Maratony, wyścigi, kilometry w mieście…
Ha, nie wiem gdzie opisać więc natchnienie po przeczytnej recenzji kieruja mnie tutaj
Ja po poprzednim póldeszczowym maratonie jako debiutant na tym dystansie tym razem startowałem z dużym jak na mnie bagażem doświadczeń. Cały Puchar Kaszub i Łodź to niezłe doświadczenie, z ktorego wiem, że bardzo ważny jest start, ktory zawsze psułem bo za kazdym razem musialem gonić jakiś dobry pociąg.
Ten sezon mam dziwny, z uwagi na rozwalone kolano na rolkach jeżdzę właściwie tylko zawody ale dużo cisne na rowerze. Marcin Duda mowił, ze to ok ale trening rowerowy powoduje pogorszenie techniki. Ja jej nie mam więc mi nie szkodzi 🙂 i efektem są lepsze niż w poprzednim sezonie wyniki w Pucharze Kaszub. Nadzieje więc przed startem są. Z uwagi na skurcze w Łodzi 125 mm zostaje w szafie i jadę na 110 oczywiście G13.
Na parkingu meldujemy się po 12tej oczywiście przypadkowo parkując obok Fasola z Mają. Idziemy ich szukać ale w droge wszedł nam jakiś chudy blondyn w stroju Powerslide, żeby nie było Mu smutno zrobiliśmy z Nim fotkę. Chyba przyniosło Mu to szczęście bo później wygrał ten Maraton 🙂 Następnie już wymianialiśmy uwagi tylko z prawdziwymi zawodowcami : Majka, Fasol, Qba i ktoś jeszcze. Po starcie Fitnessów poszliśmy się szykować. Standardowo szama , picie, strój i na rozgrzewkę.
Pamietam o starcie więc ustawiamy się w dobrym miejscu, ja jeszcze kątem oka widzę Antoniego Wróbla za którym jechałem ostatni Puchar Kaszub i kiełkuje myśl, ktorą oczywiście studzi sam start. Faktycznie nie zarejestrowałem wystrzału, wszyscy jadą to ja też, skręt w prawo, potem nawotka w lewo, ocena sytuacji i jestem w czarnej..... Wszyscy sa daleko z przodu, w okolicy żadnego pociągu. Z uwagi na wzrost majaczy mi daleko z przodu sylwetka Kuby więc cisnę na tętnie prawie 190. Z duzym wysiłkiem po pierwszej nawrotce doganiam pociąg, ale maxyma, że pociąg który dogoniłeś jest dla ciebie za wolny bierze w łeb. Ledwo mogę sie utrzymać z tyłu pociągu, po nawrotkach czy na malutkich podjazdach odpadam i nadganiam. I tak gdzieś przez półtorej okrążenia. Potem przychodzi kryzys, pociąg wraz z Kubą odjeżdza a ja słabnę. Jadę noga za nogą, brakuje dynamiki, plecy bolą, serce wali 185 i nie chce zwolnić. Mijają mnie dwie dziewczyny z Legii a za nimi "nasza" Agnieszka Kościowska. Staram się podczepić, na jakieś 2 km daje radę poźniej znów zostaję. Jadę swoim tempem i jakby moce wracają. Plecy nie bolą, nogi chcą jechać,serce bije wolnej. Myślę dojadę do mety na pewno, pal licho wynik, biorę wodę od Wolonariusza i slyszę charakterystyczny szum łożysk. Na ok 25 km jak dar losu pojawił sie pociąg pod który sie podczepiłem. O dziwo siły wróciły a jazda w pociagu i utrzymanie się w nim pomimo sporych interwałów nie stanowiła zadnego problemu. Po ostatniej nawrotce nawet chciałem wyrwać do przodu ale odjechałem prowadzącym i poinstruowany "że to nie ładnie tak" wróciłem do szyku. Na zegarek nawet nie patrzyłem ( mam tak ustawiony, ze jest wielkie tętno a czas i odleglość malutkie ) więc na finiszu jechałem spokojnie. Po zatrzymaniu patrzę a tu 1:33 więc zyciowka jest!!!
