chwilę z Panem Andrzejem (M70+ - nie żebym wypominam, raczej podziwiam :D).
Ruszamy małym zjazdem zaraz potem rozpoczyna się długi (ok 2,5km) podjazd. Przewyższenie jakieś 49m, 3 metry więcej niż w Modzurowie, choć górka mniej stroma i bardziej rozciągnięta. Oczywiście zabrakło mi czasu, żeby wybadać trasę, więc do końca pierwszej pętli nie wiedziałem na co się porwałem. Po 3km, na pierwszym zjeździe łapie mnie kolka - dodam, że pierwszy raz w życiu na rolkach! Dziwne uczucie. Po pierwszym okrążeniu pojawia się myśl, że jeszcze 3… Nie jest ona budująca. Kontrola czasu: ponad 16 minut. Czyli szans na złamania 1h o którym pisał Fasol nie ma.
Całość trasy jadę sam czasem na zjeździe lub podjeździe wymijam się z Panem Andrzejem, albo z Panem Arkadiuszem z Giżyckiego Klubu Sportowego. Mijanki z Fasolem z naprzeciwka pozwalają na sekundowe wzajemne motywacje, choć każda wydarza się coraz bliżej środka trasy - a więc ewidentnie tracę odległość. Doping Majki z miniaturowej wu-wu-zeli w okolicach drugiego nawrotu także dodaje sił, a tych z każdym okrążeniem mniej.
Początek 4 podjazdu to jakaś masakra. Wyprzedzaj mnie Pan Andzej i Pan Arek. Okazuje się, że pokonanie ostatniego podjazdu działa bardzo motywująco. Na ostatnich 3km udaje mi się przyśpieszyć odrobić dopiero co straconą “pozycję”.
Na metę wpadam z czasem 1h 9 min 36 sek. Ostatni (12) w kategorii M30-39. 36 w kategorii open. Arbuzowy poczęstunek rzędzi.
Po wyścigu, mając na uwadze ile czasu zajmie nam droga powrotna decydujemy się odpuścić cześć koronacyjną. Darmowy bigos przegrał z pobliską restauracją znajdującą się w Pałacu w Kłaninie. Sam pałac bardzo ładny - kolejna perełka, do której nigdy bym nie trafił gdyby nie zawody...
3) Wnioski
a) Nie można bagatelizować żadnych startów. Do Krokowej jechałem z nastawieniem, że skoro przejechałem Modzurów to przejadę wszystko: przecież nie może być ciężej... B-Y-Ł-O! Górka mimo, że mniej stroma niż w Modzurowie to minimalnie wyższa i podjazdy były aż 4 (w Modzurowie tylko 2). Stąd na chwilę obecną wydaje mi się, że to najtrudniejszy półmaraton w którym brałem udział.
b) Nie da się efektywnie przejechać półmaratonu (zwłaszcza tak ciężkiego), gdy ostatni tydzień przeleżało się na plaży, wciągając pizzę na kocu i sącząc browary wieczorami. Po tygodniu w którym jedyna aktywność fizyczna to sprowadzenie/wciąganie wózka po wysokim klifie i przepychanie tegoż wózka przez parędziesiąt metrów piasku.
c) To były chyba najbardziej zdecentralizowane zawody na świecie. Biuro w jednej miejscowości, wyścig na drodze łączącej dwie kolejne. Zakończenie w jeszcze innym miejscu. Na początku wydawało się to mega dziwne - teraz na spokojnie i po przemyśleniach uważam, że miało to swój urok
d) Bardzo podoba mi się podejście organizatorów do startujących (opóźnienie bo uczestnicy stoją w korkach) - wyścig był mały, wręcz kameralny (44 startujących), więc można było sobie na to pozwolić i było to według mnie mega fajne.
Także podejście do wyścigów dzieci zmienione na plus (w porównaniu do zeszłorocznego Chmielna). Narracja dla dzieciaków zmieniona z “musicie być najlepsi” (Chmielno 2017) na “uważajcie tu i tam, jedźcie bezpiecznie”. Kolejny mega plus.
e) Zawody super. Jakiś czas temu obiecałem sobie, że jeden Puchar Kaszub rocznie (z racji odległości), aż nie zwiedzę wszystkich. Nie wiem czy nie zmienie podejścia na jeden PK + Krokowa (czyli 2 PK) - ewentualnie czy nie zostane przy samej Krokowej… Mam prawie rok na rozmyślania. Na pewno następnym razem chciałbym znaleźć więcej czasu na zwiedzanie Pałacyku w Kłaninie tym samym realizując jeden z celi zawodów: “Promowanie okolic nadmorskich ,terenów należących do gminy Krokowa”.
Super relacja ! 🙂
Właściwie na każdym starcie w PK panuje taka rodzinno - piknikowa atmosfera :woohoo:
Mam pytanie na temat plecaka camelbak - czy faktycznie jego czyszczenie po każdym użyciu jest dość czasochłonne - uciążliwe?
Mam pytanie na temat plecaka camelbak - czy faktycznie jego czyszczenie po każdym użyciu jest dość czasochłonne - uciążliwe?
Jakby to był kisiel, to tak. Bezdyskusyjnie. 🙂
Ja tam dawałem tylko wodę, więc no worries. Przepłukać.
A i tak go nienawidzę... Cyckanie gumki, żeby kapkę wyssać. :angry:
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Pytanie jak definiujesz "uciążliwe".
Kiedyś używałem codziennie i masakra. Z jednej strony jest tak jak pisze Tomcat - wystarczy przepłukać. Ja robiłem szybkie mycie gąbką (bez chemii bo twierdziłem, że jak wejdzie do rurki to trudno będzie się pozbyć), potem płukanie poprzez uzupełnianie do pełna i spuszczanie wody (i tak ze 3 razy...). Całość jakieś 5-7 minut.
Potem mi się znudziło i zacząłem używać tylko na zawodach.
Problem z camelem jest taki, że jeśli zostawisz zawartość i zakisisz np przez 2 dni bo zapomniałeś, to na ściankach robi się dziwna śliska powłoczka... Jednym słowem w codziennym użytkowaniu jest bardziej upierdliwy niż butelka z wodą/bidon. Dlatego zostawiłem go sobie praktycznie tylko na wyścigi...
Super relacja ! 🙂
Dzięki 🙂
Właściwie na każdym starcie w PK panuje taka rodzinno - piknikowa atmosfera :woohoo:
No właśnie z zeszłorocznego Chmielna nie bardzo pamiętałem tą atmosferę - ale to chyba przez Tadzika (młodszego syna), który mega się darł, że nie startuje (wtedy miał 2 lata i 3 albo 4 miesiące).
Teraz dało mu się wytłumaczyć... No i w zeszłym roku tak jak teraz wisiało nad nami widmo powrotu do Wa-wy zaraz po zakończeniu wyścigu. Z doświadczenia wiem, że to mega zabija atmosferę. Perspektywa kolejnych 5-7h za kółkiem naciska non stop na "jedźmy jak najszybciej"...
Podobala mi sie relacja 🙂
A co do górek to wpadaj na Przehybe... wtedy zadna na zawodach nie bedzie straszna 😉
Tak jak piszą, jak używasz wody to spoko, jak czegoś innego to trzeba się bawić w czyszczenie. Używanie camelbag na rolkach jest jednak bardzo wygodne - polecam więc spróbować czy będzie Tobie odpowiadało 😛
- mój camelbag od kilku lat leży w piwnicy 😀 , wolę zajechać do żabki i jeździć na rolach bez obciążenia 😀
wolę zajechać do żabki i jeździć na rolach bez obciążenia 😀
No dokładnie. Może jakby tak na Stelvio to tak 🙂
Ostatnio przy upałach nawet jeżdżę z butelką w ręce, jak mi kilka razy wypadła z kieszeni na plecach.
Nawet się przydaje to stabilizacji górnej części ciała przy slalomie dwunożnym - tą samą metodą stabilizuje się górę na nartach, tylko tam używa się kijka 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Co za dzień. Dawno nie miałem takiej drogi do pracy na rolkach.
Najpierw samobójca (chyba) na Puławskiej. Strażacy zagrodzili chodnik i 2 z 3 pasów ruchu w stonę centrum. Nadmuchali swoją wielką poduszkę - efekt był taki, że dołączyłem się do jedynego działającego pasa i śmigałem między samochodami.
Potem Rondo Jazdy Polskiej - gdzie mijam zakrawioną laskę, rowerzyste i rolkarza. Nie podjeżdzałem, bo sytuacja wyglądała już na opanowaną - zastanawiałem się tylko czy rolkarz maczał w zdarzeniu swoje palce. Na szczęście wychodzi, że jednak nie - zdeżyli się 2 rowerzyści. Laska w szpitalu. Rolkarz z plecakiem załapał się nawet na zdjęciu:
https://tvnwarszawa.tvn24.pl/ulice,news,zderzenie-rowerow-przy-rondzie-jazdy-polskiej,267539.html#!prettyPhoto
Na samym końcu na Marszałkowskiej dziadek (pieszy) wyskoczył mi na ścieżkę rowerową. Ledwo wyhamowałem, aż w krzyżu chrupło. A w zasadzie to nie wyhamowałem, bo dziadak słysząc tarcie kółek o kostkę bauma odskoczył do tyłu i miałem miejsce żeby przelecieć przed nim...
A Ola rano pytała "czemu Ty właściwie nie jeździsz już z kamerką?"...
Sytuacja z rowerzystami uświadomiła mi, że może warto jeździć z apteczką. W rolko-torbie dużo miejsca nie zajmie, a może kiedyś się przyda... Chociaż wolałbym nie. Tak czy siak, trzeba będzie kupić 2 - jedną na rolki, drugą do auta (bo ta co jest pewnie ma wszystko przeterminowane).
Chciałem zapisać się na Bieg Niepodległości w Warszawie - a tam info że zapisy od początku października. Z takim podejściem to ja 4 razy plany zmienie :/ zwłaszcza, że nigdy w życiu nie przebiegłem jeszcze 10km.
Z inności od poniedziałku udało mi się codziennie wejść na ergowiosło. Za każdym razem 1000 wyciągnięć. Jak się ćwiczy codziennie to fajnie widać progress. 1000 w poniedziełek zajeło 52minuty, dzisiaj już tylko 47,5 😀
Dzisiaj dobiłem się jeszcze 2km biegiem na bieżni. Do tego codziennie około 27km rolek (tam i nazad z pracy). Wyjątkowo wczoraj rolki tylko w jedną stronę, bo powrotne odpadły ze względu na turniej DARTa w pracy, na którym zająłem 3 miejsce :D.
Justro słodkie lenistwo, a w niedzielę zaplanowany maraton na rolkach. Chyba mentalnie odkuwam sobie tydzień nic nie robienia na wakacjach...
Chyba mentalnie odkuwam sobie tydzień nic nie robienia na wakacjach...
Nie da się ćwiczyć "na zapas". Niestety... 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Qbajak. Jakie obciążenie na tym wiosle? Masz regulacje itp? Może jutro postaram się powioslowac. Nie lubię dźwigać ciężarów. Zawsze jestem tylko na maszynach aerobowych i cardio :laugh:
Jednak wioselka bardzo lubię:)
4 albo 5 w skali 8 stopniowej. Jak nie ćwiczyłem codziennie to machałem na piątce. W tym tygodniu ćwiczyłem z 4, bo wiedziałem, że plan jest na każdy dzień.
Ogólnie u mnie na wiośle nogi i plecy ok. Jak coś ma wysiadać do właśnie ręce. Plecy czasem się odzywają na ostatnich 150 wyciągnięciach... Ale to nie jest ból - raczej świadomość poszczególnych mięśni.
Lotnik, kółka doszły. Wszystko ok :D. Polecam tego allegrowicza ;).
Szybki test suwmiarka pokazuje 109,4mm więc jest lepiej niż się spodziewałem. Profile na żywo rzeczywiście lepiej wyglądają niż na zdjęciach (ach ta ekspozycja światła ;)).
Jestem zadowolony :D. Jutro z rana test w boju - o ile moje tulejki dadzą radę - ale to sprawdzę jak mi dzieciaki pójdą spać.
Obiecywałem minimum 109.0 i profile jak najbardziej do uratowania. Barachła bym Koledze nie wcisnął, w sumie nikomu. Niech służą i cieszą. 🙂
29.07.2018 - Maraton Gassy - Puchar Mazowsza 1/4 - relacja
1) Wstęp
Puchar Mazowsza - jakkolwiek by to nie brzmiało, trzeba pamiętać, że jest to seria zawodów dla zabawy. W zeszłym roku (chyba) wystartowała jako wewnętrzny ranking ludzi z Legia Warszawa Masters, którzy wspólnie trenując postanowili dorobić do tego pucharową zabawę.
W tym roku “Puchar Mazowsza” przerodził się w wydarzenie otwarte i zabawę dla wszystkich (Piotr jeśli to czytasz to jeszcze raz dzięki za informacje i zaproszenie).
Wyścigi Pucharowe odbywają się na trasach z otwartym ruchem, bez dedykowanego wsparcia medycznego i chipowego pomiaru czasu, jak również bez oznaczenia trasy. Ot, grupa ludzi spotyka się o określonej porze i zaczynają wyścig. Trzeba o tym pamiętać wybierając się na takie wydarzenie. Trasa jest wcześniej znana, jeśli się nią nigdy nią jechało trzeba wspierać się endomondo, kimś kto ją zna, bądź uczyć się skrzyżowań wraz z google street maps. Taki mamy klimat ;).
Ten wstęp jest po to, żeby, nikt nie poczuł się rozczarowany formą zawodów i wszystkiemu co im towarzyszy.
Maraton Gassy to 4 pętle po 11 km.
2) Logistyka
Z domu do wyznaczonego miejsca zbiórki mam niecałe 30 minut samochodem. Jadę sam (bez rodziny), z informacją, że wracam na obiad ;). Nie znam miejsca zbiórki, jedyne co wiem, że to Ciszyca. Krzyżujące się ulice nie mają nazwy - znam tylko nr drogi wojewódzkiej, przy której wyznaczana jest zbiórka i współrzędne punktu. Na szczęście GPS łyka długość i szerokość geograficzną i bez problemu prowadzi mnie na miejsce.
Przyjeżdżam ok 8:10, 50 minut przed startem. Jest więc czas na rozłożenie krzesełka biwakowego i czas na drugie śniadanie. Kończe kawą z termosu, którą przezornie ze sobą zabrałem. Człowiek poci się od samego siedzenia, a trzeba się jeszcze rozgrzać.
Na miejsce po mału zjeżdżają się ludzie. Część znam, część znam z widzenia innych dopiero poznaję. Wybija 9:00. Jest nas 14 :). W ostatnich minutach zakładam na plecak odblaskową kamizelkę z auta - a co lepiej być widocznym!
Pamiątkowe zdjęcie, rozgrzewkowa rundka “do mostka” i ustawiamy się na linii startu. Nadjeżdża samochód i start trzeba opóźnić o parę sekund. Linia startu/mety wyrysowana kredą chwilę wcześniej przez Marcina J., który w tym wyścigu robi za sędziego - ma to swój jedyny i niepowtarzalny urok.
3) Wyścig
Start i już pierwsze metry pokazują gdzie jest “siła” wyścigu. Nawet nie próbuję równać do czołówki. Z tyłu pozostaje nas 4 wolnych elektronów. Przez chwilę jedziemy razem, potem po około 1km dzielimy się na 2 pary. Niestety u kolegi za którym jadę po jakiś 2 km odzywa się kontuzja i schodzi z trasy.
Gdzieś na horyzoncie majaczy czołówka, od której jedna osoba wyraźnie się oddala. Mam do wyboru, jechać sam, czekać na dwójką za mną, bądź szarpnąć i spróbować dogonić tą osobę. Wybieram wariant nr 3.
Gdzieś koło 5km dopadam do Pana Jana. Okazuje się, że Pan Jan doskonale zna trasę - dla mnie super plus - nie trzeba się będzie posiłkować endomondo w trakcie jazdy. Jedziemy we dwójkę przez następne 1,5 okrążenia. W takiej jeździe od razu widać kto jest kim. Kiedy jestem na przedzie, Pan Jan od razu wyczuwa kiedy zwalniamy i mnie zmienia. Kiedy on jest na przedzie, musi dać mi znak, żebyśmy się wymienili. Jednym słowem nie nadaję się nawet na padawana ;)...
Na koniec drugiego okrążenia mój brak mocy jest chyba coraz bardziej wyczuwalny, bo Jan ucieka. Od tego czasu jadę już sam. Pod koniec trzeciego kółka, właśnie w chwili kiedy pojawia się myśl, że może tym razem nikt mnie nie zdubluje, mijają mnie dwaj pierwsi zawodnicy, parę minut później zostaję zdublowany przez ostatniego z podium.
Gdy kończę trzecie okrążenie, trójka najlepszych ma już wyścig z głowy. Mi pozostało jedynie 11 km. Podczas samotnej jazdy różne myśli świtają w głowie - łącznie z tą po co ja się tak męczę w 30 stopniowym upale. Na szczęście w moim przypadku kółko to niecałe 30 minut - a więc czas, w którym nie da się dojść do żadnych sensownych wniosków 😉
Wpadam na metę uśmiechnięty, z czasem 1:56:47. Ostatni w kategorii M - to już drugi wyścig na takim miejscu, może powinno mi to dać coś do zrozumienia.... Wróć.. Jeszcze raz… Wpadam na metę uśmiechnięty, z czasem 1:56:47. Przyjeżdżam jako 8. Jeszcze nigdy, w żadnym wyścigu, nie byłem w pierwszej dziesiątce. [taka narracja zdecydowanie lepsza ;)]. Z 14 osób startujących tylko 9 ukończyło bieg - brawo my! Reszta odpuściła ze względu na kontuzje, pogodę lub po prostu od razu założyła, że przejadą krótszy dystans.
4) Wnioski
- Trasa super. Asfalt w większości gładki lub bardzo gładki. W nielicznych miejscach dziury. Wyścig mimo że w otwartym ruchu to liczba samochodów znikoma. Przez cały wyścig wyprzedziło mnie 5 może 6 aut. Jadących z naprzeciwka było trochę więcej. Sporo rowerzystów i kilku biegaczy. Naprawdę fajna miejscówka.
- Jak ktoś chce zrobić na wyścig swój izotonik i znajduje przepis w internecie to wsypcie 1/3 soli z przepisu. Zgodnie z oryginalnymi proporcjami nie da się tego pić. Dobrze, że miałem miejsce w bukłaku i miałem czym rozcieńczać - choć dalej było za słone
- Chyba w przypadku maratonów muszę zacząć myśleć o czymś do jedzenia. Przychodzi taki moment, że po prostu odcina siłę. Z jednej strony wszyscy stosują żele, z drugiej nie wiem czy chce mi się rozpoczynać z nimi przygodę. Więc może banany i coś jeszcze (tylko co?) - chociaż znając mnie skończy się na samych bananach…
Obiecywałem minimum 109.0 i profile jak najbardziej do uratowania. Barachła bym Koledze nie wcisnął, w sumie nikomu. Niech służą i cieszą. 🙂
Kółka siedzą na rolkach. Tulejki dały radę więc jest git. Jutro pierwsze wrażenia...
W sumie to teraz przydałyby mi się białe slidery i białe sznurówki. No jak to tak na czerwono przy białych kółkach ;).
Z jednej strony wszyscy stosują żele, z drugiej nie wiem czy chce mi się rozpoczynać z nimi przygodę. Więc może banany i coś jeszcze (tylko co?) - chociaż znając mnie skończy się na samych bananach…
Nie wszyscy stosuja zele 😉 Potem napisze cos wiecej 🙂
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: beab82112932398 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte