Kicking Asphalt 2k23
Wysłany przez: @jaca666@tomcat
Trzeba pchać do przodu wtedy wyjdzie w bok 🙂 tak nam trener powtarza 🙂
🙂
Czasami aż nie do uwierzenia jak BARDZO do przodu.
Najlepiej jest wtedy, gdy czujesz, że jeszcze trochę i zabijesz o tą nogę, bo krawędź "złapie" jak na łyżwach i zahamujesz zębami.
Ale im bardziej dokręcasz, im bardziej dociążasz tę krawędź tym większy jest napęd z samego przeniesienia ciężaru ciała. Które jednak musi być dokładnie w tempo, aby był efekt.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Jak Strava potrafi zrąbać
Do tej pory wiedziałem dwie rzeczy:
1. Prędkość chwilowa może być skopana, bo leci z GPS i w zasadzie normalne jak jest mocno off topic.
2. Prędkość na dłuższych odcinkach to odległość przez czas więc to powinno być dobre.
No i ok.
Ale wczoraj wiara moja w pkt 2 uległa zmiażdżeniu i nie mogę się podnieść...
Wg Stravy odcinek powrotny zrobiłem ze średnią 33,3 km/h. Po drodze widać, że były jakieś zaniki sygnału, a potem strava "nadrabiała" wrzucając prędkość chwilową typu over 60 km/h. Ale cały odcinek był przejechany z prędkością poniżej 30 km/h. Takie tam 27-29 km/h jak dobrze szło.
Jak faktycznie ustanawiałem swój rekord na tym odcinku to cholernie wiało i duże fragmenty jechałem pod 40 km/h. Tym razem nic takiego nie miało miejsca.
Średnia pewnie wychodziła coś koło 26 km/h. Może.
A teraz - dlaczego jest źle? Bo zmierzyło mi czas odcinka 7:26, podczas gdy był na pewno powyżej 8 minut. Jak to widać na wykresie Stravy Pawła, z którym jechałem i który mi nawet odjechał na końcu i go goniłem. Na pewno nie ma mowy o tym, abym przyjechał pół minuty przed nim. Skończyliśmy odcinek praktycznie równo. W jaki sposób Strava zrąbała pomiar czasu przejechania odcinka?
Jak to już nikomu nie wolno ufać... 🙁
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Jak stojąc w miejscu jedzie się 40km/h, to się nie ma co dziwić, że takie wyniki.
Na moje jechałeś ten segment z śr. prędkością tylko 24,3km/h.
Mechanical
Spotkaliśmy się na Kopance z Pawełem, żeby spokojnie pojeździć po męczącym weekendzie i szorstkim poniedziałku.
No i Pawłowi się znudziło jeżdżenie ciągle po tym samym i wyciągnął mnie na dalszy kawałek.
Niestety po drodze jest jakieś 300 może metrów takiego chamskiego szutru, w zasadzie to bardziej coś jak żużel. No masakra. Rozpędem jakoś tam się da wjechać, ale jak tylko stracisz rozpęd masakra. To jest tak niewygodne, że jak w zeszłym roku tam próbowaliśmy, to straciłem chyba 10 razy tyle czasu co reszta, a i tak niesamowicie sobie pourażałem piętę od jej podnoszenia.
Tym razem też nie miałem ochoty wywalić się na tak katastrofalne podłoże i po prostu zszedłem na trawkę i przetuptałem trawką.
Jadę dalej i kurczę czuję się jakbym miał buty do stepowania.
Krok-stuk. Krok-stuk.
Aaaaaacha... no to już chyba wiadomo czemu jakoś tak dziwnie się czuję: pięta puściła od tego chodzenia. Śrubka nie trzyma.
Poprosiłem Pawła o podtrzymanie i sprawdziłem: szyna po prawą piętą lata na wszystkie strony luźno.
No to teraz trzeba wrócić. Niestety po drodze jest znowu ten szuter...
Nie wpadło mi do głowy, ale Paweł wręcz palcem dokręcił śrubę i cokolwiek zmniejszył luz na niej. To może być bardzo istotne w temacie niewyrywania bloku z buta, jakby co.
Wracamy.
Szuter ciulowy jaki był.
Potem normalny, gładki asfalt.
Pierwsze kroki bardzo ostrożne, potem przekonałem się że w zasadzie szyna nigdzie się nie wybiera i podkręcilem prędkość jazdy, ale TYLKO na zasadzie płynności, bez jakiejkolwiek siły. Ponieważ wiatr był lekko w plecy wystarczało to do jechania momentami do 30 km/h. Średnio wyszło 26,5.
Pod koniec znowu stukało jak złe, więc przestawiłem się na jazdę bez odrywania nóg. Wali po udach strasznie, ale jakoś się z tym lepiej czułem.
Nie stukało.
W samochodzie dokręcenie zajęło parę minut, bo najpierw musialem odkręcić trzecie kółko. Tutaj układy typu triskate pokazują pazur, bo możesz się dobrać do śrub mocujących szyny bez potrzeby ruszania jakiegokolwiek koła.
Potem czasu już na wiele nie starczyło, odprowadziłem Pawła w pół drogi. A ponieważ wiedziałem, że to już koniec to nie oszczędzałem sił i wyjechałem się w dwa kilometry. Potem spokojny powrót.
Przygody, przygody. Ale bez łapania zająca, bez trwałych usterek. Widać, że trzeba "odnowić" kroplę kleju anaerobowego na śrubkach.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Raz jeździłem w rozkręconej szynie. Wydawało mi się, że łożysko stukało. Pojeździłem tak ze 20km, a na następnej jeździe przyjrzałem się dokładniej i nogi zmiękły jak zobaczyłem, że szyna luźno lata na tylnej śrubie. Dojechałem tak jeszcze z 4km. Da się.
🙂
Dla mnie już nie pierwszyzna.
Kiedyś na moim ŚP blogu opisywałem jak mi się to odkryło na Salwatorze przy starcie z Kolnej, gdzie po drodze jest konkretny zjazd z zakrętem, gdzie spokojnie się łapie cztery dychy o ile nie hamujesz. 😉
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wysłany przez: @andreee@tomcat
Fajnie masz, z Pawłem sobie trenujesz. Ciekawe jak to jest jeździć z najlepszym speedowcem w Polsce na treningach. Przejechałbym się raz 🙂
Akurat nie ten Paweł, ale nie narzekam. 🙂
Wygląda, ze każdy Paweł jest szybszy ode mnie, więc mogę się podciągać 😀
Trenować z PC daje radę sama czołówka Klubu. Samiusieńka.
Wczoraj wyskoczyłem na pół godziny na Błonia, bo akurat miałem okienko i z Błoń blisko na miejsce gdzie miałem kolejne spotkanie wieczorne.
Raz, że słabo z parkowaniem (strażacy miejscy łazili z metrem po mojej ulubionej uliczce i zakładali blokady, jak ktoś nie zostawił 1,5m, musiałem znaleźć inne miejsce), dwa, no... to co się działo to po prostu masakra. Ilość ludzi pieszo, rowerami, wózkami, rolkami, rowerami, pieszo, rowerami z przyczepka...
Komputer nie wyrabiał kalkulować na czas trajektorii ruchu.
W efekcie przez pół godziny udało się wcisnąć dwa rozpędzenia powyżej 30 km/h, z czego jedno pod górkę pod Juwenią - i z tego się naprawdę ucieszyłem. Bo kilka tygodni temu próbowałem tam gonić chłopaków i nie szło. Było za ciężko.
Z wiatrem na Focha starałem się nie łapać prędkości, bo było to za łatwe, a ludzie łazili i jeździli w każdą stronę, można było się nieźle wpakować.
Pod wiatr na 3 maja stwierdziłem, że wiatr jest za słaby, zdecydowanie. Gdyby był bardzo mocny, można byłoby coś popracować na prędkości do której bezpiecznie było się rozpędzić.
Więc w sumie wyszedł trening techniki w drugiej strefie. Nie ma co narzekać.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Wreszcie zaczyna się coś dziać.
Wczoraj w Węgrzcach pojeździliśmy coś i chociaż solidnie wiało, to dawało się pociągnąć mocno nawet i pod wiatr. I to nie kawałki po 100 metrów.
Pojawiło się uczucie, że można, że jest wytrzymałość. Siła trochę już też, ale przede wszystkim jak zaczynam używać siły, to nie jestem po pół minucie spompowany i najlepiej byłoby się położyć.
Jedyne z czym to wiążę to lepiej pilnowana dieta, kalorie i zrzucone ciut ponad 2kg. Tylko 2kg. Ciągle mam jeszcze +6 do "wagi startowej".
Mam dziwne wrażenie, że to nie jest kwestia tylko "wyjęcia cegły z plecaczka".
Różnica jest za duża.
Typowanie moje idzie w dwie strony:
1. Przeregulowanie hormonalne. Z jakiegoś powodu mój organizm lubi bywać głodny. Szkodzi mu bycie sytym. Syty to leniwy?
2. Mięśniom przeszkadza w spięciach przerastający je brązowy (termogeniczny) tłuszcz. Może te dwa kilo to spalone wystarczająco tego tłuszczu, aby poluzować ograniczenia na mięśniach?
Najwyraźniej muszę być na lekkim deficycie, aby dobrze działać. Warto zaznaczyć, że jak najbardziej pilnuję 1,6g białka na kg masy ciała. To plus trening i spalanie mięśni powinno być ograniczone. Jakieś jest zawsze - procesy anaboliczne i kataboliczne przebiegają zawsze i nigdy nie ustają.
Pytanie który przeważa.
Na razie takie krótkie podsumowanie: nie ma sensu bardzo pilnować się, aby nie spalić za dużo mięśni, albo szybko ich dużo budować. Nie działa.
Micha to podstawa.
No i technika. Technika znowu poszła do przodu, bo przez ostatnie miesiące to była jedyna nadzieja... to podkręca motywację do porzucania strefy komfortu i jazdy w ten sam sposób co zawsze.
Akurat w przypadku techniki to nie jest tak że "nowe kusi".
Nowe straszy. Jest trudne, może niebezpieczne. Przerażające.
Ale jak się ogarnie, daje skąd inąd, nowe możliwości. 🙂
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Minus trzy
Kilo 🙂
Tak niewiele, a ile to zmienia!
Wczoraj samotna walka z wiatrem na WTR. Zrobione 35 km w 1:35.
Ale nie czas jest ważny, tylko fakt że przejechałem, dojechałem, sam, bez wożenia się.
Wracając pod wiatr miałem jeden cel: nie dać się złapać! 🙂
Ekipa pojechała 5km dalej z wiatrem i potem mówili, że mnie zgarną. Wymiatacze w silnej grupie. Mówili, że jak już nie będę mógł to żebym sobie siadł, to mnie zgarną wracając.
Ale zawalczyłem i w efekcie pod samochodami czekałem na nich ponad 20 minut.
Miesiąc temu byłoby to niemożliwe!
Oprócz dramatycznego wzrostu wydolnosci bardzo pomogła doskonalona cały czas technika łyzwiarska z toru długiego. Dzięki niej mięśnie pracują w większości izometrycznie i można się dużo niżej złożyć. Jeśli krok jest bardzo długi to wisząca nogą ma czas się całkiem rozluźnić!
Dla mnie rewelacja!
A DP zostaję na szybsze, krótsze odcinki, bo kosztuje więcej siły.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
W końcu zacząłeś robić regularnie więcej kilometrów na rolkach. Rozjeździłeś się i wszedłeś w rytm. Ja bym tego już nie wypuszczał, choć sam znów czuję powolny spadek kondycji w lecie.
@pieta
Gdyby to wystarczało, to najwiekszy progres życia zrobiłbym w 2018, gdy przejechałem jakieś koszmarne tysiące kilometrów na rolkach. To było wtedy, gdy dołączyłem do projektu RED: Roll Every Day. 😀
A nie zrobiłem. Jeździłem dużo, ale byle jak 🙂
Wczoraj zapuściłem na sesji biegowej pierwszy raz od lat interwały plus sprinty pod górę. Uznałem, że już na tyle się rozbiegałem, że nie zrobię sobie krzywdy.
Dało rady zrobić dziesięć powtórzeń 30 sekund full out na 30 sekund w truchcie, ale po tym wszystkim prawie wyłączyli światło... Przez kolejne pięć minut ledwo szurałem nogami. Akurat wystarczyło czasu/dystansu do wypoczęcia przed sprintami pod górę. Takie sprinty sa typowo na siłę. Jak kiedyś mnie niszczyły bóle kolan to te sprinty były na nie lekarstwem, bo mobilizowały czwórki, które bilansowały za duże napięcie od pasma biodrowo-piszczelowego, którego nie byłem w stanie rozluźnić.
Nie ma to jak popracować z fizjoterapeutami i wyleczyć się. 🙂
Interwały są bardzo skuteczne do podbicia wydolności anaerobowej i jeśli wydolność tlenowa zaczyna powoli wracać na jakiś zauważalny poziom, to teraz pora na beztlen, żeby nie padać na pysk po byle dogonieniu pociągu.
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
"Biegnąc pod górę wzmacniamy się, biegnąc w dół wyniszczamy" czy jakoś tak.
Tylko nie roll every day 🙂 Szyszkownik dobrze mówił, że najważniejsza regeneracja.
A interwały najlepsze. Dużo tam endorfin spotykam.
Wczorajsza połówka z Pawłem okazała się być pierwszą od niepamiętnych czasów, która NIE wykończyła mnie ani na trasie, ani na koniec.
Owszem, było bezwietrznie, ale po prostu tak dobrze się jechało, że to szok po prostu!
Owszem, średnia z odcinków to tylko powyżej 26 km/h, ale nie od razu Rzym zbudowano 🙂 Ważniejsze jest, że jadę, a nie ciągnę się jak smród po gaciach! 😀
I jadąc nie zajeżdżam się 😉
Do poprawionej formy doszedł jeszcze jeden element: nowe skarpety Iguana z Martesa. Takie szare, sprzedawane w trzypadku, bawełna z jonami srebra, nie a cienkie, ale nie grube. Okazało się, że są idealnej grubości, żeby wypełnić buta bez miażdżenia stopy. 🙂
W cieńszych musialem dopinać za mocno jeden ząbek i to było o jeden ząbek za daleko. W grubszych stopy zdychały i bez zapinania.
Stopa siedzi mocno, nie suwa się na boki. Extra! Customy to lubią 😉
Przyzwyczaiłem się do 4x110 i świetnie mi się na nich jeździ. Pewnie po Widawie sprawdzę raz czy dwa jak czuć na 3x125, bo mam wkręconego transformera TR5, więc od mojego humoru zalezy ile i jakie duże kółka wkręcę 😀
Dzisiaj jest 4x110, jutro może być 3x125, pojutrze może być znowu 110. Bez dotykania szyny 😀
Waga cały czas -3, no może -3.3. 🙂
Hormony wreszcie wyregulowane, mogę nie jeść 16 godzin i nie ma bólu głowy, ani zjazdów energii.
Tegom chciał! 😀
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
Hm...
Fajnie ze wchodzi coś nowego w segmencie semi race. I to od RB. I w carbonie!
Ale BOA?!... no nie wiem...
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
No i załapałem się kolejny raz do Bluetrain. 🙂
Tylko że... tym razem plan to jest utrzymanie się w pociągu do pierwszego zakrętu, czyli jakieś całe 3-4 kilometry.
Czemu?...
Pascal celuje doprowadzić pociąg w 1:15...
Oh boy...
Może zrobimy jakiś mały niebieski subpociąg 😉
W załączonym filmie zamieszczono lokowanie Tomcata 🙂
https://www.instagram.com/reel/CvJmYOAqkUN/?utm_source=ig_web_copy_link&igshid=MzRlODBiNWFlZA==
- Dziś robimy czego innym się nie chce, a jutro czego inni nie potrafią.
-
Zawody rolkowe 2024
2 miesiące temu
-
Zawody rolkowe 2023
6 miesięcy temu
-
Kicking Asphalt 2022
1 rok temu
Ostatni post: Kicking Asphalt 2k23 Najnowszy użytkownik: dorinebrewer36 Ostatnie posty Nieprzeczytane Posty Tagi
Ikony forów: Forum nie zawiera nieprzeczytanych postów Forum zawiera nieprzeczytane posty
Ikony wątków: Bez odpowiedzi Odwpowiedzi Aktywny Gorący Przyklejony Niezaakceptowany Rozwiązany Prywatny Zamknięte