Podsumowująć wynik bardzo dobry ale odczucia z wyścigu takie sobie. Cieszy przełamany kryzys ale nurtuje jego przyczyna. Może za duzo sił poszło w pogoń na początku, może za późno zjdłem, może to , może tamto.... Nie ważne , nowe doświadczenia mają procentować na przyszły sezon. Naprawa kolana i na stałe przesiadka na 125 takie pierwsze załozenia.
Podziękowania za wspólna jazdę i wielkie gratulacje dla wszystkich którzy w tym wydarzeniu brali udział. Do zobaczenia w przyszłym sezonie.
Gratulacje i Kuba (choć nie wiem czy za pstrokaciznę focha nie strzelić), i Joca666.
Jak się Was czyta to z jednej strony trudno mi uwierzyć, że taka ja też tam była a z drugiej strony nie tylko ja momentami byłam zmęczona 😉 .
Sprawdziłem po numerach po pierwsze Twoja pamięć jest na prawdę niezła, ja swojego numeru bym nie poznał w trakcie jazdy. Po drugie z tego pociągu trzy osoby pojechały 1:29 reszta widać odpadła bo czasy w naszym przedziale. Trzeba trenować to 1:30 złamiemy !!!
Jezdzisz interwaly?
Nie. I niestety raczej nie planuję. Czemu? Bo jeżdżę praktycznie tylko po mieście jako zamiennik komunikacji miejskiej oraz na zawodach. W moim harmonogramie tygodnia nie ma czasu na prawdziwy trening poza domem.
A dla interwałów musiałbym już mieć miejscówkę i skupienie tylko na treningu. Ale właśnie dlatego jest plan na wrzesień/październik wrócić i spróbować jeszcze raz z burpee. Krokodylki sponiewierają mnie jak mokrą szmatę, więc i interwały z nimi będzie można porobić... Przynajmniej taki jest plan jesienno zimowy, a jak wyjdzie... :whistle:
Mozna. Czasem nawet trzeba 🙂 Ja mialem w planie zlamac 1:30 solo, zrobic blonia ponizej 7 minut, nie zlamalem. I tak juz najpewniej zostanie. Ok.
Tylko to była inaczej postawiona obietnica. Bo mówiła "jak (jeśli) złamię 1:30, to jadę do Berlina". Czyli w teorii bez ciśnienia na wynik, ale odkąd sobie zdałem sprawę, że niekoniecznie mnie tam ciągnie, to w sobotę pojawiło się pytanie, czy jednak to "jeśli" mnie jednak nie ogranicza...
Czemu mnie nie ciągnie? Bo w PL nie byłem jeszcze na masie zawodów. I wolę najpierw zaliczyć je. Bo jak nie będziemy jeździć u siebie to będę padać i znowu nie będzie gdzie jeździć. Taki lokalny patriotyzm.
Kiedyś obiecałem sobie też, że przynajmniej jedne nowe rolkowe zawody w roku. Na razie od lat się udaje :D.
Zapomnij o berlinie i pojedz katowice i sprawdz 🙂
Walić Kato, Zamość ważniejszy 😀
Sprawdziłem po numerach po pierwsze Twoja pamięć jest na prawdę niezła, ja swojego numeru bym nie poznał w trakcie jazdy.
Dzięki. Kwestia numerów na plecach. Nasza najmocniejsza lokomotywa numeru nie miała więc nawet nie wiem kto to był. Sam swój nr zwinąłem z pleców na 2 okrążeniu - bo mi zaczął furkotać.
A pamięć - kwestia skupienia się na czym innym niż na jeździe i bólu mięśni. Liczenie i dodawanie w pamięci ponoć więcej cukrów zużywa ;). Poza tym na sprawdziłem jeszcze raz listę którą wypisałem i 60 to ja :silly:
Potwierdzam 60 to Ty 😉
Co do interwałów to na rowerze pomagają segmenty Stravy. Jak już wiesz gdzie są to odruchowo odpalasz pełną moc. Jak jezdzisz codziennie ta samą trasą to znajdź sobie na niej ze dwa bezpieczne odcinki i próbuj mierzyć na nich czas, a potem próbuj go poprawiać. I tak codziennie masz interwały . Mało profesjonalne a zawsze to coś.
Trening interwalowy moze trwac 15-20 min. Juz tyle bardzo duzo da, serio.
Burpee? Podniosa wydolnosc, jednak jak miesnie rolkowe nie beda przystosowane do interwalowego wysilku to efekt burpee bedzie czesciowy. Sprawdzalem w praktyce - od 2 lat robie regularnie burpee i zanotowalem naprawde spory wzrost formy, jednoczensie przestajac trenowac rolki i jaki wniosek? Bedac na zawodach czulem ze wydolnosc moze i mam, zadyszek brak, tetno ok tylko ze mecza mi sie miesnie typowo "rolkarskie". Wiec uwazam ze bp pomoga, tylko jednoczesnie trzeba trenowac rolki 😉
Chcesz jezdzic szybko - trenuj szybko 🙂 Szybko dla mnie to jest wszystko <1:35.
"jak (jeśli) złamię 1:30, to jadę do Berlina".
No tak tylko sam piszesz ze NIE CHCESZ jechac do Berlina. Wiec masz konflikt - poprawiajac czas przyblizasz sie do czegos czego nie chcesz zrobic 😉
Ja prosto po Sierpniowym poleciałem na urlop więc moja relacja trochę się oddali 🙂
Co do kuriozalnego startu, braku startera, odliczania... to można do tego dodać, że większość czołówki stało praktycznie metr przed linią startu :woohoo: Widać to na zdjęciach... WTF ?!
Gazowana woda to faktycznie totalna porażka... Na szczęście miałem dużą swoją na plecach 😉
2% w 5 strefie ? ... ja 90% jechałem w 5 strefie powyżej 90% HRmax 😉 Albo masz inne strefy niż ja, albo masz źle ustawiony pomiar albo za bardzo się oszczędzałeś :whistle: :laugh: 😉 To zawody, tu prujesz ile fabryka dała B)
Też miałem dużo myśli co by poprawić... i wniosek jest tylko 1 - za wszelką cenę w pociągach. Kilka razy popełniłem błąd i zamiast wypruć flaki i dojechać to odpuściłem na chwilę zwolniłem żeby odpocząć... ŹLEEEE !! Zaciskamy zęby, doganiamy i odpoczywamy na ostatnim wagoniku. Każdy samotny kilometr to 1 minuta w plecy, albo i więcej.
Gratuluje wyniku 🙂
Czyli 15 min na wiosenkach to dobry interwał rolkarzy? 🙂
Gratuluję chłopaki i dziewczyny wyników i udziału w Gdańsku. Piękne czasy. Dla mnie nieosiągalne 🙂 to chyna trzeba mieć średnią 2:5min na 1km, żeby się udało. Jak mi się uda mieć 2:45 to już będzie wielki sukces. A realnie patrząc to 2:50
Juz ok 20 min treningu interwalowego daje super efekty, zreszta jaksie patrzy na rozne rozpisane cykle to wlasnie tyle to jest (plus rozgrzewka itp). Wiecej intensysnego wysilku i sie wiekszosc osob (praca, brak czasu ne regeneracje itp) sie zajedzie.
Dokladac, malymi kroczkami 🙂 W materii jazdy dla przyjemnosci, poprawinia swoich czasow - robiac niewiele, ale regularnie, mozna wiele zrobic 🙂
Tak sie bawilem kilka lat temu kiedy wiedzy bylo jeszcze bardzo niewiele, a ta co byla to byla zastrzezona dla wybranych. 2 minuty na 80%, 3 min odpoczynku. Tak 2-3 razy. i tyle. Blonia na maksa, czyli 3,5 km na 80-90%. Bardoz pomoglo i mimo ze w 2015 niewiele trnowalem przed sezonem, to byl to moj zdecydowanie najlepszy. Nigdy potem nie zblizylem sie do tamtych czasow.
2% w 5 strefie ? ... ja 90% jechałem w 5 strefie powyżej 90% HRmax 😉 Albo masz inne strefy niż ja, albo masz źle ustawiony pomiar albo za bardzo się oszczędzałeś :whistle: :laugh: 😉 To zawody, tu prujesz ile fabryka dała B)
72% 😀 - Szyszkownikowi 7 w cytowniu ucieło... Jednym słowem - pociąg strefa piąta. Brak pociągu wakacje i strefa 4 ;). Bez pociągu to nie ta motywacja :P.
Pękło. Jakieś pomysły na domowe sposoby naprawy? Czy się nie wygłupiać i szukać kogoś kto się tym zajmuje. Na razie uszczerbek mały, ale wolałbym, żeby pęknięcie nie poszło dalej.
Miało nie być relacji - przynajmniej tak zarzekałem się gdy gadałem z Joca666. Moja argumentacja była następująca - nie biorę do Zamościa kompa, a ciężko pisać z tabletu / komórki.
Na szczęście genialna myśl z wieczora po pierwszym etapie, uratowała wspomnienia... 😉
Nie trzeba komputera, żeby napisać relacje. Przecież wystarczy kartka i długopis. Myśl tak prosta, że aż się przestraszyłem, że nie wpałem na nią od razu. (Swoją drogą pytanie do czego ten świat zmierza, że myśląc o pisaniu człowiek myśli o klawiaturze... :/ )
Etap 1 - Zamość -> Zwierzyniec - 2019.08.28 - 32,8 km
Przesypiam start. Zagadałem się z Konradem Tataratą i kimś jeszcze a tu nagle 7…, 6... , 5... Moja jedyna wyartykułowana myśl “to już?” Tracę pierwsze chwile na uruchomienie 3 trackerów. Pierwsze metry i tak są po kostce fazowanej/cegłach - nie ma co gnać na złamanie karku.
Wpadamy na ulicę Akademicką i się zaczyna. Mijam Janka Kopyta i Krzyśka Lizuta. Przede mną Wiola ze StarBlade oraz Grzegorz i Krystian z Skate2City. Robimy 4 osobowy mini pociąg. Już po 1km wiem, że jadę o 2 klasy wyżej niż wykupiony bilet ;). Ale powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. Jedziemy szybko, dla mnie o wiele za szybko. Na 3km zaczynają mi drętwieć ręce - bardzo wyraźny sygnał od organizmu mówiący “chłopie, robisz coś nie tak”.
Jadę jednak dalej, a w zasadzie to próbuję nadążyć. Przez chwilę jest nawet ok. W “zasięgu ręki” pojawia się inny pociąg w składzie Wiesław Mazurek, Magda Czusz, dziewczyna z Tomaszowa. Grzesiek ze Skate2City krzyczy “mamy ich”, a ja w tej samej chwili wiem, że już nie dam rady. Wysiadam ze składu na 5km.
Zaczyna się dla mnie samotna walka, która trwa do 15km. Trasa w stosunku do zeszłego roku trochę zmieniona. Wszystko w otwartym ruchu samochodowym, z tym że w 2018 w pewnym momencie skręcaliśmy na wioski, teraz zostaliśmy na krajowej 74. I tak aż do Szczebrzeszyna.
Na 15km doganiają mnie Janek, Krzysiek oraz Pani Monika (handbike), którą pamiętam z zeszłego roku. Dostaje krótką zmianę do Janka. Potem przychodzi mi ciągnięcie tego pociągu. Jako lokomotywa nie daję z siebie wszystkiego - w przypadku opadnięcia z sił, gdyby Janek i Krzysiek mi uciekli, nie miałbym już pod kogo się podczepić.
Na 20-21km doganiamy Wiolę. Najpierw majaczy jako odległy punkt, potem orientuje się, że jedziemy i wpada do naszego pociągu. Dla mnie o tyle dobrze, że pojawiała się osoba, która bez problemu daje zmiany. Na tych ostatnich 12km dwa razy prowadzi Wiola, dwa razy ja. Wiola wskakuje na przód 3-4km przed finiszem. Dla mnie git bo na metę nie będę wpadał na mega zmęczeniu.
A finisz bardzo ciekawy. Na 2km przed metą tracimy ostatni wagon i ciągniemy w 3 osoby. Wpadamy na rondo i w teorii zostaje ostatnia prosta, w teorii bo w tym roku wyszło, że w połowie dobudowano jeszcze jedno rondo. Jadę koło Wioli, chciałbym napisać, że jadę na maksa, ale zamiast na wyprzedzeniu, skupiam się na tym, żeby nie dać się wyprzedzić temu za mną (już nie pamiętam czy to był Janek, czy Krzysiek). Drugie rondo i wiem, że nie dam się ograć, odpuszczam i daję się wyprzedzić Wiolce. Wpadam na metę jedną sekundę po niej, z czasem 01:18:28.
Etap 2 - Zamość (Hubale) -> Krasnobród - 2019.08.29 - 31,1km
Podobnie jak w przypadku pierwszego etapu trasa nieco zmieniona. Tym razem minimalnie i tylko początek - dołożone 2km, które były zabrane z etapu poprzedniego. Dzięki temu zamiast jak w zeszłym roku jechać 29km musieliśmy pokonać, aż 31km.
Organizatorzy wywożą nas na środek pola. Tu pierwsza zauważalna zmiana: rok temu startowaliśmy ze środka lasu. Spowodowała to małe zdziwienie tych, którzy w leśnych krzakach mieli zaplanowaną przedstartową “jedyneczkę”, ale chyba każdy dał radę ;).
Start bez niespodzianek, tym razem wszyscy przygotowani. Łapię się do głównego pociągu. Jest nas 10. Jadę jako ostatni, przede mną Wiola. Z przodu tasuje się czołówka: Sebastian Mazurek, Konrad Tatarata, Magdalena Czusz. Jednym słowem wszyscy i JA JESTEM W TYM POCIĄGU. Brawo ja :D.
Brawa kończą się po 1,5km kiedy to kończą się rezewy enerii i nie mam już siły trzymać się tego składu. Jakby nie było przez ponad 3 minut utrzymałem się za czołówką i to nie tylko tą zamojską ale i polską 😀 - dlatego dalej uważam, że brawo ja ;).
Od chwili odpadnięcia zaczyna się dla mnie ponad 40 minutowa samotna walka z trasą. Na 18km doganiają mnie Janek z Krzyśkiem oraz Pani Monika na handbike’u. Tym razem pełna współpraca, zmieniamy się co 1km. Podkręcone na maksymalną głośność Endomondo Krzyśka pilnuje zmian. Jazda bardzo płynna, jedziemy tak w zasadzie do końca bo do 29km, kiedy to zaczyna się ostatnia Krasnobrodzka górka. Z tą walczy już każdy sam.
U podnóża wypadło, że byłem na końcu składu, więc atak zacząłem od wyprzedzenia Krzyśka i Janka. Na górę docieram jako pierwszy, potem zjazd. Tę chwilę pot wybrał, żeby wypłynąc strumieniem spodk kasku i całkowicie zalać mi lewe oko, dlatego zmuszony byłem finiszować na jednym ;).
Miał być pełen sukces. Niestety Janek cichy jak ninja wyprzedza mnie na 20 metrów przed linią mety. Gdyby chociaż stęknął, albo odłożył rolkę nieco głośniej walczyłbym ostrzej, a tak myślałem, że złapałem dystans dający mi zwycięstwo w walce naszej trójki. Janek wpada na metę sekundę przede mną. Brawo Janek, brawo ja.
Czas odcinka 01:20:00.
Etap 3 - Zamość -> Skierbieszów - 2019.08.30 - 21,1km
Startujemy 10 minut szybciej, niż zakładał harmonogram. Trochę słabo, bo nie wszyscy zdążyli się ogarnąć. Dołączam do głównej grupy (Grzesiek i Krystian ze Skate2City, dziewczyna z Tomaszowa, Wiesław oraz Wiola). Konrad, Sebastian oraz chłopak z Tomaszowa zaliczają ostry atak od początku, zaczęli uciekać już na pierwszych metrach i tyle ich było widać.
Po 1-1,5km dogania nas spóźniona na start Magda. Jedziemy dość szybko, tzn grupa jedzie a my z Wiolką wozimy się na dwóch ostatnich miejscach pociągu. Przy każdej zmianie Wiola wpuszcza schodzącą lokomotywę przed siebie. Co daje komfort psychiczny taki, że nikt nie zgubi grupy, kiedy mi braknie siły.
A tu brakło sił rekordowo daleko, bo aż po 6,7km jazdy. Czyli jedna trzecia dystansu wypracowanego “wspólnie”. Jest moc!
Trasa bardzo trudna. Praktycznie same podjazdy i zjazdy. Zero płaskiego. Zjazdy raczej ze słabym asfaltem, trzeba uważać, żeby się nie wywalić (zwłaszcza, że mamy otwarty ruch samochodowy). Pierwsze 10km to tylko wspinanie się w górę :(.
Po odpadnięciu og grupy mijam się i wzajemnie motywuję z wózkarzami. Oni mnie wyprzedają z góry, ja ich na podjazdach. Najgorsze, że z zeszłego roku zapamiętałem tylko jeden podjazd. Moje zdziwienie było mega, jak po pierwszym zjeździe znowu zobaczyłem przed sobą górę do pokonania. Ponadto słaby asfalt prawie wyhamował mnie do zera. Nie jest fajnie “startować” pod górę.
Od 7km do końca to była samotna walka. Pierwszy etap, w który mnie dałem się dogonić Jankowi i Krzyśkowi.
Przyjeżdżam z czasem 00:54:37 - 4 sekundy szybciej niż w zeszłym roku. Wypracowane 6 minut przewagi nad Jankiem i Krzyśkiem w klasyfikacji generalnej, daje w zasadzie ulgę na ostatni etap.
Etap 4 - Zamość - 2019.08.31 - 15km
Start przesunięty o pół godziny w stosunku do poprzednich dni. Startujemy o 11. 4 pętle po Zamościu ulicami Podgroble, Szczebrzeska, Dzieci Zamojszczyzny, Królowej Jadwigi potem Szczebrzeska, Sadowa, Piłsudskiego, Akademicka i finisz na Rynku Wielkim.
Start jak zwykle mocny, dołączam się do przerastającej mnie grupy. W teorii powinna jechać nieco wolniej (Konrad, Sebastian i chłopak z Tomaszowa odłączyli się na samym początku). Ale teoria ma niewiele wspólnego z praktyką… Standardowo nie wytrzymuję tempa, tym razem po 1,5 okrążenia (4km), jak tylko Magda Czusz wysunęła się na początek grupy. O dziwo nie ma przede mną Wioli, która zamarudziła na starcie.
Pod koniec 2 okrążenia orientuję się, że coś jest nie tak z lewym butem, patrzę w dół, a tam nie ma wiązania 45 stopni. Patrzę się na buta jak głupi przez ponad 10 sekund zanim załapuję, że puściła jedna śruba. W pełnym pędzie schylam się i odczepiam co mogę - to 10 sekund pozwoliło zadziałaś wyobraźni, pokazująć co się za mną stanie, jeśli wiązanie wejdzie między koła.
Jadę dalej. Gdzieś około 2,5 okrążenia dostrzegam samotną sylwetkę Skate2City, na dobre 300-400 metrów dostaje powera jakie nigdy po sobie bym się nie spodziewał. To nie to, że cieszyłem się że Grzesiek albo Krystian odpadli od grupy. Bardziej cieszyła mnie perspektywa wspólnej jazdy. Niestety zauważam, że zbliżam się jednak zbyt szybko - za chwilę łapie mnie myśl, “no tak, w kryterium ulicznym startuje jeszcze żona Krystiana: Beata”. Po chwili mijam ją, dopinguję, że już niedaleko.
Reszta drogi standard. Walka sam na sam z kolejnymi metrami. Nikomu nie udaje się mnie dojść. Kończe na 9 pozycji z czasem 00:35:18, prawie 3 minuty lepiej niż w zeszłym roku. Na mecie czeka na mnie rodzina. Jest cudownie…
100km XXXII Czteroetapowego Biegu Pokoju Pamięci Dzieci Zamojszczyzny kończę z czasem 04:08:22. Wracam za rok!
Jest progres są gratulki! 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Dziękuję. Jest progres jest. I to na wielu polach.
Po pierwsze w głowie. Od Wejherowa samotna jazda jest dla mnie po prostu samotną jazdą, tylko tyle i aż tyle. Fajnie się zap*** w grupie, a z drugiej strony nie ma problemu z jazdą solo. Wiadomo jest wolniejsza, ale nie na totalnego badylka jak to było wcześniej. Samemu też się da pracować na trasie 🙂
Po drugie w nogach. 15minut na 100km to jest twardy fakt, z który nie można dyskutować
Po 3 w wydolności całego organizmu. Tu były 4 dni ścigania w ekstremalnych temperaturach. Nie pamiętam, żeby tak było w 2018, ale żeby potwierdzić, max temperatury dla Zamościa dla poszczególnych etapów w 2018 i 2019.
Etap 1: (2018.08.29) 23oC vs (2019.08.28) 31oC
Etap 2: (2018.08.30) 25oC vs (2019.08.29) 32oC
Etap 3: (2018.08.31) 24oC vs (2019.08.30) 28oC
Etap 4: (2018.09.01) 26oC vs (2019.08.31) 29oC
I dopiero to prównanie pokazuje gdzie na prawdę zawędrowałem. Co tam 15minut, 15minut mniej przy średniej temperaturze o 5,5oC więcej to jest wyczyn!
Do tego pamiętam jak się czułem wtedy i jak się czułem teraz... Chyba czas powrócić do reżimu żywieniowego sprzed Wejherowa i zobaczyć jak to zaprocentuje na przyszły rok 😀
Coś w tym jest co piszesz.
U mnie ciągle jeszcze są opory przed spisaniem relacji z Kato, chyba jeszcze muszę sobie to przepracować, ale już widzę że jechałem w tych 30 stopniach solo zupełnie bezstresowo. W pewnym momencie zdublowałem kolegę, który mnie holował rok temu na Cracovii. Kiedy mnie "było ciepło", to on wyglądał jakby go z węża polewali...
No i faktycznie - jazda solo = zero stresu. Się jedzie. Swoim tempem. Na pohybel zegarowi!
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Kuba, gratulacje.
Idę szukać w necie jak trwa ten wyścig... znaczy ile Max czasu można jechać.
Kuba, gratulacje.
Idę szukać w necie jak trwa ten wyścig... znaczy ile Max czasu można jechać.
Nie ma co szukać, trzeba pytać Kuby 😀
Oficjalnie limit czasowy podany tylko dla trasy Zamość - Zwierzyniec. 4h dla 32,8km. Dla ostatnich biegaczy wiem, że trzymali kilka(naście) minut dłużej, zwłaszcza, że biegł wieloletni uczestnik Pan Edmund (w kategorii niedowidzących).
Drugi etap podobnie.
Trzeci (21km) - chyba wszyscy zamknęli się w 3h
Czwarty (15km) - tu chyba zakładają 1,5h. Ale Pan Edmund ma wpisane 1:58h więc ładnie poczekali 😀
Odnośnie rolek - to jak się umie jeździć (jakkolwiek), to praktycznie nie ma szans, żeby się w limitach nie zmieścić. Zwłaszcza, że są dobrane do biegaczy, a nie rolkarzy.
Jak ktoś się boi ruchu samochodowego, to polecam Etap 4 - ruch puszczony tylko po pasach przeciwległych - nikt nie ma nas tu szans wyprzedzić z zaskoczenia, bo po prostu na naszym pasie się nie znajdzie.
Etapy 1-3 to poza Zamościem już wolna amerykanka. Nie uwzględniłem w relacji, ale na 3 etapie na moim pasie rozkraczył się TIR. Przez chwilę miałem stracha ominąć, bo nie miałem pewności, że z naprzeciwka mi coś wyskoczy. No ale wyboru nie było 😉
Kuba, dziękuję. Przy okazji przypomniałam sobie, że rok temu też o to pytałam. Zacznę chyba notatki robić. I w takim razie 4 etap mogłabym planować. Te pod ruchem jednak dla mnie zbyt niebezpieczne.
Ciekawe to wydarzenie. Może kiedyś uda się zapisać 🙂
Wctakim upale to wielki wyczyn, brawo za wynik!
Ale między tirami to tak trochę chyba niebezpiecznie?
Muszę przejrzeć jak wygląda plan zawodów na rok 2020
Ostatni post: Jakie rolki fitness dla dorosłej osoby Najnowszy użytkownik: mannepane Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte